Tajemnica Wcielenia w ludzkiej postaci

Tajemnica wcielenia Syna Bożego w ludzką postać to temat tak bardzo szeroki, że obejmuje całą istotę chrześcijaństwa: obejmuje cały zbawczy plan, który Bóg podjął, by ratować pogrążonego w ciemności grzechu człowieka; obejmuje dokonane przez Jezusa Chrystusa dzieło odkupienia, a także trwające wciąż dzieło zbawienia. Jaki więc przyjąć klucz, by w krótkim wykładzie podjąć choćby próbę nakreślenia zasadniczych rysów tego boskiego planu? Ponieważ trwamy w roku wiary i przygotowujemy się do przeżywania roku Syna Bożego, w odpowiedzi na tak postawione pytanie przychodzi nam nie kto inny, jak sam papież Franciszek wraz ze swoją encykliką Lumen fidei. O wcieleniu mówi w niej wiele razy. Aby nie komplikować zbytnio i tak już niezwykle obszernej problematyki, proponuję zachować bardzo prosty, wręcz scholastyczny konspekt tego przedłożenia, zatrzymując się kolejno na motywach wcielenia (1), jego istocie w życiu Syna Bożego (2) oraz na zamierzonym przez Boga celu wcielenia (3). A ponieważ cały wykład wpisuje się we Wrocławskie Dni Duszpasterskie, nie sposób pominąć pastoralnego wymiaru wcielenia (4). Z natury rzeczy poniższe rozważania muszą przyjąć charakter selektywny, czyli ograniczyć się jednie do istotnych treści w poszczególnych puntach rozwinięcia.

Motywy Wcielenia

Wywodzący się z włoskiej Doliny Aosty, a zasiadający na arcybiskupiej stolicy Cantenbury Anzelm, pod koniec XI w. (dokładnie w latach 1094-1098) pracował nad książką, której nadał znamienity tytuł: Cur Deus homo? Odpowiadając na postawione w tytule pytanie święty Doktor Kościoła rozwinął teologię przebłagania. Twierdził mianowicie, że jedynie człowiek może przebłagać Boga za ludzkie grzechy, a ponieważ żaden z grzesznych ludzi nie jest w stanie tego uczynić, stąd sam Bóg stał się człowiekiem, by dokonać aktu przebłagania. Racjonalistyczna i bardzo rezolutna odpowiedź Anzelma zatrzymuje się na scholastycznym rozumieniu sprawiedliwości Bożej i koniecznego zadośćuczynienia. Tymczasem dalsze pogłębione studia nad pytaniem o motywy Wcielenia Syna Bożego w ludzką postać doprowadziły nas … do początków chrześcijaństwa, kiedy na tak postawione pytanie odpowiadano odwołując się do nieogarnionej, niezwykłej i absolutnie bezwarunkowej miłości Boga do człowieka. Św. Jan wprost formułuje tę prawdę w 1J: „Bóg jest miłością”, i dodaje, iż „tak Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16).

Właśnie miłość Boga do człowieka jest głównym motywem wcielenia według papieża Franciszka: „Wiara chrześcijańska jest wiarą we Wcielenie Słowa oraz w Jego zmartwychwstanie w ciele; jest wiarą w Boga, który zbliżył się do nas tak bardzo, że wszedł w nasze dzieje. Wiara w Syna Bożego, który stał się człowiekiem w Jezusie z Nazaretu, nie oddala nas od rzeczywistości, ale pozwala nam pojąć jej najgłębsze znaczenie, odkryć, jak bardzo Bóg kocha ten świat” (LF 18).

