Jak biblista z biblistą

To był wrzesień 2001 roku. Zjazd Biblistów Polskich odbywał się w tym roku w Gnieźnie. Właśnie ukończyłem studia na Papieskim Instytucie Biblijnym w Rzymie i zostałem zaproszony na sympozjum. Ostatniego dnia spotkania organizatorzy zachęcili, by włączyć się w przygotowanie księgi pamiątkowej dla bp. prof. Mariana Gołębiewskiego. Szczerze mówiąc nie wiedziałem, kto to, ale wiedziałem, że będę potrzebował publikacji, jeśli myślę w przyszłości o habilitacji. Artykuł ukazał się rok później w książce Stworzył Bóg człowieka na swój obraz (red. W. Chrostowski, Warszawa 2002). Dwa lata po publikacji księgi, dokładnie w dniu mojego kolokwium habilitacyjnego, Arcybiskup Metropolita Wrocławski Marian Gołębiewski zaprosił mnie do swego mieszkania i zaproponował, bym został Jego sekretarzem.

Pełniąc tę funkcję przez dekadę, setki razy miałem okazję słuchać interesujących historii i osobistych wspomnień Księdza Arcybiskupa. Niektóre dotyczyły czasów Jego dzieciństwa przypadającego na lata II wojny światowej, inne były opowieściami o studiach we Włocławku, zagranicznych wojażach czy pracy duszpasterskiej w różnych ośrodkach i środowiskach. Każda z nich wprowadzała w nowy, fascynujący świat, mnie osobiście wtedy nieznany. Było jednak coś, co było mi bliskie: Papieski Instytut Biblijny w Rzymie. Studiowałem na tej samej uczelni. Nasze wspomnienia związane z pomarańczowym budynkiem w centrum Wiecznego Miasta czasowo oddalone były o trzydzieści lat. A jednak o uczelni i Biblii dyskutować mogliśmy godzinami każdego dnia…

Kierunek Rzym

Ks. Marian Gołębiewski wyruszył na rzymskie studia w 1969 roku. Było to niedługo po tym, gdy w 1968 roku, po trzyletnich studiach na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, otrzymał licencjat teologii na podstawie pracy „Ewolucja prawa jubileuszu (Kpł 25)”, pisanej pod kierunkiem ks. prof. Stanisława Łacha. Przez wiele lat wyjazd do Włoch był niemożliwy z powodu ciągłych odmownych decyzji władz co do wydania paszportu. Gdy w końcu udało się paszport uzyskać, Ksiądz Gołębiewski rozpoczął studia w Papieskim Instytucie Biblijnym, gdzie zdobył najpierw licencjat, a potem doktorat nauk biblijnych. Jak wyglądały te lata? Czym było Biblicum w tamtym czasie na mapie rzymskich i światowych uczelni? Jakie postacie kształtowały profil uczelni? Na jakim etapie była wówczas katolicka biblistyka? Jak wyglądało życie studenckie?

Papieski Instytut Biblijny, mieszczący się przy via della Pilotta 25 w Rzymie został założony 7 maja 1909 roku przez papieża Piusa X. Ojciec Święty powierzył pieczę nad uczelnią Towarzystwu Jezusowemu, ale bezpośrednio podlega ona Stolicy Apostolskiej. W zamyśle założyciela instytut jest wyższą uczelnią zajmującą się badaniami nad Pismem Świętym oraz dziedzinami pomocniczymi dla biblistyki i teologii biblijnej. Początkowo przygotowywała do egzaminu do stopnia licencjusza, który studenci zdawali przed Papieską Komisją Biblijną, ale w 1928 roku Pius XI przyznał jej niezależność od wspomnianej Komisji, zezwalając także na przyznawanie tytułu doktora nauk biblijnych.

Co na uczelni?

