fot. z książki: M. Rosik.
Myśląc o Kościele u jego początków mamy wyidealizowany obraz wspólnoty skoncentrowanej na modlitwie, składaniu darów na rzecz wiernych i pomaganiu ubogim. Czy to prawdziwy obraz? Brzmi to trochę jak „piramida finansowa”, która działać będzie dopóty, dopóki będą nowi wyznawcy przynoszący swój majątek. Jak to działało w rzeczywistości?
Lektura Dziejów Apostolskich prowadzi czytelnika do słusznego przypuszczenia, że pierwotna gmina chrześcijańska w Jerozolimie, a za jej przykładem kolejne wspólnoty chrześcijańskie, wypracowała własny sposób zarządzania majątkami i finansami. Od razu jednak poczynić należy dwa spostrzeżenia. Po pierwsze, praktyka pierwotnego Kościoła w kwestii zarządzania dobrami materialnymi bazowała na nauczaniu Chrystusa. Po drugie, koniecznie należy wziąć pod uwagę wyniki badań biblistów, którzy dowodzą, że Dzieje Apostolskie należą do gatunku literackiego zwanego „historiografią paradygmatyczną”. Oznacza to, że opisywane w nich sceny czy wydarzenia mają charakter paradygmatu: jedne ukazywane są jako wręcz idealne, by stanowić wzór do naśladowania; inne podkreślają, a nawet może przerysowują niemoralne zachowania, by przestrzec przed takim postępowaniem. Dla przykładu, naśladować należy tych, którzy w szczerości serca oddają swoje dobra na rzecz wspólnoty, a stronić trzeba od fałszywej postawy Ananiasza i Safiry, którzy kłamali apostołom co do wysokości otrzymanych pieniędzy za sprzedane dobra.
Ewangelista ubogich z testem ucha igielnego
Powróćmy jednak do nauczania Jezusa o stosunku wobec bogactwa. Można by napisać o tym obszerną monografię, ale skoro wśród ewangelistów Łukasza nazwano” ewangelistą ubogich”, zatrzymajmy się na kilku fragmentach zapisanych w jego dziele. Zwróćmy uwagę najpierw na dwie kontrastujące ze sobą w pewnym sensie wypowiedzi: „Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków” (Łk 16 9) oraz „Nie możecie służyć Bogu i Mamonie” (Łk 16,13). Jezus nazywa mamonę niegodziwą nie dlatego, że pieniądz sam w sobie jest zły, ale dlatego, że bardzo łatwo wykorzystać go do złych celów. To mniej więcej tak, jakby dziś powiedzieć, że Internet jest narzędziem zła. Owszem, ale służy także, a nawet przede wszystkim dobrym celom. Tak więc sformułowanie „niegodziwa mamona” (dosł. „mamona niegodziwości”) jest semickim sposobem wyrażania się, który ma na celu uwypuklenie głównej myśli mówcy, nawet jeśli jest ona zbyt mocno zarysowana (tzw. przesadnia). Natomiast powiedzenie: „Nie możecie służyć Bogu i mamonie” stało się wręcz przysłowiem. Już starożytny mędrzec Syrach przestrzegał: „Błogosławiony człowiek zamożny, który nie goni za mamoną” (Syr 31,8). Bogactwo więc można osiągnąć w uczciwy sposób, a takie bogacenie się nie jest wcale złem, wręcz przeciwnie. Autor Księgi Przysłów wzywa nawet, by Boga czcić dobrami materialnymi: „Czcij Pana ofiarą z twego mienia i pierwocinami całego dochodu, a twoje spichrze napełnią się zbożem i tłocznie przeleją się moszczem” (Prz 3,9-10).
