Gdy w naszych czasach pobożni Żydzi, wyznawcy wiary swych ojców, przyjmują chrześcijaństwo, zazwyczaj odbija się to szerokim echem. Często są to nawrócenia spektakularne. Wystarczy wspomnieć wrocławiankę, Edytę Stein. Urodziła się pod koniec XIX wieku w rodzinie żydowskiej, jednak jako dwunastoletnia dziewczyna świadomie porzuciła judaizm. Początkowo wydawało się, że obrany ateizm jedynie wzmacniał jej naukowe fascynacje. Zaczęła studiować psychologię na Uniwersytecie Wrocławskim, a potem przeniosła się do Getyngi, gdzie stała się adeptką fenomenologii. Milowym krokiem na drodze do wiary okazało się spotkanie z Anną Reinach, żoną profesora, który zginął na froncie pod koniec 1917 r. Edyta miała uporządkować spuściznę Reinacha. Musiała też w tych dniach spotykać się z wdową. Co miała powiedzieć zrozpaczonej małżonce? Nie wierzyła przecież w życie wieczne. W jaki sposób mogła ją pocieszyć? Jej strach okazał się zbyteczny. Anna Reinach była osobą głębokiej wiary. Spotkania i rozmowy z nią w znacznej mierze zmieniły sposób myślenia i życia Edyty Stein. Potem przypadkowo w domu przyjaciółki natrafiła na biografię św. Teresy. Chciała poczytać coś przed zaśnięciem. Tak wspomina tamten dzień: „Sięgnęłam po jakąś książkę na chybił trafił. Nosiła tytuł Życie św. Teresy z Avila napisane przez nią samą. Zaczęłam czytać. Urzekła mnie! Czytałam jednym tchem do końca. Gdy ją zamknęłam, powiedziałam sobie: To jest prawda”. Niedługo później kupiła sobie katechizm i mszalik, a po ich lekturze poprosiła o chrzest. Dziś jest świętą patronką Europy.

Niemal równie spektakularne i brzemienne w skutki było nawrócenie naczelnego rabina Rzymu. We wrześniu 1943 roku, podczas okupacji Rzymu, niemiecki komendant Herbert Kappler zażądał, by w ciągu doby dostarczyć mu pięćdziesiąt kilogramów złota. Tylko w ten sposób można było ocalić przez deportacją mężczyzn ze wspólnoty żydowskiej. Udało się zebrać trzydzieści pięć kilogramów. Naczelny rabin Rzymu Israel Zolli w tej sytuacji zdobył się na krok najwyższej odwagi. Aby zmylić policję niemiecką udał się w przebraniu budowlańca do bram Watykanu. Pius XII bez wahania wręczył mu brakujące piętnaście kilogramów. Zolli przekazał je przewodniczącemu gminy żydowskiej. Był nim wówczas niejaki Ugo Foa, który wcześniej drwił z rabina, gdy ten przestrzegał przed grożącym gminie ze strony wojsk niemieckich niebezpieczeństwem. Teraz Foa ze spuszczoną głową przekazał okupantom pięćdziesiąt kilogramów złota, łudząc się, że Kappler dotrzyma obietnicy. Tymczasem jeszcze tej samej nocy komendant rozkazał aresztować osiem tysięcy Żydów. Pius XII ostro zaprotestował, dzięki czemu zatrzymano około tysiąca wyznawców judaizmu. Jednym z pierwszych ratujących się ucieczką był Ugo Foa. Schronił się w Livorno, gdy tymczasem Zolli organizował schronienia dla żydowskich rodzin. Znajdował je głównie w klasztorach i na plebaniach. Sam potem zamieszkał potajemnie na Uniwersytecie Gregoriańskim. Foa tymczasem zaprzeczał jakoby otrzymał od papieża złoto i oskarżał Zolliego, iż ten nigdy nie przestrzegał przed niebezpieczeństwem deportacji. Na cały ten splot wydarzeń nałożyła się mistyczna wizja, jaką otrzymał rabin na zakończenie Jom Kippur w 1944 roku. Podczas nabożeństwa w synagodze ukazał mu się Chrystus, a Jego spokojna obecność wypełniła całą przestrzeń. Zupełnie niezależnie podobną wizję miała żona rabina. W lutym 1945 roku naczelny rabin Rzymu poprosił o chrzest.

Przykłady podobnych żydowskich nawróceń można mnożyć. Wystarczy wymienić arystokratę, bankowca i prawnika Alfonsa Ratisbonne, któremu Maryja objawiła się w kościele San Andrea della Frate w Rzymie, kardynała Paryża Jean-Marie Lustigera, którego rodzina wyemigrowała do Francji z Będzina czy przyjaciela i biografa Jana Pawła II André Frossarda.

