ŚWIAT NA GŁOWIE (J 3,1-21)

 

Dlaczego przyszedł do Jezusa nocą? Może późno kończyły się obrady Wysokiej Rady? Może zapragnął mieć więcej czasu na rozmowę? A może po prostu wstydził się, że chce rozmawiać z Nazarejczykiem, urodzonym w „Galilei pogan”? Nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że noc w Ewangeliach to symbol grzechu i poszukiwania. Do Jezusa w środku nocy przychodzi człowiek grzeszny i poszukujący Boga zarazem. Przychodzi Nikodem z doświadczeniem swojej słabości i z wielkim pragnieniem spotkania Tego, który daje moc do pokonania słabości. Przychodzi pogrążony w grzechu i pełen marzeń o Bogu, który wyzwala z grzechu.

Był faryzeuszem. Faryzeusz znaczy „oddzielony”. Członkowie ugrupowania oddzielali się od reszty społeczeństwa Izraela naciskiem, jaki kładli na zachowanie Prawa Mojżeszowego. Nie wystarczała im Tora pisana i jej sześćset trzynaście przykazań, które każdy z nich recytował z pamięci bez zająknięcia. Sięgali także po tradycję ustną. To ona stanowiła „mur wokół Prawa”, mur, który wznosili z całą pieczołowitością. Każde z przykazań obwarowali wieloma przepisami. Kto przestrzegał rzetelnie owych obwarowań, miał pewność, że nie przekroczy głównego przykazania. Judaizm jest religią przymierza, nie przepisów. Jednak, aby okazać wierność przymierzu, trzeba zachować przykazania. „Kładę przed wami życie i śmierć” – mówił niegdyś Bóg. Łamanie Prawa to wkraczanie na drogę śmierci. Aby uniknąć zguby – myśleli zwolennicy faryzeizmu – jest tylko jeden sposób: absolutna wierność przykazaniom Tory.

Nikodem, choć całym sercem pragnie zachować Prawo, wie jednocześnie, że nikt nie jest przed Bogiem bez winy. Jego serce targane jest rozterkami. Jak może zasłużyć na miłość Bożą, skoro grzeszy? Jak może zaskarbić sobie życzliwość Najwyższego, skoro nie udaje mu się zachować wszystkich przykazań? Co musi zrobić, aby doświadczyć Bożej miłości?

Zanim sformułuje swoje pytania, Jezus uprzedza go: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne” (J 3,16). Szokująca deklaracja. Nie trzeba robić nic, aby Bóg cię kochał. Pełnienie uczynków Prawa nie zaskarbi ci miłości Boga Tę masz zupełnie za darmo. Ludzki wysiłek nie sprawi, że Bóg będzie cię kochał, bo kocha cię bez twoich zasług. Nie możesz zrobić nic, by Bóg kochał cię bardziej, gdyż kocha najbardziej. Nie możesz zrobić nic, by Bóg kochał cię mniej, gdyż z natury swojej Bóg jest miłością i nie potrafi istnieć inaczej, jak kochając.

Zamiast sześciuset trzynastu uczynków Prawa wystarczy jeden akt wiary. To wcale nie znaczy, że zachowanie przykazań jest niepotrzebne. Wiara w Jezusa otwiera człowieka na doświadczenie Bożej miłości, na którą odpowiedzieć należy życiem prawym i szlachetnym. Przyjęcie miłości Bożej winno zostać potwierdzone przez nasze dobre czyny, ale nigdy odwrotnie. To nie dobre czyny mają nam zaskarbić miłość Boga, ale na uprzedzającą i bezwarunkową miłość Boga odpowiadamy szlachetnymi czynami.

Nikodemowy świat stanął na głowie. Dotychczas faryzeusz myślał według schematu: najpierw dobre uczynki, potem Boża miłość. Od pamiętnej jerozolimskiej nocy wszystko się odwróciło: najpierw przyjęcie wiarą Bożej miłości, potem prawe czyny jako odpowiedź na szaleńczą miłość Boga. A to zupełnie inna perspektywa. Zupełnie inaczej rozpoczyna się dzień z myślą w stylu „Bóg mnie kocha i pragnie uczynić wszystko, abym był szczęśliwy”, zamiast myśli: „Muszę dziś robić wszystko, aby zasłużyć na miłość Boga”. Od chwili nocnej rozmowy z Jezusem Nikodem do swojej codziennej modlitwy porannej, która brzmi: „Boże, dziękuję Ci, że nie stworzyłeś mnie poganinem, niewolnikiem ani kobietą”, mógł dołączyć jeszcze słowa – „Boże, dziękuję Ci, że kochasz mnie miłością absolutną, bezwarunkową i nieodwołalną”.