O tym, że Jezus nie potępia bogacenia się jako takiego, ale jedynie niewłaściwy użytek z pieniądza wybitnie świadczy logion o wielbłądzie i uchu igielnym. Niemal w każdym komentarzu biblijnym znajdzie się wzmianka o bramie nazywanej Uchem Igielnym, przez którą z ledwością przechodziły pustynne garbusy. Jeśli nie były zbyt wielkie, a garb nie był nadto sterczący, może udawało im się przedostać na drugą stronę bramy. Praktyka jednak dowodziła, że to mało prawdopodobne. Równie trudno ludziom bogatym przejść przez niebiańskie wrota – tłumaczą komentatorzy Jezusowej wypowiedzi. Uda się to tylko tym, którzy są wolni od przywiązania do swego bogactwa i chętnie dzielą się nim z potrzebującymi. Wniosek słuszny, a interpretacja nader obrazowa. Czy jednak zakorzeniona w realiach historycznych? Odpowiedź jest jasna: nie! O bramie nazywanej Uchem Igielnym milczy archeologia, milczy Biblia i nie wspomina o niej ani Józef Flawiusz, ani Filon Aleksandryjski, którzy są autorami dzieł mówiących o świątyni na niedługo przed jej zburzeniem. Badania pokazują, że pomysł o bramie zwanej Uchem Igielnym pojawił się w XIII stuleciu. Jego autorem jest nieznany z imienia irlandzki mnich o szerokiej wyobraźni. To właśnie on podsunął kaznodziejom obraz wąskiej bramy, o której wcześniej nikt nie słyszał. Musimy zdać sobie sprawę, że Jezus na co dzień zasadniczo posługiwał się językiem aramejskim. Otóż aramejski termin gamla oznacza nie tylko wielbłąda, ale także… linę okrętową lub sznur o pokaźnej średnicy. Linę i wielbłąda określano tym samym terminem z tego względu, że sznury robione były przede wszystkim z wielbłądziej sierści. Należy przypuścić, że Jezus mówił, iż łatwiej przepchnąć grubą linę przez wąskie ucho igły niż bogatemu osiągnąć zbawienie. Ewangelista wolał jednak z dwu znaczeń terminu gamla wybrać wielbłąda.
Niebo za pieniądze, czyli jak korzystać z niegodziwej mamony
I jeszcze jedno odniesienie do nauczania Jezusa odnośnie wartości pieniądza. Otóż Łukasz ewangelista zamieszcza w swym dziele trudną w interpretacji przypowieść i nieuczciwym rządcy. Trudną, bo wydaje się, że Bóg pochwala nieuczciwość. Rządca, wiedząc, że będzie zwolniony ze służby właśnie za nieuczciwość, wezwał dłużników swego pana i zmniejszył im ilość korców pszenicy i beczek oliwy, które winni byli oddać zgodnie z umową. Przypowieść kończy się słowami: „Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z ludźmi podobnymi sobie niż synowie światłości” (Łk 16,8). Jak rozumieć tę pochwałę? Próby rozwiązania tej trudności winny iść w dwóch kierunkach. Po pierwsze można zatrzymać się jedynie na zasadzie analogii: jak synowie tego świata czynią wszystko (nawet nieuczciwie), by osiągnąć wyznaczony cel, tak synowie światłości winni czynić wszystko (w granicach uczciwości), aby osiągnąć królestwo Boże. Jezus pochwalałby więc nie tyle nieuczciwość, co spryt i pomysłowość w dążeniu do celu. Wierzący również winni kierować się sprytem i pomysłowością, lecz trzymać się przy tym norm moralnych.
Rozwiązanie drugie odwołuje się do ekonomicznych zwyczajów Izraela czasów Jezusa. Otóż zarządca dóbr swego pana nie otrzymywał za swą pracę zapłaty pieniężnej, lecz przyjmował prowizję z pożyczanych towarów. Jeśli ktoś pożyczał pięćdziesiąt beczek oliwy, musiał oddać sto, przy czym część nadwyżki stanowiła zapłatę dla zarządcy. Jeśli ktoś pożyczał osiemdziesiąt korców pszenicy, musiał oddać sto, przy czym część nadwyżki była zapłatą dla zarządcy. W ten sposób zarządca rezygnował ze swojej własności, aby pozyskać sobie życzliwość ludzi i znaleźć u nich pomoc, gdy zostanie zwolniony ze swej posady. Wezwanie do mądrego i odpowiedzialnego wykorzystania tego, co mamy, powinno być zrozumiane w kontekście większego planu Bożego, który wzywa nas do życia w uczciwości, jednocześnie podkreślając swoistą wyższość duchowych wartości nad materialnymi.
