Kiedy wieczorem przy punktowym świetle lampy na biurku przewracam karty listów Pawłowych, w mojej głowie rodzi się mało teologiczne pytanie: czy Szaweł z Tarsu był kiedykolwiek zakochany? Tak zwyczajnie, po ludzku, czy był zakochany w kobiecie? Chyba nie sposób znaleźć jednoznacznej odpowiedzi. Wiadomo, że ze względu na Chrystusa zdecydował się na życie w bezżeństwie. Wiadomo jednak także i to, że o miłości potrafił pisać z zachwytem. Jego listy to literatura z najwyższej półki najlepszych bibliotek: „Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest. Miłość … nie unosi się pychą, nie szuka swego,… nie cieszy się z niesprawiedliwości… Miłość nigdy nie ustaje” (por. 1Kor 13,4-8).
Czy pisząc z zachwytem hymn o najpiękniejszej przygodzie ludzkiego życia, więcej – hymn o absolutnym i ostatecznym sensie ludzkiego życia, czyli hymn o miłości do Boga i człowieka, Paweł myślał także o zakochanych? Być może. Pozwólmy sobie na szaleństwo i puśćmy wodzę wyobraźni…
Wyobraźmy sobie, że ona i on są zakochani do dna serca. Zauroczeni sobą. Zachwyceni swymi duszami i swymi… ciałami. Stają przed dylematem, czy, i na ile, pozwolić sobie na fizyczną bliskość. Wyobraźmy sobie, że chłopak, patrząc prosto w głębokie oczy swojej dziewczyny, mówi drżącym, aczkolwiek spokojnym głosem: „Bardzo Cię kocham, dlatego zachowajmy czystość”.
Dlaczego? Pomyślmy, co mogłoby się stać, gdyby oboje zdecydowali inaczej.
Psychologowie argumentują, że gdy zakochana dziewczyna decyduje się na współżycie, to jakby wysyłała swemu chłopcu sygnał: miłość fizyczna jest usprawiedliwiona przez nasze zakochanie.
Mówią, że osoba, której rozwój osobowościowy przebiega prawidłowo, zakochuje się średnio od trzech do siedmiu razy w ciągu życia (mam wrażenie, że rozwój osobowościowy Szawła z Tarsu przebiegał całkiem prawidłowo!). Jak wynika z tej statystyki, bardzo prawdopodobne, że zarówno ona, jak i on, zakochają się w kimś innym (może więcej niż jeden raz) już po ślubie. Ponieważ jeszcze przed ślubem zgodzili się na współżycie (gdyż zakochanie usprawiedliwia współżycie seksualne), więc po ślubie – jako osoba znów zakochana – może usprawiedliwiać tym faktem zdradę małżeńską. W ten sposób zgoda na seks przedmałżeński jest pośrednio przyzwoleniem na zdradę po ślubie.
Tymczasem głęboka i dojrzała miłość potrafi czekać. Bo „miłość cierpliwa jest”.
Wyobraźmy sobie dalej, że chłopiec mówi do swej księżniczki: „Kocham Cię! Zachowajmy czystość, bo moim największym marzeniem jest to, by dobrze Cię poznać!”.
Psychologowie dowodzą, że jeśli zakochani, za obopólną zgodą, decydują się na współżycie przed ślubem, to nie są w stanie dobrze się poznać w innych wymiarach życia. Emocjonalne przeżycia związane z doświadczaniem pierwszych doznań seksualnych są na tyle silne, że zaburzają właściwe poznanie siebie na innych płaszczyznach. W związku szybko zaczyna dominować zmysłowość, a na dalszy plan schodzą takie aspekty miłości, jak wzajemna troska o siebie, odpowiedzialność, poznanie swoich upodobań, pragnień, marzeń oraz hierarchii wartości, na czele z kwestiami wiary. Trudno wtedy właściwie ocenić, czy ona / on posiada te cechy, które druga strona chciałaby widzieć u swego współmałżonka jako upragnione, wymarzone, wytęsknione.