Wydaje się, że początkiem świadomego przeżywania wiary, o jakiej mówi papież, wiary rozumianej jako osobista, intymna i głęboka więź z Bogiem, jest odkrycie bezwarunkowej, absolutnej i najgłębszej miłości Boga wobec człowieka. Właśnie o takiej miłości przekonywał Jezus faryzeusza Nikodema podczas nocnej rozmowy. Faryzeizm jako sposób postrzegania relacji z Bogiem ukształtował w rozmówcy Jezusa pogląd, iż Bożą miłość zaskarbić można sobie poprzez skrupulatne wypełnianie uczynków Prawa. Jezus wyjaśnia Nikodemowi, iż nie trzeba robić absolutnie nic, aby zaskarbić sobie Bożą miłość, bowiem tę mamy za darmo. Jest najgłębsza, bo nie możemy zrobić nic, aby Bóg kochał nas bardziej, ani nie możemy zrobić nic, aby bóg kochał nas mniej. Bóg z natury jest miłością i nie potrafi istnieć inaczej jak kochając. Wystarczy uwierzyć w to, że Bóg dał swego Syna Jednorodzonego, aby każdy w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Bóg ukochał człowieka tak bardzo, że karę za nasze grzechy poniósł w swoim Synu. W ten sposób kara za popełnione zło została sprawiedliwie wymierzona, a Bóg okazał nam swe miłosierdzie.

Dwa spośród przymiotów Bożych niekiedy wprawiają teologów w zakłopotanie: Bóg jest miłosierny i sprawiedliwy. Czasem wydaje się, że sprawiedliwość wyklucza miłosierdzie, a miłosierdzie oznacza rezygnację ze sprawiedliwości. Tak się zdarza w relacjach między ludźmi. Zdarza się na przykład, że za zbyt długie przesiadywanie nad grami komputerowymi ojciec zakazuje synowi spotkań z kolegami przez cały tydzień. Po dwóch dniach jednak jego serce mięknie i kara zostaje złagodzona. Miłosierdzie bierze górę nad sprawiedliwością. Inaczej jest w szaleńczych planach miłości Boga. Bóg jest absolutnie miłosierny i absolutnie sprawiedliwy.

Kara wyznaczona za złamanie boskiego zakazu spożywania z drzewa poznania dobra i zła była jasno określona: „gdy z niego spożyjesz, niechybnie umrzesz” (Rdz 2,17b)[1]. Biblijny mit o rajskim ogrodzie równie jasno ukazuje, iż pierwsze nieposłuszeństwo wobec Stwórcy było absolutnie najgorszą decyzją, jaką kiedykolwiek podjął człowiek. To ona sprowadziła na świat trzy konsekwencje: śmierć (przynajmniej tę duchową, rozumianą jako zerwanie więzi z Bogiem), cierpienia i kolejne grzechy. Najbardziej dramatyczną konsekwencją tej decyzji byłoby skazanie człowieka na wieczność pozbawioną Boga. Tymczasem Bóg jest absolutnie miłosierny, bo już w Edenie obiecuje wybawienie (Rdz 3,15), które realizuje właśnie przez wcielenie swego Syna: to Jezus jako Syn Boży i Syn Człowieczy ponosi karę za grzechy nas wszystkich. Na tym polega absolutne miłosierdzie Boga: uwolnił nas od kary i poniósł ją w swoim Synu. W tym samym akcie Bóg jest także absolutnie sprawiedliwy, bo kara musi zostać poniesiona. Co więcej, nie może być złagodzona. Właśnie dlatego konieczna była śmierć Jezusa.

Istota Wcielenia

Przed wejściem do Ziemi Obiecanej, wędrujący przez pustynię Izraelici otrzymali od Boga za pośrednictwem Mojżesza prostą zasadę postępowania, którą niektórzy egzegeci nazwali „prawem dwóch dróg”. Została ona zapisana w tradycji deuteronomistycznej w następującym ujęciu: „Patrz! Kładę dziś przed tobą życie i szczęście, śmierć i nieszczęście. Ja dziś nakazuję ci miłować Pana, Boga twego, i chodzić Jego drogami, pełniąc Jego polecenia, prawa i nakazy, abyś żył i mnożył się, a Pan, Bóg twój, będzie ci błogosławił w kraju, który idziesz posiąść. Ale jeśli swe serce odwrócisz, nie usłuchasz, zbłądzisz i będziesz oddawał pokłon obcym bogom, służąc im – oświadczam wam dzisiaj, że na pewno zginiecie, niedługo zabawicie na ziemi, którą idziecie posiąść, po przejściu Jordanu. Biorę dziś przeciwko wam na świadków niebo i ziemię, kładąc przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30,15-19). Przesłanie tego Bożego oświadczenia w pierwotnych formach religijności Izraela było niezwykle proste: kto zachowa Boże przykazania, nakazy i zakazy, czyli kto będzie pełnił „uczynki Prawa”, ten osiągnie szczęście, którego wyrazem będzie Boże błogosławieństwo; kto zaś przekroczy Boże przepisy, ten naraża się na cierpienie i śmierć.