Ksiądz Marian Gołębiewski rozpoczął studia na Biblicum w 1969 roku. W tym też czasie zakończył swoją kadencję na stanowisku rektora P. MacKenzie, obejmując posadę redaktora naczelnego czasopisma „Biblica”. Nowym rektorem uczelni został późniejszy kardynał Mediolanu, Carlo M. Martini SJ. Urząd piastował przez dziewięć lat, a więc przez cały okres pobytu w Rzymie dzisiejszego Jubilata. Wicerektorem wybrany został prof. Luis Alonso Schökel. Te dwie postacie, w łączności ze znakomitym gronem profesorskim, przez lata nadawały kształt i dodawały dynamiki studiom biblijnym nie tylko na samej uczelni, ale – przez publikacje i wykłady – oddziaływały na biblistykę światową. A trzeba zwrócić uwagę, że był to czas posoborowy, kiedy idee Vaticanum II, łącznie z tymi zapisanymi w „Lumen gentium”, zaczynały dopiero przedzierać się do świadomości duchowieństwa i wiernych. Rola biblistyki była więc w tym względzie nie do przecenienia.

W skład grona wykładowców Papieskiego Instytutu Biblijnego w latach 1969-1976 wchodziło wiele znakomitości, których biblistom czy teologom biblijnym przedstawiać nie trzeba. Był wśród nich światowej sławy belgijski jezuita Ignace de la Potterie, współautor znanego na całym świecie „Słownika teologii biblijnej”; Maurice Gilbert, belgijski jezuita, późniejszy członek Papieskiej Komisji Biblijnej, o. José Callaghan, Katalończyk, który pobudził umysły qumranologów swoją tezą o fragmencie Ewangelii Marka, który rzekomo znaleźć miał się wśród manuskryptów znad Morza Martwego i wielu innych.

Czas studiów ks. Mariana Gołębiewskiego na Papieskim Instytucie Biblijnym stał się okazją do słuchania wykładów i osobistych kontaktów z najwybitniejszymi biblistami świata katolickiego. Różne nurty w podejściu do egzegezy, urozmaicone spojrzenia teologów wywodzących się z różnych krajów, wciąż żywe dyskusje nad publikowanymi manuskryptami qumrańskimi, kontakt z nową specjalistyczną literaturą – wszystko to musiało kształtować umysły studentów z niezwykłą siłą. Cały ten czas, to okres pełnienia funkcji rektora przez o. Carlo Marię Martiniego, któremu udało się opracować nowe statuty (zmodyfikowane w myśl dokumentów soborowych), oraz znacznie rozwinąć działalność filii jerozolimskiej, a także nawiązać stałą współpracę z Uniwersytetem Hebrajskim, która owocuje do dnia dzisiejszego. Warto wspomnieć, że w 1972 roku Martini został wysłany jako delegat uczelni na doroczne Sympozjum Biblistów Polskich (dziś Stowarzyszenie Biblistów Polskich) do Krakowa, gdzie został przyjęty przez kard. Wojtyłę, który nie stracił go z oczu – aż do nominacji na pasterza Mediolanu.

Po przyjeździe do Rzymu (przez Francję) ks. Gołębiewski zamieszkał w Papieskim Instytucie Polski przy via Pietro Cavallini 38. Dom powstał z inicjatywy św. Józefa Sebastiana Pelczara. Ponieważ Instytut Polski powstawał w czasie, gdy naszej ojczyzny nie było na mapie Europy, ułatwiał od swych początków kontakt polskiego duchowieństwa ze Stolicą Apostolską bez pośredników. Choć dom ten był w zamyśle przede wszystkim miejscem, w który mogli zatrzymać się przybywający do Rzymu polscy biskupi, bardzo szybko stał się także domem studenckim. Z natury rzeczy – obok Papieskiego Kolegium Polskiego przy piazza Remuria 2a – do dziś stanowi kuźnię naukowych kadr polskich uczelni teologicznych. W latach 1958 – 1987 rektorem domu był ks. F. Mączyński, pochodzący – podobnie jak abp Gołębiewski – z diecezji włocławskiej.

