W niektórych kręgach chrześcijan utarło się przekonanie, że można Bogu ofiarować choroby, które nas dotykają. Miałaby to być ofiara za siebie lub za kogoś z naszych bliskich. W skrajnych wypadkach spotkać można postawę, z którą zetknąłem się osobiście: „Proszę księdza, zdiagnozowano u mnie nowotwór, ale nie zamierzam się leczyć. Ofiaruję tę chorobę za nawrócenie mojego męża”. Czy rzeczywiście winniśmy ofiarowywać Bogu nasze fizyczne choroby? Otóż jak wiadomo, choroba jest konsekwencją grzechu pierwszych rodziców. Bóg nie chciał grzechu popełnionego w raju, a więc nie chciał i jego konsekwencji. Sprowadźmy sytuację ad absurdum: skoro ofiarowujemy Bogu choroby, które są konsekwencją grzechu naszych prarodziców, logicznym wydaje się także ofiarować Bogu pozostałe konsekwencje tego grzechu – śmierć i nasze aktualne grzechy. Chyba każdy uzna absurdalność takiej argumentacji.
O co więc chodzi w „ofiarowaniu chorób”?