Stało się jednak jasne dla samych Izraelitów, że wszyscy znaleźli się na drodze przekleństwa. „Nie ma sprawiedliwego ani nawet jednego” (Rz 3,10), „wszyscy bowiem zgrzeszyli i pozbawieni są chwały Bożej” (Rz 3,24). Co w takim wypadku czyni Bóg w Osobie swego Syna? Sam schodzi na drogę przekleństwa, by ponieść karę zamiast ludzi. Kenoza rozumiana jako uniżenie Syna Bożego, który istniał w preegzystencji na równi z Bogiem, stała się kluczem Pawłowego opisu dzieła odkupienia, skierowanego do mieszkańców Filippi. Apostoł stwierdza najpierw, że Chrystus istniał w postaci Bożej, lecz nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem (Flp 2,6). Ogołacając samego siebie, poprzez uniżenie, czyli kenozę, stał się człowiekiem („podobnym do ludzi”; „w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka”; Flp 2,7). Innymi słowy Chrystus własną decyzją z drogi błogosławieństwa, a więc z Bożej obecności, przeszedł na drogę przekleństwa, na którą poprzez przekroczenia Prawa wkroczył każdy człowiek. Jezus stał się w pełni człowiekiem, doświadczając śmierci krzyżowej. Bóg jednak nie pozostawił Go w stanie śmierci, lecz wywyższył Go ponad wszelkie rodzaje istot duchowych, „aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich, i podziemnych” (Flp 2,10)[2]. W ten sposób Chrystus powrócił na drogę błogosławieństwa, a kara za ludzki grzech została odpokutowana. Bóg okazał się w pełni miłosierny i absolutnie sprawiedliwy.

Zupełnie podobnie istotę wcielenia ukazuje Paweł w modlitwie o znajomość Chrystusa jako Głowy Kościoła (Ef 1,18-23). Modlitewny fragment Listu do Efezjan zawiera elementy hymniczne, które opowiadają o dziele Chrystusa. Zasadniczo apostoł przywołuje tu ten sam „ruch” w odniesieniu do Osoby Chrystusa: mówi o wskrzeszeniu Go z martwych i przeniesieniu na prawicę Bożą ponad wszelkie istoty duchowe, w tym siły ciemności[3]. Apostoł dowodzi, że Bóg wykazał swą potęgę i siłę, gdy

„gdy wskrzesił Go [Chrystusa] z martwych
i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich,
ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą,
i Mocą, i Panowaniem,
i ponad wszelkim innym imieniem
wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym.
I wszystko poddał pod Jego stopy,
a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła […]” (Ef 1,20-22).

Terminy „Zwierzchności”, „Władze”, „Trony” i „Panowania” oznaczają w ujęciu Pawłowym wszelkie rodzaje istot duchowych, w tym także istoty złe[4]. Apostoł argumentuje więc, że Chrystus wskrzeszony z martwych jako człowiek zasiadł po prawicy Boga i Jemu poddane jest absolutnie wszystko. W ten sposób rozciąga swą władzę także nad szatanem i jego demonami.

Niektórzy badacze zauważają, że w Pawłowym opisie dzieła Jezusa mamy do czynienia z podobieństwem do znanego w literaturze greckiej motywu wędrówki cyklicznej. Motyw wędrówki cyklicznej pojawia się nie tylko w dziełach greckich, ale jest jednym z często wykorzystywanych motywów w literaturze w ogóle[5]. Polega on zasadniczo na takiej topograficznej (lub geograficznej) kompozycji dzieła bądź utworu, że jego akcja kończy się w miejscu, w którym się rozpoczynała, jednak bohaterowie posiadają w zakończeniu odmienną świadomość niż początkowa. Owa zmiana świadomości następuje zazwyczaj poza miejscem rozpoczęcia i zakończenia fabuły.

