Z hebanową twarzą
„Gdybym spotkała tych handlarzy niewolnikami, którzy mnie porwali, a także tych, którzy mnie torturowali, uklękłabym przed nimi i ucałowałabym im ręce, ponieważ gdyby się to wszystko nie wydarzyło, nie byłabym teraz ani chrześcijanką, ani zakonnicą…”
– pisała po latach św. Józefina Bakhita.
Urodziła się w najprawdopodobniej 1869 roku. Imię Bakhita nie było imieniem nadanym jej przez rodziców, ale przez handlarzy niewolnikami, którzy porwali ją z sudańskiej wioski, gdy miała zaledwie siedem lat. Kilkakrotnie sprzedawana w ciągu dziesięciu lat doświadczyła udręki niewolnictwa. Właściciele chłostali ją za najmniejsze przewinienia. Okrutną pamiątką z niewoli pozostał tatuaż. Wycinano go brzytwą, a świeże rany zasypywano solą. Bakhita cierpiała i traciła nadzieję, kiedy na targu niewolników w Chartumie kupił ją włoski konsul Callisto Legnani.
Po odwołaniu z placówki w Sudanie polityk zabrał ją do Włoch. To w rodzinie Legnanich Bakhita doświadczyła dobroci, miłości i traktowania pełnego szacunku. Na czas jednego z służbowych wyjazdów małżonków zamieszkała u sióstr kanosjanek. I tu dokonał się przełom. Młoda Afrykanka poprosiła o pomoc w poznaniu tego Boga, którego od dziecka „odczuwała w sercu nie wiedząc, kim On jest”. Po kilku miesiącach, w wieku 21 lat przyjęła chrzest i nowe imię: Józefina. Nie wróciła już do domu Legnanich, ale pozostała w katechumenacie i stopniowo odkryła plany Boga względem swego życia. Przez wieczystą profesję zakonną stała się w pełni duchową córką św. Magdaleny di Canossa. Przez ponad pięćdziesiąt lat „czarna siostra” była kucharką, praczką, szwaczką, zakrystianką i furtianką. Jej ciepły głos, o specyficznej dla Afrykańczyków modulacji, dodawał otuchy ubogim i cierpiącym, którzy pukali do drzwi furty. Pokora i miłość, z jaką była w stanie wybaczyć porywaczom, zrodziły się ze spotkania Boga.
Uwierzyła Jezusowi, który mówi: „Weźcie na siebie moje jarzmo i uczcie się ode Mnie, bo jestem łagodny i pokornego serca” (Mt 11,29). Bez tego spotkania i bez wiary, Jan Paweł II w 2000 roku nie ogłosiłby jej świętą i nie nazwał „siostrą uniwersalną”.
Modlitwa Jezusa i nasza
Mateusz ukazuje Jezusa, który modli się do Ojca, uwielbiając Go. Modlitwa jest przede wszystkim przeżyciem duchowym, dlatego – choć powiedziano i napisano o niej wiele – wymyka się ona ostatecznie ludzkim opisom. Możemy jedynie przybliżyć jej istotę; nie uda nam się jednak oddać w całej głębi za pomocą ludzkiego języka, czym ona jest.
Różne są oczywiście formy modlitwy. Jedni wybierają cichą medytację nad Bożym Słowem, inni wolą głośne i spontaniczne wyznania na spotkaniach grup charyzmatycznych; jedni zanurzają się chętnie w ciche szepty modlitwy różańcowej, inni czytają psalmy; niekiedy modlimy się znanymi formułami, innym razem wypowiadamy swe serce przed Bogiem własnymi słowami; raz uczestniczymy w modlitwie liturgicznej, innym razem pozostajemy sami przed Bogiem. Ostatecznie jednak w każdej modlitwie serce człowieka świadomym aktem kieruje się ku Bogu, by wypowiedzieć Mu swe dziękczynienie, uwielbienie, przeproszenie czy prośbę. Następuje spotkanie z żywą, kochającą Osobą. Spotkanie to można przedłużać nie tylko na sam akt modlitewny w sensie ścisłym, ale każda chwila może zostać przepojona obecnością Bożą. Na tym polega ciągła modlitwa, do której wzywa św. Paweł: „Nieustannie się módlcie” (1Tes 5,17). Na tym także polega – zdaniem niektórych – świętość: stan ciągłego przebywania w obecności Boga. Niemiecki teolog Karl Rahner snuje refleksję o modlitwie: „Pobożny człowiek przyszłości będzie albo mistykiem, który czegoś doświadczył, albo nie będzie go już w ogóle”.
