Rudolf Bultmann – biblista o liberalnym podejściu do teologii, Alois Alzheimer –odkrywca „choroby zapominania” i Edith Stein – niegdyś ateistka, dziś patronka Europy. Co łączy te postacie? Uniwersytet Wrocławski. Wiek temu, w roku akademickim 1916/17 wszystkie trzy związane były z wrocławską alma mater.
Kończąc rok akademickiej aktywności na wrocławskich uczelniach, warto choćby ze zwykłej ciekawości przewrócić kilka kart historii. Próba odtworzenia atmosfery świata akademickiego sprzed wieku, atmosfery tworzonej między innymi przez wymienione postacie, może okazać się inspirująca dla tych, którzy po wakacjach znów zasiądą za katedrą, jak i ich słuchaczy.
Rudolf Bultmann i postulat socjologiczny
Był bez wątpienia jednym z największych nowotestamentalistów XX stulecia. Syn pastora, luteranin, urodzony w 1884 roku w Oldenburgu w północnych Niemczech. Wykształcenie zdobywał w Tybindze, Berlinie i Marburgu. W gronie jego nauczycieli znaleźli się Adolf von Harnack, Herman Gunkel i Johannes Weiss, niezaprzeczalne autorytety w ówczesnej biblistyce.
Rudolf Bultmann swoją karierę akademicką zasadniczo związał z uniwersytetem w Marburgu, gdzie zasiadał na profesorskiej katedrze od 1921 do 1951 roku. Jednak w latach 1916 – 1920 wykładał we Wrocławiu. Co więcej, właśnie tutaj powstało jego główne dzieło, które zrewolucjonizowało ówczesne patrzenie na proces kształtowania się ksiąg Nowego Testamentu. Książka została wydana w Getyndze w 1921 roku pod tytułem Die Geschichte der synoptischen Tradition.
Autor przełomowego dzieła wysunął postulat, zwany socjologicznym. Postulat ten głosi, iż pierwotna wspólnota chrześcijańska była twórcza, czyli sama wytwarzała tradycje o Jezusie z Nazaretu. Środowiskiem powstania nauk Jezusa czy opowiadań o Jego cudach (Sitz im Leben, „środowisko życiowe”) nie były – zdaniem Bultmanna – wydarzenia historyczne, lecz pomysłowość wspólnoty. Innymi słowy, nieco upraszczając, to uczniowie częściowo wymyślili nauczanie i działalność cudotwórczą Jezusa. Zaczęli głosić te tradycje, nie zawsze zgodne z faktami, i w ten sposób gromadzili wokół siebie nowych wyznawców.
Sposób rozumowania wrocławskiego (w tym czasie) teologa był następujący. U początków dzieł literackich zwanych Ewangeliami leży fakt historyczny. Jest nim życie i publiczna działalność Jezusa Chrystusa. Nie ulega wątpliwości, że historyczność Jezusa – choć niegdyś podważana, głównie z racji ideologicznych – jest faktem potwierdzonym. Świadczą o tym choćby pisma starożytnych pisarzy niechrześcijańskich. Zanim jednak spisano historię Jezusa w Ewangeliach, przez kilka dziesięcioleci głoszono ją w formie ustnego przekazu. To właśnie wtedy – zdaniem Bultmanna – dojść mogło do takich interpretacji słów i czynów Jezusa, które odbiegają od rzeczywistych zdarzeń. Treść dobrej nowiny o zbawieniu przekazywano w świetle prawdy o zmartwychwstaniu. Dostosowywano także głoszoną naukę do aktualnych potrzeb gmin chrześcijańskich, czyli zwracano uwagę przede wszystkim na te treści nauki o zbawieniu, które były szczególnie żywotne w pierwszych gminach kościelnych. Zawiązywanie wspólnoty wierzących, kształtowanie jej struktury, ustalanie zasad, którymi winna się kierować, nastręczało niekiedy niemałych problemów. Wtedy to naoczni świadkowie życia Jezusa powoływali się na Jego nauczanie, dokonując jego interpretacji w kierunku, który pomógłby rozwiązywać problemy stające przed pierwszymi gminami.
Takie spojrzenie na proces kształtowania się Ewangelii doprowadziło Bultmanna i jego zwolenników do skrajnego sceptycyzmu historycznego. Niewiele można powiedzieć o życiu i działalności Jezusa – twierdzili zwolennicy twórcy postulatu socjologicznego. Wiemy, co głosili apostołowie, nie wiemy jednak, czego nauczał sam Jezus. Nie można dotrzeć do Jezusa historii. Znamy tylko Chrystusa wiary.
