fot. M. Rosik
Kiedy cesarz Hadrian przybył do Jerozolimy w 135 roku, znalazł miasto całkowicie zniszczone. Ocaleć miał tylko jeden kościół – kościół wieczernika. Chrześcijanie podobno mieli ten przywilej, że nieprzerwanie do XVI wieku sprawowali tu Eucharystię. Pierwszym świadectwem pojawienia się daru języków w rodzącym się Kościele są wydarzenia, które miały miejsce w wieczerniku pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Pana. Łukasz, relacjonując te wydarzenia, zauważa w odniesieniu do uczniów znajdujących się w sali na górze: „wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym, i zaczęli mówić obcymi językami, tak jak im Duch pozwalał mówić” (Dz 2,4).
Dzień Pięćdziesiątnicy (Dz 2,1-13)
Wydarzeniu temu towarzyszyły języki ognia oraz szum z nieba. Te szczególne znaki, jak i niecodzienne zachowanie apostołów, wskazywać mogą na stan prorockiego uniesienia. Apostołowie zaczynają przemawiać do zgromadzonych w ich własnych językach, choć nigdy wcześniej się ich nie uczyli. Interpretacja tego faktu jest w egzegezie zróżnicowana: jedni sądzą, że chodzi o konkretne języki, które można zidentyfikować, inni opowiadają się za tzw. „cudem uszu”, czyli mają na myśli sytuację, gdy apostołowie mówią w ich własnych językach, słuchacze natomiast słyszą swoje języki. Istnieje możliwość przyjęcia jeszcze innej tezy: że apostołowie korzystają z daru glosolalii, natomiast świadkowie wydarzenia obdarzeni są „cudem słyszenia” glosolalii w ich własnych językach. Już w IV wieku erudyta, zdobywający wykształcenie w Cezarei Nadmorskiej, Aleksandrii i Atenach, patriarcha Konstantynopola, Grzegorz z Nazjanzu, pytał, czy apostołowie rzeczywiście przemawiali w obcych językach, czy raczej mówili we własnym języku, a świadkowie wydarzenia słyszeli swoją mowę. Grzegorz próbuje rozwiązać ten dylemat, stawiając znaki przestankowe w tekście Dziejów Apostolskich w innych niż zazwyczaj się przyjmuje miejscach i dochodzi do wniosku, że apostołowie mówili po aramejsku (Mowa na Pięćdziesiątnicę 15-17). Cud zaś dotyczył słuchaczy, nie samych apostołów.
Hipoteza „cudu uszu” ma jednak słabe podstawy w tekście, a także wśród Ojców Kościoła jest mało popularna. Zdecydowana większość egzegetów opowiada się za pierwszą tezą, iż uczniowie mówili znanymi językami, których nigdy się nie uczyli. Argumentem za tą tezą jest między innymi fakt, że Łukasz wspomina o obecności Żydów przybyłych na święto spoza Palestyny. Nie były to więc niezrozumiałe dźwięki, lecz realny język. Potwierdzają to sami przybysze. Gdyby dosłownie przetłumaczyć zapis Łukasza, brzmiałby on: „I w jaki sposób my wszyscy słyszymy swoją własną mowę, w której zostaliśmy zrodzeni?” (Dz 2,8). Zaimek „naszą” i imiesłów „zrodzeni” bez wątpienia wskazują na język ojczysty przybyłych do Jerozolimy Żydów. Dalej, nie chodzi o codzienne, zwykłe mówienie, ale o „przemawianie”, „przepowiadanie” w formie uroczystej. Mówiąc o przemawianiu obcymi językami przez apostołów, Łukasz używa tego samego terminu, którym określa mowę Piotra w dniu Pięćdziesiątnicy (Dz 2,14):
Przebywali wtedy w Jerozolimie pobożni Żydzi ze wszystkich narodów pod słońcem. Kiedy więc powstał ów szum, zbiegli się tłumnie i zdumieli, bo każdy słyszał, jak przemawiali w jego własnym języku. „Czyż ci wszyscy, którzy przemawiają, nie są Galilejczykami?” – mówili pełni zdumienia i podziwu. „Jakżeż więc każdy z nas słyszy swój własny język ojczysty? – Partowie i Medowie, i Elamici, i mieszkańcy Mezopotamii, Judei oraz Kapadocji, Pontu i Azji, Frygii oraz Pamfilii, Egiptu i tych części Libii, które leżą blisko Cyreny, i przybysze z Rzymu, Żydzi oraz prozelici, Kreteńczycy i Arabowie – słyszymy ich głoszących w naszych językach wielkie dzieła Boże” (Dz 2,5-11).