Lingwistycznie

Ponieważ ks. Marian Gołębiewski przed przybyciem do Rzymu odbył studia specjalistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (1966-1969), o. Stanislas Lyonnet SJ, przyjmujący kandydata na Biblicum, na bazie indeksu zaliczył mu kilka przedmiotów, których ten nie musiał powtarzać. Sam. o. Lyonnet cieszył się z kontaktów z Polakami, których chętnie przyjmował na swoje seminarium. Powód był bardzo prosty: jego patronem był św. Stanisław Kostka. Jednak pomimo zaliczenia kilku materii, studia i tak wymagały nie lada wysiłku, również lingwistycznego. Niektóre z wykładów odbywały się po łacinie, inne po włosku i angielsku. Jako lektoraty zaliczyć trzeba było do doktoratu dwa współczesne języki obce. Ks. Gołębiewski operował sprawnie wszystkimi czterema językami kongresowymi, a przez pewien czas poznawał także hiszpański. Dodać trzeba, że studium lingwistyczne to zdobywanie na Biblicum zwykłego narzędzia pracy. Aby czytać Biblię w oryginale, każdy student zaliczyć musiał kursy hebrajskiego, aramejskiego, greckiego i jednego (z jedenastu do wyboru) antycznego języka starożytnego Bliskiego Wschodu. W przypadku Jubilata był to język arabski. Dopiero po uzyskaniu wystarczającej znajomości tych języków można było owocnie uczestniczyć w wykładach egzegetycznych.

Ponieważ Instytut Polski powstawał w czasie, gdy naszej ojczyzny nie było na mapie Europy, ułatwiał od swych początków kontakt polskiego duchowieństwa ze Stolicą Apostolską bez pośredników. Choć dom ten był w zamyśle przede wszystkim miejscem, w który mogli zatrzymać się przybywający do Rzymu polscy biskupi, bardzo szybko stał się także domem studenckim. Z natury rzeczy – obok Papieskiego Kolegium Polskiego przy piazza Remuria 2a – do dziś stanowi kuźnię naukowych kadr polskich uczelni teologicznych. W latach 1958 – 1987 rektorem domu był ks. F. Mączyński, pochodzący – podobnie jak abp Gołębiewski – z diecezji włocławskiej.

Ponieważ ks. Marian Gołębiewski przed przybyciem do Rzymu odbył studia specjalistyczne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (1966-1969), o. Stanislas Lyonnet SJ, przyjmujący kandydata na Biblicum, na bazie indeksu zaliczył mu kilka przedmiotów, których ten nie musiał powtarzać. Sam. o. Lyonnet cieszył się z kontaktów z Polakami, których chętnie przyjmował na swoje seminarium. Powód był bardzo prosty: jego patronem był św. Stanisław Kostka. Jednak pomimo zaliczenia kilku materii, studia i tak wymagały nie lada wysiłku, również lingwistycznego. Niektóre z wykładów odbywały się po łacinie, inne po włosku i angielsku. Jako lektoraty zaliczyć trzeba było do doktoratu dwa współczesne języki obce. Ks. Gołębiewski operował sprawnie wszystkimi czterema językami kongresowymi, a przez pewien czas poznawał także hiszpański. Dodać trzeba, że studium lingwistyczne to zdobywanie na Biblicum zwykłego narzędzia pracy. Aby czytać Biblię w oryginale, każdy student zaliczyć musiał kursy hebrajskiego, aramejskiego, greckiego i jednego (z jedenastu do wyboru) antycznego języka starożytnego Bliskiego Wschodu. W przypadku ks. Gołębiewskiego był to język arabski.

W 1970 roku władze Biblicum wprowadziły normy zwane „Ordinationes”, które regulowały formę ukończenia curriculum „ad licentiam” i „ad doctoratum”. Celem uzyskania stopnia licencjusza nauk biblijnych studenci mogli wybrać jedną z dwu proponowanych form: albo czterogodzinny egzamin pisemny, albo pracę dyplomową. Egzamin pisemny obejmował materiał z czterech – wybranych przez studenta – spośród dwunastu kursów egzegetycznych, wykładanych w ramach sekcji egzegetyczno-teologicznej. Ks. Gołębiewski uzyskał licencjat nauk biblijnych w 1971 roku i bezpośrednio rozpoczął curriculum ad doctoratum.

