Kraina tranzytu – refleksja biblijno-turystyczna

 

Kto na porośniętych niskimi krzewami wzgórzach Samarii wyciągnie ze swego plecaka przewodnik, by na wskazanej przez indeks stronie odnaleźć hasło „Samaria”, ten łatwo odnajdzie tam także określenie „kraina tranzytu”. Górzysty krajobraz opada łagodnie na zachodzie w dolinę nadmorską, na wschodzie zaś przylega do wąskiej doliny Jordanu. Nie ma jasnej granicy ani z Judeą, ani z Galileą. Każdy jednak wie, że gdyby chciał przedostać się z Judei do Galilei lub odwrotnie, musi przejść przez Samarię. Południowa część krainy ma charakter zdecydowanie pasterski. Stada kóz i owiec posłusznie reagują na dźwięk głosu pasterzy, niezbyt zdecydowanie natomiast ustępują z drogi na dźwięk klaksonu. Kolorowe kwadraciki i prostokąty pól, poletek i działek poprzecinanych siatką miedz tworzą niezapomniany krajobraz gruntów pokrywających falujące wzgórza, na których pracowita dłoń człowieka odcisnęła swoje niezatarte piętno. W oczy wrażają się niewielkie tarasy ułożone z kamieni, aby na stromych zboczach umożliwić wegetację kilku drzewek oliwnych. Ciągną się kilometrami, tworząc architekturę wzgórz poprzecinanych nitkami kamiennych pasemek, pieczołowicie pielęgnowanych przez skrupulatnych gospodarzy odliczających w kalendarzu dni deszczowe i słoneczne i kalkulujących spodziewane zyski ze sprzedaży marnych niekiedy ilości zbiorów.

Co ważnego wydarzyło się w Samarii?