wszystkie fot. M. Rosik
Stolica Kuby przywitała mnie aurą typową dla kończącego się lata. Wszechobecna twarz Ernesto Che Guevary, długowłosego przyjaciela Castro, zabitego podczas walk partyzanckich w Boliwii, wdziera się w oczy zalewane potem w żarze hawańskiego słońca. Znaki rewolucji widoczne są na każdym kroku: tysiące zwycięskich i patriotycznych haseł, żołnierskie i policyjne mundury, stojąca za szklanym murem łódź, na której Castro ze swymi towarzyszami przybił na wybrzeże w okolicach Sierra Maestra, by dokonać drugiego – tym razem zwieńczonego sukcesem – zamachu stanu. Ubóstwo ludzi, szczycących się bezpłatnym szkolnictwem i służbą zdrowia, graniczy często z nędzą. Rozsypujące się rudery Starej Hawany, pamiętające jeszcze czasy kolonialne, niczym urokliwe matrony stoją z dumą obok swych młodszych towarzyszy, tworzących powstałe w latach sześćdziesiątych blokowiska. Zapach wypalanych cygar miesza się z wonią rumu rodem z Havana Club, a trzask lodu w szklankach do złudzenia przypomina stukot rozsypywanych bezładnie na werandowych stołach kostek domina. Pokrzykiwania kurierów sprzedających gazety, płacz dzieci, nieprzerwane dźwięki klaksonów … Hawana w upalne popołudnie.
Nie chcę relacjonować tu całej wizyty na wyspie skąpanej w karaibskim słońcu, ale zatrzymać się na jednym tylko wydarzeniu, dość dziwnym i wymykającym się zrównoważonej ocenie.
Socialismo o muerte
Wędrując ulicami Habana Vieha, zmierzam do jasno określonego celu, na spotkanie z ojcem Antonio, dla którego mam przesyłkę od jego przyjaciela z Rzymu. Zaułki starej dzielnicy są brudne i zaniedbane. Ze ścian sypie się tynk, dachy są podziurawione, wokół pełno od dawna nie sprzątanych śmieci, drzwi domów pochlapane obłażącą farbą, rozwalające się bramy.
Pośród tego wszystkiego zadziwia spokój na ludzkich twarzach, często goszczący na nich uśmiech i wyzierająca ze spojrzenia łagodna życzliwość. To tak, jakby te oczy mówiły: „Prawdziwego szczęścia nie znajdziesz poza sobą. Szczęście mieszka w tobie”. Pochodzący z tych „okolic” Gabriel Garcia Marquez pisał:
Jeśliby Bóg zapomniał przez chwilę, że jestem marionetką i podarował mi odrobinę życia, wykorzystałbym ten czas najlepiej jak potrafię. Prawdopodobnie nie powiedziałbym wszystkiego, o czym myślę, ale na pewno przemyślałbym wszystko, co powiedziałem. Oceniałbym rzeczy nie ze względu na ich wartość, ale na ich znaczenie. Spałbym mało, śniłbym więcej.
Z planem miasta w ręku przemierzam wąskie uliczki, by dostać się Iglesia san Guido, o ile dobrze pamiętam. Szukając tabliczek z wywieszonymi nazwami ulic często natrafiam na inne, te z napisem Socialismo o muerte, socjalizm albo śmierć. Jeszcze bardziej przerażają mnie plakaty i banery, na których na czerwonym tle rysują się trzy twarze, Castro, Husajn i Bin Laden. Napis umieszczany na dole mówi sam za siebie: Antiimperialistos.
Przechodząc wąziutkimi ulicami lub przemierzając brudne podwórza łatwo nieraz przez otwarte drzwi lub okna domów dostrzec w nich niewielkie ołtarze. Pobieżny rzut oka może sugerować, chodzi o zwykłą, nieco zabobonną i folklorystyczną pobożność ludową. Jest jednak inaczej. Wśród wierzeń Kubańczyków zainteresowała mnie szczególnie santeria. Przypominając sobie to, co wcześniej przeczytałem o santerii, docieram na miejsce.
