Każdy zaś, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty (1 J 3, 3)
Jan apostoł był najmłodszym spośród uczniów Jezusa. Co więcej, był jedynym z apostołów, który zmarł śmiercią naturalną. Choć był prześladowany jak inni głosiciele dobrej nowiny, choć został skazany na odosobnienie na przepięknej wyspie Patmos, oblanej wodami Morza Egejskiego, uniknął śmierci męczeńskiej. Jego długi życie, dodajmy – życie u boku Matki Najświętszej – zaowocowało bardzo głęboką refleksją nad życiem i działalnością Jezusa z Nazaretu. Jan głosił Ewangelię i modlił się, rozmyślał nad nauczaniem swego Mistrza i medytował nad znaczeniem Jego śmierci. Przede wszystkim jednak wciąż pielęgnował głęboką, intymną więź z Tym, który był umarły, a oto jest Żyjący na wieki wieków.
Długa refleksja i głęboka więź z Chrystusem zaowocowała między innymi pismem znanym jako Pierwszy List św. Jana. A ponieważ każda autentyczna, długa i mądra refleksja dąży do tego, by przekazać najtrudniejsze i najwznioślejsze prawdy w sposób najprostszy, tak też jest i w przypadku tego listu. Najważniejszą prawdę chrześcijańskiej wiary przekazuje apostoł w trzech prostych słowach: Theos agapē estin – „Bóg jest miłością” (1J 4,8). A skoro tak, to przyjęcie Bożej miłości staje się dla wierzących źródłem nadziei.
Pierwszy List św. Jana przesycony jest nadzieją. Wytryskuje ona niczym krystaliczne źródło odświeżającej wody z każdej karty tego pisma. Chrześcijańska nadzieja według Jana to proces dorastania wierzącego do pełni dziecięctwa Bożego na wzór Chrystusa. Dorastanie to odbywa się za pomocą umacniania wiary przez karmienie się słowem Bożym i przez wyznawanie grzechów. Kto z entuzjazmem wkroczy na tę drogę, dzięki nadziei uzyska podobieństwo do Chrystusa, którego ujrzy w bezpośredniej wizji takim, jakim jest. Wkroczenie na tę drogę dokonuje się już teraz przez nowe narodzenie związane z przyjęciem chrztu, natomiast oglądanie Chrystusa i upodobnienie się do Niego nastąpi po paruzji, gdy już On się objawi. Wtedy to „ujrzymy Go takim, jakim jest” (1J 3,2).
Proces dorastania do pełni dziecięctwa Bożego łączy się z realizacją małych, doczesnych nadziei, które ostatecznie prowadzą do tej jednej, największej nadziei eschatologicznej. Pisał o tym Benedykt XVI w encyklice Spe salvi: „[…] potrzebujemy małych i większych nadziei, które dzień po dniu podtrzymują nas w drodze. Jednak bez wielkiej nadziei, która musi przewyższać pozostałe, są one niewystarczające. Tą wielką nadzieją może być jedynie Bóg, który ogarnia wszechświat, i który może nam zaproponować i dać to, czego sami nie możemy osiągnąć. Właśnie otrzymanie daru należy do nadziei. Bóg jest fundamentem nadziei – nie jakikolwiek bóg, ale ten Bóg, który ma ludzkie oblicze i umiłował nas aż do końca: każdą jednostkę i ludzkość w całości. Jego królestwo to nie wyimaginowane zaświaty, umiejscowione w przyszłości, która nigdy nie nadejdzie; Jego królestwo jest obecne tam, gdzie On jest kochany i dokąd Jego miłość dociera. Tylko Jego miłość daje nam możliwość trwania w umiarkowaniu, dzień po dniu, bez utraty zapału, który daje nadzieja w świecie ze swej natury niedoskonałym. Równocześnie Jego miłość jest dla nas gwarancją, że istnieje to, co jedynie mgliście przeczuwamy, a czego mimo wszystko wewnętrznie oczekujemy: życie, które prawdziwie jest życiem” (31).
Pozostaje mi życzyć, by lektura pełnych prostoty i głębi refleksji Joanny Jaromin nad treścią Pierwszego Listu św. Jana ożywiała coraz bardziej nadzieję w sercach Czytelników i rozbudzała radość odkrywania dziecięctwa Bożego.