XXVIII Niedziela w ciągu roku B

Kościół św. Lidii, Filippi (fot. M. Rosik)

Nobel dla rozważnych

Alfred Nobel zdobył majątek na wynalazkach materiałów wybuchowych i sprzedawaniu licencji na produkcję broni. Gdy zmarł jego brat, jedna z gazet omyłkowo wydrukowała nekrolog Alfreda. Miał więc tę wyjątkową sposobność przeczytania własnego nekrologu za życia. Przedstawiono go jako człowieka, który wynalazł dynamit i umożliwił rozwój różnym armiom świata. Wstrząsnęła nim świadomość, że zostanie zapamiętany jako wynalazca broni i handlarz śmiercią. Ufundował więc z całego swojego majątku rozsławione dziś na całym świecie nagrody.

Matka Teresa opowiadała, że pewnego razu zbliżył się do niej żebrak, aby ofiarować jej kilka rupii na potrzeby prowadzonego przez nią instytutu. „Pomyślałam wtedy – mówi Matka Teresa – że jeśli wezmę od niego te pieniądze, odejdzie ode mnie głodny. Jeśli nie wezmę, odejdzie upokorzony. Wzięłam tę skromną ofiarę. Kiedy trzymałam ją w ręce, poczułam, że jest więcej warta niż otrzymana przeze mnie Nagroda Nobla”.

Hinduski nędzarz czuł się najszczęśliwszy, mogąc oddać wszystko, co miał. Zupełnie inaczej niż młody rozmówca Jezusa, który usłyszał: „Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną” (Mk 10,21). Nie chodzi jednak o bezmyślne rozdawnictwo własnego majątku. Świadczy o tym refleksja zapisana przez autora Didache, dzieła znanego także jako Nauka dwunastu Apostołów. Ten powstały najprawdopodobniej na terenie Syrii w pierwszej połowie II stulecia traktat był tak bardzo poważany przez pierwszych chrześcijan, że zaliczony został do kanonu biblijnego w Kościele koptyjskim. W kwestii jałmużny anonimowy autor zachęca do rozwagi: „Niech pot zrosi jałmużnę w twoim ręku”.

W klubie milionerów

Anna Hedenus, szwedzka badaczka, postanowiła prześledzić historię ludzi, którzy wygrali większą sumę pieniędzy na loterii. Sprawdzała, w jaki sposób zmieniają swoje życie, np. czy porzucają dotychczasową pracę oddając się bez opamiętania beztroskiej konsumpcji, itd. Przepytała za pomocą specjalnych kwestionariuszy czterysta dwadzieścia osób, które wygrały w szwedzkiej loterii. Okazało się, że większość nowych w „klubie milionerów” wolała raczej zatrzymać pieniądze jako zabezpieczenie na przyszłość, niż w krótkim czasie zmieniać swoje życie poprzez wydawanie ich. Wyniki pokazały też, że tylko mniejszość wygranych wykorzystała pieniądze z wygranej na loterii do tego, aby mniej pracować.

Gdy bogaty młodzieniec staje przed Chrystusem, Pan już wie, czego mu brak. Wysłuchuje zwierzenia, a potem, patrząc z miłością, udziela mu rady: „Idź, sprzedaj wszystko, co masz” (Mk 10,21). Rada jest bolesna, wymaganie zbyt trudne, rodzi więc sprzeciw w sercu słuchacza. Ma wiele dóbr, wiele posiadłości. Czy to wszystko jest złe? Zapracowane uczciwie, zgromadzone przez lata, uczciwymi metodami. Czy jest złe? Chrystus ma świadomość, że wymaganie jest ogromne, że może oszołomić, zrodzić myśl: nie dam rady. A jednak je stawia. I po chwili wyjaśnia uczniom, że trudności z wejściem  do królestwa Bożego mają ci, którzy w dostatkach pokładają ufność.

A więc nie samo posiadanie dóbr jest niebezpieczne, ale przywiązanie do bogactw. Myśl, że one dają gwarancję, bezpieczeństwo, że są drogą, celem, szczęściem. Stefan Kisielewski mawiał, że pieniądze szczęścia nie dają, lecz każdy chce to sprawdzić osobiście. Chrystus miał świadomość ryzyka, które niesie ze sobą ten eksperyment.

Wielbłąd natchniony

Co do pochodzenia języka aramejskiego lingwiści nie są zgodni. Aramejski był głównym językiem w imperium perskim. Posługiwali się nim także Żydzi przebywający na wygnaniu w niewoli babilońskiej. Mówili nim Jan Chrzciciel, Maryja i Józef, Herod Wielki i apostołowie. Mówił nim Jezus. Z aramejskiego wywodzi się dzisiejszy język syryjski. W ostatnich latach zainteresowanie językiem Palestyny I wieku wzrasta. W Stanach Zjednoczonych powstało stowarzyszenie skupiające badaczy tej antycznej mowy. W samej Syrii w miejscowości Melula do dziś mówi się odmianą aramejskiego bardzo podobną do tej, jaką posługiwał się Jezus i apostołowie.

Przestrzegając przed niebezpieczeństwem bogactw, Jezus uzasadniał, że „łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego” (Mk 10,25). Niemal w każdym komentarzu biblijnym znajdzie się wzmianka o bramie nazywanej Uchem Igielnym, przez którą z ledwością przechodziły pustynne garbusy. Szkopuł w tym, że nikt ze starożytnych takiej bramy nie widział, ani o niej nie słyszał, a archeologia Jerozolimy nie potwierdza nowinek o jej istnieniu.

I tu z pomocą przychodzi język aramejski. Otóż termin gamla oznacza w nim nie tylko wielbłąda, ale także… linę okrętową lub sznur o pokaźnej średnicy. Jezus mówił więc, że łatwiej przepchnąć grubą linę przez wąskie ucho igły niż bogatemu osiągnąć zbawienie. Marek ewangelista wolał jednak z dwu znaczeń terminu gamla wybrać wielbłąda. A ponieważ powstałe pod inspiracją Ducha Świętego Ewangelie napisane są po grecku, to wielbłąd pozostaje „natchniony” kosztem grubaśnej liny ciągnionej przez żeglarzy.