Jedni twierdzą, że to nauka wysokich lotów, inni – że szarlataneria. Niektórzy dowodzą, że umacnia chrześcijańską wiarę, inni – że wywraca do góry nogami jej podwaliny. Są tacy, dla których to zwykłe poszukiwanie sensacji, ale i tacy, którzy dogłębnie analizują każde kolejne odkrycie, by lepiej zrozumieć sposób życia i nauczanie Jezusa. Archeologia biblijna. Czy docieramy przez nią do Jezusa i Jego czasów? Do bohaterów Ewangelii? A może wcale nie jest potrzebna?
W latach 1916-1920 Rudolf Bultmann, niemiecki teolog i pastor zarazem, wykładał biblistykę na Uniwersytecie Wrocławskim. Jego główne dzieło zatytułowane Historia tradycji synoptycznych, wydane w 1921 w Getyndze, powstało przypuszczalnie we Wrocławiu. Do historii teologii wszedł dzięki idei, którą nazwał postulatem socjologicznym. Postulat głosi, iż pierwotna wspólnota chrześcijańska była twórcza w tym sensie, że sama tworzyła własne tradycje o Jezusie. Nie wiemy o Nim prawie nic – twierdził niemiecki biblista. Środowiskiem powstania nauk Mistrza z Nazaretu czy opowiadań o Jego cudach nie były – zdaniem Bultmanna – wydarzenia historyczne, lecz pomysłowość wspólnoty. Innymi słowy, nieco upraszczając, to uczniowie przeinaczyli bądź wymyślili nauczanie i działalność Jezusa. Zaczęli głosić te historie i w ten sposób gromadzili wokół siebie nowych wyznawców.
Tezom takim sprzeciwił się nie kto inny, jak sami uczniowie Bultmanna. Zabrali się do pracy i przez lata odkryli kilkadziesiąt kryteriów, dzięki którym możemy przybliżyć się do Jezusa historycznego. Z pomocą w odtworzeniu uwarunkowań historycznych, społecznych, religijnych czy kulturowych środowiska, w którym Jezus rozwijał swą działalność, przychodzi archeologia biblijna.
Trzepot skrzydeł nad kamienną stelą
Teologowie o orientacji liberalnej wierzą – nie wiedzą, ale wierzą, gdyż tezy tej nie potrafią dowieść – że mowa o aniołach w Biblii to jedynie swoista figura literacka. Gdy autor natchniony nie wiedział, jak przedstawić prawdy pochodzące z objawienia Bożego, po prostu wprowadzał na scenę anioła i wszystko stawało się proste. Starożytni inaczej widzieli rolę aniołów. Po prostu wierzyli w ich realne istnienie.
Dowodem takich przekonań jest odnaleziona kilka lat temu stela. Kamienna tablica, pochodząca z Jordanii, zawiera osiemdziesiąt siedem linii tekstu pisanego po hebrajsku. Jego treść jest zaskakująca.
David Jeselsohn to szwajcarski znawca i miłośnik antyku. To on nabył ten niemal metrowej długości kamień na bliskowschodnim targu starożytności. Po przywiezieniu go do Europy, ozdobił nim wnętrze swego domostwa. Artefaktem zainteresowała się Ada Yardeni, ekspert od języka hebrajskiego czasów Heroda. Nie kryjąc zdziwienia, powiedziała przyjacielowi: „Masz zwoje z Qumran pisane na kamieniu!” Zupełnym zaskoczeniem okazał się fakt, że napis nie był kuty czy grawerowany, lecz został wykonany tuszem. Badania potwierdziły jego starożytne pochodzenie. Co więcej, niemal pewne jest, że stela powstała na kilka lat przed narodzinami Chrystusa. I właśnie to stanowi o doniosłości znaleziska.
Otóż inskrypcja z dużym prawdopodobieństwem zawiera w treści ideę cierpiącego Mesjasza, który powstanie z martwych po trzech dniach. Jedna z linii napisu głosi: „W trzy dni dowiecie się, że zło zostało pokonane przez sprawiedliwość”. Następnie pojawiają się słowa przypisywane archaniołowi Gabrielowi skierowane do Mesjasza: „W trzy dni będziesz żyw”. Moses Bar Asher, jeden z największych autorytetów hebraistyki, przewodniczący Izraelskiej Akademii Języka Hebrajskiego, wnioskuje, że idea zmartwychwstania w trzecim dniu po śmierci torowała sobie drogę w umysłach Żydów na krótko przed narodzinami Jezusa. Oznaczałoby to, że Jezus tę ideę przejął, a następnie podjęli ją Jego wyznawcy. W pewnym sensie to uspokajająca myśl, gdyż oznacza, że Jezus ze swoimi poglądami wpisuje się dokładnie w jeden z nurtów judaistycznej tradycji mesjańskiej. Przy takim spojrzeniu zarzut, że to chrześcijanie po śmierci Chrystusa wymyślili zapowiedzi Jego śmierci i włożyli je w Jego usta traci rację bytu.
Gdzie mieszkała Maria Magdalena?
