Dotknięcie
Na przełomie VII i VIII wieku bez wątpienia należał do absolutnej elity intelektualnej Europy. Zajmował się astronomią i przyrodoznawstwem, pisał podręczniki do gramatyki i sztuki oratorskiej, wydawał biografie znanych ludzi i historię Kościoła w Anglii. Beda Czcigodny z właściwą sobie erudycją komentował także Ewangelie. W uzdrowieniu człowieka głuchoniemego widział – zgodnie z całą tradycją patrystyczną – wezwanie do otwarcia uszu na słowa dobrej nowiny i korzystania z daru mowy w celu jej głoszenia: „Głuchoniemy to ten, kto nie może usłyszeć słów Bożych, ani nie otwiera ust do wypowiedzenia słów, które są konieczne”. Głuchoniemy symbolizuje więc każdego wierzącego. Jezus najpierw musi otworzyć jego uszy na słowa zbawienia, a następnie obdarzyć zdolnością świadczenia słowem. Uszy i język muszą zostać dotknięte przez Pana. Reszta należy do nas.
Do IV wieku, gdy chrześcijanie rozpoczynali modlitwę, nie czynili dużego znaku krzyża, który kreśliliby na swym ciele, jak dziś mamy to w zwyczaju – poczynając od czoła, przez pierś, a kończąc na obydwu ramionach. Czynili kciukiem prawej ręki trzy niewielkie znaki krzyża na czole, ustach i piersi. Dokładnie tak, jak robimy to przed wysłuchaniem słów Ewangelii podczas Eucharystii.
Znak krzyża na czole oznacza, że nasza wiara ma być rozumna. Krzyż na ustach wskazuje na to, że wiara winna być czuła. Ustami przecież składamy pocałunek ukochanej osobie. Krzyż na piersi zachęca do tego, by wiara była odważna. Rozumna, czuła i odważna – to trzy przymioty wiary, na które wskazuje znak krzyża. Taka wiara staje się możliwa jednak tylko u tego, kto jak głuchoniemy doznał Jezusowej łaski: „On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka” (Mk 7,33).
Modlitwa spojrzeniem
Badania o skuteczności komunikacji prowadzone przez Alberta Mehrabiana, profesora Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles dowodzą, że treść wypowiedzi (czyli przekaz słowny) tylko w siedmiu procentach wpływa na wiarygodność i skuteczność komunikacji. W trzydziestu ośmiu procentach decyduje o tym ton głosu, natomiast w pięćdziesięciu pięciu procentach istota przekazu zależna jest od komunikacji pozawerbalnej.
Jednym z istotnych elementów mowy ciała jest spojrzenie. Dla przykładu, pod wpływem stresu człowiek mruga znacznie częściej niż standardowe siedem razy na minutę. Uciekanie oczyma przed spojrzeniem drugiego to reakcja obronna. Podobne znaczenie ma zamykanie oczu na dłużej niż mrugnięcie. Obniżenie wzroku wzbudza empatię. Nieświadomie gestu tego często dokonują dzieci, prosząc o coś swych rodziców.
Spojrzenie Jezusa przenikało ludzkie serca i odkrywało ich tajniki. Było to często spojrzenie pełne miłości, jak w przypadku bogatego młodego człowieka, któremu Jezus nakazał sprzedać swe mienie. Innym razem spojrzenie Nauczyciela z Nazaretu wyrażało gniew, jak choćby wobec gorszących się uzdrawianiem w szabat. Zdarzało się także, że Jezus pełen delikatności dla największych nawet grzeszników, którzy szukają nawrócenia, odwracał wzrok. Gdy przyprowadzono Mu kobietę, która prowadziła grzeszne życie, Jezus nie chciał jej zawstydzić swym spojrzeniem. Pochylił się i pisał palcem po ziemi. Jezus spojrzeniem przebaczał i wzywał do nawrócenia. Więcej, Jezus modlił się spojrzeniem. Człowieka głuchoniemego „wziął na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: Effatha!” (Mk 7,33-34). Jan Maria Vianney mawiał, że adoracja Najświętszego Sakramentu to nic innego, jak modlitwa spojrzeniem.
Duchowa laryngologia
W ostatnich latach otolaryngolodzy poczynili duże postępy w dziedzinie wszczepiania implantu ślimakowego osobie, która całkowicie lub w dużej części utraciła słuch. To jedno z większych wyzwań, jakie staje przed tą gałęzią medycyny. Chodzi o to, by implant wszczepić do całkowicie już nieczynnego ucha wewnętrznego. Podczas tego zabiegu we wnętrzu ślimaka umieszcza się elektrodę, która emituje impulsy elektryczne i pobudza zakończenia nerwu słuchowego. W wyniku takiej stymulacji powstaje tzw. słuch elektryczny, a pacjent zaczyna odbierać dźwięki. Wśród lekarzy istniała wielka obawa, że otwarcie ucha wewnętrznego i wszczepienie elektrody do nieczynnej części ślimaka może zniszczyć tę zdrową, a słuch elektryczny nie będzie współgrał z resztkami słuchu naturalnego, Na szczęście dzięki specjalistycznym metodom udaje się uniknąć tych niebezpieczeństw.
Chrystus uzdrawiając głuchoniemego nad jeziorem Galilejskim nie musi analizować złożonych procesów zachodzących we wnętrzu ucha. Co więc robi? „On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka, a spojrzawszy w niebo westchnął i rzekł do niego: Effatha!” (Mk 7,33-34).
I niemożność wypowiadania słów, głuchota uszu –znikają, chory doświadcza cudu uzdrowienia. Jednak tam, nad błękitną taflą jeziora dokonuje się o wiele więcej. Bóg, znając człowieka, wskazuje na głuchotę głębsza, poważniejszą, niż tylko głuchota uszu. Głuchoty na słowo Boga nie da się wyleczyć wszczepieniem implantu. Jest tylko jedna droga. Trzeba pozwolić, by Jezus – jak głuchoniemego – wziął nas „na bok”. Bo w naszych świątyniach na boku stoją konfesjonały.