Dla portalu Aleteia

„Otrzymaliśmy Ducha, który jest mocą potężniejszą niż dynamit” – mówi ks. prof. Mariusz Rosik: biblista, teolog i wykładowca na Papieskim Wydziale Teologicznym we Wrocławiu. W naszej rozmowie dzieli się osobistym doświadczeniem mocy Ducha Świętego, a także  radzi, jak nawiązać z Nim kontakt i po czym konkretnie rozpoznawać Jego działanie.

***

Magdalena Prokop-Duchnowska: Nie mamy problemu, żeby wierzyć w istnienie Jezusa – przecież taki człowiek faktycznie chodził po ziemi! Ale już Duch Święty wydaje się nam kimś ulotnym, tajemniczym, wręcz oderwanym od rzeczywistości. Jak zatem rozumieć słowa papieża Franciszka, który w jednej z homilii powiedział, że: „Duch Święty jest Osobą, która jest najbardziej konkretna i nam najbliższa. Jest kimś, kto zmienia nasze życie”.

Ks. prof. Mariusz Rosik: Na Areopagu w Atenach Paweł mówił o Bogu: „w rzeczywistości jest On niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy” (Dz 17,27-28). Z powodzeniem możemy to stwierdzenie odnieść do Ducha Świętego. Rzeczywiście gdy mówimy o Bogu Ojcu, tworzymy własne wyobrażenia choćby przez pryzmat naszych ziemskich ojców. Jezus ukazał się nam jako człowiek, więc też łatwiej Go sobie wyobrazić. Natomiast Duch Święty jest nieuchwytny zmysłem wyobraźni i zapewne stąd wynikają nasze trudności. Ale skoro w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy, to trzeba jedynie potwierdzić wypowiedź papieża: On zmienia nasze życie, jeśli staramy się z Nim skutecznie współpracować.

Skąd pomysł, by Osobę Ducha Świętego porównywać do wiatru czy żywej wody?

W opisie wydarzeń, które miały miejsce w wieczerniku pięćdziesiąt dni po zmartwychwstaniu Chrystusa czytamy, że „dał się słyszeć z nieba szum, jakby uderzenie gwałtownego wiatru” (Dz 2,2). Mowa jest tam też o ognistych językach, które kojarzą się z promieniami światła. To właśnie te szczególne znaki – wiatr i ogień – jak i niecodzienne zachowanie apostołów, wskazują na działanie Ducha Świętego.

Podobnie jest z symbolem wody żywej. Jezus rozmawiał o tym z Samarytanką przy studni Jakuba. Nie musimy zgadywać, co oznacza woda żywa, bo sam Jan ewangelista już to wyjaśnił. Jezus znalazł się w Jerozolimie – opisuje skrzętnie apostoł – podczas Święta Namiotów i zawołał: „Jeśli ktoś jest spragniony, niech przyjdzie do Mnie i pije, a strumienie wody żywej popłyną z jego wnętrza” (J 7,37). Nauczał więc o wodzie życia w tak radosnej atmosferze, a ewangelista o bystrym umyśle wyjaśnił: „A powiedział to o Duchu, którego mieli otrzymać wierzący w Niego” (J 7,39).

Duch Święty występuje na kartach Biblii również pod postacią gołębicy.

Już przy akcie stworzenia unosił się nad wodami, choć o gołębicy nie było jeszcze wtedy mowy. Analogiczny obraz powraca jednak w opisie zakończenia potopu. Noe wypuścił z arki gołębicę, a ta przyniosła mu świeży listek z drzewa oliwnego. To symbol nowego życia, które jest zawsze darem Ducha.

Wreszcie Duch zstąpił na Jezusa podczas chrztu w Jordanie, namaszczając Go do rozpoczynającej się publicznej działalności. Posłał Go, żeby ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, przywracał wzrok niewidomym… Słowem, cała działalność nauczycielska i cudotwórcza Jezusa naznaczona była potężnym wpływem Ducha Świętego.

Każdy z tych biblijnych obrazów rzuca nowe światło na Osobę Ducha Świętego. Jest nieuchwytny niczym wiatr, ale efekty Jego działania są potężne. Otwiera usta apostołom, by wielbili Boga i głosili Jego dzieła. Przynosi oświecenie ludzkim umysłom. Niczym woda oczyszcza i wlewa w serca nowe życie duchowe. Namaszcza do głoszenia dobrej nowiny i jest sprawcą cudownych znaków. Tak było w życiu Jezusa, w życiu rodzącego się Kościoła i tak jest i dziś wśród wiernych przyzywających Jego mocy.

