Pogawędki przy studni
Kto na porośniętych niskimi krzewami wzgórzach Samarii wyciągnie ze swego plecaka przewodnik, by na wskazanej przez indeks stronie odnaleźć hasło „Samaria”, ten łatwo odnajdzie tam także określenie „kraina tranzytu”. Górzysty krajobraz opada łagodnie na zachodzie w dolinę nadmorską, na wschodzie zaś przylega do wąskiej doliny Jordanu. Nie ma jasnej granicy ani z Judeą, ani z Galileą. Każdy jednak wie, że gdyby chciał przedostać się z Judei do Galilei lub odwrotnie, musi przejść przez Samarię.
I tak też postąpił Jezus. A że droga była długa i lejący się z nieba żar dawał się we znaki, poprosił przygodnie napotkaną kobietę o wodę: „Daj mi się napić” (J 4,10). Odpowiedź chętnie zmieniającej mężów kobiety ma znamiona szoku: „Jakżesz Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, o wodę?” Skąd więc nienawiść pomiędzy Żydami a Samarytanami?
Kiedy w 539 r. Żydzi, po edykcie uwalniającym Cyrusa, mogli powrócić z wygnania, by odbudować świątynię, mieszkańcy Samarii pragnęli włączyć się w ten projekt. Zorobabel jednak odrzucił ich ofertę. Uznał, że nie są godni nosić miana Żydów, gdyż wchodzili w związki małżeńskie z poganami. Zbrukali żydowską krew. Od tego momentu wrogość nabierała na sile, czego wymownym świadectwem jest także zapis Ewangelii. Wystarczy wspomnieć irytację apostołów, których nie przyjęto w samarytańskim mieście: „Panie, czy chcesz, a powiemy, aby ogień spadł z nieba i zniszczył ich?” (Łk 9,54). Jezus nie tylko nie życzy sobie ognia z nieba, ale chętnie wypije wodę z tego samego kubka, co Samarytanka. Więcej jeszcze, obieca jej wodę życia, by zaspokoić jej pragnienie.
Mistrzostwo pisarskiego talentu Jana ewangelisty leży w tym, że opisując wydarzenia z życia Jezusa, gra on jednocześnie na dwóch poziomach: w sensie dosłownym mówi o wodzie, której potrzebuje utrudzony wędrowiec. W sensie symbolu kieruje myśl czytelnika ku wodzie chrztu, wodzie, która daje życie.
Żona pięciu mężów
Trudno przypuścić, by rozmówczyni Jezusa przy studni Jakubowej aż pięciokrotnie została wdową. Badania dowodzą, że w Palestynie I wieku to mężczyźni żyli dłużej, a średnia wieku kobiet to ponoć zaledwie około 40 lat. Trzeba raczej założyć, że Samarytanka pięć razy otrzymała list rozwodowy.
Najczęstszą przyczyną rozwodów była bezdzietność. Jednak to nie jest jej przypadek. Gdy kobieta raz została oddalona z powodu bezdzietności, nikt nie wziął jej już za żonę. Rabbi Szammaj nauczał, że list rozwodowy wręcza się kobiecie niewiernej. I jeśli to jest przypadek Samarytanki, staje się jasne, że jej świat aż pięciokrotnie zawalił się. Za każdym jednak razem próbowała się pozbierać. Za każdym razem stawała na nogi i wierzyła, że teraz się uda. Nie traciła nadziei i wciąż o własnych siłach próbowała układać sobie życie. Łączyła się z kolejnymi mężczyznami. Ostatni był już na tyle ostrożny, że nie dopuścił do zaślubin. Dla Jezusowej rozmówczyni była to już szósta próba budowania wszystkiego na nowo. Budowania ludzkimi siłami. Układania życia własnym wysiłkiem.
I właśnie w tym ważnym momencie życia Samarytanki pojawia się Jezus. Pojawia się, by powiedzieć: człowiek o własnych siłach nie potrafi pokonać swego grzechu i poskładać swego życia. Może to jednak uczynić Duch Święty. To On jest wodą życia, która zmywa grzech, przynosi oczyszczenie i daje orzeźwienie. Kto Go otrzyma, nie będzie pragnął na wieki. Stanie się On źródłem wody wytryskującej ku życiu wiecznemu.
Zostawić swój dzban
Stosunki Samarytan i Żydów nie układały się najlepiej, gdy Jezus postanowił jedną ze swych pielgrzymek do Jerozolimy odbyć przez Samarię. W rzeczywistości większość wyznawców Jahwe mieszkających w Galilei, by udać się do Świętego Miasta, naddawało kilkadziesiąt kilometrów, wędrując najpierw na wybrzeże Morza Śródziemnego, następnie kierując się na południe wzdłuż brzegu i ostatecznie skręcając na wschód do Jerozolimy. Tylko w ten sposób mogli ominąć kraj pogardzanych Samarytan.
Samarytanka przy Jakubowej studni wcale nie pyta Jezusa o szczegóły Jego mesjańskiej wizji, a On nie kwapi się, by je ujawniać. Wystarczyło, że Jezus przejrzał jej przeszłość i niczym prorok mówił o oddawaniu czci Bogu. Wystarczyło, że powiedział o jej pięciu mężach i zinterpretował symbol wody żywej. A może wystarczyło już to, że nie podporządkował się żydowskim zwyczajom i zaczął rozmowę z mieszkankę Samarii? Nie wiadomo, który moment dialogu był dla czerpiącej wodę kobiety przełomowy. Nie wiadomo, w której chwili przekonała się w sercu, że Jezus jest prorokiem i oczekiwanym Mesjaszem. Wiadomo natomiast, że ta świadomość otworzyła przed nią nową perspektywę. Reakcja utrudzonej noszeniem wody Samarytanki jest zaskakująco prosta w swojej wymowie:
„Kobieta zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła tam ludziom: Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam. Czyż On nie jest Mesjaszem?” (J 4,28-29).
Symbolem ciężaru, którego Samarytanka chętnie by się pozbyła, jest dzban. To właśnie dzban, który jej ciąży i który musi nosić każdego dnia, utrudnia jej życie. Dzban w interpretacji egzystencjalnej staje się symbolem grzechu i słabości, staje się znakiem tego, co utrudnia życie i czyni je ciężkim. Dzban może być ciężarem winy. Spotkanie z Jezusem sprawia, że można zostawić dzban u Jego stóp i zacząć głosić dobrą nowinę! Samarytanka zostawiła u stóp Jezusa swój grzech i słabość, i wyruszyła, by głosić, że spotkała Mesjasza! W jej sercu dokonuje się cudowna przemiana! Zyskuje nadzieję na nowy początek! Przecież już sześć razy próbowała układać sobie życie z kolejnymi mężczyznami, ale tym razem gwarantem powodzenia jest nie jej własny wysiłek, ale obietnica wody żywej – Ducha Świętego.
To On uczy nas sztuki zaczynania od nowa.
Rozmawiają dr Anna Rambiert-Kwaśniewska i ks. prof. Mariusz Rosik
Polub stronę na Facebook