W jednej z ankiet postawiono studentom bardzo ciekawe pytanie: Gdybyś spotkał śliczne bliźniaczki podobne do siebie jak dwie krople wody, o bardzo podobnych charakterach i zamiłowaniach, z których jedna ma za sobą bogate doświadczenia seksualne, druga zaś zachowuje czystość – z którą z nich chciałbyś się zaprzyjaźnić? Dziewięćdziesiąt osiem procent studentów wybrało dziewczynę żyjącą w czystości. Zasada ta działa także w przeciwnym kierunku. Dziewczęta wybierają chłopców, którzy nie mają za sobą nawet przelotnych kontaktów seksualnych.
Osoba kochająca dojrzale wie, że jej przyszły małżonek / małżonka chciałby związać się z kimś, kto zachował czystość. Warto więc okazać się łaskawym dla wybrańca serca i zachować siebie w czystości. Bo „miłość łaskawa jest”.
Wyobraźmy sobie, że zakochany bez pamięci chłopiec mówi do wybranki serca: „Bardzo Cię kocham i dlatego zachowajmy czystość. W przeciwnym razie musielibyśmy wciąż uważać, byś nie zaszła w ciążę”.
Z ankiet prowadzonych wśród studentów wynika, że nawet jeśli dwoje młodych ludzi rozpoczyna współżycie przed ślubem, zazwyczaj robią wszystko, by uniknąć potomstwa. Psychologowie dowodzą, że pierwsze kontakty seksualne (zwłaszcza u mężczyzn) są tak silnym dla psychiki przeżyciem, iż w podświadomości wytwarza się pewna matryca, do której osoba pragnie wracać, gdyż zapamiętała to przeżycie jako niezwykle przyjemne. Jeśli te pierwsze doznania seksualne naznaczone są próbami unikania potomstwa (np. prezerwatywa, stosunek przerywany itp.), to zostaną one zapamiętane jako wspaniałe, a zwyczajne – a właściwie prawidłowe – współżycie nie będzie już fascynować tak bardzo. Tego typu praktyki, mające na celu rozdzielanie miłości fizycznej od miłości rodzicielskiej, są próbą zburzenia porządku ustalonego przez samego Boga, który złączył obydwa oblicza miłości i zarezerwował je do miłości w małżeństwie.
Próba poprawiania Boga to pycha. Osoba kochająca dojrzale będzie jej unikać. Bo „miłość nie unosi się pychą”.
Wyobraźmy sobie, że szarmancki rycerz mówi swojej królewnie: „Ponieważ bardzo Cię kocham, zachowajmy czystość przed ślubem. Jesteś dla mnie o niebo ważniejsza niż moje pragnienie Twojego ciała”.
Często (według statystyk w ponad osiemdziesięciu procentach) bywa tak, że dwoje zakochanych ulega złudnemu mitowi, iż przed ślubem należałoby sprawdzić, czy do siebie pasują pod względem fizycznym, bo jeśli nie, to nie warto się łączyć na stałe. Postawa taka oznacza przyjęcie prymatu popędu nad osobą. Innymi słowy: ze względu na moją pożądliwość jestem gotowy zrezygnować z ukochanej osoby, gdyby okazało się, że „nie pasujemy do siebie”. A taka postawa to nic innego, jak traktowanie tej osoby przedmiotowo.
Kto kocha dojrzale, ten stawia drugą osobę ponad swoją pożądliwością i popędem. Bo „miłość nie szuka swego”.
Wyobraźmy sobie, że zauroczony urodą, mądrością i dobrocią dziewczyny mężczyzna wyznaje: „Kocham Cię tak bardzo, że nie mogę ryzykować rozwodu, gdybyś zechciała za mnie wyjść. Właśnie dlatego zachowajmy czystość”.
Co ma wspólnego współżycie, a może nawet mieszkanie razem przed ślubem, z rozwodem? Tu statystyki są nieubłagalne. Im dłużej ktoś był aktywny seksualnie przez zawarciem małżeństwa, tym prawdopodobieństwo rozwodu jest większe. Tak samo im dłużej ona i on mieszkali razem przed ślubem, prawdopodobieństwo rozwodu jest większe. Badania dowodzą, że taki właśnie jest efekt zamieszkiwania razem bez ślubu (ang. cohabitation effect). Oznacza to, że prawdopodobieństwo rozpadu małżeństwa zwiększa się zdecydowanie wraz ze wzrostem długości okresu wspólnego zamieszkiwania bez ślubu. Spośród par współżyjących ze sobą na trzy lata przed ślubem rozpada się ponad trzydzieści procent małżeństw. Spośród tych, którzy zachowali czystość – rozpada się tylko jeden procent.
