Co mówi Duch Święty do Kościoła w Polsce?

Apostoł Paweł więziony w Rzymie zdaje sobie doskonale sprawę, że zbliża się czas jego odejścia z tego świata. W 67 roku po Chr. pisze swój ostatni list. Jest to jego duchowy testament. Kieruje go do swojego wieloletniego towarzysza podróży i wiernego przyjaciela. To Paweł ustanowił Tymoteusza biskupem w Efezie. W tym ostatnim piśmie przypomina mu, że Bóg dał chrześcijanom Ducha Świętego: „Albowiem nie dał nam Bóg Ducha bojaźni, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2Tm 1,7). Ducha Świętego otrzymaliśmy najpierw podczas sakramentu chrztu świętego. To On sprawił, że staliśmy się dziećmi Boga. Zstąpił na nas także podczas sakramentu bierzmowania, czyli umocnienia. Ducha Pana umacnia wierzących do mężnego wyznawania wiary i postępowania według jej zasad. Przychodzi nie tylko z siedmioma darami, które znamy z katechizmu, ale także z innymi przejawami Jego delikatnej obecności. Domeną działania Ducha Świętego są trzy sfery: moc, miłość i myślenie.

Duch mocy

Otrzymaliśmy Ducha, który jest mocą (gr. dynamis) potężniejszą niż dynamit. Jest to moc do zerwania więzów grzechu i do czynienia dobra. Moc przejawiająca się w znakach i cudach. Gdy Jezus przyjął znak obecności w Nim Ducha podczas chrztu w Jordanie, rozpoczął swą działalność pełną cudownych znaków. Gdy apostołowie otrzymali Ducha w dniu Pięćdziesiątnicy, wyruszyli z misją głoszenia dobrej nowiny, potwierdzając jej treść uzdrowieniami i uwolnieniami spod wpływu złych duchów. Podobnie wszyscy wierzący w Chrystusa we chrzcie i bierzmowaniu otrzymują Ducha mocy.

Święty Jan Chryzostom w homilii do Pierwszego Listu do Koryntian pisał: „Skądże więc ci, którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu – skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi – skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my głosząc Jego imię, mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć?” (Jan Chryzostom, Hom. 4,4).

Oczywiście, że byłoby szaleństwem tak myśleć. Apostołowie jednak doskonale wiedzieli, skąd płynie ich moc. Własne doświadczenie przekonało ich, że Ten, który pokonał śmierć, dotrzymuje obietnic. Obiecał, że zmartwychwstanie i obietnicy dotrzymał. A potem obiecał im moc z wysoka, więc nie ma powodu wątpić w to, że ją otrzymają

To właśnie powstanie Jezusa z martwych oraz Jego ukazywanie się uczniom leżą u źródeł mocy, z jaką głosili dobrą nowinę o zbawieniu. Byli przekonani do tego stopnia o tym, że Jezus żyje, iż nie wahali się oddać życia za tę prawdę. Spośród Dwunastu (nie licząc Judasza, za to licząc Macieja wybranego na jego miejsce) jedynie Jan zmarł śmiercią naturalną. Wszyscy pozostali apostołowie oddali życie, ponosząc męczeńską śmierć i świadcząc w ten sposób o zmartwychwstaniu Chrystusa. Sam Jan również cierpiał prześladowania na wyspie Patmos. Bardzo trudno byłoby przyjąć tezę, iż ktoś „lekką ręką” oddaje życie za prawdę, co do której nie ma (subiektywnej przynajmniej) pewności. Apostołowie byli więc przekonani co do zmartwychwstania Chrystusa i dlatego nie wahali się ryzykować najwyższej ceny.

Sam Paweł poświadcza, że i on widział Zmartwychwstałego. Najpierw Chrystus ukazał się Piotrowi, potem Dwunastu, następnie grupie liczącej więcej niż pięciuset mężczyzn, Jakubowi, znów apostołom, a ostatecznie jemu samemu jako „poronionemu płodowi” (1Kor 15,8). Język apostoła narodów jest cięty jak brzytwa! Ten, który został wezwany przez Boga już od łona swej matki (Ga 1,15–16), jest płodem poronionym, narodzonym jako martwy. Właśnie jako martwy prześladował Kościół, nie znając drogi zbawienia. Na szczęście został ożywiony przez spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym, którego pamięć daje mu moc do bezkompromisowego głoszenia czystej prawdy ewangelii.