Dodajmy, że po całym dziele Łukaszowym rozsiane są przestrogi przed żądzą bogacenia się. Jezus nie waha się ogłosić „szczęśliwymi” tych, którym brak dóbr materialnych: „Błogosławieni jesteście wy, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże” (Łk 6,20). Nie chodzi tu o idealizację nędzy czy ubóstwa materialnego, lecz o świadomość przynależności do królestwa Boga, którego eschatologiczne panowanie się rozpoczęło.
Jezus wzywał, by zgromadzonym bogactwem służyć drugiemu, który jest w potrzebie; zachęcał do udzielania pożyczek (Łk 6,34) i do hojności (Łk 6,38). Wzywał do dawania jałmużny, uzasadniając to wezwanie konicznością gromadzenia dóbr wiecznych: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy” (Łk 12,33). Zgromadzony pieniądz winien być właściwie wykorzystany (Łk 16,9-15). Przykładem niezwykłej ofiarności, która nie boi się ubóstwa, lecz zakotwiczona jest w zaufaniu w Bogu, jest postawa ubogiej wdowy (Łk 21,1-4). Jeśli pieniądz miałby być przeszkodą na drodze zbliżenia ku Bogu, należy z niego całkowicie zrezygnować. Takie właśnie wezwanie kierował Jezus do młodego rozmówcy, który zgromadził dużą majętność (Łk 18,18-23). Jezus nie potępia samego posiadania dóbr materialnych. Potępione jest natomiast niewłaściwe ich wykorzystanie. Nieumiejętność użycia tych dóbr może niekiedy szkodzić człowiekowi, a nie pomagać mu.
Wspólnota dóbr i pieniężne konflikty – ekonomia pierwszych chrześcijan
Elementem charakterystycznym dla pierwszej gminy chrześcijańskiej była wspólnota dóbr. Poświadcza to Łukasz ewangelista: „Ci wszyscy, co uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby” (Łk 2,44). Wspólnota dóbr znana była także w innych nurtach judaizmu tamtego czasu. Obowiązywała na przykład wśród esseńczyków i zamieszkujących Egipt tzw. terapeutów. Jeśli chodzi o esseńczyków (których dziś wszyscy niemal jednogłośnie utożsamiają z mieszkańcami gminy w Qumran), adept pragnący przystąpić do sekty przekazywał gminie wszystkie swoje dobra materialne, co wiązało się z przepisaniem ich na gminę oraz ze zrzeczeniem się roszczeń do dochodów. Majątek przepisywano najpierw na osobiste konto adepta, gdyby – na wypadek śmierci lub odstąpienia od wspólnoty w czasie trzyletniej próby – należało go zwrócić. Po okresie próby majątek przechodził całkowicie na własność wspólnoty. Własność ta jednak rozumiana była w specyficzny sposób: przekazany majątek należał całkowicie do samego Boga, a wspólnota była jedynie jego powiernikiem. Ostatecznie to Jahwe był właścicielem ziemi, którą niejako wydzierżawił Izraelowi. Również skrupulatnie składane przez członków gminy dziesięciny stanowiły środek na utrzymanie wspólnoty. Nieskorzy do składania dziesięcin na świątynię w Jerozolimie esseńczycy odprowadzali dziesiątą część swych przychodów do własnych gmin, gdyż przecież sami członkowie wspólnoty stanowili w ich przekonaniu żywą świątynię. Chrześcijanie natomiast, pomimo że składali swe dobra u stóp apostołów, nie uniknęli – jak zobaczymy – na tym tle konfliktów. Łukasz zrelacjonuje, że pierwszymi przejawami tego napięcia był dramatyczny los wspomnianego już małżeństwa Ananiasza i Safiry oraz zaniedbywanie wdów hellenistów przez Hebrajczyków. Przyjrzyjmy się tym dwom sytuacjom.
