Czy Biblia mówi o spoczynku w Duchu Świętym?

Zmarły w 1996 roku kardynał Malines – Brukseli Léon Joseph Suenens, któremu papież Paweł VI powierzył troskę o katolicką Odnowę w Duchu Świętym, uważał „spoczynek w Duchu”[1] za zjawisko raczej z pogranicza sensacji niż fenomen boskiego pochodzenia[2]. Kardynał Paul Josef Cordes, wieloletni przewodniczący Papieskiej Rady „Cor Unum”, jest nieco odmiennego zdania. Sądzi, że może ono mieć „wyzwalający i uzdrawiający wpływ na duszę”[3].  Margaret Poloma, socjolog z Case Western Reserve University z Cleveland w Ohio uważa, że Duch Święty tak bardzo wypełnia człowieka, że jego ludzkie siły ustają i opada on na ziemię[4]. Doktor psychologii Ewa Nieroba twierdzi, że nie chodzi tu o „hipnozę, sugestię lub autosugestię”[5]. Thomas J. Csordas z University of California natomiast jest przekonany, że w stanie relaksacji Bóg dokonuje uzdrowienia lub przygotowuje osobę na przyjęcie Jego nadprzyrodzonych darów[6].

Spotykana w kręgach wspólnot charyzmatycznych różnorodność opinii na temat fenomenu zwanego „spoczynkiem w Duchu Świętym” domaga się pewnego uporządkowania i konfrontacji z danymi biblijnymi. Czy autorzy biblijni znają to zjawisko? Czy opisują może jedynie wydarzenia podobne do charyzmatycznego „upadku pod mocą”? Czy istnieje jakaś nić, która łączy biblijne sceny mówiące o upadkach ludzi wobec mocy Bożej z doświadczeniem wielu gorliwych chrześcijan zaangażowanych w Odnowę Charyzmatyczną?

Niniejsze studium jest próbą spojrzenia na „spoczynek w Duchu” oczyma biblisty. Próbą absolutnie niewyczerpującą i domagającą się ciągłych pogłębionych badań. Zapisane poniżej refleksje są wynikiem poszukiwań, jednak nie mają charakteru ostatecznych rozstrzygnięć.

Chwała Pana powala na ziemię?

W X w. przed Chr. król Salomon wystawił w Jerozolimie świątynię, która – jako centralna instytucja judaizmu biblijnego – stanowić miała kawałek nieba na ziemi. Bóg obrał ją sobie za mieszkanie. W Miejscu Najświętszym, za zasłoną przedstawiającą sklepienie niebieskie, zatrzymała się Boża Obecność (hebr. Szekina). Tam także postawiono Arkę Przymierza, niezawodny znak bliskości Boga. Wniesieniu arki do świątyni przez kapłanów towarzyszyła potężna modlitwa uwielbienia. A

kiedy tak zgodnie, jak jeden, trąbili i śpiewali, tak iż słychać było tylko jeden głos wysławiający majestat Pana, kiedy podnieśli głos wysoko przy wtórze trąb, cymbałów i instrumentów muzycznych przy wychwalaniu Pana, że jest dobry i że na wieki Jego łaskawość, świątynia napełniła się obłokiem chwały Pańskiej, tak iż nie mogli kapłani tam pozostać i pełnić swej służby z powodu tego obłoku, bo chwała Pańska wypełniła świątynię Bożą (2Krn 5,13-14; por. 1Krl 8,8-9).

Uwielbienie Boga rodzi moc tak wielką, że kapłani nie mogli pozostać w świątyni. Stwierdzenie to nie jest do końca jasne. Sugeruje, że słudzy przybytku opuścili go. Czy jednak na pewno? Użyty przez autora natchnionego czasownik amad oznacza przede wszystkim „stać”, dopiero w jednym z kolejnych znaczeń – „pozostać”[7]. Można więc z powodzeniem przetłumaczyć kronikarskie wyłuszczenia jako: „świątynia napełniła się obłokiem chwały Pańskiej, tak iż nie mogli kapłani tam stać”, z sugestią, że moc Boża zwalała ich z nóg. Tak samo interpretować można inny opis przeniesienia arki do świątyni, gdyż pojawia się tam ten sam czasownik (1Krl 8,8-9).