Skoro Duch Święty już w nas jest (otrzymujemy Go przecież w sakramentach) to w zasadzie po co mamy Go przywoływać?

Każdy grzech – zwłaszcza śmiertelny – osłabia w nas działanie Ducha Świętego. Właśnie dlatego należy często prosić Boga o nowe napełnienie Duchem Świętym, o nowe Jego wylanie w naszych sercach.

W roku liturgicznym Kościół wskazuje nam takie momenty. To nie tylko Uroczystość Zesłania Ducha Świętego, ale także np. Niedziela Trójcy Świętej, Wigilia Paschalna, kiedy to odnawiamy przyrzeczenia chrzcielne, tzw. mocne okresy – Adwent i Wielki Post – gdy wezwani jesteśmy do bardziej intensywnej walki o świętość.

Przywoływać należy Ducha, którego nazywamy Parakletem. Zapowiadając Jego nadejście Jezus przyprawił o ból głowy wielu z tych, którzy trudzą się nad tłumaczeniem Ewangelii Janowej. Biblia Tysiąclecia oddaje grecki termin parakletos rzeczownikiem „Pocieszyciel”, jednak nie wszyscy są zgodni co do trafności takiego wyboru. Tłumacz Biblii Paulistów zdecydował się na „Wspomożyciela”. Przekład Ekumeniczny mówi o „Orędowniku”. Jeszcze  Inni wolą „Rzecznika” lub „Obrońcę”. Etymologia terminu nawiązuje do tego, który jest „przywołany przy boku”.

Co to konkretnie znaczy?

W niektórych greckich miastach paraklet odgrywał decydującą rolę w przewodach sądowych. Był to człowiek o nieposzlakowanej opinii, ktoś o tak szlachetnym charakterze, że nikt nie odważył się podważyć jego prawości. Gdy odbywał się sąd nad kimś podejrzanym o przestępstwo, oskarżyciele za wszelką cenę starali się dowieść jego winy. Wystarczyło jednak, że człowiek cieszący się mianem parakleta stanął przy boku oskarżonego, a wszelkie dyskusje natychmiast się kończyły.

Paraklet nie musiał wypowiadać ani jednego słowa. Sama jego obecność przy oskarżonym wskazywała na jego niewinność. Nie bronił nigdy kogoś, jeśli nie miał pewności, że był on niewinny. Opinii parakleta nikt nie odważył się przeciwstawić.

Gdy przyjmujemy Boże przebaczenie, zjawia się także u naszego boku, zdejmując z nas wszelką winę. A wtedy nikt już nie może wystąpić z oskarżeniem przeciw tym, których Bóg wybrał.

Jak jeszcze działa Duch Święty?

Apostoł Paweł więziony w Rzymie zdaje sobie doskonale sprawę, że zbliża się czas jego odejścia z tego świata. W 67 roku po Chr. pisze swój ostatni list. Jest to jego duchowy testament. Kieruje go do wieloletniego towarzysza podróży i wiernego przyjaciela. To Paweł ustanowił Tymoteusza biskupem w Efezie. W tym ostatnim piśmie przypomina mu, że Bóg dał chrześcijanom Ducha Świętego: „Albowiem nie dał nam Bóg Ducha bojaźni, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2Tm 1,7).

Pierwszą dziedziną działania Ducha Świętego jest obszar „mocy” (gr. dynamis). Otrzymaliśmy Ducha, który jest mocą potężniejszą niż dynamit. Jest to moc do zerwania więzów grzechu i do czynienia dobra. Otrzymaliśmy Ducha miłości, którą Grecy określali mianem    agape. Tej najczystszej, bo będącej odbiciem miłości, którą jest sam Bóg. Wierzący w Chrystusa otrzymali wreszcie Ducha, który kształtuje chrześcijańskie myślenie. Wiele darów i charyzmatów dotyczy sfery myślenia: mądrość, rozum, rada, rozeznawanie duchów, dar mądrości, poznania, nauczania…

Któraś z tych trzech dziedzin jest ważniejsza od pozostałych? 

Sferę mocy, miłości i myślenia należy rozwijać równocześnie. Kto zatrzymuje się jedynie na mocy i na przykład wciąż wyszukuje w Internecie, w którym kościele odprawiona zostanie kolejna Msza o uzdrowienie, aby żadnej nie opuścić, ten naraża się na głoszenie „ewangelii sukcesu”. Może się okazać, że bardziej poszukuje darów niż Dawcy.

