Co mógł odczuwać marnotrawny syn powracający do miłosiernego Ojca? Miał przed sobą długą drogę, bo wracał z krainy pogańskiej. Miał dużo czasu, aby przemyśleć swoje życie. Wędrując, z całą pewnością zadawał sobie pytania. Właśnie dlatego Jezusowa przypowieść służy kaznodziejom do swoistego rachunku sumienia. Bo w końcu chodzi o nawrócenie:„Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie” (Łk 15,16).
Wielu z nas utożsamia się z powracającym synem. Jakie pytania kołatały się w sercu skruszonego grzesznika? Może takie, które każdy powinien sobie postawić, czytając przypowieść. Czy wstydzę się swojego grzechu? Czy wystarczy mi sił, by wytrwać w decyzji o nawróceniu? Co mogę dać w darze mojemu Ojcu w niebie? Czy – jeśli zostanę przyjęty przez Ojca – zdołam wytrwać w Jego miłości? Bóg cieszy się z każdego powrotu, nawet, jeśli wiele razy odchodzimy i wiele razy zamykamy za sobą furtkę. Ważne jest, żeby powroty były szczere i autentyczne, a wtedy odpowiedź na nasze pytania znajdziemy w otwartych ramionach Ojca i na pewno zostaniemy przez Niego przygarnięci. Taki właśnie jest Ojciec.
Wielu z chrześcijan jednak utożsamia się ze starszym bratem. Tym, który trwał w domu ojca i spełniał jego wolę, choć sercem daleko był od niego. To ci, którzy trwają w Kościele, choć niekiedy przychodzi im to z trudem. I właśnie w związku z tym nasuwa się inne pytanie dotyczące całej historii. Co by się stało, gdyby zamiast czekającego z otwartymi ramionami ojca marnotrawny syn spotkał najpierw swego brata. Czy w ogóle wróciłby do domu?