fot. M. Rosik
Minister i prześcieradło
Możliwe, że porywczy charakter odziedziczyli po ojcu. Nie można jednak wykluczyć, że to płomień patriotyzmu płonący w ich sercach sprawił, że nie potrafili długo usiedzieć spokojnie. Może dlatego Jezus nazwał ich Synami Gromu. Bibliści podejrzewają nawet, że Jakub i Jan, zanim zaciągnęli się do grupy uczniów Nauczyciela z Nazaretu, należeli do radykalnego nurtu zelotów, którzy za wszelką cenę wywalczyć chcieli niepodległość, uwalniając się od rzymskiego jarzma.
To właśnie oni zapragnęli władzy: „Nauczycielu, chcemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy… Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, drugi po lewej swej stronie” (Mk 10,35-37). Szykowali się na ministrów w rządzie, który powstanie po upadku obecnej koalicji herodiańsko-rzymskiej. I nie należy się dziwić takim marzeniom. Spodziewali się przewrotu i nastania wolnego królestwa Izraela. W końcu ich Mistrz wykazywał dowody swej władzy. Powołał ich tuż po cudownym połowie ryb. Rozkazał wichrowi, aby się uciszył, gdy rozszalała burza niszczyła uderzeniami fal ich łódkę niczym łupina kołyszącą się na jeziorze. Brali do ręki chleb, który cudownie rozmnażał się na ich oczach. Widzieli, jak z opętanych z krzykiem wychodziły złe duchy. Oniemieli ze zdumienia, gdy w ich obecności do życia wróciła zmarła córka Jaira. A przecież Jezus tylko im i Piotrowi pozwolił oglądać tę scenę. Ba, tylko tej trójce uczniów Mistrz zaufał na tyle, że zabrał ich na Tabor, by byli świadkami narady z Mojżeszem i Eliaszem. Czyż więc nie byli godni zaszczytnych urzędów?
Biedni Jakub i Jan! Nie zdawali sobie sprawy, że być ministrem – czyli sługą – w Jezusowym królestwie to przepasać się prześcieradłem i umywać innym nogi.
Po przyjacielsku
Teresa z Ávila wybrała się pewnego razu do klasztoru w Burgos w Hiszpanii. W pełni zimy dwukołowy wóz z ledwością przedzierał się przez hałdy błota i kałuże. Długie godziny na zimnym powietrzu dawały się we znaki reformatorce Karmelu. Gdy w końcu dotarła do rzeki Arlazon, zmuszona była wysiąść z powozu i wędrować dalej pieszo w deszczu i błocie. Wóz w każdej chwili mógłby się osunąć do koryta rzeki. Jak na karmelitankę przystało, Teresa zaczęła się modlić: „Panie, wspomóż mnie w tej sytuacji, przecież robię to dla Ciebie”. W sercu usłyszała odpowiedź: „Odwagi, Tereso, Ja tak właśnie traktuję swoich przyjaciół”. Z wrodzonym sobie poczuciem humoru wędrująca przez błoto zakonnica odpowiedziała: „I dlatego masz ich tak mało”.
Apostołowie Jakub i Jan – nie słudzy, lecz przyjaciele Jezusa – zapragnęli wysokich stanowisk w królestwie niebieskim. Jezus odpowiada wciąż niezmiennie tak samo, jak szesnaście wieków później odpowiedział Teresie: „Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?” (Mk 10,38). Dla nich było to retoryczne pytanie. Będą pić Jego kielich. A jest to kielich goryczy. Przyjmą ten sam chrzest. A jest to chrzest krwi.
Jakub został ścięty w Jerozolimie podczas prześladowań za Heroda Agryppy I. Jan został skazany na odosobnienie na oblanej wodami Morza Egejskiego wyspę Patmos. Bo właśnie tak Jezus traktuje swoich przyjaciół. Wciąż obiecuje im dwie rzeczy: że zawsze będą niepomiernie szczęśliwi i że zawsze będą mieć wiele kłopotów.