„Ordinationes” wprowadzone w 1970 roku regulowały sposób podjęcia studiów doktoranckich. Otóż dopuszczony do nich mógł być tylko ten, kto pomyślnie przejdzie rok przygotowawczy. Student, za aprobatą promotora, obierał dziedzinę, którą zgłębiał przez cały rok. Mogła to być jakaś biblijna księga lub jej fragment, albo konkretne zagadnienie, np. profetyzm, instytucja świątynna itp. Po roku odbywał się publiczny wykład przed gronem profesorów i studentów. Komisja złożona z trzech profesorów, specjalistów danej dziedziny, po takim egzaminie aprobowała bądź odrzucała kandydaturę do doktoratu.

Doktorat

W ramach roku przygotowawczego do doktoratu ks. Gołębiewski zajął się Księgą Izajasza. Łącznie z rokiem przygotowawczym praca nad doktoratem trwała cztery lata. Promotorem został o. Rosario Pio Merendino, Włoch, który znakomicie posługiwał się językiem niemieckim. Był to człowiek o temperamencie południowca (pochodził z Sycylii, lecz zamieszkał w Toskanii), który już jako kapłan – szukając „wyższej doskonałości” – wstąpił do benedyktynów i długie lata spędził w słynnym opactwie w Maria Lach. Przed zakończeniem pisania pracy przez ks. Gołębiewskiego o. Merendino miał ponoć postawić zarzut doktorantowi, iż korzysta nader obficie z publikacji promotora, na co odpowiedź mogła być tylko jedna: „A czyje prace mam cytować, jeśli nie mistrza?”. Publiczna obrona odbyła się pod koniec 1975 roku. Recenzentami pisanej po francusku pracy pt. „Analyse littéraire et théologique d’Is 54 – 55. Une alliance eternelle avec la nouvelle Jérusalem” byli o. Pietro Boccaccio i o. Luis Alonso Schökel, natomiast przewodniczącym komisji był sam rektor Biblicum, o. Carlo Maria Martini. W świętowaniu po znakomitej obronie, oprócz promotora, wzięło udział wielu polskich księży, zarówno mieszkańców Instytutu Polskiego, jak i zaproszonych specjalnie na tę okazję. Excerpta z dysertacji zostały opublikowane już w następnym roku w Rzymie, natomiast później w Polsce ukazywały się artykuły bazujące na badaniach przeprowadzonych w pracy.

I poza Rzymem

Czas rzymskich studiów ks. Gołębiewskiego to nie tylko uczestnictwo w wykładach ślęczenie nad książką w bibliotece i we własnym pokoju, ale także zdobywanie wiedzy (wszelako rozumianej) w innych środowiskach. Zasadniczo wyróżnić można trzy typy podróży ze względu na ich celowość: kursy językowe, podróż studyjną do Ziemi Świętej i podróże poznawcze, często złączone z zastępstwami na parafiach.

Ks. Gołębiewski jako student rzymskiego Biblicum przynajmniej dwa razy przebywał w miesiącach wakacyjnych na kursie języka francuskiego w Paryżu. Za pierwszym razem zamieszkał u sióstr szarytek, za drugim – w Seminarium Polskim przy Rue des Irlandais 5. Kurs językowy odbywał się na Alliance Française. Drugi pobyt w Paryżu wiązał się z krajoznawczą podróżą z przyjaciółmi przez Belgię, Holandię i Luxemburg. W tym też czasie w Paryżu przebywał na kursie francuskiego wrocławski kapłan i kompan po biblijnym fachu, ks. Henryk Lempa, z którym spotkanie przysporzyło wiele radości.

Młodego adepta biblistyki ciągnęła także Ameryka. Ks. Gołębiewski był tam w czasie studiów dwu- lub trzykrotnie. Szkolił się w angielskim, pracując na parafiach, zwiedzał Nowy Jork, New Jersey, Doylestown, Chicago i Wellington. Odwiedził swoją rodzinę z Kalifornii. Studenta pochodzącego z kraju owładniętego komunizmem zachwycała wolność, w jakiej żyli Amerykanie, a także fakt, iż w Stanach Zjednoczonych, w zgodzie i wzajemnej symbiozie, potrafili żyć ludzie wywodzący się z różnych środowisk narodowych, kulturowych, religijnych i społecznych. Liczyła się przede wszystkim praca: ten, kto solidnie pracował, cieszył się dużym szacunkiem w społeczeństwie bez względu na to, czy szczycił się chłopskim, robotniczym czy szlacheckim lub arystokratycznym pochodzeniem.