Początkami swymi Pięćdziesiątnica sięga Bożego nakazu zapisanego w kodeksie kapłańskim: „I odliczycie sobie od dnia po szabacie, od dnia, w którym przyniesiecie snopy do wykonania nimi gestu kołysania, siedem tygodni pełnych, aż do dnia po siódmym szabacie odliczycie pięćdziesiąt dni i wtedy złożycie nową ofiarę pokarmową dla Pana” (Kpł 23,15-16). Święto związane było z przyniesieniem do świątyni dwóch chlebów, by wykonać nimi gest kołysania jako dziękczynienie za zbiory, oraz przedłożeniem pierwocin i złożeniem przepisanych prawem ofiar. Z biegiem czasu treść święta powiązano z dziejami zbawienia: obchody święta rolniczego złączono ze wspomnieniem przymierza synajskiego. Przesunięcie akcentu ze święta rolniczego na celebrację otrzymania Tory nastąpiło po niewoli babilońskiej.
Ewangelista nie wspomina o tym, czy apostołowie byli już tego dnia w świątyni, aby złożyć tam ofiarę z chlebów i wykonać gest kołysania, przypuszczać należy jednak, że jeszcze do tego nie doszło. Przemawia za tym wzmianka, że było jeszcze bardzo wcześnie („trzecia godzina dnia”, a więc około 9.00 rano) oraz fakt, że apostołowie byli zamknięci w wieczerniku „z obawy przez Żydami”. Czy obawa ta jeszcze trwała, trudno określić jednoznacznie, nie można jednak odrzucić hipotezy, że niektórzy z uczniów z jej powodu zdecydowali się w ogóle nie opuszczać domu. Tekst Łukaszowy nie daje wystarczających argumentów ani na poparcie, ani na odrzucenie takiej tezy. Być może świadomość teologiczna uczniów była już tak duża, że zdali sobie oni sprawę, iż ofiara Jezusa na krzyżu zastąpiła wszystkie ofiary Starego Prawa i nie będą musieli już nigdy udawać się do świątyni w celu składania ofiar.
Większe prawdopodobieństwo natomiast zyskuje teza, iż apostołowie przebywali na modlitwie. Choć w samym opowiadaniu o tych wydarzeniach (Dz 2,1-14) Łukasz o modlitwie nie wspomina, należy sądzić, że miała ona miejsce, gdyż uczniowie byli przecież pobożnymi Żydami, którzy wraz z Jezusem przez ostatnie trzy lata swego życia pielgrzymowali do Jerozolimy na okoliczność świąt. Poza tym Łukasz wcześniej wspomina modlitwę apostołów i Maryi (Dz 1,14). Należy więc przyjąć, że Duch Święty zstępuje na apostołów właśnie podczas modlitwy. Zresztą świadomym zamiarem teologicznym Łukasza w całym jego dziele jest ukazanie Ducha Świętego jako daru otrzymywanego poprzez modlitwę. Przed wstąpieniem do nieba Jezus zapowiada swoim apostołom obietnicę Ojca, czyli Ducha Świętego: „Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni mocą z wysoka” (Łk 24,49). Apostołowie, posłuszni temu nakazowi Pana, pozostają w Jerozolimie i trwają na modlitwie: „z wielką radością wrócili do Jerozolimy, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc Boga” (Łk 24,52-53). Modlitwa więc poprzedza realizację obietnicy. Choć więc ewangelista nie stwierdza wprost, że apostołowie modlili się w chwili otrzymania daru Ducha, to zauważa, że „znajdowali się razem na tym samym miejscu” (Dz 2,1), gdzie wcześniej „trwali jednomyślnie na modlitwie” (Dz 1,14).
