Scena powołania Mateusza zarysowana jest przez ewangelistę bardzo krótko. Wynika to być może z faktu, że ewangelista opowiada sam o sobie. Mateusz był celnikiem. Jego zadanie polegało na zbieraniu podatku celnego za handel rybami wyłowionymi w Jeziorze Galilejskim. Celnicy w społeczeństwie żydowskim uchodzili za grzeszników nie tylko dlatego, że padało na nich podejrzenie o podwyższanie podatków, ale także dlatego, że mieli częsty kontakt z cudzoziemcami, a więc z poganami, którzy uchodzili za ludzi nieczystych. Na Jezusowe wezwanie „Pójdź za Mną!”, celnik odpowiada natychmiast. Pozostawia swą komorę celną i wyrusza za Jezusem. Imię Mateusz oznacza tyle co „dar Jahwe”.
Światła i cienie, w które obleczone było życie Caravaggia, znalazły swój odblask również w jego sztuce. Postacie jego obrazów jakby wyłaniają się z mroku. Niczym światłem reflektora osnute twarze przemawiają wyrazem spojrzenia i dynamiką gestów. Ostre nieraz światło silnie zarysowaną granicą próbuje zmagać się z ciemnością, wdzierając się w głęboki mrok tła. Powstałe w latach 1599-1600 płótno, zatytułowane Święty Mateusz i anioł, przedstawia pierwszego ewangelistę – celnika, oddanego twórczej pracy pisarskiej, której treść adresowana była do chrześcijan rodem z judaizmu. Nad głową dostojnego siwowłosego mężczyzny (którego pierwszy wizerunek odrzucono jako zbyt wulgarny!) unosi się wdzięczny anioł, który wydaje się szeptać do ucha natchnionego autora pierwszej księgi Nowego Przymierza boskie słowa. Parola per parola – mówią Włosi; „słowo po słowie” – tak zdaniem mistrza światła i cienia miało wyglądać wyłanianie się spod pióra Apostoła stronic teksu natchnionego. Natchnienie (łac. inspiratio) w rozumieniu Caravaggia, który zresztą był spadkobiercą przekonań patrystycznych usystematyzowanych poglądami Tomasza z Akwinu, było tożsame z dyktandem (łac. dictatio). Duch Święty, ukryty za skrzydłami anioła, miał dyktować wyraz po wyrazie tekst ewangelii nawróconemu celnikowi. Tak wówczas pojmowano natchnienie.
Dziś wiemy, że jest inaczej. Natchnienie to nadprzyrodzone działanie Ducha Świętego na pisarzy ksiąg biblijnych. Działanie to sprawia, że prawdziwe słowo ludzkie jest jednocześnie prawdziwym słowem Boga. Pod koniec II stulecia Atenagoras z Aten pięknie porównywał natchnienie do gry na instrumencie muzycznym: „My natomiast jako gwarancję tego, co myślimy i w co wierzymy, mamy proroków, którzy opowiadali o Bogu i o prawach Bożych natchnieni przez Ducha Bożego. Również wy, którzy przewyższacie innych ludzi inteligencją i pobożnością względem prawdziwego Bóstwa, możecie stwierdzić, że niedorzecznością jest odrzucać wiarę w Ducha Bożego, który usta proroków poruszał niczym instrumenty muzyczne, a ufać ludzkim mniemaniom” (Prośba za chrześcijanami 7).
Chcąc przekazać swoje słowo, Bóg posłużył się ludźmi. Bóg dawał im zrozumienie Bożych spraw, jednak pisząc o nich, używali oni własnych zdolności. Każdy z biblijnych autorów dobierał słowa, za pomocą których chce przekazać prawdy otrzymane od Boga. Każdy z autorów natchnionych był dzieckiem swojej epoki. Posługiwał się ówczesnym stanem wiedzy i w swoim pisarstwie oddawał ówczesny sposób widzenia świata. Biblia nie musi więc odpowiadać dzisiejszemu stanowi nauk szczegółowych, nie jest bowiem podręcznikiem archeologii, astronomii czy fizyki. Jest „podręcznikiem wiary”. Odpowiedni dokument Soboru Watykańskiego II głosi: „Księgi biblijne w sposób pewny, wiernie i bez błędu uczą prawdy, jaka z woli Bożej miała być przez Pismo święte utrwalona dla naszego zbawienia” (Konstytucja o objawieniu Bożym 11). Jeśli więc celem Biblii nie jest przekazywanie prawd historycznych czy przyrodniczych, jak należy traktować zawarte w niej informacje z tych dziedzin? Otóż nie może istnieć żadna sprzeczność pomiędzy prawdziwymi wnioskami nauk szczegółowych a twierdzeniami Biblii. Twórcą praw przyrody i autorem Biblii jest przecież ten sam Bóg, stąd sprzeczność jest wykluczona. Pismo święte odzwierciedla stan wiedzy i przekonania autorów ludzkich w danych epokach, nie pretenduje jednak do dawania odpowiedzi na pytania dręczące przyrodoznawców, astronomów czy fizyków jądrowych. Znamienna jest w tym względzie wypowiedź św. Augustyna:
Nie czytamy w ewangelii, by Pan powiedział: „posyłam wam Pocieszyciela, który by was pouczał o biegu słońca i księżyca”. Chrześcijan chciał bowiem wykształcić, nie matematyków.
Pisarze natchnieni opisywali zjawiska przyrodnicze czy astronomiczne tak, jak je postrzegali zmysłami. Dziś również często w sposób popularny mówi się, że słońce wstaje lub zachodzi, choć przecież wszyscy uznają system heliocentryczny.
Michelangelo Merisi da Caravaggio, Święty Mateusz i anioł (fot. M. Rosik)
Polub stronę na Facebook