W szerszej perspektywie spojrzeć można na ów paradygmat wędrówki cyklicznej w kluczu inkarnacyjnym: poprzez wcielenie Syn Boży staje się człowiekiem, przyjmuje na siebie śmierć krzyżową, by poprzez zmartwychwstanie i wniebowstąpienie powrócić do życia w chwale niebieskiej. Wędrówka kończy się więc tam, gdzie się zaczęła – po prawicy Ojca, jednak jej cel, odkupienie, został osiągnięty. Wydaje się, że wykorzystany wielokrotnie przez ewangelistów i Pawła motyw wędrówki cyklicznej zmierza właśnie ku uwypukleniu modelu inkarnacyjnego, w którym kenoza Chrystusa aż po krzyż staje się momentem przełomowym – momentem zbawienia.

Cel Wcielenia

Zasadniczym celem wcielenia jest nasze zbawienie. Powtórzmy, że odkupienie jako fakt już się dokonało; to natomiast, czy będziemy zbawieni, zależy od nas. Poprzez to, iż Bóg okazał się absolutnie miłosierny i w pełni sprawiedliwy, gdy Jezus Chrystus poniósł karę za nasze grzechy – otworzył drogę do zbawienia dla każdego, kto w Niego uwierzy i otworzy przed Nim swoje serce. Dzieło odkupienia dokonane przez Jezusa ma charakter obiektywny: dokonało się i jest faktem. Jednak przyjęcie tego dzieła domaga się osobistej decyzji wiary w Chrystusa; tylko dla tego jest ono skuteczne, kto z wiarą otworzy się na nie i przyjmie jego skutki. Dlatego Paweł apostoł kilkukrotnie w swych listach ukazuje związek, jaki istnieje pomiędzy obiektywnie dokonanym dziełem Jezusa a tymi, którzy w Niego uwierzyli.

Kreśląc przed oczyma mieszkańców Efezu główne rysy zbawczego planu Boga, polegającego na tym, że Jego Syn staje się człowiekiem, przyjmuje na siebie ludzkie grzechy, umiera, zmartwychwstaje i zasiada po prawicy Boga ponad wszelkimi istotami duchowymi i pozostałym stworzeniem (Ef 1,18-23), Paweł wpisuje w to dzieło tych, którzy w Chrystusa uwierzyli:

„A Bóg, będąc bogaty w miłosierdzie,
przez wielką swą miłość, jaką nas umiłował,
i to nas, umarłych na skutek występków,
razem z Chrystusem przywrócił do życia.
Łaską bowiem jesteście zbawieni.
Razem też wskrzesił i razem posadził na wyżynach niebieskich
– w Chrystusie Jezusie […]” (Ef 2,4-6)[6].

Daje się tu zauważyć klarowna paralela pomiędzy tym, czego dokonał Jezus, a tym, co dzieje się z osobą przyjmującą z wiarą dzieło zbawienia. Chrystus stał się człowiekiem, jak każdy z nas. Chrystus umarł fizycznie z powodu ludzkich grzechów – każdy człowiek jest martwy duchowo z powodu swych grzechów. Przez śmierć duchową należy tu rozumieć oddzielenie od Boga w stanie grzechu pierworodnego, a więc przed przyjęciem sakramentu chrztu, albo po tzw. grzechu śmiertelnym, który powoduje utratę łaski uświęcającej. Chrystus zmartwychwstał fizycznie trzeciego dnia powstając z grobu – każdy, kto wierzy w Chrystusa może zmartwychwstać duchowo, gdyż jego grzechy mogą być przebaczone i w ten sposób powraca do życia rozumianego jako duchowa więź z Bogiem. Chrystus zasiadł po prawicy Ojca – każdy wierzący wraz z Chrystusem zostaje przeniesiony duchowo na prawicę Boga, ponad wszelkie rodzaje istot duchowych, a więc także ponad złe duchy, które już nie mają prawa panować nad tymi, w których sercach mieszka Duch Święty.