Dar mowy w obcych językach został więc udzielony celem głoszenia dobrej nowiny, a dokładniej – „wielkich dzieł Bożych”. Łukasz w swym opisie wydarzeń poranka Pięćdziesiątnicy nawiązuje do biblijnej relacji o budowie wieży Babel. Skonstruował swoje opowiadanie na zasadzie kontrastu do starotestamentalnego mitu. Budowniczowie wieży Babel, choć początkowo mówili jednym językiem, nie mogli porozumieć się między sobą. Apostołowie w dniu Pięćdziesiątnicy, choć mówili różnymi językami, rozumieli się doskonale i byli rozumiani przez ludzi różnych języków. Budowa wieży Babel spowodowała rozbicie jedności wśród ludzi. Zesłanie Ducha Świętego zjednoczyło apostołów między sobą i złączyło z innymi osobami. A wszystko przez to, że budowniczowie mówili: „zbudujemy sobie miasto i wieżę” (Rdz 11,4). Tymczasem uczniowie zapomnieli o sobie, a głosili wielkie dzieła Boże.
Mówiąc o „wielkich dziełach”, Łukasz używa tego samego słowa, które wkłada w usta Maryi wyśpiewującej Magnificat. Maryja chwali Boga, gdyż uczynił Jej „wielkie rzeczy”. Powtarza się tu swoisty schemat. U początku Ewangelii Łukasz relacjonuje zstąpienie Ducha na Maryję („Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię”; Łk 1,35), która potem chwali Boga za „wielkie dzieła”. U początku Dziejów Apostolskich ten sam ewangelista ukazuje zstąpienie Ducha na pierwszych uczniów (wraz z Maryją), którzy w następstwie także głoszą „wielkie dzieła Boże”. W ten sposób Maryja jawi się jako pierwsza charyzmatyczka.
W domu Korneliusza (Dz 10,23-48)
Korneliusz, do którego domu zawitał Piotr apostoł, był poganinem. Jezus zasadniczo nie kierował się do pogan, lecz ograniczył swą ziemską misję do Izraela. Jest jednak kilka wyjątków, w których na scenie ewangelicznych opowiadań pojawiają się poganie, a wśród nich Fenicjanka. Starożytny świat ma Fenicji wiele do zawdzięczenia. Grecy przypisują wprowadzenie ich alfabetu Kadmusowi, synowi fenickiego króla Tyru. Niektórzy są przekonani, że nazwa kontynentu – Europy – pochodzi od imienia siostry wspomnianego Kadmusa. Fortunę fenickim miastom przyniosła purpura, ślicznie barwiony i niezwykle drogi materiał, który noszono w starożytnych pałacach. Mówi się, że jeden gram czystego barwnika miał wartość dwudziestu gramów złota. Fenicjanie byli także znakomitymi żeglarzami. Jako pierwsi zaczęli używać w nawigacji pozycji Gwiazdy Polarnej. Byli też założycielami starożytnej Kartaginy i szczycą się związkami ze sławnymi ludźmi. Pitagoras, którego ojciec pochodził z Tyru, przez trzy lata prowadził badania w świątyniach Tyru, Sydonu i Byblos. Tales z Miletu, na pół Fenicjanin, miał przepowiedzieć zaćmienie w 585 roku. Arystoteles natomiast podobno powoływał się na konstytucję Kartaginy, którą zamieszkiwali Fenicjanie, jako modelową ustawę.
