Stella Zylbersztajn-Tzur urodziła się w 1925 roku w Łodzi. Tam uczęszczała do jednej z najdroższych szkół żeńskich, gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej, w której większość uczennic stanowiły Żydówki. Jej ojciec był komunistą i wcześnie wyjechał do Rosji, pozostawiając rodzinę z planem sprowadzenia jej do siebie. Plany pokrzyżowała wojna. W wieku 15 lat Stella znalazła się w łosickim getcie. Udało jej się z niego uciec w dniu likwidacji 22 sierpnia 1942 roku. Większość Żydów z łosickiego getta, w tym matka Stelli została wymordowana w Treblince.  Po wojnie Stella przyjęła chrzest. Zdała maturę i w sierpniu 1948 roku wstąpiła do klasztoru karmelitanek bosych w Poznaniu. W zakonie spędziła 24 lata. W roku 1969 obserwując nastroje antysemickie docierające również do środowisk zakonnych wyjechała do Izraela. Zamieszkała w Hajfie. Do dziś mimo zaawansowanego wieku Stella Zylbersztajn-Tzur opiekuje się narkomanami, bezdomnymi i chorymi. Działa również w organizacji „Kobiety w czerni” jednoczącej kobiety izraelskie i palestyńskie. Doprowadziła do nadania odznaczenia „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata” dwudziestu trzem Polakom. Jej ulubioną księgą biblijną jest Pieśń nad pieśniami.

Wyrażam ogromną wdzięczność Stelli za zgodę na krótki wywiad, a pani red. Małgorzacie Bołdyn za okazaną pomoc.


Mariusz Rosik: 1 listopada 1942 roku usłyszała Pani z ambony w Hadynowie Jezusowe błogosławieństwa i wypowiedź, że łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego. To zburzyło propagandę socjalistyczną, iż „księża dmuchają ludziom w kieszeń”. Czy to było Pani pierwsze spotkanie z Ewangeliami?

Stella Zylbersztajn-Tzur: Dziś nie potrafię tego sprawdzić. Z pewnością była to konfrontacja z tym, jak byłam wychowana, z prasą, z gazetą „Łodzianin”, którą czytałam. Zawsze słyszałam, że księża „dmuchają w kieszeń”. A tu się dowiedziałam, że nie.

Później ksiądz Chojecki polecił Pani przeczytać Ewangelię Jana. Czytała ją Pani aż do 3.00 w nocy. Pamięta Pani, jakie wrażenie zrobiła wtedy ta lektura?

Nie do 3.00 w nocy, ale do samego rana. Gdy doszłam do przykazania miłości nieprzyjaciół – a wtedy sama byłam pełna nienawiści do Niemców – to zrozumiałam, że to musi być słowo Boże. Tylko Pan Bóg może żądać, aby kochać nieprzyjaciół. Po ludzku to niemożliwe.

Pod koniec II wojny światowej przyjęła Pani chrzest wstępując do Kościoła katolickiego. Wydaje mi się, że w tamtych czasach ludzie nieczęsto sięgali po Biblię. To dopiero po Soborze Watykańskim II Kościół zaczął zachęcać do lektury tej natchnionej księgi. Czy Pismo Święte odegrało w tej decyzji o przyjęciu chrześcijaństwa jakąś rolę?

Moja sąsiadka, prosta wieśniaczka, miała u siebie w domu Pismo Święte. Zaczęłam je czytać po prostu dlatego, że nie było tam nic innego do czytania. Doszłam do miejsca, w którym sługa Abrahama miał przyprowadzić żonę dla Izaaka. Takie były wschodnie zwyczaje. Pomyślałam wtedy: co mnie obchodzą jakieś wschodnie zwyczaje? Odłożyłam Biblię i długo, długo nie brałam jej do ręki.

A później, gdy już byłam w klasztorze, przeczytałam o tym, jak Abraham targował się z Panem Bogiem! To było takie moje, że czułam się jedno z nim!

Czytuje Pani Biblię w oryginale?

Ostatnio mniej, bo żeby się modlić, muszę być sama z Bogiem…

Co to znaczy?

To znaczy zgarnąć Go z dna mojej duszy i pozwolić, żeby robił, co tylko chce.

Dwadzieścia cztery lata była Pani w Karmelu. W życiu zakonnym na co dzień ma się kontakt z Pismem Świętym, zwłaszcza w klasztorze kontemplacyjnym. Czy są jakieś szczególne fragmenty Pisma Świętego, które są Pani bardzo drogie? Które wpłynęły znacząco na Pani życie? Na podejmowane decyzje?