Opisując cel wcielenia, teologowie niekiedy uciekali się do greckiego terminu apotheosis lub łacińskiego deificatio. Terminologia ta zasadza się na stwierdzeniu zapisanym w Drugim Liście Piotra, do którego też odwołuje się Katechizm Kościoła Katolickiego: „Słowo stało się ciałem, by uczynić nas ‘uczestnikami Boskiej natury’ (2 P 1, 4). ‘Taka jest racja, dla której Słowo stało się człowiekiem, Syn Boży Synem Człowieczym: aby człowiek, jednocząc się ze Słowem i przyjmując w ten sposób synostwo Boże, stał się synem Bożym’[7]. ‘Istotnie, Syn Boży stał się człowiekiem, aby uczynić nas Bogiem’[8]. ‘Jednorodzony Syn Boży, chcąc uczynić nas uczestnikami swego Bóstwa, przyjął naszą naturę, aby stawszy się człowiekiem, uczynić ludzi bogami’[9]” (KKK 460).

Chrystus czyni nas uczestnikami swego bóstwa poprzez dar zbawienia. Zbawienie, które ostatecznie i tak jest łaską Boga, przyjąć możemy poprzez wiarę potwierdzoną uczynkami. Kluczem jest tu termin: wiara. Spotkanie z Chrystusem zmartwychwstałym pod bramami Damaszku sprawiło, iż Paweł zrozumiał, że nie można zaskarbić sobie Bożej przychylności poprzez pełnienie uczynków Prawa. Zdał sobie sprawę, że żaden ludzki czyn nie jest w stanie sprawić, iż człowiek zasłuży na miłość Boga. Więcej jeszcze – zdał sobie sprawę z darmowości tej miłości. Zrozumiał, że człowiek nie musi czynić nic, aby być kochany przez Boga. Bóg z natury swej jest miłością, stąd nie potrafi istnieć inaczej, jak kochając. Kolejność „uczynki – miłość”, która wydawała się wynikać z mentalności faryzejskiej, została zastąpiona przez sekwencję odwrotną: „miłość – uczynki”. Nie jest tak, że przez pełnienie uczynków przepisanych przez Prawo człowiek zasługuje na miłość Boga, lecz odwrotnie: człowiek odkrywa darmową miłość Bożą, objawioną w Jezusie, przyjmuje ją i odpowiada na nią poprzez pełnienie dobrych uczynków. Stąd Pawłowe odkrycie, iż „człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez pełnienie uczynków Prawa, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (Ga 2,16) zostaje dopełnione przez wyznanie Jakuba, iż „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,17).

Uczynki to stawianie w centrum siebie, wiara natomiast oznacza chrystocentryzm. Nawiązuje do tego papież Franciszek, gdy pisze: „Paweł odrzuca postawę człowieka pragnącego usprawiedliwić samego siebie przed Bogiem poprzez własne uczynki. Taki człowiek, nawet jeśli zachowuje przykazania, nawet jeśli pełni dobre uczynki, stawia w centrum siebie i nie uznaje, że źródłem dobroci jest Bóg. Kto tak postępuje, kto chce być źródłem własnej sprawiedliwości, widzi, że szybko ona się wyczerpuje, oraz odkrywa, że nie może nawet dochować wierności prawu. Zamyka się w sobie, izolując się od innych, a przede wszystkim od Pana, dlatego jego życie staje się daremne, jego uczynki jałowe” (LF 19). Tak rozumiany chrystocentryzm uczy nas nowego spojrzenia na siebie i świat. Uczy nas spojrzenia samego Jezusa. Wiara to patrzenie na Jezusa i patrzenie z Jego punktu widzenia, Jego oczyma: „Wiara nie tylko patrzy na Jezusa, ale patrzy z punktu widzenia Jezusa, Jego oczami: jest uczestnictwem w Jego sposobie patrzenia… By umożliwić nam poznanie Go, przyjęcie i naśladowanie, Syn Boży przyjął nasze ciało, i dzięki temu patrzył na Ojca także w sposób ludzki, będąc w drodze i żyjąc w czasie” (LF 18). Znajdujemy tu echo wezwania autora Listu do Hebrajczyków: „Patrzmy na Jezusa, który nam w wierze przewodzi i ją wydoskonala” (Hbr 12,3).