Pewnego razu i Jezus gościł w Fenicji, a tam natychmiast zjawiła się przed Nim matka dziecka opętanego przez złego ducha. Była to osoba z trzech powodów uważana za nieczystą w środowisku judaizmu. Po pierwsze, była kobietą, która z własnej inicjatywy rozpoczęła rozmowę z nieznanym mężczyzną, co w środowisku żydowskim uchodziło za nieobyczajne. Po drugie, była poganką. Po trzecie wreszcie, jako osoba mająca kontakt z dręczoną przez ducha nieczystego córką, wymagała oczyszczenia rytualnego. Początkowo reakcja Jezusa na jej prośbę, by uwolnił córkę od demona, wydaje się nader surowa: „Niedobrze jest zabrać chleb dzieciom, a rzucać psom” (Mk 7,27). Udręczona matka pokornie zauważa jednak, że nawet szczenięta jadają po stołem z okruszyn dzieci. Poruszony takim wyznaniem Jezus uwalnia dziewczynkę. Zrównuje ją przed Bogiem z członkami narodu wybranego. Z upokarzającej pozycji poniżenia wynosi ją do pozycji dziecka Bożego. Dziecko nie musi już oczekiwać na swą kolej, jak domowe psy oczekują na spadające ze stołu okruchy, ale sama zasiada przy stole Bożych darów. Ma do tego pełne prawo. Interwencja Jezusa nie tylko przywraca jej zdrowie, ale włącza do grona tych, którzy przyjmują dar zbawienia. Sam Jezus więc zapoczątkował misję Kościoła wśród pogan.
Zaproszenie pogan do uczestnictwa w zbawczych darach jest niezwykle ważnym momentem w historii rodzącego się Kościoła. Oficjalnie dokonało się to w domu niejakiego Korneliusza w Cezarei Nadmorskiej. W tamtych czasach miasto słynęło z portu wybudowanego przez Heroda Wielkiego. Było to przedsięwzięcie o tyle niecodzienne, że Herod postanowił wystawić port nie w zatoce, lecz przy prostej linii brzegowej. Z tego powodu konieczne stało się postawienie falochronów, do budowy których używano pyłu wulkanicznego przywożonego aż z Wezuwiusza. Pył wraz z kamieniami wkładano w drewniane skrzynki, a te zatapiano w wodzie i tak powstawały falochrony. Do tego portowego miasta udał się Piotr po otrzymaniu tajemniczej wizji, w której Bóg nakazywał mu spożywać pokarmy uważane przez Żydów za nieczyste (Dz 10,9-16).
W Cezarei Nadmorskiej Piotr zatrzymał się w domu rzymskiego setnika Korneliusza. Gdy na Boży rozkaz Korneliusz wysłał posłów do Jafy z zaproszeniem skierowanym do Piotra, był świadom, że apostoł złamać będzie musiał jedno z swoich silnych przekonań, zalegalizowanych wymogami prawa judaizmu, a mianowicie, że Żydom nie wolno przekraczać progu domu poganina. Piotr, słuchając opowiadania Korneliusza o tym, że objawił mu się anioł Pański, dochodzi do coraz głębszego zrozumienia swej własnej wizji. Zdaje sobie sprawę, że to nie przynależność do jakiegokolwiek narodu lub zachowywanie jego zwyczajów czyni człowieka miłym Bogu, ale bojaźń Boża, na gruncie której staje się możliwe przyjęcie zbawienia przyniesionego przez Jezusa. Dlatego Piotr głosi dobrą nowinę zgromadzonym u Korneliusza poganom. Podczas jego mowy dzieje się coś niezwykłego:
Kiedy Piotr jeszcze mówił o tym, Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki. I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, którzy przybyli z Piotrem, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan. Słyszeli bowiem, że mówią językami i wielbią Boga. Wtedy odezwał się Piotr: „Któż może odmówić chrztu tym, którzy otrzymali Ducha Świętego tak samo jak my?” I rozkazał ochrzcić ich w imię Jezusa Chrystusa (Dz 10,44-48).
Nieoczekiwane zstąpienie Ducha Świętego, które przerywa mowę Piotra, jest znakiem potwierdzającym udzielenie łaski zbawienia poganom. Ludzie niegdyś uważani za nieczystych przemawiają obcymi językami tak samo, jak apostołowie w Dniu Pięćdziesiątnicy. Droga do misji wśród narodów pogańskich zostaje szeroko otwarta.