Duch miłości

Otrzymaliśmy także Ducha miłości, którą Grecy określali mianem agape. Tej najczystszej, bo będącej odbiciem miłości, którą jest sam Bóg. Jezus okazywał miłość w sposób bardzo zróżnicowany. Gdy spotykał ludzi dobrej woli, ludzi, którzy się nawracali i chcieli żyć blisko Boga, okazywał im swoją czułość i delikatność. Nawracającej się cudzołożnicy mówił: „Ja cię nie potępiam” (J 8,11), i żeby jej nie zawstydzić, nie patrzył jej w oczy, lecz pisał palcem po ziemi. Garnących się do słuchania Jego nauki mówił: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,37). Brał w objęcia dzieci i błogosławił je. Uzdrawiającym dotykiem przywracał zdrowie chorym i słabym. Gdy spotykał ludzi wahających się w zdecydowanym kroczeniu drogą Bożą, napominał ich, stawiając wymagania. Mówił im: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9,23). Młodemu człowiekowi, przywiązanemu do swych bogactw, nakazał: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz, a potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10,21). Innych napominał: „Kto przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa niebieskiego” (Łk 9,62). Gdy natomiast Jezus spotykał na swej drodze ludzi złej woli, obłudników i hipokrytów, nie wahał się sięgać po bardzo ostre napomnienia: „jesteście podobni do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa” (Mt 23,27) lub „Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?” (Mt 23,33). Gdy trzeba było, Jezus okazywał swą miłość z biczem w ręku (Mt 21,12-17; Mk 11,15-19; Łk 19,45-46; J 2,13-22). Jezus bowiem nie mylił miłości z naiwnością.

Duch Święty przekształca naszą niedoskonałą miłość w miłość agape. Agape zasadza się na tym rodzaju miłości, który Grecy określali terminem filia. Doskonale widać to na przykładzie dialogu Jezusa z Piotrem w scenie nadania prymatu. Kiedy Jezus po raz pierwszy i po raz drugi zadaje Piotrowi pytanie: „Szymonie, synu Jana, czy miłujesz mnie?” (J 21,15.16), ewangelista sięga po grecki czasownik agapan. Miłość agape jest bowiem najbardziej czysta, subtelna i bezinteresowna. Jest zdolna do ogromnych poświęceń. Nawet do ofiary z życia. Odpowiadając Jezusowi, Piotr jest świadomy swojego problemu. Nie odważa się szafować deklaracjami, które mogą okazać się bez pokrycia, używa więc terminu filein, który oznacza raczej przyjaźń natury emocjonalnej. Agapeto akt woli: kocham, bo chcę kochać i świadomą decyzją tę miłość wybieram. Filia to raczej akt emocjonalny: kocham, bo jestem bardzo z tobą związany uczuciowo i bardzo wiele dla mnie znaczysz. Piotr znał siebie na tyle, iż bez wahania mógł powiedzieć, że emocjonalnie gotów jest na wszystko dla Jezusa. Zapewniał go przecież kiedyś, iż odda za Niego Życie. Jednak w chwili próby nic z tych zapewnień nie wyszło. Dlatego teraz jest mądrzejszy. Zna swoją słabą wolę, która w tym czasie nie jest jeszcze gotowa do miłości agape. I Jezus szanuje szczerość Piotra. Dlatego, gdy po raz trzeci pyta go o miłość, używa terminu filein. Akceptuje obecny etap duchowego rozwoju apostoła z nadzieją, że dzięki Duchowi Świętemu Piotr coraz bardziej będzie uczył się miłości agape.

Duch kształtujący myślenie

Wierzący w Chrystusa otrzymali wreszcie Ducha, który kształtuje chrześcijańskie myślenie. Wiele darów i charyzmatów dotyczy sfery myślenia: mądrość, rozum, rada, rozeznawanie duchów, dar mądrości, poznania, nauczania… Warto przyjrzeć się Pawłowemu wezwaniu: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu” (Rz 12,2). Przemiana to metamorphōsis. Metamorfoza w języku greckim oznacza bardzo szczególną przemianę. Gdy gąsienica przestaje przyjmować pokarm, po pewnym czasie zrzuca oskórek i przybiera nieruchomą formę. Choć na zewnątrz wygląda na martwy organizm, to jednak wewnątrz wykluwa się nowe życie. Gdy jest już w pełni ukształtowane, zeschły kokon otwiera się i wyfruwa z niego przepiękny, kolorowy motyl. Właśnie na tym polega metamorfoza umysłu: moje czysto ludzkie, często nie przynoszące życia myśli zostają zastąpione życiodajnymi, pięknymi, kolorowymi myślami Boga, które niczym motyl wyfruwają w górę, by wznieść umysł ku Panu.