Niektórzy mistycy określali uwielbienie Boga najwyższą formą modlitwy, a to dlatego, że jest ona całkowicie bezinteresowna. Uwielbienie bowiem różni się od dziękczynienia. Dziękujemy Bogu za konkretne dary, które od Niego otrzymujemy, natomiast wielbimy Go całkowicie bezinteresownie. Mówimy, Kim dla nas jest, jak bardzo jest ważny w naszym życiu. Wyznajemy Mu naszą miłość i zanurzamy się w Jego wszechogarniającej, miłującej obecności. Wielu uczestników spotkań modlitewnych doświadcza tej obecności wręcz fizycznie. Niektórzy poddają się tajemniczej sile, która kładzie ich ciała na posadzce. Mówią potem o ogarniającym ich uczuciu błogości i szczęścia. Opowiadają o niezwykłym pokoju serca, który leczy ich wewnętrzne rany. Dają świadectwa, iż Duch Święty przekonuje ich o tym, że są przez Boga kochani i wybrani. Powstają z ziemi ci sami, lecz nie tacy sami. Czy to doświadczenie jest identyczne z przeżyciami kapłanów w jerozolimskiej świątyni? Wydaje się, że przy obecnym stanie badań teologicznych nie można jeszcze dać jednoznacznej odpowiedzi. Analogia jednak pomiędzy fenomenem zwanym dziś „spoczynkiem w Duchu” a doświadczeniem kapłanów przy przenoszeniu Arki Przymierza wydaje się jednak uderzająca.

Inne teksty Starego Testamentu, które zazwyczaj przywołuje się w refleksji nad „spoczynkiem w Duchu” dotyczą zazwyczaj i ku pewnemu zaskoczeniu – daru proroctwa. Na ziemię padł Balaam, prorok nota bene pogański, gdy wypowiadał wyrocznie Pańskie (Lb 24,4). Saul, który udał się w drogę do Najot niedaleko Rama, prorokował tam w obecności Samuela, a potem upadł i leżał tak cały dzień i noc (1Sm 19,23-24). Trzy wieki później na ziemię padł także Ezechiel, który usłyszał słowa wyroczni Bożej (Ez 1,28). A ponieważ Ezechiel pochodził z rodu kapłańskiego i sam pełnił urząd kapłański, również i jego spotkało doświadczenie podobne do przeżyć kapłanów, którzy nie mogą stać w świątyni, gdy Bóg objawia swą chwałę. Prorok zwierza się: „oto chwała Pańska napełniła świątynię Pańską i padłem na twarz” (Ez 44,4). Otrzymując apokaliptyczną wizję męża w białych szatach, w którym tradycja chrześcijańska bez trudu dostrzegła Chrystusa, na ziemię padł także prorok Daniel. Opowiada o tym, co go spotkało, w następujących słowach: „Wtedy usłyszałem dźwięk Jego słów i na dźwięk jego słów upadłem oszołomiony twarzą ku ziemi” (Dn 10,9). Podobne doświadczenie spotkało Heliodora, wielkorządcę syryjskiego, który na rozkaz króla Seleukosa IV Filopatora próbował zrabować skarbiec świątynny.

Jeszcze razem ze swoją strażą był on obok skarbca, kiedy Władający duchami i każdą potęgą dokonał wielkiego objawienia, do tego stopnia, że wszyscy, którzy odważyli się tam przyjść, uderzeni mocą Bożą padali bezsilni i strwożeni (2Mch 3,24).

Wszyscy powaleni na ziemię otrzymali prorocką wizję, natomiast sam Heliodor – podobnie jak później Szaweł z Tarsu – stracił wzrok (2Mch 3,27). Odzyskał go dopiero dzięki wstawiennictwu arcykapłana Oniasza.

