„Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5, 13). Roztropne napomnienie nierozumnych Galatów

Jan Paweł II zatytułował swoje orędzie na Wielki Post 1986 r. słowami św. Pawła: Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie. Pisał wówczas: „Ewangelia daje nam prawo miłosierdzia, którego najlepszym wyrazem są słowa Chrystusa, dobrego Samarytanina, oraz przykład, jaki daje nam On swym postępowaniem: chce, abyśmy kochali Boga i wszystkich naszych braci, a przede wszystkim tych, którzy są w potrzebie. Albowiem miłosierdzie pozwala nam uwolnić się od egoizmu, burzy mury naszego odosobnienia, otwiera nam oczy i pozwala odkryć obecność bliźniego – tego, który jest blisko, tego, który jest daleko i całą ludzkość. Miłosierdzie stawia wymagania, ale daje też siłę, gdyż w nim spełnia się nasze podstawowe powołanie chrześcijańskie, pozwalając nam uczestniczyć w Miłości Pana”. W tej refleksji błogosławiony Ojciec Święty daje nam jeden z możliwych kluczy do interpretacji Pawłowego wezwania, skierowanego do mieszkańców Galacji: „Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13). Jest nim przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Zanim jednak po nią sięgniemy, trzeba nam osadzić wezwanie „Miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” w odpowiednim kontekście historycznym i literackim.

Czemu Paweł napisał List do Galatów?

W starożytności list pozostawał właściwie niemal jedyną formą komunikacji pomiędzy żyjącymi odlegle osobami. W epistolografii grecko-rzymskiej doszło do wytworzenia się specyficznego gatunku literackiego, zwanego listem. Apostoł Paweł w listach przedstawiał swą teologię, rozwiązywał doraźne problemy gmin bądź pojedynczych adresatów oraz zamieszczał osobiste refleksje i uwagi. Starożytne listy pisane były bądź przez samego nadawcę, bądź też były dyktowane sekretarzowi. Jeśli pisano je na papirusie, nadawano im formę zwoju, który pieczętowano, a na zewnętrznej jego stronie wypisywano imię odbiorcy. Był to tzw. adres zewnętrzny; wewnątrz listu natomiast zamieszczano drugi adres, wewnętrzny, który zazwyczaj był bardziej rozbudowany. Listy wieńczono podpisem samego nadawcy, bez względu na to, czy korpus pisany był przez niego osobiście, czy też dyktowany sekretarzowi. Osobisty podpis miał gwarantować autentyczność pisma.

Listy Pawłowe, choć zawierają cechy listów greckich, łacińskich czy semickich, odznaczają się jednak swoistą oryginalnością. Po pierwsze, nie odnoszą się jedynie do konkretnych sytuacji historycznych, ale ich treść wykracza często poza nie. Łączą więc w sobie dwa motywy: są pisane pod wpływem konkretnej sytuacji, ale także z motywów bardziej ogólnych. Po drugie, często nie tylko podejmują nowe wątki, ale także stanowią przypomnienie nauczania Pawła. Nauczanie to ma nie tylko wymiar doktrynalny, ale i parenetyczny, zawiera bowiem wiele konkretnych wskazówek postępowania przedstawianych jako normy etyczne. Po trzecie, listy Pawłowe przeznaczone są do odczytywania publicznego w zgromadzeniu liturgicznym (poza listem do Filemona jako prywatnego odbiorcy).

