W ekstazie
Jednym z klejnotów rzymskiego kościoła Santa Maria della Vittoria jest rzeźbiarskie przedstawienie Ekstazy świętej Teresy. Kaplica przemieniona jest jakby w salę teatralną, w której scenę stanowi ołtarz. Anioł – podobnie jak greckie amory – wypuszcza strzałę Bożej miłości w kierunku kobiecej postaci, a ta pogrąża się w ekstazie o niezwykłej wręcz intensywności. Jest to ekstaza fizyczna, niemal zmysłowa, ale i duchowa zarazem. Miłująca Boga święta spala się w żarze tej miłości. Jej ciało jest napięte niemal do granic ludzkiego wysiłku, a jednocześnie zdaje się opadać bezwolnie w głębię uczucia.
Przed przystąpieniem do pracy nad rzeźbą, którą artysta ukończył w 1646 roku, Gianlorenzo Bernini wielokrotnie przeczytał pamiętniki św. Teresy. Właśnie w jednym z dzieł hiszpańskiej mistyczki znajduje się zapis, który świadczy o palącym pragnieniu, by ujrzeć Jezusa. Dokładnie tak, jak Grecy, którzy przybywszy do Jerozolimy na święto Paschy zwierzyli się Filipowi: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa” (J 12,21).
Jezus spełnił pragnienie świętej z Avila i zaczął ukazywać się jej w mistycznych wizjach. Jednak i tego było jej za mało. Pragnęła umrzeć, by jak najszybciej w pełni zjednoczyć się z Panem. W swoich zapiskach zanotowała: „Nie żyję w sobie, bo znam inną drogę – Pełnego życia, więc wołam w tęsknocie: Ja tym umieram, że umrzeć nie mogę”.
O miękkości Słowa
Słynny żydowski filozof Martin Buber opowiadał pewnego razu o rabinie, który w ten sposób zapamiętał swojego dziadka, ucznia słynnego Baala Szem Towa: „Mój dziadek był sparaliżowany. Pewnego dnia poproszono go, aby opowiedział o swoim nauczycielu. Wówczas dziadek zaczął mówić o tym, jak święty Baal Szem Tow miał w zwyczaju skakać i tańczyć w trakcie modlitwy. Mówiąc te słowa, wstał z miejsca i do tego stopnia dał się ponieść opowieści, że sam zaczął skakać i tańczyć, aby zademonstrować, jak czynił to jego mistrz. W tym momencie został uzdrowiony. Tak właśnie należy opowiadać historie ”.
Zadaniem przypowieści jest doprowadzenie słuchacza do swoistego stanu szoku emocjonalnego i intelektualnego. Dziś dobrze znamy przypowieści. Słysząc pierwsze zdanie, z powodzeniem moglibyśmy dokończyć opowiadanie fabuły. Inaczej było z pierwotnymi odbiorcami Jezusowych opowiadań. Przypowieści wywoływały szok. Burzyły krew. Wywracały życie do góry nogami. Prowokowały. Jak ta: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24).
Jeśli ziarnem jest słowo Boga zapisane w Biblii, to trzeba zdać sobie sprawę, że Biblia jest podobna do Boga. Nie pozwala, by ją poznawano i zgłębiano do samego dna. Jej lektura może stać się fascynującą przygodą odkrywania Boga, który wychyla swe oblicze zza kształtu liter, słów i zdań Pisma świętego. Oto właściwa droga do odmiany serca. Droga, o jakiej pisał ojciec pustyni o imieniu Pojmen: „Woda z natury jest miękka, a kamień twardy: ale jeśli zawiesić naczynie nad kamieniem, wyciekające krople drążą kamień. Tak też i Słowo Boże jest miękkie, a nasze serca twarde. Ale jeżeli człowiek często słucha Słowa Bożego, serce mu się otwiera”.
Nadeszła godzina
Jezus wyjaśnia Filipowi i Andrzejowi, że jeżeli „ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli obumrze, przynosi plon obfity” (J 12,24). Użyty tu grecki termin oznaczający „ziarno” to kokkos. Termin bar w języku hebrajskim oznacza „ziarno”, natomiast w języku aramejskim – „syn”. Gdy Jezus wypowiadał te słowa po aramejsku, mógł świadomie naprowadzać żydowskich słuchaczy na odczytanie w nich prawdy o Jego Bożym synostwie. Można więc widzieć tu grę słów: „Jeśli Syn nie obumrze, zostanie sam. Jeśli obumrze, przyniesie plon obfity”. Byłaby to aluzja do zbawczej śmierci i pogrzebu Jezusa, Syna Bożego. Dodajmy, że obraz ziarna pszenicy posłużył także Pawłowi do wyjaśniania tajemnicy zmartwychwstania (1Kor 15,35-44).
Biblia Tysiąclecia tłumaczy, że ziarno, gdy obumrze, wydaje „plon” obfity, tymczasem użyty przez Jana grecki termin to „owoc” (gr. kapros). Wiadomą jest rzeczą, że zboże nie rodzi owoców, termin ten należy więc rozumieć bardziej symbolicznie. Co więc jest ostatecznie owocem zboża? Oczywiście chleb! Z ziaren wytwarza się mąkę, by użyć ją do pieczenia chleba. I w ten właśnie sposób w Jezusowej wypowiedzi, iż nadeszła Jego „godzina” dopatrzeć się można zapowiedzi Eucharystii.
Wydaje się, że tak właśnie odczytywali Jezusowy logion pierwsi chrześcijanie. Mówiąc o zbliżającej się śmierci, około 107 roku Ignacy Antiocheński używa języka eucharystycznego. W Liście do Rzymian pisał: „Jestem Bożą pszenicą. Zostanę starty zębami dzikich zwierząt, aby się stać czystym chlebem Chrystusa. Proście za mną Chrystusa, abym za sprawą owych zwierząt stał się żertwą ofiarną dla Boga” (Ad Romanos 4,1-2).
Polub stronę na Facebook