Kościół św. Polikarpa w Izmirze – dawnej Smyrnie (fot. M. Rosik)

Polikarp był uczniem Jana apostoła, umiłowanego ucznia Jezusa i zarazem autora przepięknej sentencji: „W miłości nie ma lęku. Doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą, a każdy, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości” (1 J 4,18). To wszechogarniająca miłość Jezusa do Jana pozwoliła temu ostatniemu przezwyciężyć lęk w najbardziej dramatycznych momentach. Nie kto inny, jak właśnie Jan, wytrwał jako jedyny spośród Dwunastu przy konającym na krzyżu Mesjaszu. Po przyobleczeniu Mocą z wysoka towarzyszył Jakubowi, gdy ten przewodził kościołowi jerozolimskiemu. W 66 roku wybuchło powstanie żydowskie przeciw Rzymianom. Jan wraz z innymi chrześcijanami przedostał się do Pelli, miasta w dzisiejszej Jordanii. Wcześniej jednak głosił jeszcze słowo Boże w Samarii i w ten sposób spełniła się zapowiedź Jezusa wstępującego do nieba: „Gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie, w Judei, w Samarii i aż po krańce ziemi” (Dz 1,8). Po Samarii przyszedł więc czas na krańce ziemi. Pierwszym skrawkiem owego krańca była właśnie Pella, miasto ucieczki chrześcijan. Po pewnym czasie z Pelli Jan udał się do Efezu, gdzie – jak głosi tradycja – opiekował się Maryją, Matką Jezusa. Według żydowskiego Prawa, gdy umierał najstarszy syn wdowy, winien przekazać opiekę nad matką młodszemu bratu. Ponieważ Jezus rodzonego brata nie miał – powierzył Maryję Janowi. Za czasów Domicjana Jan został skazany na banicję na wyspę Patmos, gdzie przetrzymywano więźniów politycznych. Tam właśnie powstała Apokalipsa. Tak przynajmniej głosi tradycja. Pod koniec swego życia Jan miał wrócić do Efezu. Gdzie spotkał się z Polikarpem, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że o właśnie on ustanowił Polikarpa biskupem Smyrny. Ireneusz z Lyonu, wychowany w Smyrnie zagorzały tropiciel heretyków i przykładny uczeń Polikarpa, wspomina:

Mogę nawet wskazać miejsce, gdzie błogosławiony Polikarp siedział i przemawiał, jak wychodzi i wchodzi, jaki był tryb jego życia, jak jego postać, jak przemawiał do ludu, jak opowiadał o swych stosunkach z Janem i z innymi, którzy widzieli Pana, jak przypominał ich słowa i co od nich słyszał o Panu, o cudach Jego, o nauce, jak to Polikarp, zgodnie z Pismem, opowiadał, co przejął od świadków naocznych Słowa Żywota.

O Polikarpie natomiast wiadomo, że około 155 roku przebywał w Rzymie, gdzie dyskutował z papieżem Anicetem o świętowaniu Wielkanocy. Nie udało im się ustalić wspólnego stanowiska co do daty największych świąt chrześcijańskich. Papież natomiast przekonał się, że ma do czynienia z zagorzałym obrońcą wiary przed heretykami. Podobno gdy wygnany przez swego biskupa Marcjon stawił się przed Polikarpem z zapytaniem, czy go poznaje, biskup Smyrny odpowiedział bez wahania: „Oczywiście, poznaję pierworodnego syna diabelskiego”. Być może tak nieugięta postawa była owocem napomnień Ignacego, który w liście do Polikarpa zachęcał go, by trwał w prawdziwej wierze niewzruszony jak kowadło pod uderzeniami młota.