Pan Bóg chyba działał przeze mnie poza mną. Jeszcze przed wstąpieniem do Karmelu byłam w Trzecim Zakonie Karmelitańskim. Teresa Dmochowaska, która była mistrzynią, mówiła konferencję, ale skierowaną zupełnie nie do mnie. Pewna dziewczyna miała chorych rodziców, musiała się nimi opiekować, a chciała wstąpić do Karmelu. Pani Dmochowska wiedziała, że ja bardzo chcę być w Karmelu, ale wtedy zupełnie nie myślała o mnie, tylko o tamtej dziewczynie (później już siostrze).

Mówiła o tym, że Pan Jezus uzdrowił opętanego z Gerazy. On chciał iść za Nim, towarzyszyć Mu z wdzięczności, być z Nim, ale Pan Jezus mu powiedział: wróć do swoich!

Ja nie wiedziałam, że konferencja nie jest skierowana do mnie, ale czułam, że Pan Bóg chce, abym wróciła do swoich. Było mi z tym bardzo trudno, bo byłam pełna niechęci do Żydów. I musiałam się zgodzić, choć nie wiedziałam, co Pan Bóg zrobi…

W jednym z wywiadów powiedziała Pani, że Pani mama nie mogła zrozumieć, po co wielki Pan Bóg potrzebował, aby Żydzi spełniali tak dużą ilość małych przykazań. Jak to jest dziś w Hajfie, gdzie Pani mieszka? Jak wygląda religijność społeczeństwa żydowskiego w Izraelu? Czy wielu jest Żydów, którzy starają się bardzo skrupulatnie przestrzegać 613 przykazań Tory?

Myślę, że tak. Nawet Żydzi mesjańscy uważają, że skoro w Biblii tak jest napisane, to tak trzeba robić i starają się do tego dostosować życie. Czasem szukają łatwiejszej drogi. Tłumaczą sobie, że przecież naciśnięcie przycisku w „mikrofali” to nie to samo, co zapalenie ognia. Robią wszystko według swojego rozumienia, ale generalnie starają się być wierni wszystkim przykazaniom.

W Pani biografii pojawia się postać wyjątkowa, jaką był Roman Brandstaetter, miłośnik i tłumacz Biblii.

Przychodził do nas, do Karmelu, ponieważ siostra Immaculata[1] go prosiła, gdy pisała biografię Edith Stein. Zazdrościł nam, że my za kratami jesteśmy wolniejsze od niego, człowieka, który musi nieźle się nachodzić po biurach, aby otrzymać pozwolenie na papier, na druk… Był wspaniałym, bardzo miłym człowiekiem, a z drugiej strony miał wyczucie tego, czego Pan Bóg pragnie od nas, ludzi…

A jak wspomina Pani ojca Daniela Rufeisena[2], Żyda i katolika jednocześnie?

Bardzo inteligentny. Nie lubił wspominać czasów Zagłady. Miał wizję. Ogromnie pragnął, aby Żydzi przyjęli Jezusa. Myślę, że gdyby żył teraz i widział, że coraz więcej Żydów to czyni, byłby szczęśliwy. W jego marzeniach było tak: wydawało mu się, że gdy on Żydom wytłumaczy całą sprawę, to od razu mu uwierzą…. Wiara jest łaską… Nie wiemy dlaczego, ale Pan Bóg ma swój czas, gdy nas pociągnie i da zrozumieć i uwierzyć.

Chciałbym także zapytać o dzień dzisiejszy. Trwa Pani we wspólnocie… Jaką rolę odgrywa tam Biblia?

Nasza wspólnota jest bardzo mała. Dawniej mieliśmy przed Mszą świętą lekcję na temat tych tekstów, które będą czytane na Eucharystii. Teraz już tego nie ma, bo nas jest bardzo mało…

Bardzo gorąco dziękuję za rozmowę.

O tej wyjątkowej postaci nakręcono film pt. „Stella” w reżyserii M. Pawlickiego

[1] Zmarła w 2007 roku s. Immaculata Adamska, karmelitanka, wiele artykułów i książek poświęciła postaci Edyty Stein, późniejszej siostrze Teresie Benedykcie od Krzyża, dziś patronce Europy. Przetłumaczyła na polski dzieła tej znakomitej uczennicy Husserla, karmelitanki-męczennicy Oświęcimia. Jest także autorką książek o świętych Karmelu, ich życiu, drodze i duchowości.

[2] Kapłan katolicki żydowskiego pochodzenia, karmelita, konwertyta, misjonarz, tłumacz.  Święcenia kapłańskie przyjął 29 czerwca 1952. Po święceniach pracował w Wadowicach, Szopienicach na Górnym Śląsku oraz w Czernej. W maju 1959 wyjechał do Izraela. Do końca życia żył w karmelitańskim klasztorze Stella Maris na Górze Karmel w Hajfie.