(31.01.2016)
W Kraju Kwitnącej Wiśni
Po założeniu Niepokalanowa o. Maksymilian Kolbe nie ustawał w planowaniu kolejnych placówek misyjnych. Od 1927 roku coraz śmielej marzył o wyjeździe do Japonii. Inspiracją, aby to właśnie w kraju Kwitnącej Wiśni głosić Ewangelię, była podróż pociągiem. Jadąc z Zakopanego spotkał w pociągu studentów Japończyków. Po chwili rozmowy podarował im medaliki, a w zamian otrzymał małe, metalowe słoniątka. Szczerze zmartwił się, że to właśnie takimi talizmanami karmią się miliony dusz. Poczuł w sercu, że jest jakby przyzywany z daleka, wołany, aby zostawić wszystko i wyruszyć w podróż misyjną. Mimo, iż do tej pory nigdy nie zawiódł swojego zgromadzenia, a wszystkie dzieła, których się podjął przynosiły dobre owoce, nie od razu zyskał aprobatę. Dowiedziawszy się o planach misyjnych Maksymiliana, wielu ojców uznało, że szaleje, że cały projekt skończy się fiaskiem i przyniesie tylko wstyd prowincji zakonnej.
Sprawa była tak trudną, że prowincjał wysłał Maksymiliana do Rzymu, do ojca generała. Znów potwierdzenie znalazły słowa: „Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie” (Łk 4, 24), a większość z inicjatyw, które ojciec Kolbe podejmował w swoim życiu zakonnym, nie były od początku rozumiane. Zyskał nawet przydomek: „Szalony Maksiu”. Jednak cierpliwość i posłuszeństwo zaowocowały. Mimo, iż nie było mu łatwo zyskiwać przychylność przełożonych, nie zrażał się, a wszystkie trudności powierzał Niepokalanej. Do Japonii dotarł „bez funduszów, bez znajomości języka, bez żadnego punktu oparcia, położywszy całą swoją ufność w bezgranicznej Opatrzności”. Rozpoczął od zera. Po pewnym czasie znalazł tani kawałek ziemi i zgodę kapituły na budowę domu. Zdecydował się na kupno. Wielu było przeciwnych lokalizacji na pustkowiu porośniętym trzciną i bambusami. Ale Maksymilian się uparł. Gdy w 1945 r. bomba atomowa całkowicie zniszczyła Nagasaki, dom założony przez Maksymiliana ocalał. „Ogród Niepokalanej” wybudowany na wykarczowanej ziemi, daleko od miasta, przetrwał totalne zniszczenie.