Bóg w swej mądrości nie czyni nic przypadkowo. Zanim podarował Kościołowi Eucharystię, z ogromną pieczołowitością przygotowywał ludzi do przyjęcia tego daru. Czynił to przez wieki.
Za pierwszą zapowiedź Eucharystii należy uznać dar manny, który Izraelici otrzymali podczas swej wędrówki przez pustynię do Ziemi Obiecanej po wyjściu z Egiptu. Był to najprawdopodobniej trzynasty wiek przed nadejściem Chrystusa. Gdy w czasie pustynnej próby lud narzekał na brak pożywienia, „Pan powiedział wówczas do Mojżesza: ‘Oto ześlę wam chleb z nieba, na kształt deszczu. I będzie wychodził lud, i każdego dnia będzie zbierał według potrzeby dziennej. Chcę ich także doświadczyć, czy pójdą za moimi rozkazami czy też nie. Lecz w dniu szóstym zrobią zapas tego, co przyniosą, a będzie to podwójna ilość tego, co będą zbierać codziennie’” (Wj 16,4-5). Termin „manna” pochodzi od hebrajskiego pytania man-hu?(„co to jest?”), które Izraelici zadawali sobie, gdy po raz pierwszy zobaczyli tę jadalną roślinę. Co więcej, jeśli dołączyć do tej zapowiedzi tradycję o tym, iż Bóg karmił Izraelitów przepiórkami, to staje się jasne, że podczas wyjścia Bóg dał swemu narodowi chleb z nieba i mięso z nieba. Psalmista zauważa: „I zesłał im mięso jak kurzawę, i ptaki skrzydlate jak piasek morski” (Ps 78,27). To dokładna zapowiedź chleba, który stał się Ciałem Chrystusa. Jak Izraelici karmili się manną po wyjściu z Egiptu, a przed zdobyciem ziemi obiecanej, tak chrześcijanie karmią się Eucharystią po przyjściu Mesjasza – nowego Mojżesza, a przed osiągnięciem chwały nieba.
Bardziej bezpośrednie zapowiedzi Eucharystii zapisano na kartach Nowego Testamentu. Należy najpierw uznać za nie cuda rozmnożenia chleba. Na kilka miesięcy, a może lat, przed spożyciem Ostatniej Wieczerzy, otoczony tłumem Jezus, w pobliżu łagodnych fal Jeziora Galilejskiego, nie chciał, aby ktokolwiek ustał w drodze. Tłum, który szedł za Nim był liczny, a żywności do podziału niezwykle mało. Jezus jednak nikogo, kto był w pobliżu Niego, nie pozostawił głodnym. Cud rozmnożenia chleba stanowi w zamyśle ewangelistów zapowiedzi Eucharystii. Skąd o tym wiemy? Z Jezusowej lekcji gramatyki. Bo gramatyka w tym opisie jest niezwykle ważna.
Opowiadanie o nakarmieniu tysięcy na pustkowiu i o ustanowieniu Eucharystii zawiera tę samą sekwencję czasowników: „A wziąwszy siedem chlebów, odmówił dziękczynienie, połamał i dawał uczniom, aby je rozdzielali” (Mk 8,6). Jezusowe gesty nad chlebem, dokonane później w wieczerniku, opisane zostały przez Łukasza przez ciąg tych samych słów: wziąć – czynić dzięki – łamać – dawać. Ich następstwo zapewne odzwierciedla praktykę liturgiczną pierwotnego Kościoła: „Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał, mówiąc: To jest Ciało moje, które za was będzie wydane” (Łk 22,19). Jezus więc – poprzez rozmnożenia chleba – świadomie przygotowywał uczniów na dar Eucharystii. A dziś odwrotnie: to Eucharystia ma nas przygotować i wewnętrznie przysposobić do rozdawania chleba tym, którzy najbardziej go potrzebują. Wystarczy z pokorą „wziąć” w niej udział, po przyjęciu Komunii gorąco „podziękować”, a potem już tylko zacząć „dawać”. Taka to Jezusowa gramatyka.
W Ewangelii Janowej pojawia się inna zapowiedź Eucharystii. Włączona została do Mowy Eucharystycznej, którą Jezus wygłosił w Kafarnaum: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Dla Żydów słuchających Jezusa słowa te okazały się niezwykle gorszące, gdyż stoją w jawnej sprzeczności z zakazem zapisanym w Prawie: „Nie wolno wam tylko jeść mięsa z krwią życia” (Rdz 9,4). Tę samą myśl zawiera zakaz zapisany w tradycji kapłańskiej: „Nikt z was nie będzie spożywał krwi” (Kpł 17,12). Właśnie dlatego wielu z uczniów Jezusa odeszło wówczas od Niego.
Św. Jan w swojej Ewangelii często stosuje zabieg literacki, który bibliści nazwali metodologicznym nieporozumieniem. Polega on na tym, że narracja ukazuje Jezusa, który nie jest rozumiany przez swoich rozmówców. Ów brak zrozumienia buduje napięcie, które Jezus rozładowuje, wyjaśniając niezrozumiałą kwestię. Tak było w Kanie Galilejskiej. Jezus wydaje się nie rozumieć Maryi i pyta: „Czy to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto?” (J 2,4). Tak przebiegała rozmowa z Nikodemem, który zdziwiony pyta Jezusa: „Jakżeż może się człowiek narodzić będąc starcem? Czyż może powtórnie wejść do łona swej matki i narodzić się?” (J 3,4). Nie rozumie Jezusa także Samarytanka, gdy słyszy o wodzie żywej. Wciąż myśli o zwykłej wodzie studziennej: „Daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać” (J 4,15). Za każdym razem Jezus wyjaśnia nieporozumienie i napięcie znika.
Poza jednym wypadkiem – nauczaniem o chlebie życia. Jezus nie tylko nie łagodzi sytuacji, ale niemal prowokuje słuchaczy, używając słów sarks i fagein. Sarks oznacza nie tylko ciało, ale także i mięso, fagein natomiast to nie zwykłe „jeść”, ale raczej „gryźć”, „przeżuwać”. Tak naturalistyczny język wydaje się wskazywać na chęć podkreślenia przez Jezusa rzeczywistej Jego obecności w Komunii świętej. Doskonale rozumieli to pierwsi słuchacze Jezusa. Odczytali Jego zapowiedź dosłownie, nie symbolicznie. Właśnie dlatego zaczęli odchodzić. Logicznym jest, że gdyby Jezus nie miał na myśli rzeczywistej obecności Jego Ciała w chlebie eucharystycznym, a Krwi w przemienionym winie, zatrzymałby odchodzących. Wyjaśniłby im nieporozumienie, jak było to w przypadku Nikodema czy Samarytanki. Jezus jednak nie tylko nie zatrzymał zgorszonych, choć doskonale rozumiejących Jego słowa Żydów, ale a Mowie Eucharystycznej aż pięć razy podkreślił, że Jego Ciało jest prawdziwym pokarmem, a Krew prawdziwym napojem.
„Zapowiedzi Eucharystii”, Nowe Życie 531 (2019) 9, 22-23