Od błogosławieństwa do cugli

Od błogosławieństwa do cugli. Małżeństwo w oczach pisarzy wczesnochrześcijańskich

A skądże zresztą możesz wiedzieć, żono, że zbawisz twego męża?

(1 Kor 7, 16)

Z pochodzenia Hebrajczyk, z wykształcenia faryzeusz, z powołania apostoł, Szaweł z Tarsu, po spotkaniu Chrystusa w damasceńskiej wizji okazał się także genialnym teologiem. W swych pismach nie tylko precyzyjnie wyjaśniał zawiłości chrystologii, eklezjologii czy eschatologii, lecz także chętnie sięgał po praktyczne wskazania chrześcijańskiej moralności. Jego porady dotyczą życia we wspólnocie kościelnej, kontaktu z poganami, odniesienia do Żydów. Dotyczą także życia małżeńskiego. To nie kto inny, tylko właśnie Paweł odkrył sekret, jak uniknąć kłopotów w małżeństwie. Zdradza go mieszkańcom Koryntu: dobrze jest mężczyźnie nie łączyć się z kobietą (1 Kor 7, 1).

Jak wiadomo, sam z dobrym skutkiem stosował się do tej wskazówki. Przysposobiony przez Gamaliela do faryzejskich dysput z pewnością znał midrasz o stworzeniu kobiety: „Bóg stworzył kobietę z żebra Adamowego. Nie stworzył jej z głowy, aby nie była dumna. Nie stworzył jej z oczu, aby nie była ciekawa. Nie stworzył jej z uszu, aby nie była plotkarą. Nie stworzył jej z nosa, aby nie była wścibska. Nie stworzył jej z ust, aby nie była gadułą. Nie stworzył jej z nogi, aby nie uganiała się za mężczyznami… A jednak wszystkie te cechy znajdziesz u większości kobiet”. Apostoł Narodów jednak nigdy nie dał po sobie znać, jakoby treść midraszu wpłynęła na jego decyzję o bezżenności. Decyzję tę podjął raczej motywowany troską o wzrost królestwa Bożego, ponieważ: człowiek bezżenny troszczy się o sprawy Pana (1 Kor 7, 32).

Pawłową naukę o małżeństwie w różnych kierunkach rozwijali wczesnochrześcijańscy pisarze. Jedni widzieli w nim piękny i pobłogosławiony przez Boga związek, inni raczej skuteczną ochronę przed nieokiełznaną namiętnością ludzką, a jeszcze inni dopatrywali się w małżeńskiej harmonii obrazu przyszłego życia. Bogactwo tych spojrzeń ze zrozumiałych względów musimy tu ograniczyć. Zatrzymamy się na trzech: Tertuliana, św. Jana Chryzostoma i św. Augustyna.

Tło Pawłowych przekonań o małżeństwie

Jako urodzony w cylicyjskim Tarsie, a więc w diasporze, jako obywatel Rzymu i jako gorliwy zwolennik wiary swoich ojców Paweł musiał doskonale znać status kobiet i sytuację małżeństw zarówno w świecie grecko-rzymskim, jak i w mentalności wyznawców judaizmu. Jego poglądy na temat małżeństwa były jednak zdecydowanie bardziej ukształtowane na podstawie modelu żydowskiego.

Nie ulega wątpliwości, że w środowisku religijnym Palestyny I wieku status kobiety był nie tylko inny, ale wręcz niższy niż status mężczyzny. Za wiek odpowiedni do małżeństwa uznawano osiemnaście lat dla mężczyzn, dwanaście lub trzynaście dla kobiet. Po ślubie na kobietę spadał ciężar większości domowych obowiązków: pilnowanie trzód, uprawa pola, wypiek chleba itp. W sprawach publicznych kobiety zabierały głos tylko w wyjątkowych okolicznościach. Niemal współczesny Pawłowi Filon Aleksandryjski notował: „Dla płci żeńskiej właściwe jest życie domowe i stała obecność przy domowym ognisku” (De spaecialibus legibus 3,169). W Hypothetica wykazywał, że kobiety winny trwać w stosunku poddańczym wobec mężczyzny (7,3). Podobnym echem brzmi wyznanie żydowskiego historyka Józefa Flawiusza, który stwierdza wprost, że kobieta jest „gorsza” od mężczyzny (Contra Apionem 2,24).

Wszystkie te stwierdzenia umieścić należy na linii nakreślonej wcześniej przez Syracha: Małe jest wszelkie zło wobec przewrotności kobiety (Syr 25, 19). Na szczęście Paweł, który stykał się nie tylko z judaizmem palestyńskim, ale także z mentalnością grecko-rzymską, nie przejął wprost wszystkich wzorców życia małżeńskiego z religii swych przodków. Jego przekonania w tym względzie są w pewnym sensie wypadkową religijnych wymagań judaizmu i obserwacji sytuacji małżeństw w społeczeństwie greckim. Największy jednak wpływ na obraz małżeństwa i rodziny w listach Pawłowych miało nauczanie Jezusa.