Komentując tę modlitwę Jezusa, św. Urszula Ledóchowska pisała:
„Posłuchajmy z zachwytem tych cudownych słów Chrystusa, dziękującego Ojcu swemu, iż te rzeczy – to jest wiarę, zrozumienie tego, co Boże, nadprzyrodzone – ukrył przed mądrymi i pysznymi tego świata i objawił maluczkim, pokornym. Jaka to zachęta do pokory, do tego najpiękniejszego ze wszystkich pragnień: być malutką, bardzo malutką, by Bogu zostawić chwałę, wielkość, panowanie. Przez te słowa uczy Chrystus nas, że kto chce otrzymać łaskę wiary – bo pamiętajmy, że wiara to łaska wlana w serca nasze dla zasług Jezusa Chrystusa, i my jej sobie dać nie możemy, ale tylko Bóg nam ją daje – ten musi być maleńkim, bardzo maleńkim we własnym mniemaniu”.
Jarzmo i brzemię Jezusa
Po deklaracji wzajemnego i pełnego poznania Syna i Ojca, Jezus zachęca utrudzonych i obciążonych, by u Niego szukali pociechy i ulgi. Najczęściej interpretuje się ten wiersz w znaczeniu psychologicznym, choć taka interpretacja jest wtórna. Jezus mówi o ciężkim jarzmie Prawa, które spoczywa na wyznawcach judaizmu. Setki przepisów, które regulować miały życie religijne, obwarowane jeszcze rozwlekłymi wyjaśnieniami faryzeuszy, stały się dla ludu ciężarem. O jarzmie Prawa mówili już prorocy: „Od dawna bowiem złamałaś swoje jarzmo, zerwałaś swoje więzy. Powiedziałaś sobie: „Nie będę służyć!”. Na każdym więc wysokim pagórku i pod każdym zielonym drzewem pokładałaś się jako nierządnica” (Jr 2,20).
Gdy Jezus wzywa do szukania u Niego odpoczynku, znów kieruje do słuchaczy wezwanie, które niegdyś płynęło od uosobionej Mądrości Bożej. Do zdobywania tej Mądrości wzywał Syrach: „Zbliżcie się do mnie, wy, którym brak wykształcenia, i zatrzymajcie się w domu nauki. Na cóż, powiedzcie, pozbawiać się tego, za czym dusze wasze tak bardzo tęsknią? Otworzyłem usta i mówię: Kupujcie sobie bez pieniędzy. Włóżcie kark wasz pod jarzmo i niech otrzyma dusza wasza naukę: aby ją znaleźć, nie trzeba szukać daleko. Patrzcie oczami: mało się natrudziłem, a znalazłem dla siebie wielki odpoczynek” (Syr 51,23-27).
Jezus wskazuje, że Jego jarzmo jest lekkie. Dzieje się tak dlatego, iż nakłada je Ten, który jest cichy i pokorny sercem. Jarzmo przykazań, zwłaszcza tych, które wynikały z tradycji ustnej, nie z Prawa, zostało nałożone przez faryzeuszy, którym Jezus wyrzuca pychę i obłudę. Inaczej jest w Jego przypadku. Kto przylgnie do Boga sercem cichym i pokornym, temu łatwiej będzie zachowywać nawet bardziej radykalne wymogi niż wymogi Prawa, gdyż czynić to będzie z miłości i wewnętrznego przekonania, nie z narzuconego obowiązku.
Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook