Człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez pełnienie uczynków Prawa,
lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa.
(Ga 2,16)
Czasem zimą budziłem się o piątej trzydzieści nad ranem. Za oknem panowała ciemność. W pokoju było zimno. Wstawałem i spoglądałem przez okno. Mróz malował szyby. Sypał śnieg. Korki na wrocławskich ulicach zwiększały się. Ludzie spieszyli na szóstą do pracy. Trudno było wypatrzeć pojazd odśnieżający drogi. Z daleka widać było światła samochodów i wciąż działające wycieraczki. Myślałem sobie wtedy: „Za chwilę muszę rozpocząć swój bieg”. Choć najchętniej zniknąłbym w pieleszach przynajmniej do dziewiątej. Jednak zawsze się przełamywałem, bo przecież czeka mnie praca. A swoją pracą i dobrymi uczynkami musiałem zasłużyć na Bożą miłość. Nogami ciężkimi jak z ołowiu wlokłem się do łazienki, by zacząć dzień, w którym po raz kolejny chciałem przekonać Boga, że zasłużyłem na to, by mnie kochał.
Nie ulega wątpliwości, że przełomowym doświadczeniem w życiu Szawła z Tarsu było wydarzenie pod bramami Damaszku. Leżąc w prochu drogi przed murami miasta zrozumiał, że nie można zaskarbić sobie Bożej przychylności przez pełnienie uczynków Prawa. Zdał sobie sprawę, że żaden ludzki czyn nie jest w stanie sprawić, iż człowiek zasłuży na miłość Boga. Więcej jeszcze – zdał sobie sprawę z darmowości tej miłości. Zrozumiał, że człowiek nie musi czynić nic, aby być kochany przez Boga, bo Bóg z natury jest miłością, więc nie potrafi istnieć inaczej, jak kochając. Kolejność „uczynki – miłość”, która wydawała się wynikać z mentalności faryzejskiej, została zastąpiona przez sekwencję odwrotną: „miłość – uczynki”.
Nie jest tak, że przez pełnienie uczynków przepisanych przez Prawo można zasłużyć na miłość Boga, lecz odwrotnie: człowiek odkrywa darmową miłość Bożą, objawioną w Jezusie, przyjmuje ją i odpowiada na nią przez pełnienie dobrych uczynków. Pawłowe odkrycie, iż „człowiek osiąga usprawiedliwienie nie przez pełnienie uczynków Prawa, lecz jedynie przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (Ga 2,16), zostaje dopełnione przez wyznanie Jakuba, iż „wiara bez uczynków jest martwa” (Jk 2,17).
Od chwili, gdy dotarła do mnie prawda o darmowej, za to wszechogarniającej miłości Boga, jest zupełnie inaczej. Czasem zimą budzę się o piątej trzydzieści nad ranem. Za oknem panuje ciemność. W pokoju jest zimno. Wstaję i spoglądam przez okno. Mróz maluje szyby. Sypie śnieg. Korki na wrocławskich ulicach wciąż się wydłużają. Ludzie biegną na szóstą do pracy. Trudno wypatrzeć pojazd odśnieżający drogi. Z daleka widać światła samochodów i wciąż działające wycieraczki. I wtedy myślę sobie: „Panie, dziękuję, że mnie kochasz! Dziękuję za to, że za mnie umarłeś! Dziękuję za to, że jesteś blisko i mogę rozpocząć ten dzień z Tobą! Za chwilę muszę rozpocząć swój bieg. Chcę Ci podziękować moimi szlachetnymi czynami za to, co dla mnie zrobiłeś”. A to zupełnie inna perspektywa! Nawet zimą o piątej trzydzieści…