Pierwsza z nich poświadcza, że wielu wyznawców Chrystusa oddawało pieniądze zyskane na sprzedaży majątków apostołom, jednak nie było takiego obowiązku. To ważna uwaga. Ofiary były dobrowolne. Ananiasz i Safira sprzedali swoją posiadłość, ale nie oddali wszystkich pieniędzy wspólnocie. Dlaczego mieliby właściwie oddać całość? Nie musieli tego robić, co wynika lektury opisującej ich dramatyczną śmierć (Łk 5,1-11). Cały problem polegał na tym, że zdeklarowali, iż oddają całość pieniędzy, które zarobili za sprzedany majątek. Na tym polegało ich kłamstwo. Małżonkowie jedno po drugim stają przed Piotrem, którego wypełniał Duch Święty (Dz 4,31). Jednak ich sercem „zawładnął szatan” (Dz 5,3), który jest przecież „ojcem kłamstwa” (J 8,44). Wyobraźmy sobie tę scenę plastycznie. Piotr jest pełen Ducha Bożego, a stają przed nim najpierw mężczyzna, potem kobieta, pozostający oboje pod wpływem złego ducha. Niekoniecznie chodzi o opętanie; wpływ Złego nie musiał być aż tak silny. Nietrudno przypuścić, co by się stało, gdyby małżonkowie ukorzyli się przed Bogiem, ze skruchą wyznali swój grzech i prosili o przebaczenie. Doświadczywszy Bożego miłosierdzia, mogliby radować się odzyskaną wolnością. Tak się jednak nie stało. Ani Ananiasz, ani jego żona nie chcieli zrezygnować z grzechu. Tym samym dali złemu duchowi pole do działania, a ten, nie mogąc się ostać wobec mocy Bożej, uchodząc, spowodował ich śmierć! Cały epizod dotyczy kwestii ubóstwa i bogactwa w rodzącym się chrześcijaństwie. Czy Safira i Ananiasz nie mogli zatrzymać zapłaty za sprzedaną własność? Oczywiście mogli. Czy Piotr zabraniał im, by się bogacili? Oczywiście nie. Chciał jedynie, by korzystali z dóbr materialnych w sposób uczciwy.
Druga ze wspomnianych sytuacji dotyczy zaniedbywania wdów helleńskich w gminie jerozolimskiej: „Wówczas, gdy liczba uczniów wzrastała, zaczęli helleniści szemrać przeciwko Hebrajczykom, że przy codziennym rozdawaniu jałmużny zaniedbywano ich wdowy” (Dz 6,1). Helleniści to Żydzi mieszkający w Palestynie, ale mówiący po grecku. Zapewne wcześniej mieszkali w diasporze, jednak przenieśli się do ziemi swych przodków, a z czasem przyłączyli do wspólnoty wyznawców Chrystusa. Nie ulega wątpliwości, że w środowisku religijnym Palestyny I wieku status kobiety był dużo niższy niż status mężczyzny. Dla apostołów stało się jasne, że w rodzącym się Kościele sytuacja kobiet musi się zmienić. Dotyczy to zwłaszcza wdów, które często były pozbawione środków do życia, zwłaszcza wtedy, gdy nie posiadały dzieci, które mogłyby się nimi zaopiekować. Apostołowie stwierdzili, że nie jest rzeczą słuszną, aby sami zaniedbywali słowo Boże, a obsługiwali stoły, w konsekwencji czego polecili wybrać siedmiu mężów, którzy cieszyli się dobrą sławą oraz byli pełni ducha i mądrości. W ten sposób zaczął rodzić się urząd diakonów, czyli „sług”, których zadaniem było między innymi dbanie o zabezpieczenie materialne członków wspólnoty.