Na kawiarnianym tarasie
Wybieram się z ojcem Antonio do niewielkiej kawiarni na przedmieściach Hawany. Jest zupełnie niedaleko jego parafii. Siadamy na tarasie. Ojciec Antonio z namaszczeniem wyciąga cygaro, powoli obcina jeden z końców, zapala i zachłystuje się zapachem. Przeciągle wydycha dym i … rozpoczyna swoją opowieść. Santeria jest mieszanką katolicyzmu i religii Afryki przywiezionej tu przez niewolników chwytanych w południowej Nigerii. Należeli głównie do plemion Joruba i Bantu. Przymusowo ochrzczeni na Karaibach nie zamierzali wyrzec się własnych bóstw. Zaczęli czcić je pod innymi imionami – imionami świętych. Stąd nazwa: santeria od santo – święty. Bogini Chango stała się świętą Barbarą, kontrolującą burze i grzmoty; patron dróg i podróży Eloggua ubrał się w płaszcz świętego Antoniego; doszło nawet do tak kuriozalnych połączeń, że bóstwo Obtala utożsamiane jest raz z Maryją „Las Mercedes”, innym razem w samym Jezusem. Przez wiele lat wierzenia te były zabronione, zwłaszcza tuż po rewolucji kubańskiej. Castro używał wszelkich sposobów, by prześladować wyznawców mrocznych misteriów. W latach dziewięćdziesiątych liczba „wiernych” gwałtownie wzrosła. Nikt jednak nie prowadzi statystyk. Oficjalnie podaje się, że jest ich kilkaset tysięcy, ojciec Antonio nie waha się jednak przed liczbą kilku milionów.
Mój rozmówca powoli strzepuje popiół, oczyszcza cygaro i zamyśla się na chwilę. „Właśnie to stanowi jeden z największych problemów naszego Kościoła” – mówi. „Ludzie przychodzą w niedzielę na Mszę, a w tygodniu składają ofiary ich bożkom, budują w domach ołtarze, kontaktują się z duchami. Wielu z głęboko wtajemniczonych wyznawców santerii to media, szamani, udzie wpadający w trans, żyjący bardziej w świecie zjaw, duchów i widm niż w realnej rzeczywistości”.
Każde z bóstw santerii ma przyporządkowanego świętego; każde ma naznaczony odpowiedni posiłek, taniec, kolor czy liczbę, które wykorzystywane są w kulcie. Domagają się krwawych ofiar ze zwierząt. Są to najczęściej kurczaki, których krew wylewana jest lub zbierana w pojemnikach na prymitywnych ołtarzach, skrzętnie skrywanych w ciemnych pomieszczeniach domów. Obok wizerunku bóstwa, na ołtarzach stoją świece, żywność składana w ofierze, płatki kwiatów suszonych, żywe kwiaty, naczynie z krwią zwierzęcia. Ołtarz przyozdobiony jest tkaniną w kolorze przyporządkowanym danemu bóstwu. W wazach znajdują się święte kamienie. Nietrudno też dostrzec grzechotki i dzwonki używane w kulcie. Często obok takiego domowego ołtarzyka w tym samym pokoju na biurku stoi laptop, obok niego telefon komórkowy, a na stoliku telewizyjnym umieszczono sprzęt DVD najnowszej generacji. Mamy XXI wiek.
Ojciec Antoni wyjaśnia, że ekstatyczne tańce mają powodować wejście danego bóstwa, zwanego tu Orisza, w ciało wyznawcy. Zaczyna on wtedy przemawiać odmiennym głosem, traci kontrolę nad swymi ruchami, zachowuje się ja sterowany przez inną istotę. Obrzędy zawsze łączą się z ekstatycznym tańcem i głośną muzyką. Gdy ktoś z tańczących zaczyna wpadać w trans, krąg wokół niego zacieśnia się. Inni uczestnicy obrzędu śpiewają mu wprost do ucha, muzycy grają głośniej i szybciej. Odmienny stan świadomości osoby poddanej Orisza może przedłużać się do kilku godzin. Wypowiada ona wtedy rady dla uczestników spotkania, wyrzuca z siebie proroctwa, często mówi niezrozumiałym językiem. Nierzadko też w podobny sposób uprawia się kult przodków. Ze zmarłymi rozmawia się jak z żywymi; mają oni w dalszym ciągu przemożny wpływ na codzienne życie i decyzje. Nieodłączne od santerii są także wróżby i magia.
Don Antonio (niektórzy nazywają go tu po prostu „padre”) kończy swą opowieść zaskakującym twierdzeniem: „Dziś mamy kolejną modlitwę wstawienniczą za dziewczynę, która – jak się tu mówi – weszła zbyt głęboko. Zapraszam na dwudziestą do domu katechetycznego”.
