fot. Agnieszka Bugała
Z oławskiego pisma „Głos Apostołów”. Z ks. M. Rosikiem rozmawiali ks. Janusz Gorczyca i Piotr Wróbel.
Redakcja: – Gdzie lepiej przeżywa się Boże Narodzenie: w Polsce, w bardzo słowiańskiej atmosferze, czy tam, gdzie judaizm z islamem przeplata się z chrześcijaństwem, często mocno komercyjnym?
Ks. Mariusz Rosik: – Najtrudniejsze Boże Narodzenie przeżyłem właśnie w Izraelu. Nie obchodzi się tam wigilii, która jest wyłącznie polskim zwyczajem. Mogłem się o tym przekonać studiując w jerozolimskiej filii Papieskiego Instytutu Biblijnego „Biblicum” w Rzymie. Ponieważ pierwszy semestr przypada na czas Bożego Narodzenia, więc wyjazd na święta do domu był niemożliwy. Wigilia wyglądała w ten sposób, że zebraliśmy się wraz z kolegami na kolacji, której menu składało się głównie z arabskiego jedzenia. Nie przepadam za ich kuchnią, więc zjadłem tylko solonego pomidora. Bez opłatka, żadnych życzeń ani kolędowania. I tak sobie ze wzruszeniem wspomniałem dom i polskie świętowanie … W sercu poczułem ścisk. Poszedłem do swojego pokoju i przez trzy godziny słuchałem Beethovena ze słuchawkami na uszach. O godz. 23.00 pojechaliśmy do Betlejem, oddalonego ok. 8 km od Jerozolimy, gdzie odprawiliśmy Pasterkę. No i to było już przeżycie bardzo duże, ogromnie poruszające duchowo, niezapomniane. Przy okazji utkwiło mi w pamięci, że w pierwszym rzędzie siedział Jaser Arafat z żoną, która jest chrześcijanką.
Redakcja: – Los mieszkańców Betlejem nie jest łatwy.
Ks. M. Rosik: – Jest to specyficzne miejsce, bo w 2001 roku zaczęto budować mur, którym Żydzi postanowili odgrodzić się od Palestyńczyków. Betlejem stało się strefą wybitnie arabską. Obecnie można spotykać w mieście młodych ludzi, którzy mają po siedemnaście lat i nigdy w życiu nie byli w Jerozolimie. Tu się urodzili i nigdy nie mieli możliwości wyjechania za mur. Żyją w getcie, które zostało im stworzone przez Żydów. My jako turyści czy pielgrzymi, wjeżdżamy sobie względnie swobodnie do tych miast, często bez wielkiej kontroli. Sytuacja miejscowych pod tym względem jest bardzo trudna.
Z tym miejscem wiąże się jeszcze jedna smutna historia z radosnym zakończeniem. W Jerozolimie, na Górze Oliwnej siostry elżbietanki prowadzą dom dla sierot i półsierot. Przebywają tam głównie dzieci palestyńskie. W czasie, gdy wznoszono mur, dzieci miały akurat przerwę świąteczną, więc siostry zabrały je do Betlejem do swoich dalszych rodzin. Niestety, nie pozwolono im już powrócić do Jerozolimy. Zmagania prawne tak długo trwały i były tak skomplikowane, że siostry stwierdziły, iż wybudują drugi dom w Betlejem. Powstał i nazwano go „Domem Pokoju”. Mieszka tam dużo dzieciaków z samego Betlejem.
Redakcja: – Większość mieszkańców Betlejem to Arabowie.
Ks. M. Rosik: – Tak, Żydów tam praktycznie nie ma. Warto też zauważyć, że jest to jedno z największych skupisk chrześcijan w całej Ziemi Świętej. Jakieś 20 lat temu szacowano, iż niemal 90 procent tutejszej populacji, to chrześcijanie. Dzisiaj jest ich ok. 40 procent. A w ogóle miasto liczy ponad 30 tys. mieszkańców.
Redakcja: – Jak daleko miała Maryja z Józefem, kiedy szli z Nazaretu do Betlejem?
Ks. M. Rosik: – Cała Ziemia Święta, bez południa, bo tam jest sama pustynia, jest niewielka, ma mniej więcej powierzchnię województwa dolnośląskiego. Między Nazaretem a Betlejem jest około 120 km. Łatwo obliczyć, że Maryja, będąc w stanie błogosławionym, mogła przejść co najwyżej 15 km dziennie. Cała wyprawa trwała więc około jednego tygodnia.