Efescy uczniowie Jana Chrzciciela (Dz 19,1-7)
Ewangelie przedstawiają Jana Chrzciciela jako proroka, który większą część życia spędził na pustyni, przygotowując się do swej misji. Prowadził tam bardzo surowy tryb życia: jego odzienie było szyte z szorstkiej sierści wielbłąda, nosił skórzany pas, żywił się miodem leśnym i szarańczą. A potem zaczął głosić potrzebę nawrócenia i udzielać chrztu pokuty. Radykalizm jego nauczania okazał się niewygodny dla Heroda, który poślubił żonę swego brata Filipa. Surowe napomnienia króla ze strony Chrzciciela spowodowały najpierw aresztowanie proroka, a ostatecznie, za przyczyną Herodiady, przyprawiły go o śmierć przez ścięcie.
Dzieje Apostolskie zawierają przynajmniej dwa epizody związane z uczniami Jana Chrzciciela. Pierwszy dotyczy spotkania Pryscylli i jej męża Akwili, Żydów wysiedlonych przez Klaudiusza z Rzymu, z Apollosem, również Żydem, pochodzącym z Aleksandrii. Autor Dziejów stwierdza o Apollosie: „Znał on już drogę Pańską, przemawiał z wielkim zapałem i nauczał dokładnie tego, co dotyczyło Jezusa, znając tylko chrzest Janowy” (Dz 18,25). Chrześcijańscy małżonkowie wyłożyli mu naukę o Jezusie i wysłali do Achai, zaopatrzywszy wcześniej w list polecający tamtejszej gminie przyjąć go życzliwie. Przybywszy tam przekonywał swych rodaków, że Jezus jest zesłanym przez Boga Mesjaszem. Drugi w Dziejach Apostolskich epizod związany z Chrzcicielem dotyczy spotkania św. Pawła z uczniami Jana w Efezie. Należeli oni prawdopodobnie do tej samej grupy, co wspomniany wyżej Apollos. Przyjęli chrzest z rąk Jana, nie słyszeli jednak nic o Jezusie ani o Duchu Świętym. Kiedy Paweł przedstawił im dobrą nowinę, przyjęli chrzest i otrzymali Ducha Świętego:
Kiedy Apollos znajdował się w Koryncie, Paweł przeszedł okolice wyżej położone, przybył do Efezu i znalazł jakichś uczniów. Zapytał ich: „Czy otrzymaliście Ducha Świętego, gdy przyjęliście wiarę?” A oni do niego: „Nawet nie słyszeliśmy, że istnieje Duch Święty”. „Jaki więc chrzest przyjęliście?” – zapytał. A oni odpowiedzieli: „Chrzest Janowy”. „Jan udzielał chrztu nawrócenia, przemawiając do ludu, aby uwierzyli w Tego, który za nim idzie, to jest Jezusa” – powiedział Paweł. Gdy to usłyszeli, przyjęli chrzest w imię Pana Jezusa. A kiedy Paweł włożył na nich ręce, Duch Święty zstąpił na nich. Mówili też językami i prorokowali. Wszystkich ich było około dwunastu mężczyzn (Dz 19,1-7).
I znów znakiem potwierdzającym otwarcie się uczniów Jana Chrzciciela na dar Ducha Świętego stało się przemawianie obcymi językami i prorokowanie. Tych kilkunastu mężczyzn dało początek gminie chrześcijańskiej w Efezie. Paweł spędził tam trzy miesiące i w każdy szabat przekonywał efeskich Żydów o mesjańskim posłannictwie Jezusa. Później przemawiał także do pogan, w szkole niejakiego Tyrannosa. Zgodnie z zapowiedzią Jezusa, Bóg potwierdzał Pawłowe głoszenie dobrej nowiny znakami, które mu towarzyszyły. Dokonywały się cudowne uzdrowienia i uwolnienia spod wpływu złych duchów. Nawet przepaski z ciała apostoła narodów kładziono na chorych, a ci odzyskiwali zdrowie. I tak rozrastał się Kościół w mieście, do którego po latach przybyć miał Jan apostoł wraz z Maryją.
