Rzym, Piazza Navona, 4 dni temu
Pisałem wam wówczas, byście nie przestawali z takim,
który nazywając się bratem, w rzeczywistości jest rozpustnikiem,
chciwcem, bałwochwalcą, oszczercą, pijakiem lub zdziercą.
Z takim nawet nie siadajcie wspólnie do posiłku.
(1Kor 5,11)
Osoby dopuszczające się ciężkich grzechów i niemające zamiaru z tego zrezygnować, niekiedy same siebie określają terminem „siostra” czy „brat”, identyfikując się tym samym ze wspólnotą chrześcijańską. Ich czyny jednak zdecydowanie temu przeczą. W takich wypadkach Paweł odradza nawet wspólnotę stołu z tymi, którzy grzeszą i nie dążą do moralnego nawrócenia. Kontynuuje on tradycję judaizmu, według której nie należało spożywać posiłków z grzesznikami. Innymi słowy, apostoł uczy okazywania miłości w sposób należyty.
Okazywać miłość w sposób należyty oznacza nie mylić jej z naiwnością. Kto myli te dwie kwestie, często cierpi z tego powodu. „Naiwność ma miejsce wtedy, gdy ktoś boleśnie nas krzywdzi, a my nie bronimy się przed krzywdzicielem, mimo że nasze cierpienie wcale nie mobilizuje go do zmiany zachowania. Trwanie w tego typu cierpieniu nie jest naśladowaniem Chrystusa, lecz jest wyrazem naiwności lub bezradności. W Ogrójcu Syn Boży zgodził się na aresztowanie nie dlatego, że chciał cierpieć, ale dlatego, że był pewien, iż Jego cierpienie przemieni wiele osób, które zachwycą się Jego miłością. Inaczej zachował się wtedy, gdy w czasie przesłuchania żołnierz uderzył Go w twarz. Tym razem Jezus stanowczo się bronił: »Jeśli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego, a jeśli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?« (J 18,23). Taka reakcja Jezusa może w pierwszej chwili zdumiewać. Oto w Ogrójcu zgadza się przyjąć niewyobrażalne cierpienie, a tutaj broni się przed uderzeniem w policzek! Czy nie jest to brak konsekwencji? Otóż nie! W tym drugim przypadku zgoda na krzywdę i cierpienie byłaby naiwnością. Bijący Jezusa żołnierz nie mógł przecież zrozumieć, że uderza Miłość, która przyjmuje cierpienia dlatego, że kocha i że ma nadzieję, iż ten, kto Ją spotyka, pozwoli się miłością zafascynować i przemienić”[1].
Sam Jezus okazywał miłość w sposób bardzo zróżnicowany. Gdy spotykał ludzi dobrej woli, ludzi o szlachetnych sercach, którzy chcieli żyć blisko Boga, okazywał im swoją czułość i delikatność. Nawracającej się cudzołożnicy mówił: „Ja cię nie potępiam” (J 8,11) i żeby jej nie zawstydzić, nie patrzył jej w oczy, lecz pisał palcem po ziemi. Garnących się do słuchania Jego nauki mówił: „Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). Brał w objęcia dzieci i błogosławił je. Uzdrawiającym dotykiem przywracał zdrowie chorym i słabym.
Gdy spotykał ludzi wahających się w zdecydowanym kroczeniu drogą Bożą, napominał ich, stawiając wymagania. Mówił im: „Kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie” (Łk 9,23). Młodemu człowiekowi, przywiązanemu do swych bogactw, nakazał: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz […]. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10,21). Innych napominał: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego” (Łk 9,62).
Gdy natomiast Jezus spotykał na swej drodze ludzi złej woli, obłudników i hipokrytów, nie wahał się sięgać po bardzo ostre napomnienia: „podobni jesteście do grobów pobielanych, które z zewnątrz wyglądają pięknie, lecz wewnątrz pełne są kości trupich i wszelkiego plugastwa” (Mt 23,27) lub „Węże, plemię żmijowe, jak wy możecie ujść potępienia w piekle?” (Mt 23,33). Gdy trzeba było, Jezus okazywał swą miłość z biczem w ręku (Mt 21,12–17). Nie mylił bowiem miłości z naiwnością, a grzechów innych nie traktował jako krzyża zesłanego przez Boga, choć później podjął krzyż, który zgotowali Mu grzeszni ludzie.
Paweł wzywa mieszkańców Koryntu, by przejęli od Jezusa ten model postępowania, nawet gdyby miało to oznaczać zerwanie wspólnoty z grzesznikiem, który nie zamierza się nawrócić. Co innego, gdy grzesznik okazuje skruchę. W takich sytuacjach sam Jezus chętnie zasiadał do stołu z nierządnicami i nieuczciwymi poborcami podatków.
Dla typów o naturze refleksyjnej – kawałek dobrej muzyki
[1]M. Dziewiecki,Mężczyzna mocny miłością. Być księdzem dzisiaj, Częstochowa 2010, s. 92.