Duch Święty w działaniu

Ważne jest, aby wszystkie trzy sfery – moc, miłość, myślenie – były rozwijane równocześnie. Kto zatrzymuje się jedynie na mocy i na przykład wciąż wyszukuje w Internecie, gdzie odprawiona zostanie kolejna msza o uzdrowienie, aby żadnej nie opuścić, ten naraża się na głoszenie „ewangelii sukcesu”. Może się okazać, że bardziej poszukuje darów niż Dawcy. Jezus przestrzegał, że nawet ci, którzy wyrzucali złe duchy, mogą usłyszeć od Niego: „Nigdy was nie znałem”.

Niektórzy ograniczają swe chrześcijaństwo jedynie do czynów miłości. Pracują w hospicjach, udzielają się w Caritasie, zostają wolontariuszami. Czynią wiele dobra, jednak przecież nie trzeba wierzyć w Chrystusa, by być filantropem. Inni zawężają wiarę do momentu intelektualnego. Przesiadują w bibliotekach, czytają opasłe tomy teologiczne, poszukują coraz to nowych, bardziej wymyślnych, a czasem karkołomnych hipotez. Taka postawa – przy pominięciu mocy Ducha i miłości wobec innych – jest zagrożona gnozą. Duch Święty pragnie zapewnić mi równomierny wzrost. Wzrost w przejawach Jego mocy, praktykowaniu miłości i głębszym poznaniu Boga i Jego woli.

Nakreślono powyżej nowotestamentalne tło teologiczne dla hasła roku duszpasterskiego, w którym pogłębiamy naszą znajomość działania Ducha Świętego. Teologię należy jednak przełożyć na praktykę życia Kościoła. Dlatego poniżej zatrzymano się na kilku zaledwie wyzwaniach, przed którymi stają polscy duszpasterze. O niektórych z nich wypowiedziała się już jasno Konferencja Episkopatu Polski. Prace nad innymi jeszcze trwają.

Spowiedź furtkowa

Oświadczenie KEP w sprawie tzw. spowiedzi furtkowej wydano już kilka lat temu, niemniej jednak w niektórych środowiskach sprawa wciąż nie doczekała się dostatecznego wyjaśnienia. Przyczyną ludzkich cierpień może być niekiedy bezpośredni wpływ złego ducha. Nowy Testament nie różnicuje siły tego wpływu, gdyż bywa on zazwyczaj określany jednym terminem – daimonidzomai, czyli „być pod wpływem demona”.  Dopiero teologowie średniowieczni dokonali odpowiednich rozróżnień i mówili o czterech stopniach oddziaływania złego ducha na człowieka: temptatio („pokusa”), tormentatio(„dręczenie”), obsessio („obsesja”) i possessio („opętanie”). Z bezpośrednim wpływem złego ducha na człowieka mamy zazwyczaj do czynienia w związku z okultyzmem pod wszelkimi postaciami. Przestrzega przed nim Katechizm Kościoła katolickiego:

Należy odrzucić wszystkie formy wróżbiarstwa: odwoływanie się do Szatana lub demonów, przywoływanie zmarłych lub inne praktyki mające rzekomo odsłaniać przyszłość. Korzystanie z horoskopów, astrologia, chiromancja, wyjaśnianie przepowiedni i wróżb, zjawiska jasnowidztwa, posługiwanie się medium są przejawami chęci panowania nad czasem, nad historią i wreszcie nad ludźmi, a jednocześnie pragnieniem zjednania sobie ukrytych mocy. Praktyki te są sprzeczne ze czcią i szacunkiem – połączonym z miłującą bojaźnią – które należą się jedynie Bogu.Wszystkie praktyki magii lubczarów, przez które dąży się do pozyskania tajemnych sił, by posługiwać się nimi i osiągać nadnaturalną władzę nad bliźnim – nawet w celu zapewnienia mu zdrowia – są w poważnej sprzeczności z cnotą religijności. Praktyki te należy potępić tym bardziej wtedy, gdy towarzyszy im intencja zaszkodzenia drugiemu człowiekowi lub uciekanie się do interwencji demonów. Jest również naganne noszenie amuletów. Spirytyzmczęsto pociąga za sobą praktyki wróżbiarskie lub magiczne. Dlatego Kościół upomina wiernych, by wystrzegali się ich. Uciekanie się do tak zwanych tradycyjnych praktyk medycznych nie usprawiedliwia ani wzywania złych mocy, ani wykorzystywania łatwowierności drugiego człowieka (2116-2117).

Przestrogi te bazują na tekstach biblijnych, w których zawarto zakaz wymienionych wyżej praktyk lub ukazano ich zgubne skutki (Pwt 13,2; 11,28; 18,10-15; Kpł 19,26.31; 20,6.27; 2Krl 9,22;17,17; 21,6; 1Sm 15,23; Mdr 12,4; Iz 44,25; Jr 27,9; 29,8; Mi 5,11; Dz 16,16; Ap 21,8;22,15). W tzw. spowiedzi furtkowej koncentruje się właśnie na tych zagrożeniach. Stanowi ona często formę synkretyzmu, polegającego na łączeniu sakramentu pokuty z elementami psychoterapii i egzorcyzmu. Te trzy elementy należy wyraźnie od siebie oddzielić. Nadużyciem jest wprowadzanie w ryt sakramentu pokuty modlitwy o uwolnienie, a także przekształcanie spowiedzi w sesje terapeutyczną. Poza tym w praktyce takiej spowiedzi często koncentruje się na grzechach wyznanych wcześniej i odpuszczonych, a teraz jedynie wraca się do nich, by „zamknąć furtki” działania złego ducha. Tego typu innowacje wprowadzane do rytu sakramentalnego są jego wyraźnym naruszeniem.

Uzdrowienie międzypokoleniowe

Przejdźmy teraz do kwestii uzdrowienia międzypokoleniowego. Są tacy chrześcijanie, którzy utrzymują, że grzeszne życie moich przodków może skutkować bezpośrednim wpływem złych duchów na mnie. Zwolennicy takich tez powołują się na zapowiedź Bożej kary „do trzeciego i czwartego pokolenia” (Wj 20,5) i zachęcają do modlitwy o zerwanie demonicznych więzów, które łączą mnie z moimi krewnymi. Zachęcają do rozrysowania drzewa genealogicznego i modlitwy o każdą osobę w nim występującą. Postawa taka jest błędna z kilku powodów. Po pierwsze, sam Bóg podważa jej słuszność w słowach zapisanych w Księdze Ezechiela: „Pan skierował do mnie następujące słowa: ‘Z jakiego powodu powtarzacie między sobą tę przypowieść o ziemi izraelskiej: Ojcowie jedli zielone winogrona, a zęby ścierpły synom? Na moje życie – wyrocznia Pana. Nie będziecie więcej powtarzali tej przypowieści w Izraelu’” (Ez 18,1-3). Po drugie, zapowiedź kary do trzeciego lub czwartego pokolenia nie dotyczy przekazywania „demonów” poprzez akt poczęcia i narodzin. Owszem, istnieją pewne choroby i skłonności dziedziczne (i trzeba się modlić o ich uzdrowienie), ale nie ma w Biblii mowy o tym, że chodzi o przekazywanie złego ducha z rodzica na dzieci! Znów owe choroby i skłonności dziedziczne winny być zbadane i leczone przez medycynę i psychologię, a także przez modlitwę o uzdrowienie, ale nie uwolnienie spod wpływu złych duchów. I modlić się należy za osoby żyjące doświadczające owych problemów, a nie za zmarłych przodków, „odcinając” ich duchowy wpływ. Zmarłym należy się modlitwa o wieczne zbawienie.

Po trzecie, Biblia wspomina o trzecim i czwartym pokoleniu, bo w naturalnym biegu naszego życia zazwyczaj mamy kontakt z naszymi rodzicami, dziadkami i co najwyżej pradziadkami (a więc cztery pokolenia). Jeśli mieszkamy z nimi pod jednym dachem lub mamy częsty kontakt z naszymi starszymi krewnymi, którzy są uwikłani w sytuacje grzechowe (alkoholizm, przeklinanie, kłótliwość, wróżby, mataczenie, oszustwa itp.), to wszystkie te sytuacje mają na nas negatywny wpływ; jest to jednak zupełnie naturalny wpływ na osobę, która znalazła się w trudnym środowisku, nie zaś bezpośredni wpływ demoniczny.

