Zaczęło się od niemieckiego ginekologa i teologa zarazem, Eberharda Schaetzinga. Pół wieku temu badacz doszedł do wniosku, że wiele chrześcijańskich par może mieć kłopoty ze współżyciem spowodowane … kościelnym dogmatyzmem. Dziś w podręcznikach do neurologii coraz częściej pojawia się jednostka o nazwie „nerwica eklezjogenna”. Przyczyną choroby jest fałszywy obraz Boga.
Bibliści o nachyleniu egzystencjalnym dowodzą, że powszechnie znaną przypowieść o talentach należy interpretować w odniesieniu do wizerunku Boga, jaki nosimy w sobie. Jezus stwierdza, że sługa, który otrzymał jeden talent, schował go motywowany strachem: „Panie, wiedziałem, żeś jest człowiek twardy: chcesz żąć tam, gdzie nie posiałeś, i zbierać tam, gdzieś nie rozsypał. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” (Mt 25,24-25).
Jeśli w osobie „pana” z przypowieści widzieć samego Boga (a wszystko wskazuje na to, że to właściwy kierunek interpretacyjny), wówczas okazuje się, że strach przed Bogiem prowadzi do niewłaściwej postawy wobec Niego. Jest to często strach przed ryzykiem, z jakim wiąże się pełnienie Jego woli. Nieuzasadniony lęk przed Bogiem (nie mylmy go z bojaźnią Bożą, która jest niczym innym, jak początkiem mądrości) wynika często właśnie z niewłaściwego obrazu Boga, jaki ktoś nosi w sobie. W praktyce osoba, nie podejmując żadnego ryzyka, stara się kontrolować wszystko wokół. Sądzi, że w ten sposób uda jej się zachować to, co już zdobyła. Tymczasem rozumowanie takie okazuje się fałszywe, bo niewłaściwy obraz Boga prowadzi także do zafałszowanego obrazu samego siebie. Jak w krzywym zwierciadle.