Jezus przestrzegał, że nawet ci, którzy wyrzucali złe duchy mogą usłyszeć od Niego: „Nigdy was nie znałem”. Niektórzy ograniczają swe chrześcijaństwo jedynie do czynów miłości. Pracują w hospicjach, udzielają się w Caritasie, stają się wolontariuszami. Czynią wiele dobra, jednak przecież nie trzeba wierzyć w Chrystusa, by być filantropem.

Inni zawężają wiarę do momentu intelektualnego. Przesiadują w bibliotekach, czytają opasłe tomy teologiczne, poszukują coraz to nowych, bardziej wymyślnych, a czasem karkołomnych hipotez. Taka postawa – przy pominięciu mocy Ducha i miłości wobec innych – jest zagrożona gnozą.

Wydaje się, że niektórzy zbyt dużą wagę przywiązują do nadzwyczajnych darów kształtujących sposób myślenia. Mam tu na myśli różnego rodzaju wizje otrzymywane na modlitwie (często nazywane „obrazami”) czy słowa wypowiadane pod wpływem daru proroctwa lub poznania. Przypomnieć trzeba, że zgodnie z nauką Katechizmu traktować je należy jak objawienia prywatne i to nieuznane przez Kościół, a więc z dużą ostrożnością (KKK 67).

Duch Święty pragnie zapewnić równomierny wzrost. Wzrost w przejawach Jego mocy, praktykowaniu miłości i głębszym poznaniu Boga i Jego woli.

Kiedy mamy modlić się np. do Maryi czy Boga, a kiedy do Ducha Świętego? A może to do kogo postanowimy się zwrócić nie ma żadnego znaczenia? Koniec końców nasza modlitwa i tak trafi przecież tam, gdzie trzeba…

Dla pełnej jasności teologicznej należałoby nieco doprecyzować pytanie. Modlitwa jest rozmową z Bogiem, a więc z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Wzywanie wstawiennictwa Matki Najświętszej czy aniołów stróżów nie jest modlitwą w teologicznym znaczeniu tego słowa, gdyż święci czy aniołowie są stworzeniami Bożymi, nie samym Bogiem.

Oczywiście na co dzień posługujemy się wyrażeniami „modlitwa do Maryi” czy „modlitwa do anioła stróża” i nie ma w tym nic złego, jeśli dobrze je rozumiemy. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę, że święci czy aniołowie mogą wstawiać się za nami u Boga, a więc de facto, gdy prosimy ich o pomoc, oni modlą się wraz z nami.

Jezus nauczył nas przepięknej, zakotwiczonej w tradycji żydowskiej modlitwy „Ojcze nasz”. Sięgamy po nią bardzo często, kierując nasze wołania do Boga Ojca. Stosunkowo łatwo też modlić się do Chrystusa, gdyż On stał się człowiekiem, więc dość łatwo postawić sobie przed oczy postać Jezusa. Najtrudniej wyobrazić sobie Osobę Ducha Świętego i pewnie właśnie tu leży przyczyna, dlaczego nie kierujemy naszych modlitw do Niego tak często, jak do Ojca i Syna.

Oczywiście, że każda szczera modlitwa trafia do Boga, który jest jeden, jednak aby nieco ułatwić nasze ludzkie pojmowanie niezgłębionej tajemnicy Boga, zwykliśmy sięgać po zasadę przypisywania poszczególnym Osobom boskim różnych działań. Bogu Ojcu przypisujemy stworzenie świata, choć przecież brały udział w tym dziele wszystkie trzy Osoby: był Duch, który unosił się nad wodami i był Jezus – Logos (czyli „słowo”), bo Bóg starzał słowem.

Jezusowi przypisujemy dzieło odkupienia przez mękę, śmierć i zmartwychwstanie. Duchowi Świętemu natomiast – uświęcenie. Jeśli potrzeba nam owoców i darów Ducha, zwracamy się do Niego w błaganiach. Możemy prosić o mądrość, męstwo w wyznawaniu wiary, bojaźń Bożą, łagodność, cierpliwość, wyrozumiałość.

Duch Święty pociesza, broni, ale i dodaje sił do wykonywania swoich zadań. W jakich codziennych sytuacjach życiowych szczególnie warto się do Niego zwracać?

