Nagasaki Maksymiliana Kolbe

Kiedyż Niepokalana zapanuje w tym przepięknym skądinąd kraju

i zaprowadzi w nim królestwo swego Syna?

św. Maksymilian Kolbe

Dotarliśmy do Nagasaki późnym wieczorem. Historia miasta jest niezwykle barwna. Rozwinęło się w rybackiej wioski, którą było w XII wieku, a rozwój ten nastąpił głównie dzięki chrześcijaństwu, które zaszczepił w mieszkańcach Franciszek Ksawery, przypłynąwszy tu w 1549 roku. Niedługo później Nagasaki stało się jedynym portem otwartym na bandery obcych krajów. Portugalczycy przypływali tu zasadniczo jako pośrednicy handlowi pomiędzy Chinami a Japonią. W tym też czasie zaczęto uznawać chrześcijaństwo za zagrożenie. Od 1640 roku Japonia zamknęła na dwa stulecia wszelkie porty, a wszystko przez to, że cudzoziemcy dostarczali broń zwykłej ludności, a to z kolei groziło powstaniem przeciw książętom. Jedynie Holendrom wolno było przybijać do portu. Ci zamiast broni przywozili książki, co jest o tyle ważne, że od 1720 roku zakazano importu książek z Europy. W Nagasaki było ich już jednak stosunkowo dużo, w związku z czym miasto szybko stało się ważnym ośrodkiem naukowym.

Port w Nagasaki

Rankiem wyruszamy do kościoła w Oura. To tu przycumował okręt ojca Kolbego. Zbudowany w 1864 roku przez francuskiego misjonarza dla rosnącej społeczności zagranicznych kupców w mieście, jest uważany za najstarszy stojący kościół chrześcijański w Japonii. Poświęcony jest pamięci 26 chrześcijan straconych w mieście w 1597 roku. Dziś działający kościół stanowi atrakcyjny przykład współczesnej architektury europejskiej, przyciągający wielu turystów. Kościół był pierwszym budynkiem w stylu zachodnim w Japonii, który został uznany za skarb dziedzictwa narodowego. Muzeum Chrześcijańskie, mieszczące się w atrakcyjnych starych budynkach na prawo od kościoła, zawiera różne wystawy dotyczące historii kościoła Oura i chrześcijaństwa w regionie i całej Japonii, z różnymi artefaktami i starymi dokumentami. Objaśnienia niestety są głównie w języku japońskim.

***

Wspomnienia o bytności Maksymiliana Kolbego w Japonii upamiętnia dziś niewielkie muzeum ulokowane na tyłach dużego kompleksu obejmującego szkołę, klasztor i wydawnictwo (dziś już nieistniejące).
Już w dniu przybycia do Nagasaki Kolbe był tak słaby, że do kościoła położonego na wzgórzu musieli prowadzić go współbracia. Ale w tym samym dniu przyjął go na audiencji biskup, który zaproponował mu prowadzenie wykładów z filozofii. Właśnie rozpoczynał się kolejny rok formacji, a klerycy nie mieli wykładowcy z tego przedmiotu. Ojciec Maksymilian zgodził się pod warunkiem, że będzie mógł wydawać po japońsku Rycerza Niepokalanej. Układ został zawarty. Wykłady filozoficzne odbywały się po łacinie.
Czymś zupełnie niesamowitym jest fakt, że zaledwie w miesiąc po przybyciu zakonnika do Kraju Wschodzącego Słońca ukazał się pierwszy numer Rycerza Niepokalanej po japońsku! Pismo wychodzi do dnia dzisiejszego. We wspomnianym muzeum Uwagę zwraca biurko, przy którym pracował późniejszy święty, a także przedmioty codziennego użytku (ornat, mszał, kielich mszalny) i fotografie, które utrwaliły chwile pobytu ojca w tym miejscu. Zobaczyć można pierwszą maszynę drukarską, która przyczyniła się do publikacji miesięcznika. Numer pierwszy Rycerza Niepokalanej ukazał się w dziesięciu tysiącach egzemplarzy. Jak to możliwe, że udało się go rozprowadzić? Czasopismo wysyłano wraz z pismem diecezjalnym. W ten sposób franciszkanom udało się zdobyć wiele adresów, by zaproponować prenumeratę. Rozdawano też gazetę na ulicach, prosząc przy tym przechodniów o wizytówki, by przesyłać im kolejne numery. Wystarczyło kilka lat, by nakład wzrósł do trzydziestu tysięcy.

