Postać św. Matki Teresy przychodzi mi na myśl za każdym razem, czy słucham tych słów Jezusa: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12,33-34).
Pewien dziennikarz wybrał się z Anglii, by napisać tekst o życiu założycielki Misjonarek Miłości. Pomysł był przejrzysty: opisać zwykły dzień Matki Teresy. Wszystko rozpoczęło się od dwugodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Potem była Eucharystia, lekkie śniadanie i rozpoczynała się praca z chorymi. Matka wędrowała od schroniska do szpitala, odwiedzając po drodze leprozorium. Po modlitwach południowych obiad, potem praca w biurze i znów spotkania z chorymi w towarzystwie innych sióstr. Pod koniec dnia okazało się, że dziennikarz nie potrafił znieść zaduchu panującego w schronisku i jęków umierających hindusów, rzekł: „Matko, nawet za milion dolarów nie podjąłbym się tego dzieła”. Matka Teresa odpowiedziała: „Ja też nie. Nie zniosłabym myśli, że robię to dla pieniędzy”.
Inny razem zbliżył się do niej żebrak, aby ofiarować jej kilka rupii na potrzeby prowadzonego przez nią instytutu. „Pomyślałam wtedy – mówi Matka Teresa – jeśli wezmę od niego te pieniądze, odejdzie ode mnie głodny. Jeśli nie wezmę, odejdzie upokorzony”. Wzięłam tę skromną ofiarę. Kiedy trzymałam ją w ręce, poczułam, że jest więcej wart niż otrzymana przeze mnie Nagroda Nobla”. Tak właśnie święta z Kalkuty gromadziła sobie skarb w niebie.