Żydówka jak inne? Obnażając stereotypy
Nazaret w Galilei. To tu po raz pierwszy na kartach Ewangelii spotykamy postać Maryi. Miejscowość była niewielką wioską położoną w pobliżu Via Maris, głównego szlaku komunikacyjnego pomiędzy Syrią a Egiptem. W czasach Maryi posługiwano się niekiedy prześmiewczym określeniem „Galilea pogan”, ze względu na etniczne zróżnicowanie mieszkającej tam ludności. Oczywiście przeważali Żydzi.
Niewiele wiemy o życiu Maryi przed zwiastowaniem. Według tradycji miała przyjść na świat jako dziecko długo oczekiwane przez rodziców, którym chrześcijanie pierwszych wieków nadali imiona Joachima i Anny. Mieszkać mieli w Jerozolimie, w miejscu, gdzie dziś wznosi się kościół św. Anny. Według apokryfu Protoewangelia Jakuba w bardzo młodym wieku Maryja miała podjąć służbę w świątyni jerozolimskiej. Kapłani postanowili sporządzić nową zasłonę dla świątyni, wybrali więc siedem dziewcząt, które przysposobili do tego zadania. Znalazła się wśród nich Maryja. Dziewczęta ciągnęły losy, która jakim kolorem winna dokonywać haftu. Maryi przypadł szkarłat i purpura. Szkarłat i purpura – zdaniem autora apokryfu – są symbolem poczęcia Chrystusa i Jego godności królewskiej. Ponieważ Jezus utożsamiał się ze świątynią – uczył bowiem „o świątyni swego ciała” (J 2,19) – młodziutka Maryja tkając zasłonę świątyni, przygotowywała szatę dla mającego się w przyszłości narodzić Jezusa.
Jedna z wielu
W jaki sposób Maryja trafiła do Nazaretu, nie wiadomo. Według apokryfu udała się tam po to, by poślubić Józefa. Zanim to nastąpiło, żydowska dziewczyna dzieliła losy kobiet swego narodu.
Oczywistym jest, że w środowisku religijnym Palestyny I wieku status kobiet był niższy niż status mężczyzn. Izraelitki żyły w społeczności patriarchalnej, zdominowanej przez mężczyzn. Na nie spadał ciężar większości domowych obowiązków: wypiek chleba, pilnowanie trzód, uprawa pola itp. W sprawach publicznych kobiety zabierały głos tylko w wyjątkowych okolicznościach.
Dziewczęta pozbawione były możliwości nauki. Do synagogalnych szkół chodzili jedynie chłopcy w wieku od pięciu do dwunastu lub trzynastu lat. To tam uczyli się sztuki czytania i pisania, tam poznawali Prawo, tam uczyli się przestrzegania przepisów religijnych. Naukę kończyli zazwyczaj celebracją bar micwy (hebr. „syn przykazania”), choć wtedy jeszcze uroczystości tej tak nie nazywano. Chodziło o moment, kiedy chłopiec po raz pierwszy publicznie czytał w synagodze przypadającą na dany dzień paraszę, czyli fragment Biblii Hebrajskiej, po czym stawał się mężczyzną, którego obowiązywały wszystkie przykazania Tory.
W synagogach kobiety miały swoje miejsce, oddzielone od mężczyzn. Nie musiały odmawiać codziennych modlitw, nie miały obowiązku udziału w świętach pielgrzymich, na które mężczyźni udawali się do Jerozolimy. Niższy status kobiet w życiu religijnym w stosunku do mężczyzn naocznie uwidoczniony został w architekturze świątyni jerozolimskiej. Kobietom przeznaczono specjalnie dla nich wybudowany dziedziniec, którego granic nie powinny przekraczać. Oczywistym jest, że w okresie przewidzianym prawem związanym z nieczystością rytualną wynikającą z krwawienia miesięcznego kobiety nie miały przystępu nawet do dziedzińca kobiet. Musiały dostosować się do wielu innych ograniczeń tak w życiu religijnym, jak i społecznym.
Tak też zapewne wyglądało życie Maryi, skromnej dziewczyny z Nazaretu. Nie różniło się od życia innych kobiet zamieszkujących niewielkie miasteczko w Galilei. Do chwili zwiastowania.
Gdy anioł sfrunął z nieba
Gdy Maryja wyznała wysłannikowi Boga swoje fiat (nie, nie po łacinie; uczyniła to zapewne aramejskim słowem amen), była już mężatką. Małżeństwo zawierano wówczas na dwuetapowej drodze. Etap pierwszy, porównywany jest niekiedy (niezbyt szczęśliwie) do zaręczyn. Młodzi w gronie najbliższych gromadzili się w synagodze, gdzie firmowano dokument zawarcia małżeństwa i … rozchodzili się do swoich domów. Choć mieszkali jeszcze oddzielnie przez około dwanaście miesięcy, to wspólnie przygotowywali huczne wesele. Drugi etap zaślubin rozpoczynał się uroczystym przeprowadzeniem pani młodej do domu pana młodego. Wesele trwało siedem dni. Najczęściej trzeciego dnia pod baldachimem zwanym chupą pan młody (i tylko on) wypowiadał formułę potwierdzającą zawarcie małżeństwa.