Wydaje się, że jeśli rzeczywiście widzieć w zasygnalizowanych wyżej tekstach zjawisko analogiczne do „spoczynku w Duchu”, koniecznie należy pogłębić refleksję nad ewentualnym profetycznym wymiarem owych „spoczynków”. Balaam, Saul, Daniel, Heliodor i Ezechiel padli na ziemię w związku z wypowiadanymi przez nich proroctwami lub proroczymi wizjami, które otrzymywali od Boga. Jak się okazuje, postulat ten wynika także z niektórych nowotestamentalnych wzmianek o upadkach wobec przejawiania się Bożej mocy.

Co na to Szaweł z Tarsu?

Miłośników dzieł sztuki Michelangelo Merisi, zwanego Caravaggiem, zasmucić może fakt, że jedno z najwybitniejszych dzieł mistrza światła i cienia niewiele ma wspólnego z realiami historycznymi Palestyny czasów Jezusa. Centralną postacią malowidła niezbyt fortunnie zatytułowanego Nawrócenie świętego Pawła, które podziwiać można w rzymskim kościele Santa Maria del Popolo, jest koń. To z niego spaść miał pod bramami Damaszku przyszły apostoł narodów. Kłopot w tym, że Żydzi na koniach nie jeździli. Siodłali je na tamtejszych terenach co najwyżej żołnierze rzymscy. Co prawda Paweł posiadał rzymskie obywatelstwo, trudno jednak przypuścić, że zaciągnął się do wrogiej armii okupanta! Faktem jednak jest, że gdy ujrzał Chrystusa w tajemniczej wizji niedaleko syryjskiego miasta,

upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: «Szawle, Szawle, dlaczego Mnie prześladujesz?» «Kto jesteś, Panie?» – powiedział. A On: «Ja jestem Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co masz czynić» (Dz 9,4-6; por. 26,14).

Wielu biblistów zamiast o nawróceniu woli mówić o powołaniu Pawła[8]. Upadek towarzyszy niektórym scenom powołania prorockiego, opisywanym na katrach Starego Przymierza (Ez 1,28). O tym, że sam Paweł traktuje wydarzenie pod Damaszkiem jako powołanie, świadczy jego korespondencja z mieszkańcami Galacji. Już w adresie listu Paweł przedstawia się jako „apostoł nie z ludzkiego ustanowienia czy zlecenia, lecz z ustanowienia Jezusa Chrystusa” (Ga 1,1). Bezpośrednio po doświadczeniu damasceńskim Paweł traktuje siebie już jako apostoła: „Nie udając się do Jerozolimy, do tych, którzy stali się apostołami pierwej niż ja, skierowałem się do Arabii, a później znowu wróciłem do Damaszku” (Ga 1,17). Więcej jeszcze, Paweł sądzi, że Bóg, który mu się objawił, wybrał go i powołał jeszcze w łonie matki (Ga 1,15). Jest to wyraźne nawiązanie do scen powołań prorockich (Jr 1,5; Iz 49,1-6; Ez 2,1)[9]. W kategoriach prorockich opisywane jest także objawienie, które na oblanej wodami Morza Egejskiego wyspie Patmos otrzymał Jan apostoł: „Kiedym Go [Chrystusa] ujrzał, do stóp Jego upadłem jak martwy, a On położył na mnie prawą rękę, mówiąc: Przestań się lękać!” (Ap 1,17). Ten upadek ostatniego z apostołów nie był zresztą odosobniony, choć pozostałe są raczej wyrazem czci wobec Wszechmocnego (Ap 19,10; 22,8).