Wdzięczne miano Magdala to tyle co „wieża rybna”. Grecka nazwa miasta, Tarichea, jest jeszcze bardziej wymowna: „miasto solonych ryb”. Już ona sama wskazuje jasno na fakt, że mamy do czynienia ze znacznym ośrodkiem rybołówstwa i handlu rybami. Stąd pochodzić miała Maria Magdalena, z której Jezus wyrzucił siedem złych duchów (Łk 8,2), ale której wcale nie trzeba utożsamiać z jawnogrzesznicą, bo nie ma ku temu biblijnych podstaw (por. Łk 7,36-50). Osada położona jest nieco na północ od Tyberiady na brzegu Jeziora Galilejskiego. Z dawnej świetności pozostały wydobyte na światło dzienne fragmenty murów i wież kościoła dedykowanego Marii Magdalenie. Odnaleziono także niewielkie fragmenty bizantyjskiej posadzki kościoła. Ciekawszym jednak jest fakt, że w samym mieście archeolodzy odkryli niemal kwadratowy plac, przypominający forum, ze wszystkich stron otoczony kolumnadą. Na północ od placu stały termy czyli rzymskie łaźnie publiczne, składające się z szatni, sali masażu i basenów z zimną i ciepłą wodą. Na zachód od term zlokalizowano budynek, który badacze zidentyfikowali jako synagogę. Zbudowany był ze starannie ociosanych kamieni, posiadał wewnętrzną kolumnadę i stopnie na całą szerokość pomieszczenia. Stopnie służyły zapewne jako ławy wykorzystywane podczas szabatowych nabożeństw. Posadzka pokryta została mozaikami. Być może tu modliła się Maria Magdalena? Być może synagogę odwiedzał sam Jezus?
Pokusa (nie)taniej sensacji
Na styku nauki i wiary nietrudno o sensację. Pokusa, by ją wywołać, niekiedy okazuje się nie do odparcia. Niektóre odkrycia osłania poświata tajemniczości, która sprzyja stawianiu hipotez wcale nie niemożliwych, jednak graniczących niemal ze światem mrzonek. Gdy obedrze się już znaleziska z gazetowego posmaku sensacji, należy postawić pytanie o ich rzeczywiste znaczenie.
Tzw. ossuarium Jakuba ogłoszono jesienią 2002 roku najstarszym dowodem potwierdzającym historyczność Jezusa. Inżynier z Tel Awiwu, Oded Golan, handlarz i kolekcjoner starożytności odkupił w latach siedemdziesiątych ubiegłego stulecia kamienną skrzynkę, w której składano kości zmarłych, od sklepikarza w Starej Jerozolimie. Ossuarium rzeczywiście pochodzi z I stulecia, jednak inskrypcja „Jakub, syn Józefa, brat Jezusa” okazała się jak najbardziej współczesna.
Shimon Gibson, brytyjski archeolog, ogłosił w 1999 roku, że odnalazł grotę, w której Jan Chrzciciel udzielał chrztu. Wykuta w okolicach Ein Karem, miejsca narodzin Poprzednika Pańskiego, pieczara skalna zawiera basen, który zidentyfikowano jako żydowską mykwę przeznaczoną do rytualnych oczyszczeń. Na ścianach odnaleziono wyryte znaki wczesnochrześcijańskie oraz wyrysowaną postać, którą Gibson utożsamił z wizerunkiem Chrzciciela. W kamieniu niedaleko wejścia odnaleziono żłobienia w kształcie stopy ludzkiej. Archeolog twierdzi, że przyjmujący chrzest stawiał tam swoją stopę, by otrzymać namaszczenie olejem na nowy etap życia. Wszystko wygląda bardzo spójnie poza faktem, że niewiele zgadza się z danymi Ewangelii, w których nie ma wzmianki o oleju, namaszczaniu stóp, za to jest mowa o tym, że Jan udzielał chrztu w Jordanie, nie w grocie. Hipoteza Gibsona straciła na wiarygodności niemal całkowicie po rozpoczęciu badań w Betanii po stronie jordańskiej, które znakomicie korelują z danymi biblijnymi.
We wrześniu 2012 roku profesor Karen King z Harvardu ogłosiła na Międzynarodowym Kongresie Studiów Koptyjskich w Rzymie odkrycie manuskryptu, który szybko zyskał miano Ewangelii żony Jezusa. Na pochodzącym z rynku antykwarycznego papirusie znalazły się słowa: „Jezus rzekł do nich: Moja żona… również ona będzie moim uczniem”. Tegoroczny lipcowy numer specjalistycznego czasopisma New Testament Studies cały poświęcony został temu tematowi. Konkluzja? Tak wiele błędów na skrawku papirusu o wymiarach 4 na 8 centymetrów nie przystoi nawet niezbyt przykładającemu się do nauki studentowi podstawowego kursu języka koptyjskiego. Pomimo entuzjastycznych tez o wysokiej wagi znalezisku, stawianych przez autorów National Geographic jeszcze w ubiegłym roku, apokryf okazał się fałszerstwem.
Patrząc w przyszłość
Ami Mazar, autor klasycznego akademickiego podręcznika Archeology of the Bible twierdzi, że pragnienie zrozumienia Pisma Świętego jest siłą motywującą rozwój archeologii biblijnej. Yigael Yadin, członek Izraelskiej Akademii Nauk, pisał: „Prowadziliśmy poszukiwania z Biblią w jednej ręce, a szpadlem w drugiej”. Badania komparatystyczne danych archeologicznych i skrypturystycznych są dziś na porządku dziennym. I tak już pewnie pozostanie, bo wiele rejonów Lewantu pozostaje wciąż nietkniętych szpadlem badaczy. Nikt chyba już nie wyobraża sobie wnikliwych studiów nad Biblią z pominięciem wyników prac archeologicznych.