Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu.
(Rz 12,2)
Idąc za etymologią, nawrócenie (gr.metanoia) jako przemiana myślenia oznacza porzucenie czysto ludzkich dróg rozumowania i przyjęcie myśli Boga. Skarżył się niegdyś Pan przez Izajasza i skarży się dziś wobec nas: „myśli moje nie są myślami waszymi” (Iz 55,8). Rzeczywiście grecki termin metanoia zawiera rdzeń nous, czyli „umysł”. Nawrócenie jednak to nie tylko kwestia umysłu. Pogląd zwany intelektualizmem etycznym głoszony był przez Sokratesa, który twierdził, że wystarczy wiedzieć, co jest dobre, a automatycznie osoba zacznie postępować dobrze. Tymczasem doświadczenie dowodzi czegoś wręcz przeciwnego. Bardzo często wiem, co jest dobre, jednak i tak wybieram zło. Z tym samym problemem borykał się Paweł, który żalił się Rzymianom: „Jestem bowiem świadom, że we mnie, to jest w moim ciele, nie mieszka dobro; bo łatwo przychodzi mi chcieć tego, co dobre, ale wykonać – nie. Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka. A zatem stwierdzam w sobie to prawo, że gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło” (Rz 7,18–21). Okazuje się więc, że nie wystarczy wiedzieć, co jest słuszne, aby postępować w sposób prawy.
Na szczęście grecki termin oznaczający nawrócenie zawiera przedrostek meta, który oznacza między innymi „poza”. Bo nawrócenie to nie tylko kwestia tego, co dzieje się w umyśle, ale także poza nim. A spoza ludzkiego umysłu pochodzi Boża moc, konieczna do nawrócenia. Jest nią Osoba – sam Duch Święty, który nie tylko uzdalnia do tego, aby zacząć myśleć na sposób Boży, ale obdarza siłą, by to myślenie wprowadzić w życie. To od Ducha Świętego pochodzi moc do zerwania z grzechem i czynienia dobra.
A jeśli mowa o etymologii greckich słów, to warto przyjrzeć się Pawłowemu wezwaniu: „Przemieniajcie się przez odnawianie umysłu” (Rz 12,2). Przemiana to metamorphōsis. Metamorfoza w języku greckim oznacza bardzo szczególną przemianę. Gdy gąsienica przestaje przyjmować pokarm, po pewnym czasie zrzuca oskórek i przybiera nieruchomą formę. Choć na zewnątrz wygląda na martwy organizm, to jednak wewnątrz wykluwa się nowe życie. Gdy jest ono już w pełni ukształtowane, zeschły kokon otwiera się i wyfruwa z niego przepiękny, kolorowy motyl. Właśnie na tym polega metamorfoza umysłu: moje czysto ludzkie, często nieprzynoszące życia myśli zostają zastąpione życiodajnymi, pięknymi, kolorowymi myślami Boga, które niczym motyle wyfruwają w górę, by wznieść umysł ku Panu.
Osobiście w czasie rachunku sumienia często próbuję dokonać swoistego eksperymentu, przez niektórych uznanego pewnie za zuchwały! Otóż próbuję wejść w „skórę” Boga. Próbuję odpowiedzieć sobie na pytania: Jak widzi mnie Bóg? Co dostrzega we mnie dobrego, a co niewłaściwego? Co akceptuje, a z czym się nie zgadza? Wciąż staram się pamiętać, że Bóg jako kochający Ojciec dostrzega we mnie przede wszystkim dobro…
W chwilę później stawiam sobie kolejne pytania: Jak ja sam widzę siebie? Czy mój obraz mnie samego jest tożsamy z tym, jak widzi mnie Bóg? Czy myślę o sobie tak samo, jak myśli o mnie Bóg? Czy moje myśli o mnie samym są myślami Boga? Bo jeśli nie, to znak, że wciąż potrzebuję metamorfozy, czyli nawrócenia…