W tym domu zamieszkał o. Kolbe tuż po przybyciu do Nagasaki

I jeszcze jedno. W czasie podróży do Japonii, ojciec Kolbe zatrzymał się na chwilę w Lourdes. Wrażenie z tego krótkiego pobytu było tak duże, że późniejszy święty postanowił wystawić w pobliżu klasztoru ogród w japońskim stylu, w którym znalazła się grota z figurą Matki Bożej oraz źródło czystej wody, która – według świadectw pielgrzymów – ma właściwości lecznicze.

Maksymilian Kolbe przebywał w Japonii sześć lat, choć pragnął być tam do końca życia. Z jednej strony zaczęły dolegać mu choroby, z drugiej – okazał się bardzo potrzebny w Niepokalanowie w Polsce, by rozwiązać piętrzące się problemy. W liście do pewnego misjonarza pisał: „Miło wspominam sobie pracę na terenie misyjnym i pragnąłem tam złożyć kości jako fundament pod trwałość placówki, ale wola Niepokalanej ponad wszystko, nawet ponad pracę misyjną”. Wrócił do kraju, by pięć lat później oddać życie za Franciszka Gajowniczka. Sądzę, że koniecznie trzeba przytoczyć w tym miejscu nieco długie świadectwo polskiego żyda Zygmunta Gersona (numer obozowy 52821), który w jednym z programów telewizyjnych tak wspominał Maksymiliana:

Pochodziłem z dobrego domu, gdzie miłość była słowem-kluczem. Moi rodzice byli dobrze sytuowani i wykształceni. Moje trzy siostry, bardzo ładne, moja mama, która była adwokatem, doktorantem uniwersytetu w Paryżu, mój ojciec i moi dziadkowie, wszyscy zmarli: jedynie ja przeżyłem. Być dzieckiem wychowanym w tak cudownym środowisku i znaleźć się potem niespodziewanie zupełnie sam, w wieku trzynastu lat, w piekle Auschwitz, posiada taki efekt, że inni mogą to zrozumieć z wielkim trudem. Wielu z nas, chłopców, straciło nadzieję, szczególnie wówczas, kiedy naziści pokazywali nam zdjęcia tego, co według nich było bombardowaniem Nowego Jorku. Bez nadziei nie było możliwym przeżyć i dlatego wielu chłopców w moim wieku rzucało się na druty wysokiego napięcia. Ja szukałem zawsze kogoś, kto miałby jakiś związek z moimi zamordowanymi rodzicami, jakiegoś przyjaciela mojego ojca, jakiegoś sąsiada lub kogokolwiek w całym tym tłumie ludzkim, który by ich znał. To dlatego, bym nie czuł się samotnym.