Dar języków w Samarii? (Dz 8,14-24)
Tuż przed swoim wstąpieniem do niebios Jezus zapowiadał apostołom, że w mocy Ducha Świętego będą głosić dobrą nowinę o zbawieniu najpierw w Jerozolimie i okalającej ją Judei, a następnie w leżącej nieco na północ Samarii (Dz 1,8). Pionierem tej misji stał się Filip, który czynił wiele znaków potwierdzających naukę o Chrystusie. Samarytanie, podobnie jak Żydzi, szczycili się, że są spadkobiercami religii Mojżesza. Mieli swój Pięcioksiąg i swoją świątynię, którą wybudowali na górze Garizim. Kością niezgody pomiędzy Samarytanami a wyznawcami judaizmu stała się właśnie świątynia. Gdy Żydzi powrócili z niewoli babilońskiej na przełomie VI i V wieku przed Chr., zabrali się za odbudowę przybytku w Jerozolimie. Odrzucili jednak oferowaną im pomoc mieszkańców Samarii, gdyż uznali ich za pogan, a to z tego względu, że wielu z nich trwało w małżeństwach mieszanych, to znaczy małżeństwach Samarytan (wciąż uważających siebie za Żydów) z poganami. Samarytanie zorganizowali więc własne miejsce kultu, właśnie na górze Garizim. I choć niesnaski a nawet wrogość pomiędzy obiema nacjami wciąż się nasilała, Jezus poniekąd wynosi Samarytan na piedestał. Najpierw pochwala postawę pewnego Samarytanina, który przyszedł podziękować Mu za uzdrowienie, choć dziewięciu Żydów, którzy także doznali oczyszczenia z trądu, wcale nie okazało wdzięczności (Łk 11,17-19), a następnie wzywa do naśladowania miłosiernego Samarytanina, który okazał współczucie swemu wrogowi (Łk 10,30-39).
Do Samarii, już po tym jak Filip głosił tam Chrystusa, przybyli Piotr i Jan. Apostołowie kontynuowali misję Filipa, modląc się, aby i nieprzyjaźnie nastawieni do Żydów Samarytanie mogli otrzymać Ducha Świętego. Łukasz tak relacjonuje te wydarzenia:
Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc wkładali apostołowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego. Kiedy Szymon ujrzał, że Apostołowie przez wkładanie rąk udzielali Ducha Świętego, przyniósł im pieniądze. „Dajcie i mnie tę władzę – powiedział – aby każdy, na kogo włożę ręce, otrzymał Ducha Świętego” (Dz 8,14-19).
We fragmencie tym nie ma wzmianki o darze języków, jednak wielu badaczy jest skłonnych twierdzić, że tym, co zadziwiło Szymona najbardziej, był właśnie dar przemawiania w nowych językach. Skąd taka konkluzja? Szymon był magiem i wprawiał w zdumienie lud Samarii swoimi sztuczkami. Wcześniej widział uzdrowienia i uwolnienia spod wpływu złych duchów, dokonywane przez Filipa. Żadne z nich nie skłoniło go do prośby o dar Ducha Świętego. Być może sam również za pomocą magii potrafił zwodzić ludzi, oferując im fałszywe uzdrowienia i egzorcyzmy. Tym razem jednak zobaczył coś, czego nie był w stanie uczynić przez swą magiczną moc. Biorąc pod uwagę fakt, że dar języków był znakiem potwierdzającym przyjęcie Ducha Świętego w Dniu Pięćdziesiątnicy, a także w domu Korneliusza i w Efezie pośród uczniów Jana Chrzciciela, można słusznie przypuścić, że ten sam dar ujawnił się także w Samarii. I być może właśnie on stał się powodem zazdrości Szymona maga.
„Dar języków w Dziejach Apostolskich”, Egzorcysta 94 (2020) 6, 50-56.