Natomiast bardzo pozytywny przykład dotyczy pochodzącego z Cypru Barnaby, późniejszego towarzysza działalności misjonarskiej Pawła. Wzmiankę o jego wspaniałomyślnej postawie Łukasz poprzedził krótkim wstępem opisującym sytuację całej gminy jerozolimskiej: „Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży, i składali je u stóp Apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby. Tak Józef, nazwany przez Apostołów Barnabas, to znaczy „Syn Pocieszenia”, lewita rodem z Cypru, sprzedał ziemię, którą posiadał, a pieniądze przyniósł i złożył u stóp Apostołów” (Dz 4,34-37).
W niedzielę zbiórka dla potrzebujących chrześcijan
Do chrześcijan przyłączali się zarówno ubodzy, jak i zamożni. Ci ostatni wspierali tych pierwszych. Przykładem takiej pomocy jest zbiórka zorganizowana przez Pawła na rzecz ubogich w gminie chrześcijan w Jerozolimie. Epilog Pierwszego Listu do Koryntian zawiera wskazania apostoła co do zbiórki pieniężnej, jakiej należy dokonać w Koryncie: „Jeśli chodzi o zbiórkę, która się odbywa na rzecz świętych, zróbcie tak, jak poleciłem Kościołom Galacji. Niechaj pierwszego dnia tygodnia każdy z was coś odłoży według tego, co uzna za właściwe, żeby nie zarządzać zbiórek dopiero wtedy, kiedy przybędę. Kiedy zaś się zjawię, przez tych, których uznacie za godnych, poślę dar wasz z listami do Jerozolimy” (1Kor 16,1-3). Wydaje się, że kolekta ta była wzorowana na podatku świątynnym, jaki składali Żydzi diaspory. Regulacje prawne stanowiły, że każdy wyznawca judaizmu powyżej dwudziestego roku życia przesyłał na rzecz świątyni jedną dwudrachmę. Zbiórka, która ma odbyć się w gminie, przeznaczona jest jako pomoc dla chrześcijan w Jerozolimie. Pomoc taka jest wyrazem jedności, jaka powinna panować pomiędzy chrześcijanami pochodzenia pogańskiego a judeochrześcijanami.
Fakt, iż zbiórki należało dokonać pierwszego dnia tygodnia poświadcza, że już w tamtym czasie utarł się zwyczaj świętowania niedzieli na pamiątkę zmartwychwstania Chrystusa. Dzień święty przesunięto z soboty na niedzielę. Zebrane datki zostaną posłane do Jerozolimy przez przedstawicieli gminy korynckiej, wraz z listami do chrześcijan jerozolimskich. Apostoł wspomina o swoim zobowiązaniu zorganizowania zbiórki: „byleśmy pamiętali o ubogich, co też gorliwie starałem się czynić” (Ga 2,10). Zobowiązanie to zostało złożone przed odpowiedzialnymi wspólnoty jerozolimskiej. Co więcej, praktyka pomocy ubogim stała się szlachetnym zwyczajem gmin wczesnochrześcijańskich. Paweł poświęca jej omówieniu duży fragment korespondencji z Koryntianami (2Kor 8,1 – 9,15). Ta sama tematyka powraca także w Liście do Rzymian. Apostoł narodów podaje piękną motywację pomocy materialnej jerozolimskim wyznawcom Chrystusa: „W tej chwili zaś wybieram się do Jerozolimy z posługą dla świętych. Macedonia i Achaja bowiem uznały za stosowne zebrać składkę na rzecz świętych w Jerozolimie. Uznały za stosowne, bo i są ich dłużnikami. Jeżeli bowiem poganie otrzymali udział w ich dobrach duchowych powinni im za to służyć pomocą doczesną” (Rz 15,25-28).