Balaam, Saul, Ezechiel, Daniel, Heliodor, Szaweł z Tarsu, Jan ewangelista… Wszyscy doświadczają upadku podczas powołania prorockiego lub podczas samego prorokowania czy wizji proroczej. Jeśli upadki biblijnych bohaterów łączy jakaś tajemnicza nić z dzisiejszym fenomenem „spoczynku w Duchu”, wówczas przed teologami i liderami wspólnot staje ważkie zadanie: zapytać o ewentualny związek „spoczynku w Duchu” z charyzmatycznym darem proroctwa. Pawłowe napomnienie „troszczcie się o łaskę prorokowania” (1Kor 14,39) nie traci przecież na aktualności.

Możliwa „konfrontacja mocy”?

Osłupienie katatoniczne to stan, w którym ciało osoby sztywnieje i niemal zastyga w bezruchu. Towarzyszy mu często niemożność wypowiedzenia żadnego słowa. Osobę, która doświadcza stupor catatonicus, charakteryzuje zamarcie ruchów spontanicznych i brak reakcji na bodźce. Gdy pewnego wieczoru podczas spotkania modlitewnego w jednej w wrocławskich wspólnot upadła na podłogę dwudziestokilkuletnia kobieta, początkowo wydawało się, że to właśnie „spoczynek w Duchu”. Przez kilka chwil miała błogi wyraz twarzy, jednak po pewnym czasie stało się coś dziwnego. Gdy wraz z innym kapłanem podeszliśmy do niej, okazało się, że ma dziwnie wykręcone palce u rąk. Nie reagowała na mówione do niej słowa. Poprosiliśmy dwóch mężczyzn o przeniesienie jej do pokoju obok kaplicy. W wyciszonym pomieszczeniu po kilku minutach otworzyła oczy, a potem jej mięśnie się rozluźniły. Potrafiła już zwyczajnie usiąść na krześle. Wraz z dwiema animatorkami rozpoczęliśmy rozmowę, co mogło spowodować taki stan rzeczy. W pewnym monecie kapłan zapytał:

– Czy przebaczyłaś wszystkim, którzy w jakikolwiek sposób cię skrzywdzili?

Kobieta spojrzała na niego szeroko otwartymi oczyma i niemal z agresją wykrzyknęła:

– Mojemu bratu nigdy nie przebaczę! – i natychmiast jej ciało na nowo zesztywniało. Znów wpadła w stan, który obecny wśród modlących się lekarz określił właśnie jako osłupienie katatoniczne. Brak przebaczenia zniewalał ją wręcz fizycznie. Ewangelie nie stronią od relacji uwolnień spod wpływu złych duchów, którym towarzyszy niekiedy upadek na ziemię (np. Mk 1,26; 9,18; Łk 4,35; 9,39).

Czy można dostrzec w tym wydarzeniu – bardzo daleką, a jednak obecną – analogię do sytuacji Ananiasza i Safiry? Ich grzechem nie był brak przebaczenia, ale kłamstwo. Małżonkowie jedno po drugim stają przed Piotrem, którego wypełniał Duch Święty (Dz 4,31). Jednak ich sercem „zawładnął szatan” (Dz 5,3), który jest przecież „ojcem kłamstwa” (J 8,44). Wyobraźmy sobie tę scenę plastycznie. Piotr jest pełen Ducha Bożego, a stają przed nim najpierw mężczyzna, potem kobieta pozostający pod wpływem złego ducha. Niekoniecznie chodzi o opętanie; wpływ złego nie musiał być aż tak silny. Nietrudno przypuścić, co by się stało, gdyby małżonkowie ukorzyli się przed Bogiem, ze skruchą wyznali swój grzech i prosili o przebaczenie. Doświadczywszy Bożego miłosierdzia, mogliby radować się odzyskaną wolnością. Tak się jednak nie stało. Ani Ananiasz, ani jego żona nie chcieli zrezygnować z grzechu. Tym samym dali złemu duchowi pole działania, a ten, nie mogąc się ostać wobec mocy Bożej, uchodząc spowodował ich śmierć! Safira i jej mąż trwali w grzechu śmiertelnym i nie zamierzali z niego zrezygnować[10]. Konfrontacja mocy Ducha Świętego z mocą zła doprowadziła ich do utraty życia. Niektórzy egzegeci są zdania, że dokładnie takie sytuacje ma na myśli Jan, najmłodszy z apostołów, gdy pisze: „Istnieje taki grzech, który sprowadza śmierć. W takim wypadku nie polecam, aby się modlono” (1J 5,16b).