Listę dziewięciu charyzmatów Ducha Świętego przytacza św. Paweł kilkukrotnie w tzw. katalogach charyzmatów. Podzielone zostały one na dwie kategorie: dwa pierwsze i cztery ostatnie dotyczą słowa, podczas gdy trzy zamieszczone w środku katalogu odnoszą się do działania.

Wskazanie na „słowo” charakteryzuje dwa pierwsze dary: mądrość słowa i umiejętność (dosłownie: „słowo”) poznania. Przemawiając do Koryntian według wyuczonych zasad retoryki klasycznej Paweł mógłby samą formą przyćmić treść głoszonego orędzia. Apostoł ma świadomość, że głoszenie dobrej nowiny nie może ograniczać się do retoryki, i dlatego potrzebuje asystencji Ducha Świętego. Wynika z tego, że Ducha Świętego należy prosić o pomoc w głoszeniu dobrej nowiny – w katechezie, homiliach, konferencjach religijnych, a także przed każdym wystąpieniem publicznym.

Drugi z darów to umiejętność poznawania. Chodzi zapewne o umiejętność praktycznej interpretacji natchnionej mowy, umiejętność pouczania, jak postępować i jak odczytywać wolę Bożą na co dzień. Wielu uczniów czy studentów wzywa Ducha Świętego przed przystąpieniem do lekcji czy wykładów, i jest to bardzo dobra praktyka.

Trzy kolejne dary związane są z działaniem. Są nimi wiara, uzdrawianie i czynienie cudów. Charyzmatyczny dar wiary objawia się często w skutecznej, gorliwej modlitwie i opiera się na bezgranicznej ufności, że Bóg zadziała, gdy chrześcijanin znajdzie się w nagłej potrzebie. Charyzmat uzdrawiania użyczany jest przez Boga wtedy, gdy jest on potrzebny. Obdarowany zawsze zależy od Dawcy daru uzdrawiania; uzdrawianie jest w każdym przypadku suwerennym działaniem Ducha Świętego, który może wybierać w różnym czasie różne osoby do tej posługi. Podobnie należy spojrzeć na dar czynienia cudów.

Pawłową listę zamykają cztery dary komunikacji: proroctwo, rozeznawanie duchów, języków i tłumaczenia języków. Te związane są już z tematyką modlitwy, również w takiej formie, jaka często praktykowana jest w ruchu Katolickiej Odnowy Charyzmatycznej.

Jak nawiązywać łączność z Duchem Świętym?

Oczywiście przez modlitwę. W wielu parafiach przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego odprawiana jest nowenna. Można ją oczywiście odmawiać indywidualnie i to w różnych momentach roku, nie tylko przed Pięćdziesiątnicą.

Pełne głębi są wezwania w Litanii do Ducha Świętego. Można znaleźć wiele wezwań do Ducha Świętego w naszych modlitewnikach, ale piękna jest także modlitwa spontaniczna, własnymi słowami. Albo hymny wzywające ducha Świętego: Veni, Creator Spiritus („O, Stworzycielu, Duchu, przyjdź!”) czy „Przybądź, Duchu Święty”. Warto po nie sięgać nie tylko w związku z Uroczystością Zesłania Ducha Świętego.

Osoby, które są zainteresowane pogłębieniem relacji z Trzecią Osobą Trójcy Świętej, mogą wziąć udział w seminarium odnowy w Duchu Świętym. Składa się na nie sześć do ośmiu cotygodniowych spotkań prowadzonych przez animatorów, którzy przedstawiają przygotowane wcześniej treści w formie katechez i prowadzą modlitwę. Każdy z uczestników seminarium zachęcany jest także do osobistej pracy z Pismem Świętym każdego dnia. Niekiedy seminarium zostaje skrócone do rekolekcji weekendowych, a zdarzyć się może, że wszystkie treści przedstawione zostaną w ramach jednego dnia skupienia.

Święto Zesłania Ducha Świętego, to jakaś szczególna okazja do otrzymania Jego darów? Jak na te dary się otworzyć?

W roku liturgicznym mamy dwa ważne momenty, które odsyłają nas do dwóch sakramentów wtajemniczenia chrześcijańskiego: do chrztu i bierzmowania. W Wigilię Paschalną – jak już wspomnieliśmy – odnawiamy przyrzeczenia chrzcielne. W Wigilię Zesłania Ducha Świętego i samą uroczystość możemy prosić o odnowienie w nas mocy sakramentu bierzmowania. Możemy prosić o dary, charyzmaty i owoce Ducha Świętego.