Tablice domowe i wskazania parenetyczne

Po raz pierwszy sformułowania „tablice domowe” (niem. Haustafeln) użył Marcin Luter, mając na uwadze dwa teksty: z Listu do Kolosan (por. Kol 3, 18 – 4, 1) i z Listu do Efezjan (por. Ef 6, 1-9). Z czasem teologowie dołączyli do tego zbioru inne fragmenty Nowego Testamentu, nie tylko autorstwa św. Pawła, mówiące o zasadach regulujących życie rodzinne (por. Ef 5, 21 – 6, 9; 1 P 2, 18 – 3, 7). Poza nimi w listach Apostoła Narodów znajdujemy wiele wzmianek o życiu małżeńskim i rodzinnym (por. 1 Tm 5, 14; Tt 2, 4-5). Zasadnicza różnica dotycząca małżeństwa, jaka wyłania się w zestawieniu przekonań Pawła z poglądami wyznawców judaizmu, jest taka, że apostoł uważa związek małżeński za nierozerwalny. Wyjątkiem jest tak zwany przywilej Pawłowy, a więc sytuacja, gdy jedno z małżonków przyjmuje chrześcijaństwo, drugie pozostaje przy wierzeniach pogańskich.

W swych pouczeniach Paweł twierdzi, że mężowie powinni miłować swoje żony na wzór, w jaki Chrystus miłuje Kościół (por. Ef 5, 25), a w małżeństwie winno panować wzajemne poddanie się sobie (por. Ef 5, 21). Stwierdzenie, że mąż jest głową żony, nie oznacza absolutnej dominacji mężczyzny. Świadczy o tym już choćby fakt, że Paweł – w przeciwieństwie do antycznych kodeksów domowych, które skierowane są jedynie do patres familias – daje wskazania także kobietom. Apostoł odrzucał poglądy radykalnych ascetów, zachęcających do powstrzymania się od współżycia nawet w małżeństwie (por. 1 Kor 7, 2). Odniesienie dzieci do rodziców winno być oparte na szacunku i posłuszeństwie (por. Kol 3, 20). Rodzice natomiast – konkretnie mowa o ojcach – nie powinni rozdrażniać swych dzieci, lecz starać się o to, by nie traciły one ducha (por. Kol 3, 21).

Tertulian: małżeńska szczęśliwość

Pochodzący z prowincji rzymskiej w Afryce (dzisiejsza Tunezja) zasłynął jako apologeta, czyli obrońca wiary. Oczywiście do czasu, kiedy przystał do montanistów. Tertulian był człowiekiem starannie wykształconym, co więcej, był pierwszym chrześcijańskim teologiem piszącym po łacinie. Poniekąd to jemu zawdzięczać należy fakt, iż na uczelniach teologicznych, a zwłaszcza w seminariach duchownych, studenci także dziś spędzają czas nad łacińskimi deklinacjami. Łacina kościelna bierze swój początek właśnie od Tertuliana. Uważany jest on za jednego z najbardziej wnikliwych egzegetów starożytności chrześcijańskiej.

O małżeństwie pisze bardzo pięknie. Jego zdaniem to związek ustanowiony przez samego Boga, związek, który rację bytu czerpie z Bożego nakazu zaludniania ziemi (por. Rdz 1, 28). Zachwyt nad małżeństwem wyraża retorycznym pytaniem: „Jak mam opisać szczęśliwość owego małżeństwa, które Kościół łączy, wzajemne oddanie potwierdza, błogosławieństwo przypieczętowuje, aniołowie ogłaszają, a które Bóg Ojciec uważa za zawarte? Oboje małżonkowie są jakby rodzeństwem, sługami swymi nawzajem, a między nimi nie ma żadnego podziału ani w ciele, ani w duszy. Albowiem naprawdę są oboje w jednym ciele, a gdzie jest jedno ciało, powinien być i jeden duch […]. Spoglądając na takie rodziny, Chrystus się raduje i wysyła im swój pokój; gdzie jest dwoje, tam jest i On, a gdzie On jest, tam nie może być nic złego” (Ad uxorem 1,2,9). Nie wszyscy jednak w pełni podzielali Tertulianowe spojrzenie na małżeństwo.

