Wszystko mogę w Tym,
który mnie umacnia.
(Flp 4,13)

Św. Jan Chryzostom w homilii do Pierwszego Listu do Koryntian pisał: „Skądże więc ci, którzy za życia Chrystusa nie mieli dość sił, aby oprzeć się Żydom, po Jego śmierci, po złożeniu do grobu – skoro, jak powiadacie, nie zmartwychwstał i nie przemawiał do nich, nie dodał odwagi – skądże znaleźli siłę, aby stanąć przeciw całemu światu? Czyż nie powinni powiedzieć sobie: I cóż? Sam siebie nie potrafił ocalić, a nas obroni? Nie pomógł sobie za życia, a nam pomoże po śmierci? Gdy żył, nie zjednał sobie ani jednego narodu, a my głosząc Jego imię mamy zdobyć cały świat? Czyż nie byłoby szaleństwem nie tylko podejmować się czegoś takiego, ale nawet o tym myśleć?” (Hom.4,4).

Oczywiście, że byłoby szaleństwem tak myśleć. Apostołowie jednak doskonale wiedzieli, skąd płynie ich moc. Ich własne doświadczenie przekonało ich, że Ten, który pokonał śmierć, dotrzymuje obietnic. Obiecał, że zmartwychwstanie i obietnicy dotrzymał. A potem obiecał im moc z wysoka, więc nie ma powodu wątpić w to, że ją otrzymają.

To właśnie fakt powstania z martwych Jezusa oraz Jego ukazywanie się uczniom leżą u źródeł mocy, z jaką głosili dobrą nowinę o zbawieniu. Byli przekonani do tego stopnia o tym, że Jezus żyje, iż nie wahali się oddać życia za tę prawdę. Spośród Dwunastu (nie licząc Judasza, za to licząc Macieja wybranego na jego miejsce) jedynie Jan zmarł śmiercią naturalną. Wszyscy pozostali apostołowie oddali życie, ponosząc męczeńską śmierć i świadcząc w ten sposób o zmartwychwstaniu Chrystusa. Sam Jan również cierpiał prześladowania na wyspie Patmos. Bardzo trudno byłoby przyjąć tezę, iż ktoś „lekką ręką” oddaje życie za prawdę, co do której nie ma (subiektywnej przynajmniej) pewności. Apostołowie byli więc przekonani co do zmartwychwstania Chrystusa i dlatego nie wahali się ryzykować najwyższej ceny.

Sam Paweł poświadcza, że i on widział Zmartwychwstałego. Najpierw Chrystus ukazał się Piotrowi, potem Dwunastu, następnie grupie liczącej więcej niż pięciuset mężczyzn, Jakubowi, znów apostołom, a ostatecznie jemu samemu jako „poronionemu płodowi” (1Kor 15,8). Język apostoła narodów jest cięty jak brzytwa! Ten, który został wezwany przez Boga już od łona swej matki (Ga 1,15-16) jest płodem poronionym, narodzonym jako martwy. Właśnie jako martwy prześladował Kościół, nie znając drogi zbawienia. Na szczęście został ożywiony przez spotkanie z Chrystusem Zmartwychwstałym, którego pamięć daje mu moc do bezkompromisowego głoszenia czystej prawdy ewangelii.

Czy dobrze pamiętasz moment, kiedy po raz pierwszy świadomie oddałeś życie Jezusowi, uznając w Nim Pana i Zbawiciela? Pamiętasz entuzjazm, który towarzyszył Ci w kolejnych dniach i tygodniach? Przypominasz sobie radość, która rozrywała piersi, aż chciało się krzyczeć, że Jezus żyje? To właśnie osobiste, głębokie, intymne wręcz spotkania z Jezusem, który pokonał śmierć, wciąż żyje i działa, stały się źródłem mocy pierwszych uczniów Chrystusa. I mogą stać się źródłem duchowej mocy w moim życiu. Bo przecież „wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia” (Flp 4,13).