Dziecko poczęte przed wspólnym zamieszkaniem uważane było za prawowite, choć zazwyczaj czekano z rozpoczęciem współżycia do czasu wesela, zwłaszcza w bardziej niż Judea konserwatywnej Galilei. Józef i Maryja mieszkali jeszcze osobno, gdy Ta zaczęła oczekiwać na narodziny poczętego Jezusa. Gdy więc mieszkańcy Nazaretu dowiedzieli się o ciąży Maryi, z pewnością wykrzykiwali Mazeł tow! Być może pod nosem mruczeli: mogli poczekać do wesela, jednak ostatecznie sytuacja była akceptowalna. Tylko Józef miał prawo do oburzenia, zdziwienia, niedowierzania…
Kamienie wypadają z rąk
Wspomnieliśmy wyżej, że niefortunnie się stało, iż pierwszy etap żydowskiego małżeństwa nazywamy dziś czasem narzeczeństwem. Dlaczego niefortunnie? Bo popełniamy błąd anachronizmu, rzutując chrześcijańskie zwyczaje na żydowskie obrzędy. W powszechnym przekonaniu wyjawienie prawdy mieszkańcom Nazaretu, że Jezus nie jest dzieckiem Józefa, naraziłoby Maryję na karę śmierci przez ukamienowanie. Odpowiedni przepis prawny głosi: „Ktokolwiek cudzołoży z żoną bliźniego, będzie ukarany śmiercią i cudzołożnik, i cudzołożnica” (Kpł 20,10). Jednak karę ukamienowania można było zastosować tylko wtedy, gdy pojawiło się dwóch mężczyzn – naocznych świadków grzesznego czynu. Świadectwo kobiet nie było brane pod uwagę.
Przypomnijmy scenę zapisaną przez proroka Daniela, kiedy to dwóch mężczyzn fałszywie oskarżyło Zuzannę o grzech cudzołóstwa. Ich świadectwa nie były zgodne. Zuzanna została uwolniona, a oni sami musieli ponieść srogą karę. Czy Jan Chrzciciel wzywał do ukamienowania Herodiady? Nie. Nie miał do tego prawa, bo nikt nie był naocznym świadkiem jej grzesznego pożycia z królem. Czy Samarytance, która przypuszczalnie przez niewierność małżeńską aż pięciokrotnie otrzymywała listy rozwodowe, groziła śmierć przez ukamienowanie? Ewangelia o tym nie wspomina, bo nie było naocznych świadków jej grzesznych czynów. A czy przyprowadzonej do Jezusa cudzołożnicy groziła śmierć? Tak, a to dlatego, że przeciwnicy Jezusa wyraźnie ją śledzili, aby pochwycić na cudzołóstwie.
Puśćmy wodzę fantazji
Załóżmy sytuację hipotetyczną, ale bardzo przypominającą położenie Józefa i Maryi. Małżonkowie są po pierwszym etapie zaślubin, jeszcze przed weselem, i właśnie wtedy poczyna się ich dziecko. Czy jeśli świadkiem ich współżycia było przynajmniej dwóch mężczyzn, należy ich ukamienować? Absurd. Są już przecież małżeństwem. Albo, jeśli jako małżonkowie przed weselem spodziewają się narodzin swojego dziecka, czy mężczyzna powinien wręczyć swej własnej żonie list rozwodowy? Również absurd. Jest to przecież jego dziecko!
Sąsiedzi mogą patrzeć nieprzychylnie na takich małżonków, jednak wszyscy wiedzą, że za niedługi czas zamieszkają razem i pod jednym dachem wychowają swoje dziecko. Zachęta do ukamienowania w pierwszym przypadku lub rozwodu w drugim byłaby czymś nieludzkim. A taka właśnie była sytuacja Józefa i Maryi. Sąsiedzi, którzy sądzili, że fizycznym ojcem dziecka jest Józef, mogli nieprzychylnym okiem patrzeć na małżonków, jednak z pewnością nie wzywali do ukamienowania Maryi, ani nawet do rozwodu. W końcu – jak sądzili mieszkańcy Nazaretu – Maryja z Józefem oczekiwali na ich własne dziecko!
Idźmy dalej w fantazjowaniu. Są bibliści, którzy twierdzą, że nie potrzeba dwóch świadków cudzołóstwa, gdy ciąża staje się widoczna. To przecież ewidentny dowód. Czy gdy stan brzemienny Maryi stał się jawny dla wszystkich, groziło Jej ukamienowanie? Nie. Przecież Józef nie ujawnił, że to nie jego dziecko, przyjął pełną odpowiedzialność za całą sytuację i wziął Maryję do siebie.