List do Galatów, który powstał pod koniec lat pięćdziesiątych, a więc niemal dziesięć lat po postanowieniach Soboru Jerozolimskiego odnoście przyjęcia pogan do Kościoła, został napisany przez Pawła celem napomnienia tych judeochrześcijan, którzy wciąż jeszcze domagali się obrzezywania wierzących w Chrystusa, pochodzenia pogańskiego. Prawdopodobnie w r. 49 (lub nieco później), a więc w czasie, gdy cesarz Klaudiusz wypędził Żydów z Rzymu, w Jerozolimie doszło do zgromadzenia apostołów, zwanego Soborem Jerozolimskim lub Soborem Apostolskim. O całym przedsięwzięciu opowiada Łukasz (Dz 15,4-29), który wskazuje na powód zgromadzenia apostołów i starszych: jest nim spór wszczęty w Antiochii przez nieznanych z imienia Judejczyków, dotyczący statusu nawróconych na chrześcijaństwo pogan. Judeochrześcijanie zamierzali skłonić ich do obrzezania i zachowania przepisów Prawa Mojżeszowego. Z takim stanowiskiem nie mógł zgodzić się Paweł (nomen omen dawny faryzeusz) oraz Barnaba. Przybyli oni do Jerozolimy, by w gronie najwyższych autorytetów Kościoła wyjaśnić całą kwestię. Znakomitą rolę w zgromadzeniu odegrali Piotr i Jakub, a dekret wieńczący obrady został skierowany do gmin w Antiochii, Syrii i Cylicji. Postanowienia dekretu, nakazujące „powstrzymać się od pokarmów ofiarowanych bożkom, od nierządu, od tego, co uduszone, i od krwi” (Dz 15,28-29), zasadniczo pokrywały się z wymogami stawianymi obcym, którzy zamierzali osiedlić się w Judei (Kpł 17-18). Okazuje się jednak, że po wizycie apostoła narodów w Galacji pojawili się tam inni wędrowni misjonarze, którzy twierdzili, że Paweł – jako nie należący do grona Dwunastu – nie głosi właściwej nauki. Zamęt, który powstał w umysłach Galatów, domagał się uporządkowania Apostoł czyni to w sposób bardzo racjonalny, choć posługuje się nader emocjonalnym językiem. Nie waha się nazwać adresatów „głupimi” (Ga 3,1). Styl listu jest przykładem tzw. retoryki deliberatywnej, po którą starożytni pisarze sięgali celem przekonania do zmiany postępowania.

Miłość i wolność (Ga 5,13-15)

Interesujący nas fragment Ga 5,13 został umieszczony w krótkiej sekcji listu, w której Paweł wyjaśnia relację pomiędzy wolnością a miłością. Sekcję tę umieszcza po surowych napomnieniach (Ga 5,7-12), w których życzy swym przeciwnikom, aby nie tylko się obrzezywali, ale nawet „do końca okaleczyli” (Ga 5,12). To silne i bardzo emocjonalne stwierdzenie nawiązuje do pogardy, jaką Żydzi okazywali kastratom (w II w. cesarz Hadrian zakazał praktyki obrzezywania w ramach ogólnorzymskiego prawa zakazującego kastracji). Bezpośrednio po tym życzeniu apostoł stawia znaną zasadę: „Wy zatem, bracia, powołani zostaliście do wolności. Tylko nie bierzcie tej wolności jako zachęty do hołdowania ciału, wręcz przeciwnie, miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13). Przyjęcie Chrystusowej wolności ma służyć miłowaniu innych. Apostoł podkreśla tę prawdę w następnym wierszu: „Bo całe Prawo wypełnia się w tym jednym nakazie: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego” (Ga 5,14). Również żydowscy rabini powoływali się na Kpł 19,18, wyjaśniając istotę Prawa Starego Testamentu. Według rabinackiego traktatu Szabat, pewien poganin przyszedł do znanego z rygoryzmu rabbiego Szammaja, by ten nauczył go całej Tory w tak krótkim czasie, w jakim człowiek ustać może na jednej nodze. Rabin użył linijki do pozbycia się intruza. Gdy ten pojawił się przed Hillelem, nieco bardziej liberalnie nastawiony nauczyciel przyjął go słowami: „Co tobie niemiłe, nie czyń drugiemu. To jest cała Tora. Wszystko inne jest jej wyjaśnieniem. Idź i ucz się!”. Sam Jezus również istotę Prawa wyjaśniał odwołaniem się do przykazania miłości Boga i bliźniego (por. Mk 12,31). Warto wspomnieć, że Szammaj i Hillel byli niemal współcześni Jezusowi.

Paweł kończy zachętę do mądrego korzystania z wolności napomnieniem, które przybiera surowy ton: „A jeśli u was jeden drugiego kąsa i pożera, baczcie, byście się wzajemnie nie zjedli” (Ga 5,15). Pożarcie przez innych w Starym Testamencie uznawane było za symbol strasznego losu niegodziwców. Autor mądrościowej Księgi Przysłów przestrzegał: „Jest plemię o zębach jak miecze, o zębach trzonowych jak noże, by wygryźć uciemiężonych z kraju, a spośród ludzi nędzarzy” (Prz 30,14). Aby Galatów nie spotkał taki los, winni używać wolności w służbie miłości: „miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13).

