fot. M. Rosik

Życiodajna modlitwa

Francuski sługa Boży Henri Caffarel, założyciel ruchu małżeńskiej duchowości Équipes Notre-Dame, często był zapraszany do głoszenia rekolekcji w seminariach duchownych. Przyjmował te zaproszenia i z wielkim przejęciem wygłaszał nauki. Pewnego razu pojechał na jeden dzień na francuską prowincję, do grupy seminarzystów, którzy poprosili, aby porozmawiał z nimi o tym, czego rodziny oczekują od księdza. W drodze powrotnej nie był z siebie dymny, ponieważ nękało go pytanie, dlaczego nie udało mu się przekonać przyszłych kapłanów do tego, że to modlitwa jest konieczna i najważniejsza, i że to o niej trzeba rozmawiać z ludźmi. Analizował spotkanie i zrozumiał, że bardziej przemawiają do młodych argumenty o służbie ludziom, ubogim, ciemiężonym, ale dużo mniej o prymacie modlitwy ponad tymi działaniami. Napisał list do seminarzystów.

„Chrystus całym swoim życiem mówił o konieczności modlitwy. Modlitwa to potrzeba życiowa, tak jak oddychanie, jedzenie, sen. Wyraźnie mówię: życiowa. Kto unika modlitwy, ten ginie” – pisał. „Jeśli jest dzisiaj tylu ludzi rozbitych – to czyż nie dlatego, że zaniedbują jakąś podstawową funkcję? I czyż tą zaniedbaną funkcją nie jest modlitwa? Równowaga staje się udziałem ludzi, którzy się modlą. Nic dziwnego, że człowiek odżywa w kontakcie z Duchem Bożym, a przepojony Nim odzyskuje żywotność i równowagę. Człowiek jest mniej skupiony na sobie, kiedy przez pół godziny próbował się skupić tylko i wyłącznie na Bogu” – tłumaczył Caffarel.

„Ojciec z nieba da Ducha Świętego tym, którzy Go proszą” (Łk 11,13), a Duch uzdolni całego człowieka do pełni życia. Jesteśmy Jego świątynią. Modlitwa jest snopem światła, który wypełniając nas rozświetla witraże. Bez niej w ścianach naszej duszy są tylko ciemne ramy okien z kawałkami szkła.

Z wyciągniętą dłonią

Wielu ludzi na widok osoby żebrzącej ogarnia pogarda i obrzydzenie. Nie zawsze uczucia te wywołuje kwaśna woń długo niemytego ciała, czy brunatna warstwa pokrywająca brudną, wyciągniętą rękę. Z badań wynika, że oprócz podejrzliwości wobec żebrzących o to, że są zwykłymi naciągaczami, bardzo często pogardę wywołuje w nas ich uniżona postawa prośby. Jesteśmy formowani tak, aby osiągać sukcesy. Programowani w taki sposób, aby nieustannie dążyć do własnej niezależności: finansowej, zawodowej, również niezależności w relacjach z innymi ludźmi. Często słyszymy: „Nie będę się prosił. Sam sobie poradzę. Kto, jeśli nie ja”. Zgadzamy się, nawet podświadomie, na wmanipulowywane w nas idee o samowystarczalności. Zgadzamy się, choć wszczepieni w Chrystusa przez sakrament chrztu, nosimy w swym sercu zupełnie inny porządek. Chrystusowa Ewangelia staje w poprzek idei o samowystarczalności. Gdy Chrystus uczy apostołów modlitwy bezustannie powraca do modlitwy prośby. „Proście, a będzie wam dane” (Łk 11,9).

Czy można wobec takiego nalegania ze strony Chrystusa wątpić w to, że modlitwa prośby, postawa prośby, ma ogromne znaczenie? Skoro sam Bóg uczy nas w jaki sposób prosić, to znaczy, że akt prośby jest nie tylko ważny, ale jest konieczny dla naszego życia duchowego. Proszenie to poniekąd postawa żebraka. Dawanie – osób hojnych i możnych. Wielu z nas zapewne chciałby się zaliczać do tych drugich. A jednak wobec Boga jesteśmy biedakami wystającymi na zakrętach świata z wyciągniętą ręką, drążącą i brudną. Nie mamy niczego, czego wcześniej nie otrzymalibyśmy od Niego. Nawet nasze pragnienie miłości, niezaspokojenie i szukanie jej – mamy od Niego.

Jeśli uda nam się stanąć przed Bogiem w postawie prośby i wytrwać w niej przez całe życie, doświadczymy rzeczywistego obdarowania dziecka przez najhojniejszego z Ojców.

Polub stronę na Facebook