Co więcej, wiara jest konieczna nie tylko do przyjęcia daru zbawienia, ale także do zrozumienia istoty wcielenia. Papież akcentuje ten poznawczy aspekt wiary, odwołując się do niezwykle ciekawego tekstu z Księgi Izajasza oraz do historii jego interpretacji. Otóż wobec zagrożenia wojną Bóg zwraca się przez Izajasza do króla Achaza: „Jeśli nie uwierzycie, nie ostoicie się” (Iz 7,9b). Pochodzący od rdzenia mn hebrajski czasownik „ostać się” został w LXX przetłumaczony jako „zrozumieć”, w wyniku czego napomnienie brzmi: „Jeśli nie uwierzycie, nie zrozumiecie”. Papież, komentując takie tłumaczenie, które jest przecież daleko idącą interpretacją tekstu, zauważa: „Można by sądzić, że w greckiej wersji Biblii, tłumacząc «ostać się» jako «zrozumieć», dokonano głębokiej zmiany tekstu, przechodząc od biblijnego pojęcia zawierzenia Bogu do greckiego pojęcia zrozumienia. Jednakże ten przekład, z pewnością dopuszczający dialog z kulturą helleńską, nie odbiega od głębokiej dynamiki tekstu hebrajskiego. Ostoja […] związana jest bowiem ze zrozumieniem działania Boga oraz jedności, jaką nadaje On życiu człowieka i historii ludu” (LF 23).

Wiara we wcielenie jest więc wiarą rozumną i domagającą się ciągłego intelektualnego pogłębienia. W historii Kościoła takiemu pojmowaniu wiary dały wyraz liczne łacińskie maksymy, do których zaliczyć można np.: Credo, ut intelligam, Fides quaerens intellectum, Amor ipse notitia est („sama miłość jest poznaniem”, św. Grzegorz Wielki) czy Nihil volitum nisi praecognitum, Nihil est in intellectu quod prius non fuerit in sensu.

Kontynuując te rozważania o wierze w kontekście wcielenia i podkreślając moment poznania intelektualnego w wierze, papież zauważa także ograniczoną rolę wiary, gdy pisze, że wiara nie wyjaśnia wszystkiego (zwłaszcza cierpienia niezawinionego), ale pozwala kroczyć naprzód: „Wiara nie jest światłem rozpraszającym wszystkie nasze ciemności, ale lampą, która w nocy prowadzi nasze kroki, a to wystarcza, by iść. Cierpiącemu człowiekowi Bóg nie daje wyjaśniającej wszystko argumentacji, ale swoją odpowiedź ofiaruje w formie obecności, która towarzyszy historii dobra, łączącej się z każdą historią cierpienia, by rozjaśnił ją promień światła” (LF 57).

Przychodzi tu na myśl znany cytat z Hemingway’a, który w jednej ze swych powieści pisał: „Życie łamie każdego i potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscu złamania”. Miał rację pisząc „niektórzy”. Bo nie wszyscy. Są tacy, których cierpienie złamało, zamknęło w sobie, pogrążyło w rozpaczy i samotności. Jedynie cierpienie przeżywane w bliskości Wcielonego Słowa – Syna Bożego, który cierpiał za nas, ma szansę stać się cierpieniem do udźwignięcia, a niekiedy nawet cierpieniem uszlachetniającym.

Wcielenie dziś

W jaki sposób na co dzień doświadczyć możemy prawdy o wcieleniu Syna Bożego? Papież daje nam najprostszą, a zarazem najgłębszą odpowiedź, gdy mówi, że sakramenty (a zwłaszcza Eucharystia) to dotknięcie Wcielonego Słowa: „Przez swoje Wcielenie i przyjście do nas Jezus dotknął nas, i dotyka również dzisiaj poprzez sakramenty. W ten sposób, przemieniając nasze serce, pozwolił nam i nadal pozwala rozpoznać Go i wyznawać jako Syna Bożego. Dzięki wierze także i my możemy Go dotknąć i otrzymać moc Jego łaski. Św. Augustyn, komentując fragment o kobiecie cierpiącej na krwotok i dotykającej Jezusa, aby ją uzdrowił (por. Łk 8, 45-46), stwierdza: «Wiara to dotykanie sercem». Tłum ciśnie się wokół Niego, ale nie dotyka Go osobowym dotknięciem wiary, uznającym Jego tajemnicę, to, że jest Synem objawiającym Ojca. Dopiero kiedy zostajemy upodobnieni do Jezusa, otrzymujemy właściwe oczy, aby Go zobaczyć” (LF 31).

