Piotr Bruegel to postać zagadkowa. Starannie wykształcony w niderlandzkich szkołach, zwłaszcza w Antwerpii i Brukseli, interesował się życiem ludzi prostych. Mieszkał kolejno w kilku miastach, ale jego fascynacją były wiejskie krajobrazy i ludowe zwyczaje. Był protegowanym Habsburgów, a tematy religijne w swej sztuce traktował z niejaką dwuznacznością. Jedna z najbardziej znanych reprezentacji „Budowy wieży Babel”, autorstwa właśnie Piotra Bruegela, znajduje się w Kunsthistorisches Museum we Wiedniu. Artysta namalował to imponujące dzieło w 1563 roku. Za model posłużyły artyście babilońskie ziggutary, czyli wieże ułożone z leżących na sobie coraz mniejszych tarasów, na których szczycie umieszczano sanktuaria ku czci dawnych bóstw.

Choć opowiadanie o budowie wieży Babel należy do tzw. prehistorii biblijnej, a więc ma wymiar ahistoryczny, tradycja odnalazła miejsce, w którym usytuowano całe wydarzenia. Kraj Szinear znajdował się w południowej Mezopotamii w regionie Sumeru. Mieszkańcy całej ziemi mówić mieli jednym językiem. Gdy w czasie swej wędrówki na wschód osiedlili się w kraju Szinear, postanowili wybudować tam miasto i wieżę, której wierzchołek rozpruwać miał niebiosa. Ten pyszny zamysł rozproszył Bóg, mieszając ludzkie języki.

Dr Mary Healy z Sacred Heart Seminary w Detroit, członkini Papieskiej Komisji Biblijnej, nie ma wątpliwości, że ewangelista Łukasz, budując opis wydarzeń dnia Pięćdziesiątnicy, nawiązuje do relacji o wieży Babel. Budowniczowie wieży, choć początkowo mówili jednym językiem, nie mogli się porozumieć. Apostołowie zgromadzeni w sali na górze, choć mówili różnymi językami, rozumieli się doskonale. Więcej, byli rozumiani przez ludzi innych języków. Potwierdzają to sami przybysze na jerozolimskie świętowanie. Gdyby dosłownie przetłumaczyć zapis Łukasza, brzmiałby on: „I w jaki sposób my wszyscy słyszymy swoją własną mowę, w której zostaliśmy zrodzeni?” (Dz 2,8).

Kilka lat temu prowadzono badania osób dziś modlących się językami z wykorzystaniem rezonansu magnetycznego. Jak mówi dr Andrew Newberg, kierownik Centrum Duchowości i Umysłu Uniwersytetu Pensylwanii: „Glosolalia, zwana także mówieniem językami, nie jest naturalnym stanem umysłu. Jej występowanie jest udokumentowane od tysięcy lat i często związane z tradycjami religijnymi. W pierwszych tego rodzaju badaniach naukowcy starają się wyjaśnić, jak zachowuje się umysł osoby mówiącej językami. Radiolodzy Instytutu Medycyny Uniwersytetu Pensylwanii obserwują aktywność umysłu podczas mówienia językami. Następnie porównują otrzymane dane z tym, co dzieje się w umyśle, gdy osoby te mówią znanym sobie językiem”. Dr Newberg jest neurologiem, który w swych badaniach zajmuje się relacją pomiędzy aktywnością mózgu a różnymi stanami umysłu.

Do badań nad mówieniem językami zaproszono kilku badaczy. W skład zespołu weszli dr Nancy A. Wintering, dr Donna Morgan i dr Mark R. Waldman. Naukowcy pracują w dwóch ośrodkach badawczych: w Centrum Duchowości i Umysłu Uniwersytetu Pensylwania oraz w Oddziale Medycyny Nuklearnej tej uczelni. Jako grupę badaną wybrano osoby w wieku od 38 do 52 lat, z których każda przynajmniej od pięciu

lat praktykowała modlitwę językami. Wszystkie były osobami statecznymi, zaangażowanymi w życie rodzinne i w różnorodną działalność w swoich parafiach.

Badacze są zgodni co do jednego: podczas mówienia językami całkowicie niemal spada aktywność płatu czołowego mózgu, który musi być niezwykle aktywny podczas mówienia rodzimymi językami. Dosłownie spełniają się zatem słowa Pawła apostoła: „Jeśli bowiem modlę się pod wpływem daru języków, duch mój wprawdzie się modli, umysł jednak nie odnosi żadnej korzyści” (1Kor 14,14). Dr Newberg potwierdza to, kontynuując: „Nasze odkrycia są fascynujące dlatego, że osoby mówiące językami twierdzą, że to Duch Boży uzdalnia je do takiej mowy i jest Dawcą nowego języka. Badania rezonansem magnetycznym pokazują nad wyraz jasno, że mózg osoby mówiącej językami nie jest aktywny w częściach odpowiedzialnych za zrozumiałą mowę, co oznacza brak intencjonalnej kontroli wymawianych sylab. Osoba taka twierdzi, że mówi pod wpływem Ducha Świętego. Jako naukowcy, przy obecnym stanie badań, posunąć się możemy jedynie do przypuszczenia, że inna część mózgu jest odpowiedzialna za mówienie językami. Jaka? Nie wiemy”.

Ze względu na formę dar języków przybiera kształt rzeczywistego języka. Świadczy o tym różnorodność kombinacji dźwiękowych, rzadkość powtórzeń, kadencja, zawieszanie głosu i temu podobne cechy. John Sherrill, autor bestselleru „Oni mówią innymi językami”, opisuje eksperyment prowadzony w tym kierunku. Nagrano kilkadziesiąt osób korzystających z daru języków. Ich wypowiedzi trwały po kilkadziesiąt sekund. Pomiędzy te nagrania włożono dwa, które powstały w wyniku naśladownictwa daru przez osoby nie modlące się językami. Kilku lingwistów, którzy nie wiedzieli o tych dwu nagraniach, niezależnie od siebie bezbłędnie wyłowiło obydwie wypowiedzi jako „bełkot”, nie język.

Jeszcze do niedawna w teologii rozpowszechniona była hipoteza tzw. cudu słyszenia, czyli sytuacji, gdy apostołowie mówią w ich własnych językach, słuchacze natomiast słyszą swoje języki. Już w IV wieku erudyta, patriarcha Konstantynopola, Grzegorz z Nazjanzu, pytał, czy apostołowie rzeczywiście przemawiali w obcych językach, czy raczej mówili we własnym języku, a świadkowie wydarzenia słyszeli swoją mowę.

Najnowsze badania, prowadzone przez Bena Witheringtona, profesora Asbury Theological Seminary w Szkocji, dowodzą tezy odwrotnej: apostołowie mówili rzeczywistymi językami, których nigdy się nie uczyli. Ewangelikalny teolog dochodzi do takiego przekonania, rozwikłując gramatyczne zawiłości Łukaszowego opisu. W swym wywodzie uzasadnia, że określenie „różne języki” syntaktycznie dotyczy „mówienia”, nie „słyszenia”. Nie może więc chodzić o cud słyszenia, lecz o cud mowy.