Służba motywowana miłością – miłosierny Samarytanin (Łk 10,30b-35)

Wspomnieliśmy już, że Pawłowe wezwanie „miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” Jan Paweł II interpretuje przez pryzmat przypowieści o miłosiernym Samarytaninie. Historia egzegezy zna liczne alegoryczne interpretacje przypowieści. Zasadnicze przesłanie przypowieści ma bardziej wymiar moralny. Jezus opowiadając o zachowaniu Samarytanina wywołuje w żydowskim słuchaczu odczucie bycia prowokowanym: słuchacz bowiem jest zmuszony do zestawienia w jednym zdaniu twierdzenia sprzeczne z przekonaniami i mentalnością żydowską: miłosierdzie i Samarytanin. Samarytanie byli tak znienawidzeni przez Żydów, że ci ostatni nawet nie wypowiadali słowa „Samarytanin”. Znamienne, że na pytanie Jezusa, kto jest bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców, uczony w Piśmie odpowiada „ten, który mu okazał miłosierdzie” (Łk 10,37); słowo „Samarytanin” nie chce mu przejść przez gardło. Zestawienie „miłosierdzie – Samarytanin” w Jezusowej przypowieści prowadzi do szokującej konkluzji, że Samarytanin może okazać się bliźnim; więcej jeszcze, że należy go naśladować w okazywaniu miłosierdzia. Jego czyn staje się wzorem życzliwości i miłości, która winna istnieć między ludźmi bez względu na różnice etniczne czy religijne.

Biorąc pod uwagę kontekst przypowieści, można bardziej precyzyjnie wysupłać jej przesłanie. Czy chodzi tylko o miłość bliźniego? Gdyby tak było, wystarczyłoby skorzystać ze zwykłej zasady potrójności: dwóch pierwszych przechodniów mija poszkodowanego, a zatrzymuje się jedynie trzeci, który staje się wzorem miłosierdzia. Nie musiałby pojawić się ani kapłan, ani lewita. Gdyby chodziło o tendencje antyklerykalne, wystarczyłoby sługom świątyni przeciwstawić zwykłego świeckiego Żyda, nie Samarytanina. Przesłanie byłoby jasne: ci, od których wymaga się okazania miłosierdzia, zaniedbali swój obowiązek, a zwykły, być może żyjący z dala od Boga człowiek, spełnił Jego wolę. Gdyby chodziło o ukazanie przykładu miłości wobec nieprzyjaciół, wówczas to Samarytanin byłby poszkodowany. To on musiałby leżeć przy drodze. Tymczasem tu chodzi o coś innego: by uczyć się miłości od nieprzyjaciela.

Miłość i służba: sprzężenie zwrotne

Pawłowe zawołanie„miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie” (Ga 5,13) wskazuje, że istnieje swoiste sprzężenie zwrotne pomiędzy miłością i służbą. W świecie chrześcijańskich wartości jedno nie może istnieć bez drugiego. Miłość bez służb drugiemu pozostaje zdeklarowanym frazesem. Służba bez miłości drugiego zamienia się w serwilizm lub – co najwyżej – w filantropię zagłuszającą sumienie. Innymi słowy: miłość wyraża się poprzez służbę, a służba – nawet ta nieudolna – jest wyrazem miłości. Przykładem takiej, w pewnym sensie nieudolnej , aczkolwiek skutecznej służby, jest postawa Samarytanina. Dlaczego jego postawa była nieudolna? Typowym środkiem medycznym powszechnie stosowanym w starożytności biblijnej była oliwa i wino. Wino służyło do odkażenia ran, oliwa natomiast stanowiła środek kojący. Samarytanin pomylił kolejność. Najpierw użył oliwy, a później wina. Nie odbył „kursu pierwszej pomocy”. W przeciwnym razie wiedziałby, że najpierw należy odkazić ranę, a dopiero później nałożyć na nią oliwy dla złagodzenia bólu. Pomimo tego niewielkiego błędu w sztuce medycznej, jego pomoc okazała się skuteczna. Dlaczego? Bo jego służebna postawa motywowana była miłością. Doskonale wypełnił Pawłowe wezwanie „miłością ożywieni służcie sobie wzajemnie”, choć samego Pawła znać nie mógł. Nie dlatego, że żyli w innym czasie, ale dlatego, że sam Samarytanin jest postacią fikcyjną, wymyśloną przez Jezusa na cel przypowieści.