Uzdrowiona z upływu krwi kobieta staje się dla współczesnych czytelników Ewangelii nie tylko wzorem wiary, ale także postawy często zanikającej wśród chrześcijan: posiadania marzeń. Przez dwanaście lat jej życie było złamane przez chorobę. Przez dwanaście lat cierpiała fizycznie. Przez dwanaście lat była obolała duchowo, gdyż Prawo zakazywało jej wstępu do świątyni. Pomimo tego nie straciła zdolności do marzeń. Szczególnie pielęgnowała jedno z nich: „Żebym się choć Jego płaszcza dotknęła, a będę zdrowa” (Mk 5,28). Jezus spełnił to marzenie. A my jesteśmy w o wiele szczęśliwszej sytuacji. Możemy co dzień w Eucharystii dotykać nie tylko płaszcza Jezusa, ale Jego samego!

Genialny mnich rosyjski, Andriej Rublow, żyjący na przełomie czternastego i piętnastego wieku, pisał ikony między innymi w Zagorsku, Moskwie czy Włodzimierzu. O jego życiu wiemy niewiele, natomiast twórczość jest fascynująca. Znakomicie operując światłem, uciekał się często do prostej symboliki przedmiotów i wydarzeń. Jego najsłynniejsze dzieło to Święta Trójca, wywieszona w Tretiakowskiej Galerii w Moskwie. Nie przez przypadek na wyrażenie wspólnoty Osób Trójcy Świętej wybrał motyw stołu – jakby wspólnego posiłku. Trzy postacie otaczają wspólny stół, na którym postawiono kielich. Oto jeden z najgłębszych – zdaniem Rublowa – symboli wzajemnej więzi trzech Boskich Osób. Do tej wspólnoty przy posiłku – przy eucharystycznej uczcie – Bóg zaprasza mnie.

 

[1] Karl Rahner stwierdza jednoznacznie: „praca, choroba, niewiedza, cierpienie, śmierć – tak jak spotykamy je w konkretnym życiu – to niewątpliwie charakterystyczne cechy naszej ludzkiej egzystencji, które w tej postaci, w jakiej doświadczamy ich w naszej rzeczywistej sytuacji, nie istniałyby w egzystencji pozbawionej winy. Na tej podstawie możemy i musimy wprost powiedzieć, że owe egzystencjały są skutkiem grzechu pierworodnego”; K. RAHNER, Podstawowy wykład wiary, Warszawa 1987, 99.

[2] H.A. KENT, „Philippians”, w: Expositor’s Bible Commentary with The New International Version of The Holy Bible in Twelve Volumes, red. F.E. Gaebelein, XI, Grand Rapids 1984, 123-127.

[3] Te same elementy występują we wczesnochrześcijańskich wyznaniach wiary. Obejmują one śmierć, zmartwychwstanie, wniebowstąpienie i zasiadanie po prawicy Ojca; F.F. BRUCE, The Epistles to the Colossians, to Philemon, and to Ephesians, The New International Commentary on the New Testament, Grand Rapids 1998, 272.

[4] A. SKEVINGTON WOOD, „Ephesians”, w: Expositor’s Bible Commentary with The New International Version of The Holy Bible in Twelve Volumes, red. F.E. Gaebelein, XI, Grand Rapids 1984, 30-31.

[5] Z tego powodu przymiotnik „grecki” w określeniu „grecki motyw wędrówki cyklicznej” nie ma konotacji ekskluzywnych, lecz wskazuje jedynie na fakt, iż motyw ten jest obecny w literaturze greckiej, podobnie jak w innych środowiskach literackich. Niniejszy paragraf w nieco zmienionym kształcie ukazał się drukiem: The Greek Motif of the Cyclic Journey in the Gospel of Luke?, JGRChJ 5 (2008) 165-173.

[6] A. SKEVINGTON WOOD, „Ephesians”, w: Expositor’s Bible Commentary with The New International Version of The Holy Bible in Twelve Volumes, red. F.E. Gaebelein, XI, Grand Rapids 1984, 34-45.

[7] Ireneusz, Adversus haereses III, 19, 1.

[8] Atanazy, De incarnatione 54, 3: PG 25, 192 B.

[9] Tomasz z Akwinu, Opusculum 57 in festo Corporis Christi 1.