fot. M. Rosik
Chropowatość stylu
Wesele zazwyczaj trwało cały tydzień. Przychodzili wszyscy mieszkańcy wioski, a także krewni młodych z innych miejscowości. Nie dziwota więc, że mogło zabraknąć wina. A sześć stągwi, z których każda może pomieścić ponad osiemdziesiąt litrów, to już coś! Radości pewnie nie było końca.
Janowi opis godów przepełniony byłby klimatem radości, gdyby nie ta chropowatość: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto” (J 2,4). Dość dziwnie brzmi w uszach czytelnika zwrócenie się do własnej mamy per „Niewiasto”. Jakoś obco i z dystansem. Dlaczego? Teologowie twierdzą, że Jan świadomie nawiązuje tu do pierwszej zapowiedzi zbawienia, kiedy to Bóg rzekł do rajskiego węża: „Kładę nieprzyjaźń pomiędzy ciebie a niewiastę”. Zapowiedź ta właśnie zaczyna się realizować wraz z początkiem działalności Jezusa. Termin „niewiasta” winien dobitnie uświadomić to czytelnikom. Gdy działalność ta dobiegnie końca, powróci ten sam termin. Maryja usłyszy od Jezusa: „Niewiasto, oto syn Twój”.
Warto jednak pociągnąć dalej niewieści wątek. W Janowej Ewangelii Jezus w taki sam sposób zwraca się do jeszcze jednej kobiety. Do nierządnicy, którą pochwycono na cudzołóstwie, a której Jezus udzielił rozgrzeszenia. Choć w polskich tłumaczeniach czytamy: „Kobieto, gdzież oni są? Nikt cię nie potępił?”, to w języku greckim znajdujemy tam dokładnie ten sam rzeczownik gyne („kobieta”, „niewiasta”). A stąd wniosek może być tylko jeden: gdy Jezus przebacza nam grzechy, nasze dusze stają się tak czyste, jak dusza Jego Niepokalanej Matki.
Ave i Eva
Rajska zapowiedź zbawienia dotyczyła Ewy i jej potomstwa, które miało zmiażdżyć głowę węża. Nie przez przypadek nazwano tę zapowiedź Protoewangelią, czyli pierwszą dobrą nowiną. Nie przez przypadek też św. Hieronim w swym przekładzie Biblii na łacinę dokonał zabiegu, który oburzyłby większość tłumaczy. Zamiast „ono (potomstwo) zmiażdży ci piętę” zapisał „Ona zmiażdży ci piętę”. Dał w ten sposób wyraz kilkuwiekowej już wtedy tradycji interpretacji tego tekstu: to Niewiasta zwana Maryją pokona szatana pod swymi stopami.
Hieronim poszedł tu za sugestią Jana Ewangelisty, według którego Jezus w Kanie nazywa Maryję Niewiastą: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?” (J 2,4). Z tego samego powodu średniowieczni kaznodzieje chętnie uciekali się do łacińskiej gry słów: Ave to przecież odwrotnie zapisane imię Eva. Ewa dała początek grzesznej ludzkości. Trzeba nam więc z radością powitać (Ave – witaj) nową Ewę – Maryję, która stoi u początków ludzkości wyzwolonej z mocy zła i grzechu.
Pierwszy znak, jakiego dokonał Jezus, to symboliczna zapowiedź Eucharystii. Na Eucharystię bowiem wskazuje według Ojców Kościoła wyśmienite wino, które Jezus podał weselnikom. Podczas każdej Eucharystii Jezus mówi: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje za was wydane”. Wskazuje w ten sposób swoją śmierć. I aby nie było wątpliwości, że zapowiedź zbawienia skierowana do pierwszej niewiasty, utożsamionej przez pierwszych chrześcijan z Maryją, zaczęła realizować się już w Kanie, gdzie Jezus nazwał Maryję Niewiastą, również pod krzyżem zwraca się do Niej w ten sposób: „Niewiasto, oto syn Twój”. I tylko Ona, Matka trzymająca w ramionach martwego Syna, może powiedzieć o Nim: „To jest Ciało moje. To jest Krew moja”. Bo zbawienia najpełniej doświadczamy w Eucharystii.
Znaki zapytania nad winem
Najstarsze manuskrypty Nowego Testamentu pisane są majuskułą (najczęściej uncjałą), czyli wielkimi literami. To jeszcze nie tak duży kłopot dla tłumaczy, choć czasem muszą zdecydować, czy słowo „duch” napisać dużą literą, wskazując na Ducha Świętego, czy raczej małą – a wtedy mowa o duchu ludzkim. Większy problem stwarza brak przerw między wyrazami. Tłumacz musi zdecydować, gdzie kończy się jedno zdanie, a zaczyna następne. Największy jednak kłopot stanowi czasem brak znaków zapytania.
Tak właśnie jest w Janowym opowiadaniu o przyjęciu weselnym. Wszyscy zgadzają się, że grecki idiom „co mnie i tobie” należy przetłumaczyć jako pytanie: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?” (J 2,4). Kłopotu nastręcza jednak dalszy ciąg wypowiedzi Jezusa. Czy jest to kategoryczne stwierdzenie: „Jeszcze nie nadeszła godzina moja!”? Czy może raczej – jak chcą inni – zastanawianie się w stylu: „Zaraz, zaraz, czy jeszcze nie nadeszła godzina moja? Nadeszła! Więc do dzieła!”? Nie wiadomo. Kwestię pozostawmy dysputom biblistów.