Jezus i służby specjalne
Malutka wyspa Bornholm, oblana wodami Bałtyku, zachwyca ciszą i naturą. Charakterystycznym elementem bornholmskiego krajobrazu są niewielkie kościoły – rotundy, budowane na kształcie owalu osiem wieków wstecz. W Olskirke w niewielkim Olsker, drogocennym zabytkiem kultury sakralnej jest rzeźbiona ambona i stylowe freski, które nadają klimat całemu wnętrzu. Niezwykłe w swej wymowie są wizerunki czterech ewangelistów. Każdy wygląda odmiennie, jak odmienne są dzieła powstałe pod ich wprawnym piórem. A dzieła te są różne, gdyż każdy inaczej widział postać Jezusa z Nazaretu.
Choć każdy z ewangelistów innymi barwami maluje portret Jezusa, wszyscy jednogłośnie przypominają Jego nauczanie o konieczności dostrzegania potrzeb drugiego: „Kto by między wami chciał stać się wielki, niech będzie waszym sługą” (Mk 10,43). Być sługą to dziś mało popularna pozycja. Zazwyczaj kojarzona bywa ze sprzątaniem hotelowych pokoi, myciem naczyń w restauracjach, sprzątaniem cudzych domów lub afrykańskimi niewolnikami. Czy właśnie taki – zdaniem Jezusa – ma być ideał życia oddanego Bogu? W języku aramejskim, którym na co dzień posługiwał się Jezus, słowo „sługa” brzmi identycznie jak „dziecko”. A przecież więź dziecka z ojcem jest odmienna niż więź niewolnika z jego panem. Z natury swej zakłada miłość, przywiązanie, życzliwość. Gdy więc Jezus mówi o służbie, nie myśli o niewolnictwie, lecz o spontanicznej uczynności wobec tych, którzy znajdują się w potrzebie.
Na kartach Biblii służba ma jeszcze jeden, zupełnie specjalny wymiar, o wiele głębszy niż proste niesienie pomocy. Oznacza odkrycie i wypełnienie tego, co potocznie zwykliśmy nazywać wolą Bożą. Dlatego sam Jezus, do którego ewangeliści stosują starotestamentalny tytuł Sługi Jahwe, może powiedzieć o sobie: „Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,45).
Oto Bóg królował z drzewa
Początki Zamku Królewskiego w Warszawie sięgają XIV wieku. Wtedy powstała Wieża Wielka, dziś zwana Wieżą Grodzką. W XVI i XVII wieku, za czasów Zygmunta III Wazy, zamek był rozbudowywany i uzyskał kształt zamkniętego pięcioboku. Był rezydencją królewską, miejscem obrad sejmu, centrum administracyjnym i kulturalnym kraju. Jedną z najważniejszych komnat w zamku jest, do dziś, Sala Tronowa. W zaprojektowaniu jej brał udział niemal cały zespół artystów królewskich. Tron króla lśni w centralnym, szczególnie eksponującym go, miejscu.
Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, pragnęli zająć miejsce po prawej i po lewej stronie Króla. Z pewnością w skrytości serca jeszcze wielu, oprócz nich, nosiło takie pragnienie. Może ich gwałtowne charaktery i pasja z jaką dotychczas szli za Mistrzem kazały im, już teraz, na ziemi, zatroszczyć się o odpowiednie miejsce w przyszłości? Już teraz należeli do ścisłego otoczenia Pana, dlaczego nie miało tak być i potem, w tym „Jego królestwie”? To, co Jezus mówił o swojej męce jakoś do nich nie trafiło. Znów nie zrozumieli. Nie pojęli od razu, co oznacza pragnienie zajęcia miejsca w pobliżu Jezusa.
Wielu świętych Kościoła podkreślało, że tronem Jezusa jest Krzyż. Drogą do tronu – droga krzyżowa, „Bo Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie na okup za wielu” (Mk 10,45). Paradoksalnie, pierwszymi „przybocznymi” Króla siedzącego na tronie było dwóch łotrów na Golgocie.
Polub stronę na Facebook