Seminarium duchowne, w którym o. Kolbe wykładał filozofię

To było wtedy, kiedy błąkałem się – szukając kogokolwiek, z kim mógłbym podzielić się wspomnieniami – jak Kolbe mnie spotkał i rozmawiał ze mną. Był dla mnie jak anioł, i jak matka bierze swe pisklęta pod skrzydła, tak on mnie wziął w ramiona. Ocierał zawsze moje łzy. Od tego momentu wierzę o wiele bardziej w Boga, ponieważ od czasu, kiedy zmarli moi rodzice, pytałem siebie nieustannie: „Gdzie jest Bóg?” I straciłem wiarę. Kolbe mi ją przywrócił! On wiedział, że byłem żydem, lecz to nie stanowiło różnicy. Jego serce nie czyniło rozróżnienia między osobami i nie miało dla niego znaczenia to, czy są żydami, katolikami lub z jeszcze innych religii: on kochał wszystkich i dawał miłość, nic innego jak miłość. Na przykład rozdawał tak dużą część swoich znikomych porcji, że dla mnie było cudem to, iż pozostawał przy życiu. Teraz jest łatwo być uprzejmym, dobroczynnym, pokornym, dopóki panuje pokój i jest dostatek. Mogę jednak powiedzieć, że być takim jak o. Kolbe, w tym czasie i w tym miejscu, to przekracza wszystko, co słowa mogą wyrazić.

Jestem żydem od pokoleń, ponieważ jestem synem matki żydówki, jestem wyznania mojżeszowego i jestem dumny z tego. Mimo to, że pokochałem bardzo mocno Maksymiliana Kolbego, kiedy byłem w Auschwitz, gdzie on okazał się moim przyjacielem, to kocham go także teraz i będę go kochał, aż do ostatniego momentu mojego życia.

Japoński Niepokalanów

Niedługo po przybyciu do Japonii Kolbe zakupił parcelę w Nagasaki. Budowa klasztoru trwała sześć lat. Już w trzy lata później wybudowano tu kościół w Hongochi (japoński Niepokalanów), a w 1937 roku powstało seminarium duchowne i wydawnictwo, w którym drukowano „Rycerza Niepokalanej”.
Z budową klasztoru wiąże się pewna anegdota. Według szintoistów budowanie na południowej stronie wzgórza jest niezgodne z naturą. Nawet katolicy próbowali odwieść ojca Kolbe od tego pomysłu. On jednak był nieugięty. Bomba atomowa zniszczyła katedrę i wiele innych chrześcijańskich budowli, klasztor jednak pozostał niemal nienaruszony. Ponieważ konstrukcja była niemal całkowicie drewniana, udało się wznieść budynek bardzo szybko, zaledwie w kilka miesięcy. Po wybuchu atomu widok był niesamowity: cała okolica zniszczona, a ocalały jeden tylko budynek klasztorny. Ten widok budził oczywiście interesujące interpretacje. Do pewnego czasu, gdyż został on strawiony przez pożar w czasach pokoju. Nienaruszony pozostał jedynie piec, który dziś wpisany jest na listę zabytków Nagasaki.

Współczesne wydania „Rycerza Niepokalanej” (w Japonii „Rycerza Matki Bożej”)

Ojciec Kolbe nie był oczywiście pierwszym Polakiem – misjonarzem, który zjawił się w Japonii. Poprzedził go jezuita Wojciech Męciński, który przybył tu w 1642 roku. Męciński, znany także jako Albertus de Polonia, to prawdziwy kosmopolita, obywatel świata. Pochodził ze szlacheckiej rodziny. Uczył się w Lublinie i Krakowie, a następnie w Rzymie wstąpił do jezuitów. Wrócił na chwilę do Polski, gdzie cały swój majątek (ponoć szesnaście wsi) przekazał zakonowi. Studia teologiczne zakończył w Portugalii, gdzie w Avora przyjął święcenia prezbiteratu. Pewien czas spędził w Brazylii, by potem udać się do Goa w Indiach. Do Japonii przybył przebrany za chińskiego kupca, nie było bowiem możliwości legalnego przekroczenia granicy. Podwładni rządzącego wtedy szoguna schwytali go i trzech jego towarzyszy na wyspie Satzuma i przyprowadzili do Nagasaki. Tam przez ponad pół roku poddawano ich torturom, aż w końcu ukrzyżowano głową w dół. Jego ciało poddano kremacji, a prochy wrzucono do morza.

Obraz przedstawiający śmierć japońskich męczenników w muzeum im poświęconym

Polub stronę na Facebook