NIEDZIELA PALMOWA A

Osioł i Król

Był genialnym pisarzem i utalentowanym pilotem. Gdy miał dwanaście lat, swojemu rowerowi przyprawił skrzydła, bo myślał, że tak wzniesie się w powietrze. Miłośnik przygód, Antoine de Saint-Exupéry poczynił w swej powieści, która jest jednocześnie traktatem filozoficznym zatytułowanym „Twierdza”, ciekawą uwagę:

Nic nie ma sensu, jeśli nie angażuje naszego ciała i umysłu. Przygoda spotka nas wtedy, kiedy się w nią rzucimy… Nie wolno wam unikać wysiłku, chyba po to, żeby podjąć wysiłek jeszcze większy, gdyż zadaniem waszym jest rosnąć.

W kroczeniu za Bogiem przychodzi stawiać niekiedy trudne kroki, kroki wymagające wysiłku. W taką przygodę rzucili się apostołowie. I przygoda ta po trzech latach zaprowadziła ich do Betfage. Tam usłyszeli słowa Jezusa: „Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do mnie!” (Mt 21,2). A później wszystko potoczyło się już bardzo szybko: uczniowie położyli swe płaszcze na zwierzę, usadzili na nich Jezusa, słali swe szaty i gałązki oliwne na drodze, a tłum wykrzykiwał radośnie. Ta przejmująca w swej prostocie scena odznacza się niezwykłym ładunkiem teologicznym.

Nakładanie płaszczy było jednym z elementów intronizacji, co pośrednio wskazuje na królewską godność Jezusa. Podobnie fakt, iż uczniowie posadzili Jezusa na zwierzęciu, a nie usiadł na nim sam, odsyła do ceremoniału przygotowania króla do podróży. Cała scena jest wypełnieniem proroctwa Zachariasza, który zapowiedział, że król przybędzie do Jerozolimy na oślęciu. Za czasów Zachariasza królowie podróżowali na osłach, za czasów Jezusa – na koniach. To jasne wskazanie, że królestwo Jezusa różni się od królestw tego świata.

Na czym polega różnica? Odkryje to ten, kto zaangażuje się cały. Bp przecież „przygoda spotka nas wtedy, kiedy się w nią rzucimy”.

Pomyłka w wersji polskiej?

W Pasji Mela Gibsona podczas procesu Jezusa wszyscy mówią po swojemu. Rzymianie po łacinie, Żydzi po aramejsku. Żydzi krzyczą: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze” (Mt 27,25). Oświadczenie wykrzyczane po aramejsku jest jedynym zdaniem, które nie zostało przetłumaczone na język polski. Recenzenci różnie tłumaczyli ten fakt. Jedni zastanawiali się, czy producenci uznali, że w Polakach zawołanie to wzbudzi niepotrzebne emocje wobec narodu żydowskiego. Inni mówili, że to zwykłe przeoczenie. Jeszcze inni wyjaśniali, że aramejski okrzyk pozbawiony tłumaczenia brzmi bardziej dramatycznie, przez co lepiej buduje napięcie całej sceny.

Wyrażenie „krew jego/ jej na mnie/nas” to zwykła formuła sądownicza, formuła prawna używana wtedy, gdy to świadek jest absolutnie przeświadczony o winie oskarżonego. Aby się o tym przekonać, wystarczy sięgnąć do dzieł Józefa Flawiusza, żydowskiego historyka niemal współczesnego Jezusowi. Wzmiankuje on podobne sformułowania, które padały w środowisku jurydycznym dawnego Izraela.

Krew Jego na nas – wołały tłumu współrodaków Jezusa, przypatrując się Jego procesowi. Wołanie to można włożyć także w usta rzymskich żołnierzy, bo to przecież ich rękami Jezus został przybity do krzyża. Jednak dużo ważniejsze – i co tu dużo mówić: także dużo smutniejsze – jest to, że zawołanie to można przypisać każdemu z nas. To przecież z powodu naszych win Jezus bierze krzyż na ramiona. A tu o pomyłce nie ma mowy…

Jezus modli się psalmem

Przy lekturze sceny śmierci Jezusa na krzyżu warto zwrócić uwagę na słowa modlitwy, które Jezus wypowiadał do Boga: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?” (Ps 22,2a). Należy zwrócić uwagę, że Jezus umierał na krzyżu około godziny piętnastej; jest to godzina, w której pobożni Żydzi zwykli zwracać się do Boga w swoich modlitwach. Również i Jezus o tej porze wznosi swój głos do Ojca.

Psalm 22 jest jedną z indywidualnych pieśni żałobnych, w której modlący się zanosi do Boga skargę z powodu tragicznie trudnej sytuacji. Sytuacje te mogły być różne: śmiertelna choroba, fałszywe oskarżenia, zdrada ze strony przyjaciół czy też prześladowanie i doskwierająca samotność. Najbardziej dotkliwe wydaje się opuszczenie przez Boga. Czy Jezus rzeczywiście czuł się samotny, umierając na krzyżu? Czy czuł się opuszczony przez Boga? Przypuszczać należy, że wystarczyło Mu fizycznych sił na tyle, aby wypowiedzieć pierwsze słowa psalmu; pozostałą część odmawiał w duchu. Trzeba więc sięgnąć po lekturę tego psalmu, aby rozpoznać stan ducha umierającego Jezusa.

Psalm 22, choć rozpoczyna się lamentacją spowodowaną opuszczeniem przez Boga, zmienia jednak swój ton w dalszej części. Początkowa skarga z powodu braku odpowiedzi ze strony Boga zapisana została w słowach:

„Boże mój, wołam przez dzień i nie odpowiadasz, wołam i nocą, a nie zaznaję spokoju” (Ps 22,3).

Skarga ta jednak przechodzi w wołanie o pomoc: „Ty zaś, o Panie, nie stój z daleka; mocy moja, śpiesz mi na ratunek! Ocal od miecza moje życie” (Ps 22,20–21a). Ostatecznie tonacja psalmu zmienia się jeszcze bardziej, kończy się obwieszczeniem interwencji Boga: „Bo On nie wzgardził, ani się nie brzydził nędzą biedaka, ani nie ukrył przed Nim swojego oblicza i wysłuchał, kiedy ten zawołał do Niego” (Ps 22,25).

Jeśli więc przyjąć, że Jezus wypowiedział zaledwie pierwsze słowa psalmu ze świadomością całej treści w nim zawartej, to modlitwa na krzyżu staje się pochwałą Boga za Jego interwencję w chwili doświadczenia śmierci. Początkowa więc skarga skierowana do Boga przemienia się w uwielbienie Boga za to, że nie pozostawił w osamotnieniu tego, który cierpi. Przypuszczać należy, że właśnie z taką świadomością modlił się na krzyżu umierający Jezus.

***

***

„Niedziela Palmowa”, Nowe Życie (nr specjalny 2020) 6-7.

Polub stronę na Facebook