Redakcja: – Znamy relacje biblijne związane z narodzeniem Pana Jezusa i Jego dzieciństwem. Czego nie wiemy, a czego możemy się dowiedzieć z badań archeologicznych czy historycznych?
Ks. M. Rosik: – Gdy czytamy Ewangelię Łukasza, znajdujemy taki fragment: „Nie było dla nich miejsca w gospodzie”. Wyobrażamy sobie, że Jezus naradził się w stajni. Archeologia pokazuje bardzo wyraźnie, że domy w Palestynie, w I wieku, budowano w taki sposób, że jeśli było to możliwe, to część wykuwano w skale. I to była ta stała część budynku. Natomiast na zewnątrz groty dobudowywano lekką konstrukcję z kamienia i drewna. W tamtych warunkach klimatycznych było to bardzo dobre rozwiązanie. My mamy cztery pory roku, a tam są dwie: pora letnia oraz deszczowa i bywało, że przez kilka miesięcy roku padał deszcz. W tej sytuacji dom wykuty częściowo w skale zapewnia większy komfort niż nieszczelna przybudówka.
Zazwyczaj część wydążona w skale miała górny poziom, gdzie mieszkała rodzina. Część dolną i przybudówkę zajmowały zwierzęta. Zatem, gdy w Biblii jest mowa o tym, że nie było dla nich miejsca w gospodzie (hebr. khan), chodzi o to, że nie było dla nich miejsca na pierwszym piętrze, które zamieszkiwali właściciele domostwa. Widocznie rodzina zamieszkująca ów dom zgodziła się na to, by Józef z Maryją zatrzymali się na parterze, gdzie były zwierzęta.
Redakcja: – Wedle Ewangelii do małego Jezusa przyszli oddać pokłon „Królowie” lub „Mędrcy”, bądź „Magowie”. Czy są podstawy historyczne by sądzić, że takie odwiedziny miały miejsce? A może autor Ewangelii to wymyślił, by podkreślić boskość i królewskość Jezusa?
Ks. M. Rosik: – Zacznijmy od tego, czego nie wiemy o owych trzech postaciach. Po pierwsze, nie znamy ich tożsamości. Zwyczajowo mówimy „Trzej Królowie”, ale w tekście nie ma nic na temat królów. Czyli na pewno nie byli to królowie, choć niektórzy twierdzą, że skoro jeden z nich ofiarował złoto, a to posiadali tylko monarchowie (skąd takie przypuszczenie?), więc zapewne byli to królowie. Dla mnie to wątpliwy argument.
Inni wskazują na „Mędrców”. Tu jesteśmy chyba bliżej prawdy, bo w tekście użyte jest greckie słowo magoi, czyli „magowie”. Ale magami nazywano na dworze perskim zarówno astronomów, jak i astrologów. Astrologowie to wróżbici, astronomowie to badacze nieba, czyli osoby zajmujące się jedną z dziedzin nauki. I w tym sensie można ich nazwać też „mędrcami”.
Kolejną rzeczą, której nie znamy, to ich imiona. Mówimy o nich Kacper, Melchior i Baltazar, ale to wynika z tradycji. Gdy w pierwotnym Kościele kapłan wchodził do czyjegoś domu, pozdrawiał domowników słowami: Christus mansionem benedicat! Znaczy to: „Niech Chrystus pobłogosławi ten dom”. Tytuł „Chrystus” wypowiadano jako „Kristus”. Pierwsze litery pozdrowienia tworzą akrostych KMB, a stąd już blisko do tradycyjnych imion wędrowców. Nie wiemy też ilu ich było. Tradycyjnie mówi się o trzech, bo były trzy dary: złoto, kadzidło i mirra. I nie wiemy, co za gwiazda ich prowadziła. Mamy tu oczywiście całą masę różnych propozycji: koniunkcja Jowisza, Saturna, spadająca gwiazda… Itd.
Natomiast to, co naprawdę istotne w tym tekście ewangelicznym wyrażone jest greckim słowem proskenein. Chodzi o gest proskyneza – pokłonu twarzą do ziemi. Taki pokłon na starożytnym Bliskim Wschodzie oddawano tylko królom. I właśnie owi wędrowcy taki pokłon oddali Jezusowi, co oznacza, że złożyli Mu hołd jako Królowi. A że byli poganami, oddając Mu pokłon uznali w nim Króla całego świata, a nie tylko Żydów. Myślę, że to jest istotą całej opowieści.
Redakcja: – Co jeszcze badania naukowe korygują w naszym wyobrażeniu o narodzeniu Pana Jezusa?