Idąc właśnie za tym wezwaniem Jana, zaprzestaliśmy modlitwy nad kobietą, która nie chciała przebaczyć bratu wyrządzonego jej zła. Z Biblią w ręku wyjaśnialiśmy jej, do czego prowadzi brak przebaczenia i jakie spustoszenie czyni nie tylko w ludzkich duszach, ale także w ich ciałach. Sama była tego najlepszym przykładem. Później w modlitwie poprowadziliśmy ją do decyzji przebaczenia i wyznania swych grzechów przy kratach konfesjonału. Osłupienie katatoniczne nigdy już się nie powtórzyło.

Jeszcze bardziej drastyczny niż w przypadku kłamliwych małżonków, których historię opisał św. Łukasz w Dziejach Apostolskich, przykład konfrontacji mocy Bożej i siły zła znajdujemy na kartach Starego Testamentu. Rzecz dzieje się w Betel, miejscu nielegalnego kultu wprowadzonego przez Jeroboama. Czczono tam obce dla Izraelitów bóstwa. Psalmista zapewnia, że wszyscy bogowie pogan to „ułuda” (Ps 96,5). Owa „ułuda” jednak w przekładzie greckim Septuaginty przyjmuje postać złych duchów: „Wszyscy bogowie pogan to demony” (daimonia)[11]. W miejscu, gdzie czczono demony pojawił się prorok Elizeusz.

Kiedy zaś postępował drogą, mali chłopcy wybiegli z miasta i naśmiewali się z niego wzgardliwie, mówiąc do niego: «Przyjdź no, łysku! Przyjdź no, łysku!» On zaś odwrócił się, spojrzał na nich i przeklął ich w imię Pańskie. Wówczas wypadły z lasu dwa niedźwiedzie i rozszarpały spośród nich czterdzieści dwoje dzieci (2Krl 2,23-24).

Cóż za okrutna kara za dziecięce figle! – pomyślą czytelnicy Biblii. Wydaje się, że zrzędliwemu prorokowi w równym stopniu co włosów brak też poczucia humoru. A Bóg z dosłownie śmiertelną powagą potraktował dziecięce igraszki. Czy tak jest rzeczywiście? Wydaje się, że należałoby dokonać pewnych korekt w tłumaczeniu tekstu. „Mali chłopcy” (neurim qetannim) równie dobrze mogą okazać się „młodymi mężczyznami”. Hebrajskie qetannim może przybrać odcień znaczeniowy wskazujący na młodość, nie zaś na wzrost, natomiast inne teksty Starego Testamentu wskazują, że owi „chłopcy” (neurim) mogli być w wieku od dwudziestu do trzydziestu lat (por. Rdz 22,12; 37,2; 1Krl 20,14-15; 1Sm 16,11-12).

Druga korekta w przekładzie dotyczy drwin z proroka. Tekst nie mówi o „przychodzeniu” („przyjdź no!”), ale o wstępowaniu („wstąp!”). Trudno nie dostrzec tu aluzji do wstąpienia do niebios Eliasza, które dopiero co miało miejsce. Mieszkańcy Betel po prostu nie wierzyli, że Eliasz uniósł się do niebios na ognistym rydwanie i naigrywali się z Elizeusza: „No! Odfruń do nieba także ty, proroku z łysą głową! Startuj! Wskakuj na obłoki!”