Wiadomo natomiast, że przy tym pierwszym cudzie Jezus zwrócił się do Maryi: „Niewiasto”. Tak samo nazwał Ją, umierając na krzyżu, gdy mówił o Janie: „Niewiasto, oto syn Twój”. Czyż to nie nazbyt oficjalny sposób zwracania się do własnej mamy? Z punktu widzenia ewangelisty – nie. Jan świadomie nawiązuje do pierwszej obietnicy zbawienia, gdy tuż po grzechu pierwszych rodziców Bóg położył nieprzyjaźń pomiędzy węża a niewiastę, a także między ich potomstwo! Obietnicę, Kanę i krzyż łączy jedno słowo – niewiasta! Obietnica zaczyna się realizować, gdy Jezus dokonuje pierwszego cudu, a kończy wraz z Jego śmiercią na krzyżu. To wtedy Jezus – potomek Niewiasty – zatriumfował nad złem.
Cud dorastania na weselnym przyjęciu
Chociaż różne współczesne miejscowości pretendują do miana ewangelicznej Kany, tradycja chrześcijańska utożsamia ją z miejscowością Kafr Kanna w północnym Izraelu. To tu znajduje się sanktuarium Pierwszego Cudu Jezusa, którym opiekują się franciszkanie z Kustodii Ziemi Świętej. Kana Galilejska stała się tematem wielu dzieł sztuki, ale równie dobrze mogłaby stać przyczynkiem do poematu o relacji miedzy matką i dzieckiem.
Chrystus z Kany jest dorosłym, dojrzałym mężczyzną, samodzielnym, realizującym swoją misję i powołanie. Już nie jest chłopcem na kolanach Maryi. Nie jest brzdącem, który biegnąc rozbije sobie kolano. Przyszedł ten moment – w relacji Matki i Syna – w którym trzeba się zgodzić na rozstanie, na dorosłość, na pełną i odpowiedzialną samodzielność. Maryja musiała mieć tego świadomość. Jej serce było wolne od chęci zostawienia Go dla siebie i przy sobie. A jednak, gdy oboje pojawiają się na weselu, Maryja z całkowitą, naturalną swobodą mówi Synowi o kłopotach gospodarzy. Niczego nie podpowiada. Niczego nie sugeruje. Po prostu stwierdza: „Nie mają już wina” (J 2,3).
I wtedy staje się to, co w relację rodzic – dziecko jest wpisane od początku: zmiana, dojrzewanie, osiągnięcie nowego etapu. Mimo dorosłości, Jezus nie odmawia Matce. Ona niczego Mu nie nakazuje. Jezus po raz pierwszy zapłakał przy Matce, przemówił przy Matce, postawił pierwszy krok pod Jej czujnym okiem. Swojego pierwszego cudu też dokonał w Jej obecności. Cudu dorosłego człowieka, dla którego Matka wciąż pozostaje autorytetem.
Matczyne szepty
Scena z Wielkiego Piątku, gdy umierający Chrystus wygłasza z krzyża swój testament i powierza Maryi Jana jako syna, a przez to potwierdza jej macierzyństwo wobec wszystkich ludzi wszystkich pokoleń, jest tylko boską pieczęcią dla tego macierzyństwa. Maryja od samego początku wypełniała to powołanie – intuicyjnie, pełnią serca – wsłuchując się w potrzeby tych, których w ostatnich chwilach swego ziemskiego życia Chrystus Jej powierzy. „Ona –jak pisze Henri Caffarel w „Stu listach o modlitwie” – modli się za swoje niezliczone dzieci, a raczej modli się w ich imieniu.
Wiele spośród Jej dzieci zapomina o swoim Bogu, zaniedbuje podziękować za Jego dary, błagać Go o przebaczenie, uznać Jego władzę, ale na szczęście jest Matka, i to, czego one zaniedbują, Ona robi za nie. Pełna troskliwości o wszystkich wstawia się za wszystkimi. Modli się tak, jak to robią matki, to znaczy: niesie swoje dziecko do Boga i ofiaruje je”. Często mówimy – czytając tę perykopę – o pierwszym cudzie, który Jezus uczynił rozpoczynając swoją misję. Z całą pewnością możemy mówić też o pełnym czułości geście macierzyńskiej opieki Maryi nad powierzonymi Jej dziećmi. To, co zrobiła Maryja w Kanie, wciąż dokonuje się i w naszym życiu. Maryja jako Matka szepcze Bogu: „Nie mają już wina”, nie mają już pieniędzy, choruje im córka, zabrakło im wiary, nie poradzą sobie sami, pogubili się, nie mają nadziei…Ona robi w stu procentach to, co należy do matki, Jej miłość jest niezawodna.
Jednak o wszystkim decyduje to, jakiej odpowiedzi udzielimy my, gdy patrząc w nasze oczy wyzna: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Czy odważymy się na szaleństwo nalania wody do pustych, kamiennych stągwi? Czy przezwyciężymy opór i niedowiarstwo?
II C