Ks. M. Rosik: – W Ewangelii Mateusza czytamy: „Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem sprawiedliwym i nie chciał narazić Jej na zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie” (Mt 1,18-19). Większość z nas myśli tak: skoro nie mieszkali razem, to byli narzeczonymi. I powinni mieć dziecko dopiero po zamieszkaniu razem. Kluczowe jest tu jednak słowo „po zaślubinach”, czyli już po ślubie, ale „wpierw nim zamieszkali razem”. Dalej przecież w tejże Ewangelii czytamy, że anioł Pański mówi o Maryi już jako o „Małżonce” Józefa: „Gdy powziął tę myśl, oto anioł Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: «Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w Niej poczęło” (w.20).
Chodzi o to, że w judaizmie młoda para najpierw podpisywała kontrakt małżeński i od tego momentu byli już legalnym małżeństwem. Ale nie mieszkali jeszcze ze sobą. Mężczyzna miał rok na przygotowanie hucznego wesela. A trzeba wiedzieć, że wesela trwały siedem dni. Dopiero wtedy następowało uroczyste przeprowadzenie młodej małżonki do domu jej męża.
Redakcja: – Na czym więc polegał dylemat Józefa?
Na tym, że mogła się zrodzić w nim myśl o zdradzie. Chciał zapewne wręczyć Maryi list rozwodowy. W wielu opracowaniach czytamy, że Maryi groziło ukamienowanie za to, że była w ciąży, ale to nieprawda. Prawo żydowskie mówiło co prawda, że kobietę cudzołożną można ukamienować, jednak pod warunkiem, że mamy na to dwóch męskich świadków. Świadectwo kobiet i dzieci się nie liczyło. Jest rzeczą oczywistą, że w przypadku Maryi żadnych świadków poczęcia Jezusa nie mogło być. Na szczęście Pan Bóg zainterweniował w całą sytuację i Józef zmienił decyzję.
Redakcja: – Dlaczego Ewangelista tak bardzo podkreśla prawość Józefa?
W tamtych czasach listy rozwodowe wręczano w obecności przynajmniej dwóch męskich świadków w synagodze. Tymczasem Józef chciał to zrobić potajemnie, czyli napisać, wręczyć go Maryi i odesłać do mężczyzny, który jest naturalnym ojcem dziecka. Gdyby to zrobił publicznie, Maryja mogłaby zostać napiętnowana przez mieszkańców Nazaretu.
Redakcja: – Sporo o okolicznościach narodzin Jezusa mówią apokryfy – starożytne pisma żydowskie i chrześcijańskie, które nie weszły do kanonu ksiąg biblijnych.
Ks. M. Rosik: – To prawda. Można tam przeczytać, na przykład, że Józef, gdy poślubiał Maryję, był wdowcem. Szacuje się, że Maryja poślubiając Józefa miała ok. czternastu lat, a on około czterdziestu. Dlatego Jakub, wspominany w Ewangeliach jako brat Jezusa, miałby być synem Józefa z pierwszego małżeństwa…
Redakcja: A, czy są biblijne przesłanki za wykluczeniem istnienia rodzeństwa Jezusa?
Ks. M. Rosik: Dla mnie przekonująco o tym świadczy wydarzenie pod krzyżem. Żydowskie prawo mówiło, że gdy kobieta nie ma już męża, a umiera też najstarszy jej syn, który po śmierci ojca piastował rolę najważniejszej osoby w rodzinie, to jego rolę przejmował następny po nim syn wdowy. Gdyby więc Jezus miał rodzonego brata, to rolę opiekuna Maryi nie musiałby przejmować św. Jan.
Redakcja: – O rzezi niewiniątek wspomina tylko Ewangelista Mateusz. Trochę to podejrzane…
Ks. M. Rosik: – To prawda i nie ma też pozabiblijnych źródeł wspominających o tym wydarzeniu, co z historycznego punktu widzenia jest dość kłopotliwe. Może więc w ogóle takie zdarzenie nie miało miejsca.
Redakcja: – Skoro Biblia jest pismem natchnionym, to jaka jest wartość opowieści o rzezi niewiniątek?
Ks. M. Rosik: – Wartość jest teologiczna… Ale przypomnijmy pewną ogólną zasadę interpretacyjną Biblii: jest ona nieomylna i bezbłędna w kwestiach wiary i moralności. We wszystkich innych sprawach nie posiada ona tej klauzuli. W Piśmie Świętym spotykamy się z błędami natury historycznej, geograficznej, astronomicznej itd. Prawda Pisma Świętego polega na nieomylności jedynie w dwóch sprawach: wiary i moralności.