Tezom Rudolfa Bultmanna sprzeciwił się nie kto inny, jak sami jego uczniowie. Zabrali się do pracy i przez lata odkryli kilkadziesiąt kryteriów, dzięki którym możemy się przybliżyć do Jezusa historycznego. Ta żmudna i długotrwała praca, uwzględniająca wyniki wielu dziedzin i dyscyplin naukowych (archeologii, socjologii religii, historii Kościoła, religioznawstwa, literaturoznawstwa i innych) pozwoliła odeprzeć najbardziej radykalne z tez Bultmanna. Nie ulega jednak wątpliwości, że jego geniusz, który dał się poznać na Uniwersytecie Wrocławskim, stał się impulsem do znacznego postępu biblistyki.
Pamięć o Alzheimerze
Wśród mieszkańców stolicy Dolnego Śląska świadomość faktu, iż Alois Alzheimer, odkrywca choroby nazwanej od jego nazwiska, związany był z Wrocławiem, nie jest powszechna. Tymczasem rok akademicki 1915-16 był ostatnim rokiem wykładowym dla niemieckiego psychiatry i histopatologa mózgu w naszym mieście.
Alois Alzheimer urodził się w Bawarii w 1864 roku. Studia z psychiatrii i neurologii odbywał w Berlinie, Würzburgu i Tybindze. Pracę doktorską, którą ukończył w 1888 roku, poświęcił badaniom histologii gruczołów woskowinowych. Po jej obronie rozpoczął pracę we Frankfurcie, w tamtejszej Miejskiej Klinice Chorób Nerwowych. W 1990 roku do Frankfurtu przybył Franz Nissl, neuropatolog z Monachium, który został ordynatorem zakładu. Obaj panowie zaprzyjaźnili się. Postanowili wprowadzać nowatorskie metody leczenia chorób psychiatrycznych. Przede wszystkim zastosowali zasadę non-restraint, polegającą na unikaniu kaftanów bezpieczeństwa czy przymusowego karmienia pacjentów.
W 1902 roku Alzheimer zatrudnił się w klinice uniwersyteckiej w Heidelbergu. Był już wtedy od ośmiu lat żonaty z wdową Nathalie Geisenheimer; miał trójkę dzieci. W dalszym ciągu praktykę lekarską łączył z karierą naukową. Habilitację zatytułowaną Histologische Studien zur Differentialdiagnostik der progressiven Paralyse złożył w 1904 roku i natychmiast podjął się wykładów w Monachium. Jednocześnie został kierownikiem tamtejszego Laboratorium Anatomii i naczelnym lekarzem Kliniki Psychiatrycznej.
W tym właśnie czasie zainteresowania młodego naukowca coraz bardziej zaczęły skupiać się na problematyce zapominania. Szczególnie zainteresował się przypadkiem Auguste Deter, która była jego wieloletnią pacjentką. Mąż pacjentki zauważył niepokojące objawy. Żona stawała się bezzasadnie zazdrosna, chowała przedmioty, których potem nie potrafiła znaleźć, czuła się śledzona przez innych, zapomniała wiele szczegółów z życia i zatraciła orientację czasoprzestrzenną. Po śmierci Auguste Alzheimer postanowił zbadać jej mózg. Badania mikroskopowe wykazały w nim obecność charakterystycznych właściwości komórek nerwowych. Studium przypadku w formie referatu zostało przedstawione przez Alzheimera w 1906 roku na sympozjum Towarzystwa Neuropsychiatrii Południowo-Zachodnich Niemiec, które odbyło się w Tybindze. Mówiono wtedy o „chorobie zapominania”. Dociekliwy psychiatra opublikował je następnie w czasopiśmie „Centralblatt für Nervenkrenkheiten”.
W 1912 roku profesor Alois Alzheimer przybył do Wrocławia, gdzie zaproponowano mu wykłady z psychiatrii i neurologii na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Wrocławskiego. Stanowisko to piastował zaledwie trzy lata. Już po rozpoczęciu roku akademickiego 1915/16 nasiliły się jego problemy zdrowotne. Już wcześniej dawały o sobie znać duszności i niewydolność nerek. Zmarł 19 grudnia 1915 roku.
Wrocławskie archiwum uniwersyteckie jest w posiadaniu kilku wpisów dotyczących postaci znakomitego badacza. Wynika z nich między innymi to, że wygłosił on kilka referatów w ramach posiedzeń Śląskiego Towarzystwa Kultury Ojczyźnianej. W osiemdziesiątą rocznicę śmierci profesora na budynku przy ul. Bujwida 42, gdzie spędził ostatnie lata swego życia, umieszczono tablicę pamiątkową ku jego czci.