Bóg w cudowny sposób zaingerował także w życie Jakuba Rabinowitza. Rabinowitze od siedmiu pokoleń byli rabinami. Pielęgnowali tradycję religijną judaizmu tak bardzo, jak tylko Żydzi to potrafią. Gdy Jakub w ogóle pomyślał o Jezusie, czuł się jak zdrajca. Myśl ta fascynowała go i przerażała. Było w Jezusie, także przecież Żydzie, coś pociągającego, ale jednocześnie Jego Osoba stała się kamieniem niezgody w narodzie wybranym dwadzieścia wieków temu. Jakub jednak był przyjaźnie nastawiony do ludzi. Gdy pewnego razu jego przyjaciel – a działo się to w 1969 roku w Pasadenie w Teksasie – zaprosił go do odwiedzenia tamtejszego kościoła, nie potrafił odmówić.

Klaskanie w dłonie i żwawe pieśni nie bardzo przypadły mu do gustu. Dla niego był to wyraz zbytniego emocjonalizmu. „Ale – pomyślał – czy psalmista nie każe chwalić Boga śpiewem, klaskaniem i graniem na bębnie?” Niewiele pamięta z kazania. Zatopiony był we własnych myślach. Pod koniec nabożeństwa pastor poprosił o wyjście do przodu tych, którzy potrzebują modlitwy. Jakub, pełen wewnętrznych wątpliwości, wyszedł z innymi. W końcu modlitwa nikomu nie zaszkodzi. Gdy przyszła kolej na niego, pastor zapytał:

— Jaki jest twój problem?

Jakub milczał. Pastor powtórzył pytanie:

— O co mamy się modlić?

Nie padła żadna odpowiedź. Pastor postanowił więc, że będzie modlił się w językach, „gdy bowiem nie umiemy się modlić, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). Rabina otoczyła grupka kilku osób. Ktoś położył mu rękę na ramieniu, ktoś inny na głowie. On sam zamknął oczy, gdy z ich ust niczym potok żywej wody wytrysnęła modlitwa równoczesna. Wszyscy zaczęli modlić się po angielsku, ale z czasem ich słowa popłynęły w nieznanych językach. Wszystko trwało kilka krótkich chwil. Gdy szmer błagalny ucichł, rabin Rabinowitz otworzył oczy. Po jego policzkach i długiej żydowskiej brodzie spływały łzy.

— To było piękne! – wyszeptał. – Kto z was jest Żydem?

Zapadło milczenie.

— Przepraszam, że nie rozpoznaję. Kto z was mnie zna?

Znów nikt nie odpowiedział.

— Głos słyszałem stąd – powiedział rabin i wskazał na stojącego za nim mężczyznę. – Jesteś Żydem?

Mężczyzna uśmiechnął się jowialnie:

— Ja? Żydem? – zapytał. – Jestem najprawdziwszym z prawdziwych Irlandczyków. Nazywam się John Gruver.

— To on! To ten głos! – wykrzyknął rabin. Wstał z klęczek, podniósł ramiona w podnieceniu i zawołał:

— Mówiłeś po hebrajsku! Mówiłeś piękną hebrajszczyzną! Gdzie się tego nauczyłeś?

— Nie znam po hebrajsku ani jednego słowa – odrzekł John Gruver, ten najprawdziwszy z Irlandczyków.

— Ależ tak – wołał rabin. – Powiedziałeś, jak miał na imię mój ojciec, a przecież nikt w całym Teksasie nie zna mojej rodziny. A potem powiedziałeś coś pięknego, jakby proroctwo. Mówiłeś: Miałem sen. Miałem sen, że udasz się do wielkich miast i będziesz tam głosił. Ci, którzy dotychczas nie słyszeli, zrozumieją, ponieważ ty, Jakub, syn rabbiego Ezechiela, wszedłeś w pełnię Ewangelii Jezusa Chrystusa.

To wydarzenie całkowicie odmieniło życie rabina Jakuba Rabinowitza. Od tamtej chwili stał się niezłomnym głosicielem dobrej nowiny. Nie przestał czuć się Żydem. Twierdził o sobie, że skoro Jezus był Żydem, apostoł Piotr był Żydem i Szaweł z Tarsu również był Żydem, on również może nim nadal pozostać. Piotr i Paweł w Jezusie odkryli Mesjasza, na którego Żydzi czekali. Po spotkaniu Jezusa nie przestali być Żydami. Stali się Żydami, którzy uwierzyli w Jezusa. „Pełnymi Żydami” – jak zaczął określać i samego siebie rabin Jakub Rabinowitz… A swoją drogą, przecież w Chrystusie „nie ma już Żyda ani poganina, nie ma niewolnika ani człowieka wolnego, nie ma mężczyzny ani kobiety, lecz wszyscy jesteśmy kimś jednym w Jezusie Chrystusie, Panu naszym” (por. Ga 3,28).

Polub stronę na Facebook