W dokonywaniu zbiórki na rzecz ubogich Paweł kieruje się dwoma kryteriami: datki winny być spontanicznym darem wiernych, a on sam powinien stać poza wszelkim podejrzeniem, iż zechce wykorzystać pieniądze na pomoc innym gminom (2Kor 8,20-21; 12,17-18)
Bóg widzi i oddaje. Kilka słów o jałmużnie
W kwestii jałmużny Paweł podtrzymuje nauczanie judaizmu i samego Jezusa: „Tak bowiem jest: kto skąpo sieje, ten skąpo i zbiera, kto zaś hojnie sieje, ten hojnie też zbierać będzie. Każdy niech przeto postąpi tak, jak mu nakazuje jego własne serce, nie żałując i nie czując się przymuszonym, albowiem radosnego dawcę miłuje Bóg” (2Kor 9,6-7).
Żydzi sądzili, że dobre uczynki są tym, co zapewnić może człowiekowi zbawienie. Zaliczano do nich przede wszystkim modlitwę, post i jałmużnę. Wezwanie do czynienia jałmużny znajduje się już na kartach Starego Testamentu: „A wszystkim, którzy postępują sprawiedliwie, dawaj jałmużnę z majętności swojej i niech oko twoje nie będzie skąpe w czynieniu jałmużny! Nie odwracaj twarzy od żadnego biedaka, a nie odwróci się od ciebie oblicze Boga. Jak ci tylko starczy, według twojej zasobności dawaj z niej jałmużnę! Będziesz miał mało – daj mniej, ale nie wzbraniaj się dawać jałmużny nawet z niewielkiej własności” (Tb 4,7-8). Znajduje się tam także nakaz, by czynić to przed Bogiem, nie dla ludzkiej sławy: jałmużna „jest wspaniałym darem dla tych, którzy ją dają przed obliczem Najwyższego” (Tb 4,11). Biorąc pod uwagę wielkość serca osoby dzielącej się swymi dobrami, Bóg przebacza jej grzechy: „Jałmużna uwalnia od śmierci i oczyszcza z każdego grzechu” (Tb 12,9). Potwierdza to mędrzec Syrach: „Woda gasi płonący ogień, a jałmużna gładzi grzechy” (Syr 3,30). W innym miejscu ten sam Syrach podkreśla wartość jałmużny w oczach Boga: „Jałmużna męża jest u Niego jak pieczęć, a dobrodziejstwa człowieka chowa jak źrenicę oka” (Syr 17,22). Wartość ta zasadza się na fakcie, że jałmużna nigdy nie idzie w zapomnienie: „Dobroczynność jest jak raj we wszystko obfitujący, a jałmużna – trwa na wieki” (Syr 40,17).
Grecki termin eleemosyne, oznaczający jałmużnę, ma także drugie znaczenie: „miłosierdzie”. Za czasów Jezusa i Pawła nie było jeszcze oficjalnych i zorganizowanych instytucji świadczących miłosierdzie. Wzywano co najwyżej do okazywania dobroci potrzebującym w synagogach. Istnieją starożytne świadectwa mówiące o tym, że najbardziej hojni ofiarodawcy byli przedstawiani wiernym podczas nabożeństw synagogalnych. Być może tak było w przypadku hojnego setnika Korneliusza: „W Cezarei mieszkał człowiek imieniem Korneliusz, setnik z kohorty zwanej Italską, pobożny i „bojący się Boga” wraz z całym swym domem. Dawał on wielkie jałmużny ludowi i zawsze modlił się do Boga” (Dz 10,1-2).
