Nie było castingu
Pan Jezus nie ogłosił konkursu na apostołów. Wybierał idąc drogą. Najpierw wpadli Mu w oko pewni bracia i zawołał do nich: „Pójdźcie za Mną” (Mt 4, 19), potem wypatrzył innych braci. Kolejnych uczniów też dobierał bez konkretnych kryteriów. Nie odbyła się żadna rozmowa kwalifikacyjna. Nikt nie miał szansy zacząć udawać świętego i idealnego na to stanowisko.
Jezus wybrał Dwunastu i niektórzy twierdzą, że wybrał nie najlepiej: Piotr się Go wyparł, Judasz go sprzedał, a pozostałych dziesięciu z pewnością też miało różne wpadki i słabsze chwile.
Czemu więc, skoro był Bogiem, nie wybrał takich, na których mógł zawsze polegać, bohaterów moralnych, którzy by Go nigdy nie rozczarowali? Znał serca, znał życie każdego, mógł dokonać selekcji doskonałej i miałby wokół siebie takich, którzy nie zadawaliby głupich pytań, rozumieliby Go bez słów, z namaszczeniem i adoracją naśladowaliby wszystko, co mówił i robił. Dlaczego nie skorzystał z tego, że był Bogiem i wybierał w ciemno, po ludzku? Ks. Tischner mówił, że
„oprócz bohatera moralnego jest jeszcze święty. I jakbyś mu powiedział, że jest święty, toby cię wyśmiał! I tu jest cała tajemnica: święty, który nie boi się przyznać do grzechu, jest święty przez to, że niesie winy – swoje, świata – i czeka, by Pan Bóg go obmył”.
Słabość i nieudolność Apostołów była ich największym atutem – potrzebowali Kogoś, kto w nich uwierzy i całkowicie odmieni ich życie. Nie byli najznamienitsi z rodów, najmożniejsi z miast, najsławniejsi z ludzi. Nie czuli się wyjątkowi, dlatego na co dzień mogli być blisko Boga, a On czuł się w ich towarzystwie naprawdę dobrze.
Zarzucając wędkę
Błękitna tafla wody Jeziora Galilejskiego odbija refleksem promienie słoneczne. Nazwa Genezaret, z hebrajskiego Kinnereth, oznaczająca harfę, wydaje się odpowiednia nie tylko ze względu na kształt jeziora. Ledwo słyszalna muzyka wiatru kołyszącego wysokimi trawami i przynoszącego zapach trzcin, przeszywa delikatnie ciszę popołudnia. Niemalże słychać jeszcze echo wypowiedzianych tu kiedyś słów:
„Pójdźcie za mną, a uczynię was rybakami ludzi” (Mt 4,19).
Podobne formuły powołaniowe znane są ze Starego Testamentu. W języku biblijnym powołanie jest to wezwanie Boga, skierowane do człowieka, by spełnił powierzoną misję. Obejmuje ono wszystkie wymiary życia powołanego i ustanawia zupełnie nową jakość relacji z Bogiem. Powołanie jest decyzją Boga. Dokonuje się ze względu na innych, nie ze względu na samego powołanego. Nie jest więc nagrodą, lecz wezwaniem do służby.
Klasyczne sceny powołania przedstawione w Biblii składają się zazwyczaj z trzech elementów: deklaracja wyboru i powierzenia misji, obiekcje powołanego oraz zapewnienie Bożej asystencji. W przypadku Piotra i Andrzeja obiekcje i zapewnienie asystencji zostały pominięte. U podstaw obiekcji przeciw podjęciu wezwania leży najczęściej lęk w różnych jego odcieniach: lęk przed nieumiejętnością przeprowadzenia pomyślnie wyznaczonego posłannictwa, lęk przed prześladowaniami ze strony słuchaczy słowa bądź lęk przed majestatem Powołującego, wobec którego powołany czuje się niegodny. Obiekcje ze strony powołanego nie mogą stać się odpowiednim motywem do odrzucenia powołania, gdyż obietnica asystencji Bożej niweluje ich przyczyny. Model: wybór i powierzenie misji – obiekcje powołanego – zapewnienie o Bożej asystencji, stanowi schemat, w którym odnajduje się każda osoba powołana.
A ponieważ powołany jest każdy, trzeba nam przygotować się na pytanie, które niechybnie padnie: „Ileście ułowili?”.
Kraina dzieciństwa Jezusa i Kościoła
Jezusowa działalność naznaczona jest szlakiem wędrówek po Galilei: Nazaret, Kafarnaum, Korozain, Kana, Betsaida:
„I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszystkie słabości wśród ludu” (Mt 4,23).
Jezus spędził w Galilei większość swego dziecięcego, młodzieńczego i dorosłego życia. Znane były Mu te łagodne, pokryte zielenią wzgórza i zapach ryb dopiero co wyłowionych z jeziora. Znany były Mu żółte łany zbóż i szum fal łaskoczących piaszczyste wybrzeże. Niejeden raz czuł na swej twarzy łagodny powiew nocnego wiatru, który przynosi ukojenie i chłód. Czuł pod palcami szorstką korę drzew, które wybierał dla warsztatu swego ojca i wędrował po targu pełnym ryb, owoców ziemi i morza.
Galilea to kraina Jego dzieciństwa, kraina, z którą wiązały Go ciepłe wspomnienia matczynych dłoni i Jej łagodnego głosu. Kraina przyjaciół i zabaw z kolegami, miejsce nauki pierwszych liter i intymnych spotkań z Bogiem w synagodze. To Jego ojczyzna. Tu przede wszystkim rozwijał swoją działalność Nauczyciela i Cudotwórcy. Nic więc dziwnego, że po swym zmartwychwstaniu wyznacza uczniom Galileę jako miejsce spotkania, by ukazać w ten sposób ciągłość swego istnienia: Jezus, którego dom stał w Galilei, jest zmartwychwstałym Chrystusem. To nie dwie inne osoby.
Galilea, którą zamieszkiwali poganie obok Żydów, stanie się miejscem początków Kościoła, do którego zaproszone są wszystkie narody. Owa „Galilea pogan” stała jednym z pierwszych miejsc działalności misyjnej Kościoła. Obok Jerozolimy, to tu rozpoczęło się dzieło głoszenia dobrej nowiny, która jak drzewo wyrosłe z ziarnka gorczycy, konarami swoimi obejmie cały świat. Niczym terebint kołyszący delikatnie swymi ramionami ponad unoszącą się znad wód Jeziora Galilejskiego poranną mgłą.
Rozmawiają dr Anna Rambiert-Kwaśniewska i ks. prof. Mariusz Rosik
Polub stronę na Facebook