Nomen omen, to również niejaki Marcjon jest autorem listu, który zawiera godny zaufania przekaz o śmierci Polikarpa. List ten został zredagowany niedługo po męczeńskiej śmierci biskupa i wysłany do kościoła w Filomelion we Frygii. Biskupa zdradził jeden ze służących. Polikarp ukrywał się w pobliżu miasta w pewnym gospodarstwie rolnym i tam właśnie został schwytany. Zaprowadzono go na stadion, gdzie tłum zbierał się na oglądanie igrzysk. Według autora, gdy prokonsul Stacjusz Kwadratus nakazał Polikarpowi, by złorzeczył imieniu Chrystusa, ten niewzruszony odrzekł: „Osiemdziesiąt i sześć lat jestem Jego niewolnikiem i żadnej krzywdy mi nie wyrządził. Jakże mógłbym bluźnić Królowi mojemu, który mnie zbawił”. Żadne namowy nie skłoniły Polikarpa do zdrady Zbawiciela. Tłum natomiast coraz głośniej domagał się niewinnej krwi. W ten właśnie sposób spełniały się słowa Chrystusa zawarte w Mowie Misyjnej; słowa zapowiadające prześladowania z powodu wiary. Nazaretański Nauczyciel przestrzegał apostołów i ich następców: „Miejcie się na baczności przed ludźmi! Będą was wydawać sądom i w swych synagogach będą was biczować. Nawet przed namiestników i królów będą was wodzić z Mego powodu… Brat wyda brata na śmierć i ojciec syna; dzieci powstaną przeciw rodzicom i o śmierć ich przyprawią. Będziecie w nienawiści u wszystkich z powodu Mego imienia… Gdy was prześladować będą w tym mieście, uciekajcie do innego… Jeśli pana domu nazwali Belzebubem, o ileż bardziej was tak nazwą… Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało…. Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz” (por. Mt 10,17-34). Akta męczeństwa Polikarpa w bardzo plastyczny sposób ukazują to, co dokonało się na smyrneńskim stadionie:

Gdy ułożono stos, Polikarp zdjął ubranie, rozwiązał pas i próbował zdjąć także sandały. Przedtem nie czynił tego sam, albowiem wszyscy wierni współzawodniczyli w oddawaniu mu usług. Tak bardzo bowiem otaczany był czcią z powodu swojej świętości już przed męczeństwem. Zaraz też złożono wokół niego wszystko, co przygotowano do spalenia. Kiedy chciano go przytwierdzić gwoździami, powiedział: „Dajcie pokój; Ten, który daje mi siłę znieść ogień, pomoże mi bez waszych gwoździ znieść go spokojnie”. Nie przybito go zatem gwoździami, ale tylko silnie związano. On zaś z rękoma skrępowanymi z tyłu, podobny do pięknego jagnięcia, wybranego na miłą i całopalną ofiarę Bogu, podniósł oczy w górę i rzekł: „Panie Boże, Ojcze umiłowanego i błogosławionego Syna Twego Jezusa Chrystusa, przez którego poznaliśmy Ciebie; Boże Aniołów, Mocy wszelkiego stworzenia i całej rzeszy świętych, którzy żyją przed obliczem Twoim; błogosławię Cię za to, iż zechciałeś, bym w tym dniu i w tej godzinie wraz z całą rzeszą męczenników miał udział w kielichu Chrystusa Twego, dla zmartwychwstania na wieki duszy i ciała, w nieskazitelności Ducha Świętego. Wraz z nimi przyjmij mnie dziś do siebie, Boże prawdziwy i prawdomówny, jako ofiarę hojną i przyjemną, którą przygotowałeś, którą mi zapowiedziałeś i którą teraz dopełniłeś. Dlatego wielbię Cię za wszystko, błogosławię Tobie i wysławiam Ciebie przez wiecznego i niebieskiego Arcykapłana Jezusa Chrystusa, umiłowanego Syna Twego, przez którego Tobie, Jemu samemu oraz Świętemu Duchowi niech będzie chwała na wieki wieków. Amen”. Gdy wypowiedział „Amen” i zakończył modlitwę, wyznaczeni do tego ludzie rozniecili ogień. Kiedy buchnął potężny płomień, dane nam było zobaczyć na własne oczy przedziwne zjawisko. Dlatego zostaliśmy zachowani, aby innym opowiedzieć o tym, co zaszło. Płomienie tworząc kształt łuku, jak żagiel wichrem wzdęty, otoczyły męczennika. On zaś stał pośrodku, nie jak palące się ciało, lecz jak chleb rumieniący się w piecu, jak jaśniejące w ogniu srebro lub złoto. Równocześnie poczuliśmy przemiły zapach, jakby woń palonego kadzidła albo innych drogocennych wonności.

