fot. M. Rosik
Skarb na ulicach Kalkuty
Postać św. Matki Teresy przychodzi mi na myśl za każdym razem, czy słucham tych słów Jezusa: „Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12,33-34).
Pewien dziennikarz wybrał się z Anglii, by napisać tekst o życiu założycielki Misjonarek Miłości. Pomysł był przejrzysty: opisać zwykły dzień Matki Teresy. Wszystko rozpoczęło się od dwugodzinnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Potem była Eucharystia, lekkie śniadanie i rozpoczynała się praca z chorymi. Matka wędrowała od schroniska do szpitala, odwiedzając po drodze leprozorium. Po modlitwach południowych obiad, potem praca w biurze i znów spotkania z chorymi w towarzystwie innych sióstr. Pod koniec dnia okazało się, że dziennikarz nie potrafił znieść zaduchu panującego w schronisku i jęków umierających hindusów, rzekł: „Matko, nawet za milion dolarów nie podjąłbym się tego dzieła”. Matka Teresa odpowiedziała: „Ja też nie. Nie zniosłabym myśli, że robię to dla pieniędzy”.
Inny razem zbliżył się do niej żebrak, aby ofiarować jej kilka rupii na potrzeby prowadzonego przez nią instytutu. „Pomyślałam wtedy – mówi Matka Teresa – jeśli wezmę od niego te pieniądze, odejdzie ode mnie głodny. Jeśli nie wezmę, odejdzie upokorzony”. Wzięłam tę skromną ofiarę. Kiedy trzymałam ją w ręce, poczułam, że jest więcej wart niż otrzymana przeze mnie Nagroda Nobla”. Tak właśnie święta z Kalkuty gromadziła sobie skarb w niebie.
Zeszyty pełne Głosu
Gabriela Bossis urodziła się we Francji w 1874 roku. W klasztornej szkole w Nantes odznaczała się tak wielką pobożnością, że typowano ją do życia w zakonie. Po ukończeniu nauki nie wstąpiła jednak do klasztoru, ale wyszła za mąż. W 1923 r. napisała sztukę teatralną, która odniosła wielki sukces. Od tego czasu rozpoczęła się jej wielka przygoda pisarska i teatralna. Spod jej pióra wyszło wiele utworów, a każdy łączył inteligentny humor z moralnym i religijnym przesłaniem. Przedstawienia, które realizowała, oglądali widzowie Europy, Afryki, Ameryki i Kanady. Była sławna. Świat coraz bardziej chylił się do jej stóp. Czy można chcieć więcej, niż uznania swojej pracy i odniesienia zawodowego sukcesu? Gabriela chciała… Mimo intensywnej pracy i szybko rozwijającej się kariery nigdy nie przestała się modlić. W 1936 r., gdy miała 62 lata na pokładzie statku usłyszała po raz pierwszy wewnętrzny Głos, który towarzyszył jej aż do dnia śmierci.
Przez 13 lat Jezus Chrystus mówił do niej, a ona notowała Jego słowa zapisując dziesięć zeszytów. Zatytułowała je „Lui et moi”, „On i ja”, a od 1967 roku. ukazało się aż pięćdziesiąt wydań jej zapisków. Zmarła w 1950 r. jako siostra Maria od Serca Jezusowego z III Zakonu św. Franciszka. 8 listopada 1944 roku. Chrystusa mówił: „Czy patrzysz na śmierć jak na uroczystość, którą już teraz chcesz przygotować? Z jakim staraniem przygotowujesz twoje przyjęcie ziemskie? A czy spotkanie tam, w Górze, nie jest warte wszystkich twych subtelnych zabiegów? Spiesz się, moja oblubienico! Las twoich lat pożółkł jak złoto. Duszę twoją, pełną soków żywotnych, opromienią ostatnie blaski zachodu i powróci ona do swego źródła, porzucając ziemskie widoki dla piękniejszych słońc”.
„Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie” (Łk 12,37) mówił ten sam Jezus dwa tysiące lat wcześniej do wpatrzonych w Niego uczniów. Łukasz zanotował te słowa z taką samą czułością, jak francuska aktorka i łączą się dziś w jeden płomień, który mocno świeci w lampie roztropnych panien.
Mała wielka święta
Teresa z Lisieux zmarła w 1897 roku, a została kanonizowana już w roku 1925, po tak krótkim czasie, że nie zostały zachowane ograniczenia przewidziane przez prawo kościelne. Papież Pius X, który rozpoczął proces kanoniczny, już na początku przepowiedział, że zostanie uznana „największą świętą nowych czasów”. Pius XI, który wyniósł ją do chwały ołtarzy, nazwał ją „gwiazdą swojego pontyfikatu” i „huraganem chwały”. Autobiografia napisana przez Małą Teresę Martin i jej wizerunki, rozeszły się po świecie w setkach milionów egzemplarzy, a jedynie w latach 1915-1916 dochodziły do czterech milionów. Nazywano ją „dziewczynką najbardziej kochaną na ziemi”. Przypisywane jej przed kanonizacją cuda przekroczyły liczbę czterech tysięcy.
Teresa połączyła w swoim krótkim życiu tajemnicę Żłóbka i Krzyża. Zachwycona dziecięctwem Jezusa ofiarowała Mu się jak zabawka, którą można bardzo lubić, ale też zepsuć, odrzucić i używać w taki sposób, w jaki tylko dziecku przyjdzie ochota i umierała w cierpieniu przypominającym tortury. Agonia trwała długo, śmierć miała być jedynym wybawieniem od bólu. Zapisane w „Żółtym zeszycie” rozmowy z ostatnich czterech miesięcy życia Świętej nie pozostawiają wątpliwości: umierała nie tylko na gruźlicę, ale też z tęsknoty za Panem.
– A więc śmierć przyjdzie po ciebie? – pytały siostry Teresę.
– Nie, to nie śmierć przyjdzie po mnie, ale Pan Bóg. Śmierć nie jest widziadłem, przerażającą zjawą, taką, jaką przedstawiają niektórzy na różnych obrazach. Nie lękam się rozłączenia, bo ono połączy mnie z Bogiem na zawsze. – odpowiadała chora. I dodawała po chwili: A czy Boski Złodziej przyjdzie prędko, by ukraść swe małe winne grono? Już Go widzę w oddali, ale bardzo uważam, by nie zawołać: Złodziej! Przeciwnie, przyzywam Go mówiąc: Oto tędy droga, tędy… „Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie” (Łk 12, 40).
Polub stronę na Facebook