fot. M. Rosik
Postawa Piotra po cudownym połowie ryb dokonanym na słowo Zmartwychwstałego Pana może wydać się intrygująca, a przy mniej łaskawym spojrzeniu – wręcz denerwująca. Wszystko wskazuje na to, że ma ostatnią szansę na rozmowę z Jezusem. Może wypytać Go o co tylko chce, może na różne sposoby się przekonać, że to naprawdę On, ten sam, którego złożono do grobu, a który pokonał śmierć. Zamiast skupić całą swą uwagę na swym Mistrzu, który powstał z martwych, pierwszy spośród apostołów zabiera się za liczenie:
„Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała” (J 21,11).
Psychologicznie rzecz ujmując rozumiem, że Piotr mógł być zawstydzony. Stoi w pobliżu ognia, który rozpalił sam Jezus, by przygotować posiłek. Zaledwie dziesięć dni wcześniej stał przy innym ognisku, przy którym trzy razy wyrzekł: „Nie znam Tego Człowieka”. Migocące płomienie zapewne przypomniały mu tamtą scenę. Jednak kluczem do całej zagadki jest nie Piotrowy wstyd, ale liczba wyłowionych ryb.
W historii egzegezy padały różne propozycje jej rozwiązania. Pomysłowi Ojcowie Kościoła twierdzili, że znano wówczas sto pięćdziesiąt trzy gatunki ryb, a Piotr wyłowił z każdego z nich po jednej. Nie wyjaśniali już jednak, jakie znaczenie miałaby taka interpretacja. Inni sądzili, że Izraelici byli przekonani o istnieniu stu pięćdziesięciu trzech narodów, a to oznacza, że ewangelia będzie głoszona całemu światu. Augustyn z Hippony w jedynce widział jednego Boga, w trójce – trzy Boskie Osoby. Nie wiedział jednak, co zrobić z piątką. Ostatecznie więc chyba rację trzeba przyznać żydowskiej metodzie interpretacji zwanej gematrią, w której każdej literze alfabetu hebrajskiego przyporządkowano pewną liczbę. Suma cyfr i liczb odpowiadających hebrajskiemu wyrażeniu „synowie Boży” (bne ha-Elohim) to dokładnie liczba wyłowionych ryb.
Oznacza to, że Piotr będzie łowił w sieć kościoła „synów Bożych”, a pomimo ich ilości, sieć ta nigdy się nie rozerwie.
III W C