Sytuacja jest więc zgoła inna niż ta, która narzuca się przy pierwszej lekturze. Młodzi mężczyźni (a więc świadomi tego, co robią) oddający się bałwochwalstwu, z pogardą odnoszą się do Elizeusza, naśmiewając się także z wniebowstąpienia jego poprzednika Eliasza. Pośrednio jest to drwina z samego Boga, który po prostu spełnił swe słowo: „Jeżeli będziecie postępować Mi na przekór, … ześlę na was dzikie zwierzęta, które pożrą wasze dzieci” (Kpł 26,21-22)[12]. Konfrontacja wypełniającej Elizeusza mocy Bożej z mocą zła obecną w bałwochwalstwie jest tu wręcz ewidentna.

Czy z konfrontacją mocy mamy do czynienia także w opisie pojmania Jezusa (J 18,1-6)? Nie jest to takie pewne. Żołnierze z rzymskiej kohorty, słysząc Jezusowe „Ja jestem”, padli na ziemię. „Ja jestem” to przecież imię samego Boga! Egzegeci wolą raczej widzieć w tym upadku spełnienie przepowiedni psalmisty: „wrogowie moi i nieprzyjaciele chwieją się i padają” (Ps 27,2)[13].

Wydaje się, że rysuje się tu pewien model, z którym niekiedy mamy do czynienia w przypadku „spoczynku w Duchu”. Początkowo osoba upada pod mocą Bożą, jak niegdyś kapłani, którzy nie mogli stać w świątyni wypełnionej chwałą Pańską. Po chwili jednak, jeśli pewne dziedziny życia tej osoby związane z grzechem potrzebują jeszcze uzdrowienia, może zacząć przejawiać się siła zła w postaci drżenia, wykręcania ciała czy przewracania powiekami. Jeśli taka osoba żałuje za swe grzechy i pragnie wyzwolenia, wówczas bardzo pomocna może okazać się modlitwa wstawiennicza.

Pytania otwarte

Fenomen zwany w grupach modlitewnych związanych z Odnową Charyzmatyczną „spoczynkiem w Duchu” zdaje się mieć pewne biblijne podstawy. Co prawda Biblia nie zna określenia „spoczynek w Duchu”, opowiada jednak o zdarzeniach, które bardzo przypominają dzisiejsze upadki osób zatopionych we wspólnotowej modlitwie. Podobieństwo to wcale nie musi rozstrzygać o każdorazowym nadprzyrodzonym źródle upadku. Nie można wykluczyć, że jest to niekiedy (lub zawsze) zjawisko w pewnym sensie naturalne, wyzwalane przez religijny klimat i atmosferę modlitwy, zjawisko obecne także w innych religiach i z którym zmagać się winna psychologia. W refleksji nad nim nie można pominąć także drugiego z filarów, na którym – oprócz Pisma świętego – opiera się nasza wiara, a mianowicie wielowiekowej Tradycji Kościoła. Spojrzenie na doświadczenia mistyków i świętych może być w tym względzie bardzo ubogacające. Niemal dziewiczym polem jest zagadnienie tzw. holy laughters, czyli osób, które po upadku opanowuje długo trwający, głośny śmiech.  Jest więc jeszcze w kwestii „spoczynku w Duchu” wiele znaków zapytania. Konkludując, spójrzmy jednak raz jeszcze na pewne analogie pomiędzy Biblią a współczesnym doświadczeniem charyzmatycznym.