Sala na górze
Zgodnie z umową zjawiam się kilka minut wcześniej przed niewielkim białym kościołem. Tuż obok jest dom katechetyczny. Ojciec Antonio i dwóch innych mężczyzn stoją przed wejściem. Jeden z nich jest diakonem, drugi liderem grupy modlitewnej działającej przy parafii. Ksiądz rozpoznaje mnie z daleka, uśmiecha się, macha ręką i gestem zaprasza do środka. Gdy przechodzę korytarzem, z sali dobiegają mnie śpiewy i dźwięki gitary. „Tędy” – mówi Antonio, wprowadzając do niewielkiego pokoiku na poddaszu. Właściwie znajduje się tu tylko kilka prostych sprzętów: stół ze świecą i Biblią, kilka krzeseł, łóżko. Na ścianie wisi średniej wielkości pięknie rzeźbiony krucyfiks. Jesteśmy jedynie w czwórkę. Diakon wyjaśnia mi, że od kilku tygodni, zawsze w piątek wieczorem trwają „modlitwy o uwolnienie” (tak to określił) dziewczyny, która mówi o sobie, że jest pod wpływem złego ducha. Trochę mnie to wszystko dziwi, trochę szokuje.
„Czy chodzi o egzorcyzm?” – pytam. „Nie, na egzorcyzm potrzeba oficjalnego zezwolenia biskupa i mogą go dokonywać jedynie naznaczeni kapłani. To zwykła, prywatna modlitwa o uwolnienie. Od lat ją praktykujemy. Potrzebują jej zwłaszcza osoby zbyt mocno zaangażowane w santerię. Teresa (imię zmienione) była medium. Okazało się jednak, że nie potrafi zapanować nad transem. Często pojawiał się w najmniej oczekiwanych momentach – podczas wykładów na wydziale prawa, podczas zakupów, w czasie spotkań w grupie przyjaciół. Nagle zaczynała tracić kontrolę nad sobą, mówiła rzeczy, których nie chciała powiedzieć, obrażała innych, mówiła całkiem zmienionym głosem. Poza tym wciąż zdaje jej się, że ktoś ją śledzi, czuje wokół siebie czyjąś obecność. Czasem słyszy hałasy lub chichot. Załamała się nerwowo, gdy kilka tygodni temu, gdy próbowała się uczyć wieczorami, co chwilę światło w jej pokoju zapalało się i gasło bez najmniejszej przyczyny. Gdy w ciemności Teresa miała już dotknąć kontaktu, by je zapalić, światło rozbłyskało samo. Wystarczyło, by odeszła na chwilę, natychmiast gasło. Wtedy przyszła do nas prosić o pomoc”.
Wszystko to brzmi dla mnie niewiarygodnie. Jakby z jakiegoś horroru. Za chwilę Teresa wchodzi do pokoju, przyprowadzona przez koleżankę, która zostawia ją i wychodzi. Jest bardzo szczupła, włosy do ramion. Wydaje się bardzo łagodnego usposobienia. Mówi cichym, ciepłym głosem. Wita się ze wszystkimi. Antonio tłumaczy jej, że dziś również będę ich wspierał. Teresa nie ma nic przeciwko temu. Zewnętrznie nie widać śladów żadnych dziwnych zachowań, o których mówił przed chwilą diakon.
Gdy Teresa siada na krześle, Padre Antonio pyta najpierw, jak minął tydzień, a gdy dowiaduje się, że dziewczyna odczuwa lekką poprawę, proponuje lekturę. Otwiera Biblię i zaczyna czytać:
Cóż więc na to powiemy? Jeżeli Bóg z nami, któż przeciwko nam? On, który nawet własnego Syna nie oszczędził, ale Go za nas wszystkich wydał, jakże miałby wraz z Nim i wszystkiego nam nie darować? Któż może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał? Czyż Bóg, który usprawiedliwia? Któż może wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który poniósł za nas śmierć, co więcej – zmartwychwstał, siedzi po prawicy Boga i przyczynia się za nami? Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? (Rz 8,31-35).