Po czwarte wreszcie, przyjmowanie tezy o bezpośrednim wpływie złych duchów przechodzących z pokolenia na pokolenie jest – jak w wypadku przekleństw – podważaniem skuteczności chrztu, złączonego przecież z egzorcyzmem. Nauka Kościoła jest w tym względzie niezwykle wyrazista:

Chrzest nie tylko oczyszcza ze wszystkich grzechów, lecz także czyni neofitę ‘nowym stworzeniem’ (2 Kor 5, 17), przybranym synem Bożym, który stał się ‘uczestnikiem Boskiej natury’ (2 P 1, 4), członkiem Chrystusa, a z Nim ‘współdziedzicem’ (Rz 8, 17), świątynią Ducha Świętego (KKK 1265).

Chrzest odpuszcza wszystkie grzechy, grzech pierworodny i wszystkie grzechy osobiste, a także wszelkie kary za grzech. W tych, którzy zostali odrodzeni, nie pozostaje więc nic, co mogłoby przeszkodzić im w wejściu do Królestwa Bożego, ani grzech Adama, ani grzech osobisty, ani skutki grzechu, wśród których najcięższym jest oddzielenie od Boga (KKK 1263).

Pentekostalizacja

Coraz częściej słyszy się o zagrożeniach płynących ze zjawiska określanego mianem pentekostalizacji. W tym miejscu nie podejmujemy się oceny tego zjawiska, lecz jedynie sygnalizujemy żywotną dla Kościoła kwestię. Trzeba przyznać, że teologowie i duszpasterze przyjmują wobec niego wręcz skrajne postawy. Ks. prof. Andrzej Kobyliński z UKSW widzi w nim ogromne zagrożenie: „Jednym z ważnych wymiarów globalnego procesu pentekostalizacji chrześcijaństwa są jego implikacje etyczne. Niestety, działalności liderów wspólnot i ruchów religijnych nie regulują dzisiaj de facto jakiekolwiek kodeksy etyczne. W konsekwencji dość często w wielu krajach dochodzi do tego, że niektórzy liderzy religijni przejmują władzę psychiczną nad członkami swoich wspólnot, stosują niedozwolone środki psychomanipulacji, niesprawdzone bądź fałszywe treści religijne przekazują jako pewne i prawdziwe, ograniczają indywidualną wolność swoich wyznawców i zbyt głęboko wpływają na ich osobiste decyzje” (etyczne aspekty współczesnej pentekostalizacji chrześcijaństwa, Studia Philosophiae Christianae 50 (2014) 3, 124).

Odmiennego zdania jest znany egzorcysta ks. Aleksander Posacki SJ: „Samo to okropne, pogardliwe, technokratyczne słowo „pentekostalizacja” (pisane profanicznie z małej litery) zakłada jakiś radykalny, dogmatyczny sceptycyzm lub nawet sugeruje jakieś zło. Zakłada raczej arbitralnie i bez dowodów, że nie ma w tym zjawisku DUCHA ŚWIĘTEGO, ale raczej chodzi o jakąś przesadę, iluzję, błąd, herezję czy nawet wyraźny grzech. A jeśli chodzi tu jednak o Ducha Świętego, który nie tyle chce rozbijać co ożywić martwy często Kościół? Co wtedy? Czy nie będzie to programowe gaszenie ducha? Ponadto „spiritus flat ubi vult”, a to na pewno zagraża ludzkiej kontroli i władzy” (www.radioprofeto.pl/aktualnosci, 2850.html).

Podsumowanie

W roku duszpasterskim, w którym coraz bardziej pragniemy poznawać rolę Ducha Świętego w życiu chrześcijanina uświadamiamy sobie, że Duch ten przejawia się w trzech obszarach: mocy, miłości i chrześcijańskiego myślenia. Wszystkie trzy winny być rozwijane jednocześnie, bez zbytniej koncentracji na jednej tylko z nich. Otwierając serca na nowy powiew Ducha, Kościół w Polsce jest także świadomy wyzwań, jakie przed nim stają. Zagrożenia z nich płynące można przezwyciężyć między innymi dzięki mądrej współpracy z łaską Ducha, którego otrzymaliśmy w sakramentach chrztu i bierzmowania.