Wzmianki o tym, iż ani kapłani towarzyszący przeniesieniu Arki Przymierza, ani Ezechiel nie mogli ostać się wobec chwały Bożej wypełniającej świątynię charakteryzuje pewna analogia wobec przeżyć osób doświadczających upadków podczas modlitwy uwielbienia czy uzdrowienia. Osoby te często doświadczają głębokiego pokoju i odczuwają niemal namacalnie ogarniającą ich miłość Bożą. Zdarza się jednak i tak, że upadek związany jest z niepokojem, niekiedy lękiem, drganiami ciała czy wykręcaniem kończyn. Takich zjawisk z pewnością nie należy beztrosko nazywać „spoczynkiem w Duchu”, gdyż przypominają one raczej ewangeliczne uwolnienia spod wpływu złych mocy. Praktyka pokazuje, że niekiedy obie te formy upadku mogą nakładać się na siebie. Osoba doświadcza upadku pod Bożą mocą, jednak dają też znać o sobie pewne nieuporządkowane dziedziny życia związane z grzechem czy ranami zadanymi w przeszłości. Mamy wówczas do czynienia z tzw. konfrontacją mocy. Przy modlitewnym wsparciu osób odpowiedzialnych Bóg może dokonywać wówczas procesu uwolnienia czy uzdrowienia wewnętrznego. Wypada także zwrócić baczniejszą uwagę na ewentualny związek upadków z charyzmatem proroctwa, na co wskazuje znaczna część biblijnych wzmianek.

Nie ulega wątpliwości, że refleksja nad zjawiskiem zwanym „spoczynkiem w Duchu” wciąż domaga się pogłębienia zarówno od strony biblijnej, teologicznej, religioznawczej, psychologicznej, jak i pastoralnej. Wiele pytań wciąż pozostaje otwartych. Poszukiwanie na nie rozważnych odpowiedzi – to zadanie, jakie staje przed nami. Słowem, „badajcie duchy, czy są z Boga” (1J 4,1). „A wszystko niech się odbywa godnie i w należytym porządku” (1Kor 14,40).

 

[1] Pomijamy tu wszelkie refleksje co do trafności określenia „spoczynek w Duchu”, które mogłoby być zastąpione bardziej neutralną nazwą. Posługujemy się nim jedynie jako terminem technicznym, a więc odrzucając sugestię, jakoby każdy upadek w kontekście modlitwy był powodowany działaniem Ducha Świętego.

[2] L.-J. Suenens, Resting in the Spirit: A Controversial Phenomenon, Dublin 1987, 73-75.

[3] P.J. Cordes, „Niech zstąpi Duch Twój”. Refleksje na temat katolickiej Odnowy w Duchu Świętym, Kraków 1998, 75.

[4] M. Poloma, The Assemblies of God at the Crossroads: Charisma and Institutional Dilemmas, Knoxville 1989, 28.

[5] W. Cyran, Spoczynek w Duchu Świętym. Refleksja teologiczna i świadectwa, Częstochowa 2012, 15.

[6] T.J. Csordas,The Sacred Self: A Cultural Phenomenology of Charismatic Healing, Berkeley 1997, 247.

[7] F. Brown, S. Driver, C. Briggs, The Brown-Driver-Briggs Hebrew and English Lexicon, Peabody 1996, 763-765.

[8] J. Gnilka, Paweł z Tarsu. Apostoł i świadek, Kraków 2001, 51-62.

[9] A. Paciorek, „Wydarzenie pod Damaszkiem w świetle nowotestamentowych wypowiedzi”, w: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha. Księga pamiątkowa dla Księdza Profesora Ryszarda Rubinkiewicza SDB w 60. rocznicę urodzin, red. W. Chrostowski, Warszawa 1999, 164.

[10] W.C. Kaiser, P.H. Davids, F.F. Bruce, M.T. Brauch, Trudne fragmenty Biblii, Warszawa 2011, 457-459.

[11] Tym samym śladem w tłumaczeniu poszedł św. Hieronim: „omnes dii gentium daemonia“; A.M. di Nola, Diabeł. O formach, historii i kolejach losu Szatana, a także o jego powszechnej a złowrogiej obecności wśród wszystkich ludów, od czasów starożytnych aż po teraźniejszość, Kraków 1997, 154.

[12] W.C. Kaiser, P.H. Davids, F.F. Bruce, M.T. Brauch, Trudne fragmenty Biblii, 149-151.

[13] S. Mędala, Ewangelia według świętego Jana. Rozdziały 13-21, Nowy Komentarz Biblijny IV, 2, Częstochowa 2009, 186.