Pożegnanie z ojcem

W tym miejscu trzeba wspomnieć o jeszcze jednej, trudnej podróży. Po około roku pobytu w Rzymie ks. Marian Gołębiewski dowiedział się o ciężkiej chorobie swojego drogiego ojca. Bardzo pragnął zobaczyć go raz jeszcze przed zbliżającą się śmiercią, jednak problemem pozostawał paszport, w którym widniała wiza z jednokrotnym przekroczenie granicy. Gdyby wrócił do Polski z tym paszportem, nie mógłby powrócić, by kontynuować studia we Włoszech. Na szczęście kilkukrotne wizyty (trzeba dodać: upokarzające) w ambasadzie polskiej skończyły się wystawieniem paszportu konsularnego, który umożliwiał wyjazd do Polski i powrót do Rzymu. Ten wyjazd okazał się rzeczywiście istotny. Ks. Marian po raz ostatni widział i rozmawiał ze swoim ojcem…

Na pielgrzymim szlaku

Wspaniałą wyprawą była wakacyjna podróż do Grecji, Turcji i Egiptu. Towarzyszem ks. Gołębiewskiego był nie kto inny, jak ks. Alojzy Ślósarczyk, który w tym czasie zagłębiał się w tajniki prawa kanonicznego. Turyści zwiedzili Ateny, Korynt, Delfy, Epidauros i cały Peloponez, z Koryntem na czele. Zauroczeni pięknem klasycznej sztuki spetryfikowanej w rzeźbach i budowlach, nie mogli wyjść ze zdumienia, że niektórym Amerykanom, odbywającym swą podróż po Europie, wystarczyło kilka zdjęć zrobionych przez szyby autobusu! Nie pofatygowali się nawet, by opuścić pojazd! W Istambule ks. Gołębiewskiego dopadło przeziębienie, ale pomimo tego zdecydował się na podróż statkiem do Egiptu. Tamtejszy klimat pochłonął chorobę i umożliwił dalsze zwiedzanie.

Niech wolno mi będzie wspomnieć historię poszukiwania noclegu w Egipcie. Gdy dostojni pielgrzymi dotarli do pewnego franciszkańskiego klasztoru, furtianin stwierdził, że nie ma możliwości przenocowania w domu zakonnym. Zapadła noc. Pomimo próśb i nalegań, zakonnik nie dał się uprosić. Wciąż twierdził, że nie ma miejsc dla pielgrzymów. Akurat w tym czasie odbywała się wizytacja prowincjała w domu zakonnym. Okazało się, że wizytator był postronnym świadkiem całej rozmowy! Nakazał natychmiast przyjąć podróżnych pod dach klasztoru, w którym – jak się okazało – wciąż były wolne pokoje gościnne, a niesforny furtianin otrzymał solidny „paternoster”! I tak to dobrotliwy duch św. Franciszka pokonał małostkowość brata w brązowym habicie.

Spośród innych podróży ks. Gołębiewskiego, odbytych w czasie rzymskich studiów, warto wspomnieć przygodę hiszpańską. Z Włoch do Barcelony przedostał się statkiem, natomiast zwiedzając kraj Basków i okolice, podróżował pociągiem. Największe wrażenie robiła nie tylko Barcelona Gaudiego, ale także Madryt i Sewilla. Jednak żadne z wrażeń nie mogło równać się temu, którego student biblistyki doznał odbywając swą studyjną podróż po Ziemi Świętej i Synaju. Wyprawa ta miała miejsce pod koniec studiów w Rzymie. Przewodniczył jej znakomity biblista, Robert North SJ. Wraz z grupą kilkudziesięciu studentów Jubilat zwiedził nie tylko Jerozolimę i najważniejsze stanowiska biblijne w Izraelu, ale także Półwysep Synaj. Nie trzeba dodawać, że dla biblisty taka podróż stanowi nieodzowne uzupełnienie teoretycznych dywagacji nad sensem biblijnych opowieści.

PDF artykułu: tutaj

„Jak biblista z biblistą”, Nowe Życie 581 (2024) 5, 24-27.