A jak je rozpoznać? Najczęściej robią to za nas inni, dostrzegając zmiany w naszym życiu. Bo przecież wszyscy wierzący należymy do jednego Ciała Chrystusa, a Duch Święty udzielany jest nie tylko dla naszego dobra, ale dla budowania wspólnoty.

Jak na co dzień doświadcza ksiądz działania Ducha Świętego?

Dużo zależy od spojrzenia na to, co dzieje się w naszym życiu i życiu innych. Czasem jakieś wydarzenie nazywamy przypadkiem lub zbiegiem okoliczności, jednak gdy spojrzymy na nie oczyma wiary, wielu dostrzeże w tym działanie Ducha Świętego.

Tak dzieje się na przykład, gdy po homilii ktoś dziękuje za nią twierdząc, że wniosła wiele światła i pokoju w serce. Za potężne działanie Ducha uznaję te momenty w konfesjonale lub w prywatnej rozmowie połączonej z modlitwą, gdy ktoś po wielu latach decyduje się przebaczyć wyrządzoną mu krzywdę. Często nie obywa się bez oczyszczających łez. Działaniem Ducha jest też zapewne decyzja o przystąpieniu do sakramentu pojednania, czasem po wielu latach.

Znam przypadki całkowitego powrotu do zdrowia po modlitwie, często złączonej z namaszczeniem chorych. Przez kilka lat towarzyszyłem egzorcyście w modlitwach o uwolnienie, gdzie również wielokrotnie przekonałem się o uwalniającej mocy Ducha.

Pamięta ksiądz sytuację, w której jakoś szczególnie doświadczył ksiądz mocy Ducha Świętego?

Był czerwiec 1992 roku. Kończyłem wówczas piąty rok studiów w seminarium duchownym we Wrocławiu. Z całym kursem wyjechaliśmy na tydzień poza miasto, by w zaciszu klasztoru przygotować się do przyjęcia święceń diakonatu. Grube mury pocysterskich zabudowań, zieleń lasu i oddalenie od dużego miasta sprzyjały skupieniu.

W niedzielę trwaliśmy z kolegami na modlitwie. Modlitwę liturgiczną zwaną „Jutrznią” mogliśmy odprawić indywidualnie, jednak w kilka osób postanowiliśmy zrobić to wspólnie. Było nas pięciu czy sześciu. Ponieważ pogoda była piękna, jeszcze przed śniadaniem wyszliśmy poza klasztor do pobliskiego parku. Rozpoczęliśmy wspólne odmawianie brewiarza. Po odczytaniu fragmentu Pisma Świętego przeznaczonego na dany dzień na chwilę zapadła cisza. Wtedy jeden z nas odważnie wypowiedział słowa, które w ruchu charyzmatycznym często określa się jako „przesłanie w językach”.

Wiedzieliśmy, że trzeba poczekać na dar tłumaczenia tego, co przed chwilą usłyszeliśmy. Po chwili inny z kolegów odezwał się: „Wydaje mi się, że Chrystus chciałby nam powiedzieć: Będę waszym Światłem. Ja was wybrałem i Ja będę oświetlał waszą drogę. Jeśli będziecie słuchać mojego głosu, nie będziecie błądzić w ciemnościach. Daję wam moje światło, abyście zanieśli je tym, którzy błądzą w mrokach grzechu”.

Jeszcze inny, nieco zaskoczony, odezwał się: „Gdy słuchałem tej wypowiedzi w językach, w mojej głowie zrodził się obraz pięknego wschodu słońca. Wychodziło zza horyzontu powoli i stawało się coraz większe i większe, aż w końcu zajaśniało pełnym światłem, tak jak teraz”.

Trzeci z kolegów miał właśnie otwartą Biblię. Jego wzrok padł na słowa, które przeczytał głośno: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12).

A potem wróciliśmy do modlitwy Liturgią Godzin. Przyszedł czas na prośby, które rozpoczynały się wprowadzeniem: „Chrystus Pan jest naszym dniem oraz Słońcem, które oświeca każdego człowieka i nigdy nie zachodzi”. Nie mogliśmy powstrzymać uśmiechów na twarzach! W taki właśnie sposób światło Chrystusa przedzierało się do naszych serc.

Tekst oryginalny tutaj
Polub stronę na Facebook