Siewca wyszedł siać
Ze swej rabinackiej katedry, którą stanowi zakotwiczona u brzegu jeziora łódź rozpoczyna Jezus swą mowę bardzo osobistą przypowieścią, w której zawarł własne obserwacje co do rezultatów głoszonego przez siebie słowa. Zapewne radował się wszystkimi, którzy ochoczym sercem przyjmowali Jego nauczanie i przynosili plon stokrotny, a smucił każdym powątpiewającym, odrzucającym lub wręcz wrogo nastawionym do słów o królestwie Bożym.
Przypowieść eksponuje gradację losów ziarna: najpierw pozostaje tylko samo ziarno, następnie wybujałe źdźbło, a w końcu cała roślina. Przesłanie tego obrazu nie dotyczy sądu ostatecznego, gdyż nie wspomina się o żniwie; dotyczy raczej rozszerzania się głoszonego przez Jezusa królestwa Bożego w różnym stopniu intensywności. W wyjaśnieniu przypowieści (Mt 13,18-23) akcent przesuwa się ku przestrodze, by unikać braku wysiłku w rozumieniu słowa Bożego, chwilowego entuzjazmu i pokus doczesności. Ponieważ w samej przypowieści odzwierciedlone są osobiste doświadczenia Jezusa, natomiast jej wyjaśnienie nawiązuje do trudności misyjnych pierwszych gmin, stąd niektórzy byli skłonni sądzić, że wyjaśnienie owo przypisać należy pierwotnemu Kościołowi; w tekście ewangelijnym nie znajdujemy jednak wystarczających argumentów na poparcie tej tezy.
Los ziarna rzuconego w ziemię zależy od jakości gleby, na którą padnie. Los słowa o królestwie zależy od postawy serca słuchacza. Można je przyjąć lub odrzucić, można z nim współpracować bardziej lub mniej skutecznie. Samo słowo Boże jest jednak zawsze skuteczne:
„Zaiste, podobnie jak ulewa i śnieg spadają z nieba i tam nie powracają, dopóki nie nawodnią ziemi, nie użyźnią jej i nie zapewnią urodzaju, tak iż wydaje nasienie dla siewcy i chleb dla jedzącego, tak słowo, które wychodzi z ust moich nie wraca do Mnie bezowocnie, zanim wpierw nie dokona tego, co chciałem i nie spełni pomyślnie swego posłannictwa” (Iz 55,10-11).
Królestwo Boże już jest pośród ludzi, a jednocześnie przybliża się do nich, jednak jego przyjęcie wymaga współpracy ze strony człowieka. Wymaga wysiłku woli, umysłu i serca. Choć więc obiektywnie królestwo Boże jest w stadium realizacji, to jego przyjęcie przez poszczególnych ludzi uzależnione jest od ich własnej decyzji. Tak więc przypowieść o siewcy opowiada o początkach królestwa Bożego w życiu człowieka.
Z poradnika ogrodnika
Dzisiejsze techniki i metody pielęgnacji gleby pozwalają na zasiew zboża nie tylko w miejscach nasłonecznionych, ale także cienistych lub narażonych na wysychanie. Z jednej strony ziemię użyźnić można odpowiednimi nawozami, spreparowanymi z odpowiednich proporcji poszczególnych składników, z drugiej – samo ziarno dobierać można do poszczególnych rodzajów gleby. Ogromną rolę ma oczywiście odpowiednie przygotowanie podłoża. Trzeba oczyścić teren przeznaczony na zasiew z suchych resztek roślin, kamieni i chwastów. Solidna orka pozwoli wyciągnąć chwasty wraz z rozłogami. I nie wolno zapomnieć o nawożeniu! Inny kompost stosuje się do gleby piaszczystej, a inny do gliniastej. Co sprytniejsi, dobierając nawóz, mierzą najpierw kwasowość gleby. Tak więc, przy odpowiednim wysiłku i pieczołowitości można znacznie zwiększyć jakość i ilość zebranych plonów.
Nieco inaczej rzecz wygląda w Jezusowej przypowieści:
„Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, niektóre ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na miejsca skaliste, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny” (Mt 13,3b-8).
Rolnicze prawidła nie zmieniają się od wieków. Im lepsza gleba, tym obfitszy plon. Glebę należy przygotować na przyjęcie ziarna. A jeśli ziarnem jest słowo Boga, a glebą serca wierzących – to te ostatnie również winny być przygotowane na słuchanie Boga. Oczyszczone z chwastu grzechu i nawodnione pragnieniem. I pogrążone w ciszy, zgodnie ze słowami „Desideraty”:
„Przechodź spokojnie przez hałas i pośpiech, i pamiętaj, jak wielki spokój można znaleźć w ciszy. Żyj w zgodzie z Bogiem, czymkolwiek się trudzisz i jakiekolwiek są twoje pragnienia”.
Wieczny plon Maksymiliana
W 1914 r. wybuchła pierwsza wojna światowa. Świat wstrzymał oddech, wydarzenia przyśpieszały, wymykały się spod kontroli. W tym samym roku młody naśladowca św. Franciszka, Maksymilian Kolbe, złożył profesję zakonną, a cztery lata później, w Rzymie otrzymał święcenia kapłańskie. Czas rzymskich studiów był dla niego jak fundament kładziony starannie pod mury przyszłej budowli. Studiował pilnie, ale też wiele godzin poświęcał modlitwie i rozmyślaniom. Nie był jednak typem mnicha żyjącego w cichości kontemplacji. Uważnie obserwował wszystko, co działo się w stolicy chrześcijaństwa. To w Rzymie zrozumiał, że cały świat powinien należeć do Chrystusa. Wtedy nie do końca jeszcze wiedział, w jaki sposób to on, Maksymilian, mógłby w tym pomóc, jednak nasłuchiwał głosu swego serca i nie dawał się zwieść niepokojom opanowującym świat.
W 1917 r. przypadały dwie rocznice, które o. Kolbemu dały wiele do myślenia: 400-lecie wystąpienia Marcina Lutra i 200-lecie powstania masonerii. Te dwie okazje wykorzystali wrogowie Kościoła dla zamanifestowania swej nienawiści. Burmistrz Rzymu, Żyd, Ernest Nathan, został wielkim mistrzem masońskim. Zarządził obchody z czarnym sztandarem giordanobrunistów, na którym był znak Lucyfera, depczącego św. Michała Archanioła. W czasie pochodu wołano: „Diabeł będzie rządzi w Watykanie, a papież będzie jego sługą”. Maksymilian patrzył na tę potworną prowokację z wielkim bólem. Drażniła go obojętność tłumów. Wszystko to pchnęło go do działania. W porozumieniu z przełożonymi jeszcze w 1917 r. założył wśród swoich kolegów Rycerstwo Niepokalanej. Już dwa lata później, w 1919 r. papież Benedykt XV udzielił członkom Rycerstwa swojego błogosławieństwa. Dziś sami tylko Rycerze w Polsce to ponad 1,6 mln osób.
Jezus, opowiadając o siewcy rzucającym ziarna, mówił o takich, które „w końcu padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny” (Mt 13,23). Ziarna wrzucone w żyzną glebę serca św. Maksymiliana do dziś rodzą złote kłosy zbóż, z których kolejne pokolenia szukających Chrystusa czerpią garściami, aby zaspokoić głód duszy.
Audycja „Głos na pustyni” w Radio „Wrocław” w każdą niedzielę o 6.50
Polub stronę na Facebook