Bracia, ja nie sądzę o sobie samym, że już zdobyłem, ale to jedno czynię:
zapominając o tym, co za mną, a wytężając siły ku temu, co przede mną,
pędzę ku wyznaczonej mecie,
ku nagrodzie, do jakiej Bóg wzywa w górę w Chrystusie Jezusie.
(Flp 3,13-14)
Eksperyment wyglądał następująco: ze ściany jednego z amerykańskich koledżów zdjęto piętnastoletnie tableau ze zdjęciami około pięćdziesięciu absolwentów. Studenci mieli wybrać siedem osób, które wydają im się najszczęśliwsze. Kryteria były różne. Uśmiech, błysk w oku, siła spojrzenia, spokój emanujący z postaci. Po miesiącu udało się dotrzeć niemal do wszystkich osób, które piętnaście lat wcześniej kończyły szkołę. Dwie trzecie z nich było po jednym lub dwóch rozwodach. Kilka osób nigdy nie założyło rodziny. Życie różnie się poukładało. Niektórzy szukali szczęścia za granicą. Największą niespodzianką jednak było odkrycie, że wśród owych siedmiu absolwentów, które wyglądały na szczęśliwe w maturalnej klasie, nie było ani jednego rozwodu. Osoby te wciąż trwały w tych samych, pierwszych związkach, określając swoje małżeństwa jako „piękne”, „bardzo udane”, „wspierające się”. Ci młodzi ludzie w wieku maturalnym marzyli o założeniu rodziny, ale byli szczęśliwi jeszcze przed ślubem. Nie patrzyli na małżeństwo jako na „drogę do szczęścia”. Po prostu tę iskrę szczęścia, którą nosili w sobie, wnieśli w nowo zakładaną rodzinę.
Czy Paweł był nieszczęśliwy, zanim spotkał Chrystusa? Nie sądzę. Paweł w młodym wieku został wysłany z rodzinnego Tarsu do Jerozolimy, by tam pobierać nauki w szkole rabbiego Gamaliea II. Jak w każdej rabinackiej szkole, dużo czasu poświęcać musiał na kształcenie się w znajomości języka hebrajskiego, by w nim odczytywać i interpretować Torę. Warto zauważyć, że Paweł w Tarsie posługiwał się językiem greckim, w Palestynie mówił po aramejsku, natomiast studiował hebrajski. Przypuszczać należy, że nie była mu obca także łacina, gdyż posiadał rzymskie obywatelstwo i wybierał się do Hiszpanii, a tam mówiono właśnie po łacinie. Już choćby fakt znajomości trzech lub czterech języków świadczyć może o znacznych możliwościach intelektualnych późniejszego apostoła narodów.
Ponieważ szkoła Gamaliela należała do jednego z głównych nurtów faryzeizmu, jej adepci niezwykły nacisk kładli na poznanie i interpretację Prawa Mojżeszowego. Paweł więc, w chwili, gdy z listami uwierzytelniającymi od arcykapłanów udał się do Damaszku, by tam więzić chrześcijan, był przekonany o kapitalnym znaczeniu przepisów Prawa. Ich zachowanie stanowiło jedyną możliwą drogę do zbawienia. Nie było innej możliwości podobania się Bogu, jak wierność poszczególnym nakazom I zakazom, które późniejszy apostoł narodów nazywa „uczynkami Prawa”. Młody faryzeusz doskonale znał te zasady i starał się je stosować bardzo skrupulatnie. To one przynosiły mu wewnętrzne poczucie spełnienia. Oczywistym jest, że arcykapłani wybrali osobę zaufaną, sumienną i rzetelnie przestrzegającą Prawa do spełnienia misji w Damaszku.
Apostoł budował swoje poczucie szczęścia na naturalnych darach: na swojej inteligencji, zdolnościach językowych, systematycznym wprawianiu się w przestrzeganiu przepisów Prawa, umiejętnym prowadzeniu wywodów czy zdolnościach retorycznych. Wrodzone umiejętności złączone z sumienną pracą czyniły z niego osobę spełnioną i szczęśliwą.
Chyba wszystkim, którzy interesowali się choć przez chwilę postacią Tomasza z Akwinu, znana jest anegdota o desce wyciętej przy obiadowym stole. Tylko dzięki temu zabiegowi trzynastowieczny święty mógł się przy nim zmieścić. Trzeba przyznać, że także umysł dominikanin scholastyk miał tęgi. Dowód? Tomasz postawił zasadę: „łaska buduje na naturze” (łac. gratia supponit naturam). Choć apostoł narodów nie znał tego sformułowania, znakomicie otwierał się na działanie Bożej łaski, której działanie wplatał w swe naturalne zdolności. Warto więc pieczołowicie odkrywać swe naturalne zdolności, by w oparciu o nie pozwalać łasce Bożej potężnie działać w moim życiu.