Męczeństwo biskupa Smyrny dokonało się za czasów Marka Aureliusza, cesarza, którego rządy przypadły na okres wcale niełatwy. Oprócz nieustannych wojen, cesarz musiał stawić czoła wszelakim klęskom żywiołowym: wylewom Tybru, ulicznym rozruchom, klęsce głodu, pożarom czy szarańczy. Sam zresztą padł ofiarą jednej z takich klęsk: zmarł na dżumę w Vindebonie na wieki przed tym, nim wybrzmiały tam takty wiedeńskiego walca. Był to także okres, gdy drogi Kościoła i Synagogi rozeszły się na zawsze; dawno minęły czasy, gdy w Rzymie nie odróżniano chrześcijan od Żydów. Co więc ma wspólnego męczeństwo Polikarpa z relacjami chrześcijańsko – żydowskimi? Otóż biografowie świętego twierdzą, że nie kto inny, jak właśnie aktywni działacze smyrneńskiej synagogi brali ochoczy udział w smutnym widowisku ogniowo – sztyletowym. Chodzi dokładnie o dwie wzmianki o Żydach, którzy najpierw mieli entuzjastycznie zatroszczyć się o dostarczenie drzewa na śmiertelny stos Polikarpa, a następnie domagali się spalenia zwłok męczennika, wbrew chrześcijanom, którzy chcieli godnie je pochować:

Chciwe widoku męki pospólstwo, zwłaszcza żydowskie, zaczęło znosić drzewo i wnet był stos z wysokim palem gotowy. Oprawcy przygotowali tym czasem łańcuchy i gwoździe, aby skazanego przybić do pala, ale Polikarp rzekł: „Zaniechajcie tego, albowiem kto mi udzielił łaski, że za niego mogę śmierć ponieść, ten mi udzieli też łaski, że w ogniu sam stać będę”. Nie przybito go więc, lecz przywiązano. Gdy stos podpalono, płomienie za wolą Bożą rozbiegły się na boki i nie dotykając Świętego splotły się ponad jego głową, jak żagiel wiatrem wydęty, zarazem rozeszła się   wokoło prześliczna woń. Zdumienie ogarnęło wszystkich i głuchy szmer rozległ się między tłumem. Wtedy rozkazano jednemu z oprawców, aby przystąpił do Świętego i przebił go mieczem. Gdy to uczynił, z piersi Świętego trysnął strumień krwi i natychmiast zagasił płomienie. Stało się to 23 lutego roku 166. Chrześcijanie prosili urzędnika o wydanie drogich zwłok, ale żydzi wymogli na nim, że kazał je spalić. Wierni zebrali przeto pozostałe cząstki kości, które jako nieoszacowany skarb umieszczone zostały w kościele w Smyrnie.

Czy tego typu relacjom można wierzyć? Trzeba pamiętać, że wczesnochrześcijańskie opisy męczeństwa to specyficzny gatunek literacki, w którym warstwa historyczna niejednokrotnie zinterpretowana jest teologicznie lub w duchu pobożności ludowej. Jest to gatunek na wskroś chrześcijański, zakotwiczony z jednej strony w ewangelicznych relacjach o męce Pańskiej, z drugiej zaś w antycznych biografiach. Starożytna powieść grecka ukazująca dokonania znanych osobistości często zawiera biografie wymodelowane, wycieniowane, a niekiedy wręcz zmienione przez autorów. Przyczyną wszelkich zmian, takich jak hiperbole, przerysowania, idealizacje jest oczywiście przeznaczenie utworu. Elementy fikcyjne wprowadzane do takich utworów musiały być jednak zawarte w pewnych granicach; musiały mianowicie mieścić się w spektrum innych prawdopodobnych wydarzeń z życia bohatera.

Polub stronę na Facebook