Rzeź niewiniątek opisuje św. Mateusz. Był z pochodzenia Żydem i co najważniejsze, pisał swoją Ewangelię do chrześcijan wywodzących się z judaizmu. A wiadomo, że dla Żydów najważniejszą postacią Starego Testamentu jest Mojżesz, bo wyprowadził ich z Egiptu, gdzie cierpieli w niewoli. Mateusz miał więc za cel ukazanie Jezusa Chrystusa jako drugiego Mojżesza. Skoro więc po narodzinach Mojżesza Egipcjanie dokonali rzezi pierworodnych chłopców w wieku do lat dwóch, to i narodzinom Jezusa musiała towarzyszyć taka tragedia. Zabieg taki zastosował też ewangelista w konstrukcji innych ważnych wydarzeń z życia Jezusa: Mojżesz dał Pięcioksiąg – Jezus daje pięć mów (nowy Pięcioksiąg). Mojżesz dał narodowi Dekalog otrzymany na Górze Synaj – Jezus dał nowe prawo na Górze Błogosławieństw, jakim jest przykazanie miłości.
Redakcja: – Czy Jezus chodził do szkoły?
Ks. M. Rosik: – O tym, że Jezus znał język hebrajski świadczy fragment Ewangelii Łukasza, gdzie opisana jest wizyta Jezusa w synagodze w Nazarecie; tam czytał po hebrajsku Księgę Izajasza, a później ją wyjaśniał po aramejsku. To sugeruje, że zapewne chodził do szkoły.
W wieku od lat pięciu do dwunastu. Była do szkoła przysynagogalna w Nazarecie. Mieściła się niedaleko domu Maryi i Józefa. Obecnie stoi tam niewielki kościół przekształcony z dawnej synagogi. Edukacja była tylko dla chłopców. Od piątego do dziesiątego roku życia uczyli się Tory – Pięcioksięgu. Od dziesiątego do dwunastego – poznawali tzw. tradycję ustną. Potem następowała bar micwa, czyli wprowadzenie w dojrzałość. Od tego czasu chłopiec mógł czytać Torę w synagodze, stając się „synem przykazania”. Obowiązywały go wszystkie sześćset trzynaście przykazań zapisanych w Torze.
Redakcja: – Wszystko, co Ksiądz mówi kłóci się z naszym wyobrażeniem o biednej Rodzinie Józefa, Maryi i Jezusa…
Ks. M. Rosik: – Przekonanie o biednej Rodzinie wzięło się stąd, że Jezus urodził się w bardzo nędznych warunkach. Ale stało się tak tylko dlatego, że Józef i Maryja byli w podróży. Józef nie był biednym człowiekiem. Zwróćmy uwagę na przykład na to, że w Kanie Galilejskiej były kamienne stągwie do żydowskich oczyszczeń. Musiały być duże, bo w nich musiał się zanurzyć cały człowiek. Stągwie służyły jedynie ludziom ubogim. Bogatsi Żydzi mieli mykwy, czyli niewielkie baseny usytuowane w domowych piwnicach. Na mykwę, gdzie była doprowadzana i odprowadzana woda, mogli pozwolić sobie tylko zamożni ludzie. W domu Józefa była mykwa.
Redakcja: – A jaką mamy pewność, że dom w Nazarecie jest faktycznie domem św. Józefa?
Ks. M. Rosik: – Wskazuje na niego tradycja chrześcijańska od II w. Już w II wieku po Chrystusie znajdująca się tam mykwa została przekształcona na basen chrzcielny, o czym świadczą inskrypcje i rysunki tam umieszczone. Badania archeologiczne potwierdzaną, że od II wieku udzielano tam chrztów. Mówimy tu jednak o bardzo dużym prawdopodobieństwie, a nie o stuprocentowej pewności.
Redakcja: – Ale za ubóstwem rodziców Jezusa ma też świadczyć ofiarowanie za Niego w świątyni gołąbków i synogarlic.
Ks. M. Rosik: – Prawo nazywa ją ofiarą ubogich, ale w praktyce wszyscy taką składali.
Redakcja: – Za tym, że Józef nie był taki biedny może też świadczyć to, że został opiekunem Maryi. Wybrali go – wg apokryfów – świątynni opiekunowie Maryi i pewnie też dlatego, że dawał jakieś materialne zabezpieczanie.
Ks. M. Rosik: – Tak. Apokryfy mówią też o tym, że Józef budował w Seforis amfiteatr, którego pozostałości zachowały się do naszych czasów. To również świadczyłoby o tym, że był człowiekiem względnie bogatym; miał pracę w dużym mieście, był zatrudniony przez Rzymian i od nich brał zapłatę.
Polub stronę na Facebook