Jego głos jest spokojny, wręcz monotonny. Gdy dochodzi do słów „I jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga” (Rz 8,38-39), sytuacja w pokoju zmienia się diametralnie. Daje się wyczuć pewne napięcie. Twarz Teresy tężeje i jakby zastyga w bezruchu. Dziewczyna w dziwaczny sposób zaczyna wywracać oczami. Palce dłoni i całe ręce dziwnie wykręcają się do tyłu. Nagle z jej ust dobywa się histeryczny śmiech i spada wraz z krzesłem na podłogę. Zaczyna tarzać się w konwulsjach. Pomocnicy ojca Antonio wiedzą, co robić. Szybko przenoszą ją na łóżko i przytrzymują, aby drgawki nie zrzuciły ją znów na podłogę. Ksiądz czyta dalej. Dziewczyna zaczyna krzyczeć, ale nikt nie zwraca na to uwagi. Na jej twarzy pojawia się wyraz nienawiści, złości. Wyrzuca z siebie bluźnierstwa po hiszpańsku. Wtedy Antonio odkłada Biblię i zaczyna modlić się własnymi słowami. Układa proste zdania. Prosi Boga o ochronę dla dziewczyny i dla wszystkich przebywających w pokoju. Spokojnym głosem oznajmia, że Jezus pokonał szatana i ostatecznie i tak jest zwycięzcą ponad mocami ciemności.
Po chwili bardzo dobitnie, stanowczym głosem zwraca się wprost do złej istoty, zamieszkującej ciało dziewczyny, nakazując jego opuszczenie. Jej krzyki wzmagają się. Zaczyna mówić strasznie niskim głosem, nie po hiszpańsku. Nikt nie potrafi zidentyfikować języka, ale nikt też się tym nie przejmuje. Cały wysiłek skupia się na utrzymaniu dziewczyny w takiej pozycji, by nie zrobiła sobie krzywdy.
W pewnym momencie prowadzący zwraca się do demona po imieniu. Zna je już z poprzednich sesji. Ochun czczona jest jako bogini słodyczy, piękna i miłości. Jest także boginią pieniędzy. Już po fakcie dowiaduję się, że Teresa w poszukiwaniu miłości i pieniędzy często przyzywała Ochun, jakby oddając jej władzę nad swym ciałem. Nawet jeśli z czasem stała się obiektem pożądania mężczyzn, nigdy nie była szczęśliwa. Kolejne przygody raniły ją coraz bardziej; pojawiły się długotrwałe stany depresyjne. Gdy tylko kapłan wypowiada imię bogini, dziewczyna zaczyna wykonywać ruchy jak w tańcu jej poświęconym. Do modlitw dołączamy się wszyscy. Na przemian czytane są fragmenty Biblii i trwa modlitwa formułowana spontanicznie. W chwilach szczególnego napięcia i krzyków, diakon zbliża do udręczonego ciała księgę Pisma świętego lub krzyż. Wówczas następuje gwałtowna reakcja konwulsyjna i wszystko na chwilę ucicha. Wszystko to wydaje mi się niemal nierealne, jakby z innego świata. Nie interpretuję faktów, tylko je obserwuję. Podobne sceny znane mi są z filmu Egzorcysta, ale przecież nigdy nie spodziewałem się, że mogę spotkać się z takim przypadkiem osobiście. Wszystko staram się obserwować jako fenomen, zjawisko, bez próby oceny.
A z dołu wciąż dobiegają śpiewy przy dźwiękach gitary. Pytam lidera grupy charyzmatycznej, czy młodzież na dole nie przestraszy się tych krzyków. Odpowiada, że są do tego przyzwyczajeni i że właśnie wspierają nas w modlitwie. Wszystko trwa już niemal godzinę. Teresa wygląda na umęczoną. Po chwili modlitwa dobiega końca. Odmawiamy wspólnie Ojcze nasz, a padre Antonio udziela nam błogosławieństwa. Twarz dziewczyny uspokaja się. Jest bardzo zmęczona, ale już p chwili wraca jej łagodne spojrzenie, a napięcie z policzków znika. Mówi, że czuje, iż cała walka zmierza ku końcowi. Podobnie twierdzi kapłan. „Jeszcze dwa, trzy spotkania, i będziesz całkowicie wolna”. Kilka minut później siedzimy już w parafialnym refektarzu przy wspólnej kolacji. Świat wygląda całkiem normalnie, a ja zastanawiam się, czy to wszystko nie było jakimś snem…
Polub stronę na Facebook