Ernest Hemingway pisał kiedyś: „Życie łamie każdego, a potem niektórzy są jeszcze mocniejsi w miejscu złamania”. Miał rację pisząc: niektórzy. Bo nie wszyscy. Niektórych cierpienie przygniotło tak bardzo, że stracili wiarę w Boga i ludzi, popadli w rozpacz, stali się zgorzkniali. Cierpienie przeżywane bez Boga może stać się nie do uniesienia. Cierpienie przeżywane w bliskości Boga może – choć przecież nie zawsze tak się dzieje – stać się szansą na wewnętrzne umocnienie.
Zapowiedź cierpienia usłyszała Maryja, gdy czterdziestego dnia po narodzinach Jezusa przyniosła Go do świątyni: „Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę miecz przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły serc wielu” (Łk 2,34-35). Trzydzieści kilka lat później trzymała w ramionach martwe ciało Jezusa.
O rzeźbiarskim przedstawieniu tej sceny, Piecie, którą podziwiać można w watykańskiej Bazylice Świętego Piotra powiedziano, że jest to il più bello pezzo del marmo nel mondo –najpiękniejszy kawałek marmuru na świecie. Sam artysta twierdził, że rzeźbiąc nie czyni nic innego, jak tylko odłupuje niepotrzebne fragmenty kamienia. Gdy się ich pozbędzie, pozostaje czyste piękno od dawna zaklęte w marmurze. Może warto próbować w ten sposób spojrzeć na samych siebie i sytuacje cierpienia, które nas dotykają? Potraktować je niczym uderzenia dłuta? Choć w tym wypadku to nie Bóg jest rzeźbiarzem, bo od Niego nie pochodzi żadne zło, to jednak cierpienie przeżywane wraz z Nim pozwala wydobyć czyste piękno szlachetnego serca.
Polub stronę na Facebook