Jezus zachęcał, by jałmużna była dawana „w ukryciu”: „Kiedy zaś ty dajesz jałmużnę, niech nie wie lewa twoja ręka, co czyni prawa, aby twoja jałmużna pozostała w ukryciu. A Ojciec twój, który widzi w ukryciu, odda tobie” (Mt 6,3-4). Nie chodzi tu jednak o to, by dobre czyny miłosierdzia były dokonywane jedynie z dala od innych ludzi. Można ich dokonywać publicznie, ważne jest jednak to, by nie czynić tego dla próżnej chwały i chęci pokazania się innym, lecz z autentycznej troski o dobro drugiego. Tylko taka postawa będzie nagrodzona przed Bogiem.
Samym powietrzem nie żyli. Wynagrodzenie za trud apostolski
W korespondencji z Koryntianami Paweł nawiązuje do żydowskiego prawa, według którego słudzy świątyni mają prawo do utrzymania z ofiar tam składanych: „Czyż nie wiecie, że ci, którzy trudzą się około ofiar, żywią się ze świątyni, a ci, którzy posługują przy ołtarzu, mają udział w [ofiarach] ołtarza? Tak też i Pan postanowił, ażeby z Ewangelii żyli ci, którzy głoszą Ewangelię” (1Kor 9,13-14). Ponieważ kapłani i lewici pozbawieni byli ziemi, inne pokolenia miały obowiązek ich utrzymywać, składając ofiary i dziesięciny (Lb 18,8-13). Odpowiednie regulacje zawarto w Księdze Liczb, w słowach, którymi Bóg przemówił do Aarona: „Nie będziesz miał dziedzictwa w ich kraju; nie otrzymasz również pośród nich żadnego przydziału ziemi; Ja jestem działem twoim i dziedzictwem twoim pośród Izraelitów. Możecie to jeść na każdym miejscu wraz ze wszystkimi, którzy należą do waszych rodzin. Jest to bowiem zapłata za waszą służbę w Namiocie Spotkania” (Lb 18,20.31).
Naturalnie argumentacja Pawła, opierająca się na Biblii Hebrajskiej, przemawia przede wszystkim do tych członków wspólnoty korynckiej, którzy wywodzą się z diaspory, gdyż oni znają Prawo; niemniej jednak również i kapłani w świątyniach pogan mieli prawo do utrzymania z ofiar tam składanych. Argumentacja więc winna trafić także do chrześcijan korynckich wywodzących się z pogaństwa. Paweł sięga wreszcie po jeden z najważniejszych motywów uzasadniających prawo apostoła do utrzymania przez wspólnotę, której głosi ewangelię; powołuje się na słowa samego Chrystusa słowach. Choć nie przytacza żadnego cytatu ewangelijnego, można zaleźć poparcie jego argumentu w stwierdzeniu, iż wart jest robotnik swojej zapłaty (Mt 10,10; por. Łk 9,4; 10,7; 1Tm 5,18).
Oczywiście trzeba spojrzeć na to zagadnienie przez pryzmat modelu uczniostwa, propagowanego przez Jezusa. W dużej mierze model ucznia profilowany był na wzór wędrownego charyzmatyka, który odwiedza małe społeczności, by głosić ewangelię i potwierdzać ją znakami. Wędrowni głosiciele ewangelii często świadomie rezygnowali z założenia własnej rodziny, a zdarzało się nawet, że opuszczali swych bliskich, by podjąć działalność misyjną. Uczniowie wyrzekali się mienia w trosce o klarowność głoszonej nauki: krytykując bogactwo innych (a dokładniej: przywiązanie do niego), nie mogli postępować inaczej, jak propagować styl życia ludzi ubogich. Tylko w ten sposób mogli stać się wiarygodnymi świadkami głoszonego orędzia. Sam Paweł zaznacza, że głosił dobrą nowinę pośród Koryntian zupełnie za darmo: „A kiedy byłem u was i znajdowałem się w potrzebie, nikomu nie okazałem się ciężarem. Czego mi nie dostawało, to dopełnili bracia przybyli z Macedonii. W niczym nie obciążyłem was i nadal nie będę was obciążał” (2Kor 11,9).