Patronka Europy i fenomenologia
Edyta Stein wyjechała z Wrocławia w 1913 roku, by kontynuować studia w Getyndze. Gdy wybuchła I wojna światowa, zrezygnowała na dwa lata z życia studenckiego, by pełnić ochotniczą służbę w Czerwonym Krzyżu, w jednym ze szpitali na Morawach. W 1916 roku powróciła do Getyngi, gdzie rychło została asystentką Edmunda Husserla. Rok później obroniła pracę doktorską zatytułowaną Zur Problem der Einfühlung, z wynikiem summa cum laude.
W latach 1913-1917 była we Wrocławiu zaledwie kilka razy, lecz zawsze z delikatnie odczuwalną nostalgią zaglądała do swej pierwszej uczelni – Uniwersytetu Wrocławskiego. Świadczy o tym choćby fakt, że – jak wspomina – niekiedy siadała na parapecie w gmachu głównym i długo wpatrywała się w nurt Odry.
Od 1911 roku studiowała germanistykę na uniwersytecie we Wrocławiu. Był to dla niej czas „poważnej pracy, ale i przepięknego życia towarzyskiego”. Edyta decydowała się niejednokrotnie na niekonwencjonalne kroki. Dla przykładu – wybrała wykłady z psychologii eksperymentalnej u profesorów Hoenigswalda i Sterna, których słuchaczami byli jedynie mężczyźni. Na tamte czasy była to decyzja radykalnej emancypantki. Pewnego dnia podczas wykładu usłyszała: „Gdy mówię: Moi Panowie, mam, oczywiście, na myśli i tamtą Panią”. W roku akademickim 1912/13 na seminarium Sterna omawiano problemy psychologii myślenia. Edyta dwukrotnie podjęła się przygotowania referatu, co wymagało wielu godzin spędzonych w czytelni. Wszystkie niemal książki, nad którymi ślęczała powoływały się na Logische Untersuchungen Edmunda Husserla.
Pewnego dnia zastał ją przy tej pracy niejaki dr Moskiewicz, który znał osobiście Husserla, i powiedział: „Niech pani zostawi cały ten kram i przeczyta lepiej to”. Wręczył jej Logische Untersuchungen i dodał: „W Getyndze tylko się filozofuje – we dnie i w nocy, przy jedzeniu, na ulicy, wszędzie”. Kilka miesięcy później Edyta miała już w ręce spis wykładów prowadzonych w Getyndze, który przesłał jej mieszkający tam kuzyn. Z promienną radością oznajmiła swą decyzję o wyjeździe z Wrocławia profesorowi Hoenigswaldowi, nie przypuszczając zupełnie, że ten właśnie rozpoczął swą polemikę z fenomenologią. Nic więc dziwnego, że wrocławskiemu profesorowi niezbyt przypadła do gustu decyzja zapalonej studentki o przejściu z otwartym sztandarem do przeciwnego obozu.
Stein potrafiła z dużą łatwością podejmować tak radykalne decyzje, jak choćby zmiana kierunku studiów. W swoich zapiskach zanotowała: „Przez cztery semestry studiowałam na Uniwersytecie Wrocławskim. Uczestniczyłam w życiu tej alma mater tak intensywnie, jak chyba mało kto, i mogło się wydawać, że do tego stopnia się z nią zrosłam, iż dobrowolnie jej nie opuszczę. Ale i teraz, i później jeszcze w życiu, potrafiłam lekkim ruchem zerwać najsilniejsze pozornie więzy i ulecieć jak ptak, który wyrwał się z sidła”.
„Zajaśniała jako daleko widoczna pochodnia prawdy w czasach miłujących bardziej ciemność niż światło” – tak o św. Teresie Benedykcie od Krzyża mówiła przeorysza Karmelu w Kolonii po jej męczeńskiej śmierci w Auschwitz 9 sierpnia 1942 roku. „Pochodnia”, która rozbłysła we Wrocławiu, a dziś jaśnieje w całej Europie. W 1999 roku Jan Paweł II ogłosił Edith Stein, Teresę Benedyktę od Krzyża patronką Starego Kontynentu.
Znaki nadziei
Trzy wspomniane tu piękne karty z historii Wrocławia jako akademickiego ośrodka zapisały się w czasach, gdy Europę ogarnęła pożoga pierwszej wojny światowej. Stanowią znakomite świadectwo poszukiwania prawdy i wiedzy, wcielania w życie wartości konstytuujących to, co najbardziej ludzkie, w świecie po raz pierwszy na taką skalę zagrożonym dehumanizacją i zbrodnią. To znaki nadziei na całe stulecia.