Kłopoty Józefa
No właśnie. Mieszkańcy Nazaretu sądzili, że Maryja poczęła dziecko z Józefem, jednak on znał prawdę. Wiedział, że fizycznie mający się narodzić Jezus nie jest jego synem. Cudzołóstwo bez naocznych świadków bądź podejrzenie o zdradę małżeńską kończyło się najczęściej wręczeniem listu rozwodowego.
Ewangelista zaświadcza, że Józef był człowiekiem sprawiedliwym. Nie rozumiał całej sprawy i postanowił potajemnie oddalić Maryję. Oboje rozeszliby się bez konsekwencji. Maryja mogłaby związać się prawnie z tym, kto mógłby być ojcem poczętego w Niej dziecka. Zgodnie z Prawem, mąż powinien Jej wręczyć get – wspomniany list rozwodowy. Gdyby pozostał przy decyzji rozstania się z Maryją, mógłby – zgodnie z żydowskim prawem – liczyć na zatrzymanie wiana małżonki, a także na odzyskanie mocharu – ceny, którą zapłacił przy zaślubinach. Względy materialne nie wchodziły jednak w grę.
Sprawiedliwość Józefa polegała na czymś innym. Zgodnie ze zwyczajem, powinien wręczyć małżonce list rozwodowy publicznie, w synagodze, na oczach świadków. Nie zamierzał jednak narazić Maryi na publiczne zawstydzenie i niesławę. Postanowił potajemnie wręczyć małżonce dokument rozwodu. Przez swoją dyskrecję zamierzał ochronić Maryję od pełnych wyrzutu spojrzeń i publicznego zawstydzenia.
Szczęśliwie boska interwencja skłoniła go do zmiany decyzji. Anielski głos przemawiający we śnie sprawił, że Józef przyjął iście ojcowską postawę. Zbudziwszy się ze snu, wziął swoją małżonkę do siebie. Tym samym Jezusa uznał za swego Syna.
Szczęśliwe rozwiązanie
Około 6 roku p.n.e. małżonkowie udali się do Betlejem, rodzinnego miasta Józefa. Podróż odbyli w związku ze spisem ludności zarządzonym według Łukasza przez Kwiryniusza, wielkorządcę Syrii. Bardziej prawdopodobne wydaje się, że spis odbył się za Sencjusza Saturninusa, który był u władzy w latach 8 – 6 przed Chr. Łukasz wzmiankuje Kwiryniusza prawdopodobnie dlatego, że spis przez niego zarządzony był bardziej znany. To właśnie wtedy „nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna, owinęła Go w pieluszki i położyła w żłobie, gdyż nie było dla nich miejsca w gospodzie” (Łk 2,6-7).
Osiem dni później obrzezano Chłopca. I stało się coś jeszcze. W starożytnym Izraelu panował piękny zwyczaj przyjęcia noworodka do grona rodziny. Ojciec tuż po narodzinach sadzał dziecko na swe kolana i tym symbolicznym gestem uznawał je za swoje. Przypuścić należy, że tak też postąpił nazaretański cieśla, bez względu na to, co odczuwał wówczas w swoim sercu.
Co dalej?
Według Ewangelii dalsze życie Maryi było typowe, jak w przypadku każdej żydowskiej kobiety, jednak zdarzały się sytuacje nadzwyczajne. Pielgrzymowała do Jerozolimy, jak wtedy, gdy zagubiła dwunastoletniego Jezusa. Bywała na weselach, jak choćby na tym w Kanie. Wraz z krewnymi szukała Syna, gdy Ten zaangażowany był w głoszenie dobrej nowiny. Zapewne także wcześnie została wdową, gdyż Ewangelie milczą na temat Józefa po opisie dzieciństwa Jezusa.
Niezwyczajna była natomiast ucieczka do Egiptu i wcześniejsze proroctwo Symeona o mieczu, który przeniknie Jej duszę. Twardo zabrzmiały w Jej uszach słowa odnalezionego w Jerozolimie Jezusa o tym, że winien być w domu Ojca – a nie miał na myśli Józefa. I moment najtrudniejszy – towarzyszenie Synowi w chwili śmierci. Właśnie wtedy usłyszała o Janie ewangeliście: „Oto syn Twój”. To wyraźny dowód, że poza Jezusem nie miała innych dzieci. Żydowskie prawo nakazywało bowiem, że gdy umierał najstarszy syn wdowy, opiekę nad nią winien przejąć następny w kolejności syn, a jeśli takiego nie ma, wówczas córka. Nie było syna ani córki. Na szczęście zjawił się umiłowany uczeń Jezusa.
„Żydówka taka jak inne?”, Historia Kościoła 3 (2024) 10-15.
Polub stronę na Facebook