A rozwód to wyrządzanie niesprawiedliwości osobie, którą się kochało, oraz dzieciom, jeśli pojawiły się jako owoc tego związku. Osoba, która kocha dojrzale, nie będzie wyrządzała niesprawiedliwości. Bo „miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości”.
A teraz tak zwyczajnie, wyobraźmy sobie dwoje zakochanych, którzy zdecydowali się zachować czystość przedmałżeńską. Dzięki swej decyzji wciąż uczą się „zdolności kochania”. Papież Franciszek, niemal na rok przed wyborem na stolicę Piotrową, 25 maja 2012 roku, wygłosił w Buenos Aires homilię, której prasa nadała tytuł: Capacidad de amar („Zdolność kochania”). Mówił w niej o tym, że każda dojrzała miłość zasadza się niekiedy na wyrzeczeniu przyjemności, aby osiągnąć szczęście.
Zakochani, którzy decydują się zachować czystość przedmałżeńską, wiedzą o sobie, że są cierpliwi – jak cierpliwa jest miłość – bo zdecydowali się poczekać na zbliżenie fizyczne do czasu, gdy na ich więź spłynie łaska sakramentu, a Bóg otoczy ich swoim błogosławieństwem niczym płaszczem.
Są dla siebie bardzo łaskawi – jak łaskawa jest miłość – gdyż dali sobie czas, by poznać się we wszystkich dziedzinach i wymiarach życia, nie pozwalając, by to wzajemne poznawanie się zostało spłaszczone przez uznanie kontaktu fizycznego za najbardziej istotny w ich miłości.
Nie dali się ponieść wynikającym z ludzkiej pychy pomysłom rozdzielenia miłości fizycznej od miłości rodzicielskiej, bo ukochali swoje dzieci jeszcze przed ich poczęciem. Wiedzą, że odpowiedzialna miłość nie unosi się pychą.
Ukochaną osobę postawili ponad swoją pożądliwością, bo są świadomi, że dojrzała miłość nie szuka swego, ale szuka wszelkich sposobów okazania szacunku drugiemu.
Odpowiedzialnie myślą o przyszłości – swojej i swoich dzieci – dlatego nie chcą narażać siebie i swojej przyszłej rodziny na niesprawiedliwość, jaką jest rozwód. Bo miłość nie cieszy się z niesprawiedliwości.
Ich serca przepełnione są wiarą i nadzieją. Kierując się wiarą, całą swoją przyszłość ufnie powierzają Bogu w modlitwie, z nadzieją, że w sakramencie małżeństwa On sam połączy ich w jedno ciało. W ich wspólnym czystym byciu razem przed zawarciem małżeństwa „trwają wiara, nadzieja i miłość. Z nich zaś największa jest miłość”. Taka miłość jest możliwa. Nie tylko w wyobraźni…
Post scriptum
Zdarza się (i to wcale nie tak rzadko!), że osoby zakochane przeżywają rozdarcie w sercu. Są zakochane, więcej – kochają!, ale wciąż boją się podjąć ostateczną decyzję o zawarciu małżeństwa. Dlatego przychodzą do kapłana po radę. Zawsze bardzo cieszy mnie ten moment, kiedy podczas umówionej rozmowy, dziewczyna odpowiada „tak!” na moje pytanie: „Czy zdarzyło się kiedyś, że Twój chłopak zadzwonił do Ciebie i powiedział: Wiem, że jesteś dziś sama, ale nie przyjdę. Tak bardzo Cię pragnę, że nie dalibyśmy rady wytrwać w czystości”. Zazwyczaj odpowiadam wtedy: „Odnalazłaś Twój skarb. To on!”.
Inne wersje językowe artykułu tu i tu.
„Wyobraźnia czystej miłości”, Miłujcie się 5 (2013) 7-9.