Chryzostom: nic lepszego nad myśl o piekle

Pod koniec IV i na początku V wieku Jan Chryzostom pełnił urząd biskupa Konstantynopola. Dziś uważany jest za jednego z najwybitniejszych Ojców Kościoła. W prawosławnej Cerkwi i Kościele greckokatolickim liturgia jest odprawiana według zaproponowanego przez niego rytu. Złotousty swoje poglądy na temat małżeństwa paradoksalnie zawarł w traktacie zatytułowanym O dziewictwie. Niezbyt wysoko ceni motywy łączenia się w związki. O ile dawniej czyniono to, by wzbudzać chrześcijańskie potomstwo i budować Kościół, o tyle dziś – sądzi Chryzostom – gdy ziemia jest już wystarczająco zaludniona, młodzi zawierają małżeństwa raczej „gwoli schłodzenia gorącości” własnych potrzeb seksualnych (De virginitate 19,1-2). Małżeństwo jest niczym bezpieczna przystań na morzu rozpusty (De virginitate 9,6-10). W niewielkim dziele o wymownym tytule Niebezpieczeństwa próżnej chwały, doceniając siłę płciowości, pyta: „Jak zdołamy nałożyć cugle i okiełznać to zwierzę? Nie widzę tu nic lepszego nad myśl o piekle” (De inani gloria 76).

Słynący z daru wymowy biskup Konstantynopola na szczęście przedstawia także pozytywną naukę dotyczącą rodziny. Ojciec pozostaje jej głową, jednak małżonkowie winni ze sobą ściśle współpracować. Współdziałanie to obejmować miało przede wszystkim wychowanie dzieci do surowości i ascezy. Na mężu spoczywał obowiązek delikatnego „urabiania żony niczym wosku”, aby chronić ją od ponęt miejskiego życia, które jest niczym innym niż śmietniskiem diabła (Homilia na Ewangelię św. Mateusza 30,5). Powinien on tak wpłynąć na jej sposób myślenia, by ubierała się ze skromnością i dbała o ubogich. Nie można przecież wspomagać biednych, brzęcząc nad nimi drogimi kolczykami (Homilia na Ewangelię św. Mateusza 89,5). Znany ze swej troski o ubogich Chryzostom zalecał nawet, by obok małżeńskiego łoża ustawić skarbonkę z przeznaczeniem na potrzeby biednych.

Augustyn: najwyżej grzech powszedni

O małżeństwie wypowiadał się chętnie św. Augustyn, jedna z najbardziej wybitnych postaci chrześcijańskiej starożytności. To jego serce było niespokojne, zanim nie spoczęło w Bogu – jak zwierzał się w Wyznaniach. Zdaniem biskupa Hippony już sama obecność Chrystusa na godach w Kanie Galilejskiej świadczy o tym, iż małżeństwo jest ustanowionym przez Niego sakramentem i jako takie jest nierozerwalne. Złączenie małżonków pochodzi od Boga, a rozłączenie – od samego diabła (In Johannis Evangelium tractatus CXXIV 9,2). Co więcej, małżeństwo zamierzone było przez Boga już w raju, jednak grzech pierworodny znacznie utrudnił ludziom przeżywanie ich seksualności w sposób uporządkowany.

Seksualność może być poddana władzy prawego rozumu, kiedy zostaje podporządkowana dobrom panującym w chrześcijańskim małżeństwie: prokreacji, wierności i religijności. Interesujący jest jego pogląd, że współżycie małżonków służące wzbudzeniu potomstwa nie niesie ze sobą niczego złego, jeśli jednak jest ono podejmowane w celu zaspokojenia przyjemności, należy je uważać za „grzech powszedni” (De nuptiis et concupiscentia 1,16). Na szczęście grzech taki może być zgładzony przez jednorazowe odmówienie modlitwy Ojcze nasz (De gratia Christi et peccato originali 2,43).

Nawrócony przez św. Ambrożego retor zachęca jednak małżonków, by bardzo starali się o zgodę i ład we wzajemnych relacjach, gdyż przygotowuje ona grunt dla pełnej harmonii zbawionych w niebie: „Jedność owa będzie doskonała po ziemskiej pielgrzymce, kiedy myśli wszystkich nie będą wzajem tajne i między sobą nie będą się spierać” (De bono coniugali 18, 21).

Poprzedzony prezentacją myśli św. Pawła, dokonany powyżej przegląd wczesnochrześcijańskich spojrzeń na małżeństwo z natury rzeczy jest bardzo ograniczony i wybiórczy. Oprócz przestróg, napomnień i zachęt Ojcowie Kościoła potrafili dostrzec piękno sakramentu sankcjonującego więź miłości między kobietą i mężczyzną, a nawet ukazać ów związek w perspektywie eschatologicznej. Wydaje się, że gdy dziś sięgamy po starożytne pisma chrześcijańskie dotykające problematyki małżeńskiej i rodzinnej, warto niczym perełki wydobywać z nich myśli oscylujące wokół piękna ludzkiej miłości, zarówno oblubieńczej, jak i rodzicielskiej. Tak właśnie postąpił autor innego niż przytoczony na początku naszych refleksji midraszu. Midraszu, którego św. Paweł przypuszczalnie nie znał: „Bóg stworzył kobietę z boku mężczyzny. Nie stworzył jej z nogi, aby nie była deptana. Nie stworzył jej z głowy, aby się nie wynosiła. Stworzył ją z boku, by była równa mężczyźnie. Z miejsca nieco pod ramieniem, by była chroniona. Ze strony serca – by była kochana”.