Hong Kong nocą (fot. M. Rosik)
Wzmożony ruch
Sformułowanie „wzmożony ruch” kojarzy mi się w pierwszym rzędzie z korkami na ulicach, nerwowymi odgłosami klaksonów i kierowcami, którzy próbują przejechać skrzyżowanie nawet na żółtym świetle. Inne skojarzenia miał tłumacz Biblii Tysiąclecia. Takim właśnie tytułem opatrzył krótki fragment Ewangelii Marka: „Potem [Jezus] przyszedł do domu, a tłum znów się zbierał, tak, że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: Odszedł od zmysłów” (Mk 3,20-21). Wzmożony ruch wokół Jezusa był skutkiem dokonanych przez Niego cudownych uzdrowień.
Na pytanie siedmioletniego Williama: „Gdybyś mógł dokonać jednego cudu, co by to było?”, papież Franciszek odpowiedział: „Uzdrawiałbym dzieci. Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć, dlaczego dzieci cierpią. To dla mnie tajemnica. Nie potrafię tego wyjaśnić. Zastanawiam się nad tym i moje serce zadaje pytanie: Dlaczego dzieci cierpią? Jezus płakał i Jego płacz oznaczał, że rozumie nasze tragedie. Ja również staram się je zrozumieć. Tak, gdybym mógł dokonać cudu, uzdrowiłbym wszystkie dzieci” (Papież Franciszek, Dzieci piszą listy. Papież Franciszek odpowiada).
Pytanie o cierpienie niewinnych może także kiedyś spowodować wzmożony ruch w niebie. Zapewne prawie każdy chciałby je zadać Jezusowi. Tymczasem jesteśmy jeszcze na ziemi. Nie znając odpowiedzi na pytanie o cierpienie i tak nie możemy zrobić nic lepszego, jak tylko biec do Jezusa z naszymi biedami i chorobami. Choćby ruch miał się wzmagać.
Kto się boi demonów?
Tass Saada był jednym z najbardziej wyszkolonych snajperów Organizacji Wyzwolenia Palestyny. Urodził się w 1951 roku w Gazie, w namiocie dla uchodźców. Wsławił się swymi czynami w 1968 roku w bitwie o al-Karame. Walczących muzułmanów spierała wtedy armia Królestwa Jordanii. Snajper Saada nienawidził Żydów tak, jak to tylko możliwe. Strzelał z zimną krwią. Bardzo precyzyjnie. Brał udział w nieudanym zamachu na księcia Jordanii. A potem otrzymał pracę swego życia: został osobistym kierowcą Jassira Arafata. Ze szczegółami opowiada o tym w książce Byłem człowiekiem Arafata, wydanej w polskim tłumaczeniu w Poznaniu w 2013 roku.
W lutym 1974 roku Tass przyleciał do Stanów. Od razu zastanowił go brak wrogości wobec jego osoby. Spodziewał się, że na każdym kroku będzie piętnowany i pogardzany. Tymczasem na ogół spotykał się z życzliwością. Postanowił założyć restaurację. Szukał odpowiedniego budynku. Gdy w końcu znalazł właściwy, okazało się, że wcześniej był tam dom pogrzebowy! Muzułmanie wierzą, że wszystkie miejsca związane ze śmiercią są pełne demonów. „Nie mogę go kupić! – przekonywał swojego przyjaciela Tass – To przeklęte miejsce, pełne nieszczęścia!” „Wiesz dlaczego się boisz? – usłyszał w odpowiedzi. – Bo nie masz w sobie bojaźni Bożej. Kto boi się demonów, nie boi się Boga. Kto boi się Boga, nie boi się demonów”. Dawny snajper był zszokowany. Pierwszy raz w życiu spotkał się z tak dziwnym sposobem myślenia. Rozpoczął poszukiwania, które ostatecznie przyprowadziły go do chrześcijaństwa.
Dopiero po latach odkrył znane powiedzenie św. Teresy: „Nie rozumiem obaw, które każą nam mówić ‘diabeł! diabeł!’, podczas gdy możemy mówić „Bóg! Bóg!”. A święta z Avila była przecież świadoma, że „nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże” (Mk 3,27).
Maryi kłopoty z Jezusem?
Dużym zainteresowaniem chrześcijan pierwszych wieków cieszyły się tzw. lata ukryte Jezusa. Chodzi między innymi o Jego dzieciństwo, o którym tak niewiele wspominają Ewangelie kanoniczne. Obrazu tego starają się dopełnić autorzy apokryfów, którzy sięgają po pomysły graniczące niekiedy ze światem science fiction. Niektóre sceny są dość romantyczne. Mały Jezus miał lepić ptaki z gliny, które później – na dźwięk Jego klaśnięcia – ożywały. Innym razem spacerował po promieniu słońca. Inne jednak nad wyraz drastyczne. Jezus miał rzekomo pozbawić życia chłopca, który wypuścił wodę ze stawu. Innym razem miał pozamieniać kolegów w kozły i dopiero na usilne prośby rodziców ich „odczarował”.
Gdyby historie te były prawdziwe, Maryja musiałaby mieć anielską cierpliwość do swego Syna! Na szczęście są tylko wymysłem dziwacznych umysłów. Są jednak w Ewangeliach sceny, które odczytać można jako rysę na lustrze więzi Matki z Synem. Chodzi nie tylko o zagubienie Jezusa w świątyni. Na myśl przychodzi również szorstka – jak się wydaje przy pierwszej lekturze – odpowiedź, Jezusa wobec poszukujących Go krewnych: „Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi? – I spoglądając na siedzących dokoła, rzekł: Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten mi jest bratem, siostrą i matką” (Mk 3,33-35).
Odpowiedź ta jest szorstka tylko na pierwszy rzut oka. W perspektywie słów Maryi: „Niech mi się stanie według słowa twego” brzmi niczym pochwała. I prowokuje do pytania o nasze pokrewieństwo z Jezusem…
Polub stronę na Facebook