Dar dla niewolnika? Chrzest
Instytucja niewolnictwa, znana w środowisku hellenistycznym i judaistycznym, w chrześcijaństwie również doczekała się swoistego przewartościowania. W I w. po Chr. niewolnictwo wciąż kwitło w Izraelu. Poświadczają to Ewangelie (Łk 7,1-10; 12,37-46; Mt 26,51; 24,45-51; 25,14-30). Sytuacja niewolników w Izraelu była jednak nieco odmienna od tej, w której znajdowali się niewolnicy w innych krajach starożytnego Bliskiego Wschodu. Odmienność ta motywowana była teologicznie: Izrael winien pamiętać, że jako naród sam niegdyś był niewolnikiem w Egipcie i został cudownie uwolniony za sprawą Bożych interwencji (Wj 22,20; Kpł 25, 42.55; Pwt 15,15). Wydaje się, że los niewolników w Izraelu nie był aż tak ciężki, jak w krajach ościennych. Tego przynajmniej domagało się Prawo, według którego np. praca nie mogła przekraczać dziesięciu godzin i mogła być wykonywana jedynie w ciągu dnia. Drobiazgowość ulg stosowanych wobec niewolników żydowskich doprowadziła ostatecznie do tego, że ich utrzymanie kosztowało więcej niż utrzymanie najemnych pracowników. Niemniej jednak jeśli Żydzi pierwszych wieków decydowali się na trzymanie niewolników, stanowili oni niemal część ich rodziny. Była to przede wszystkim służba domowa.
W świetle chrześcijaństwa nie ma już różnicy między niewolnikiem i wolnym (Ga 3,28; 1Kor 12,13; Kol 3,11), choć sama instytucja nie została zniesiona. Nowy Testament napomina niewolników by nie wykorzystywali swojego nowego statusu, lecz z dbałością wykonywali swe prace. Panom natomiast przypomina się, aby z dobrocią i życzliwością traktowali niewolników. Tak właśnie napominał Paweł Filemona odnośnie niewolnika Onezyma: „Może bowiem po to oddalił się od ciebie na krótki czas, abyś go odebrał na zawsze, już nie jako niewolnika, lecz więcej niż niewolnika, jako brata umiłowanego. [Takim jest on] zwłaszcza dla mnie, ileż więcej dla ciebie zarówno w doczesności, jak w Panu. Jeśli więc się poczuwasz do łączności ze mną, przyjmij go jak mnie” (Flm 16-17). Właśnie List do Filemona jest wymownym świadectwem kształtowania się odniesienia chrześcijan do niewolników. Nowe badania pokazują, że raczej należy odejść od tradycyjnej tezy, iż Onezym był uciekinierem z domu Filemona. Prawdopodobnie jest dokładnie odwrotnie: to Filemon odesłał Onezyma, który nie chciał przyjąć chrztu. Cały dom Filemona przyjął chrześcijaństwo, poza Onezymem, więc jego pan zwolnił go ze służby. Nie ma podstaw, by odrzucać przypuszczenie, iż Filemon znał nauczanie Pawła o tym, by nie wprzęgać się z niewierzącymi w jedno jarzmo (2Kor 6,14-17), a skoro tak, to można również z dużym prawdopodobieństwem przypuścić, że postanowił on oddalić Onezyma, by na jego miejsce przyjąć niewolnika – chrześcijanina. Praktyka taka znana była pierwszym chrześcijanom. Przestraszony taką perspektywą Onezym mógł udać się do Pawła z prośbą o pomoc. Zamiast spodziewanej mediacji w powrocie do swego pana, niewolnik otrzymał najpierw dar wiary i chrztu.
„Pieniądz na okrągło w Biblii”, w; „Jesteś darem Boga. 35-lecie działalności Caritas Archidiecezji Wrocławskiej”, red. D. Amrogowicz, Wrocław 2024, 10-23.
Polub stronę na Facebook